Wednesday 17 September 2014

Nie gangster, a gorzej - poprawia Ela!

Jak to Kuba z Klodawy stal sie najslawniejszym morderca londynskich prostytutek?
 Historia znana kazdemu i zawsze rozpala umysly. Po 126 latach wyszlo na jaw, ze Klodawa wyslal biednego Kube schizofrenika zreszta na biedny tulaczy los. Morderczy to los- doda ciocia. 
Zla jestem z natury i oczywiscie zgadzam sie, ze w Klodawie trzeba urzadzic muzeum Kuby Rozpruwacza, labirynt smierci, zle miasteczko, lekcje anatomii w kostnicy i nocne wycieczki po kopalni soli. Dodatkowo bedzie sklepik z babeczkami w ksztalcie wycietych macic i biszkopciki w ksztaltach cycuszkow. Wszystko polane czerwonymi sosami a sprzedawcy beda w urokliwych fartuchach masonskich i szpadami beda odcinali kupony turystom. 
Mam glowe do interesow.  Bom imigrantka - morderczyni!


Kuba Rozpruwacz siał postrach na ulicach Londynu w końcówce XIX wieku (fot. PAP/UPPA/Photoshot)



Lista najbardziej podejrzanych była długa. Liczyła ponad 30 nazwisk. Oskarżano m.in. Polaka, seryjnego mordercę Seweryna Kłosowskiego (znanego jako George Chapman), malarza Waltera Sickerta, księcia Alberta Wiktora, wnuka królowej Wiktorii, słynnego pisarza Lewisa Carrolla, twórcę „Przygód Alicji w krainie czarów” oraz żydowskich imigrantów z Polski, Aarona Kozmińskiego (którego DNA pokrywa się z materiałem biologicznym, znalezionym pod paznokciami ofiar) i Józefa Lisa.


- Mamy kopalnię soli, kościół barokowy i poradzimy sobie bez Kuby Rozpruwacza - mówi promotorka Kłodawy.




Wygląda na to, że po 126 latach jedna z największych zagadek historii została rozwiązana. Kubą Rozpruwaczem nie był wnuk królowej Wiktorii ani jej lekarz. Morderca pochodził najprawdopodobniej z wielkopolskiej Kłodawy. To wschodni cypel województwa, tuż przy granicy z Kongresówką. Bliżej stąd do Kutna niż do Poznania.

Zbrodniarz nazywał się Aaron Mordke vel Kośmiński.

Dzieci Goldy i krawca Józefa

Przyszedł na świat 11 września 1865 roku w żydowskiej rodzinie. Jego ojciec Józef był krawcem, matka Golda urodziła jeszcze czwórkę dzieci. W 1880 roku, po śmierci ojca, przyszły Rozpruwacz wyemigrował do Londynu, gdzie zamieszkał wraz z siostrą w najbiedniejszej jego dzielnicy - Whitechapel. Pracował jako fryzjer. Już jako młody człowiek - mężczyzna o surowej twarzy, z krzaczastymi bokobrodami i imponującym wąsem - miewał problemy psychiczne. Do szpitala psychiatrycznego został wywieziony w 1891 roku - trzy lata po serii zabójstw.
W psychiatryku nie był agresywny, miał halucynacje, bał się, że zjedzą go inni ludzie, prawdopodobnie cierpiał na schizofrenię. W jego aktach medycznych jest napisane też, że był autodestrukcyjny, co według standardów XIX wieku oznaczało, że często się masturbował, odmawiał natomiast umycia się. Zmarł według jednych źródeł w 1899, według innych - w 1919 roku.
O tym, że straszny Kuba to Aaron Kośmiński, napisał Russell Edwards w wydanej 9 września tego roku książce "Naming Jack the Ripper". Rewelacje obiegły światowe media. Trudno jednak powiedzieć, by zelektryzowały mieszkańców Kłodawy. To małe miasto - 6 tys. mieszkańców. Największą atrakcją turystyczną jest kopalnia soli. Rynek otoczony zaniedbanymi pawilonami i domami, z których kilka świeci pustkami. Paru mężczyzn pije piwo na ławkach. Najnowszych doniesień o Kubie Rozpruwaczu nie słyszeli. Słyszał Jan Sierocki, emerytowany górnik. - Mówili w telewizji, ale czym tu się chwalić? - pyta.

W drodze do Urzędu Miasta i Gminy w Kłodawiezaczepiam cztery młode kobiety przy pawilonie handlowym, jedna z nich - ciemnowłosa Ela - siedzi na masce fiata. - Myśli pani, że jest się czym chwalić? To przecież morderca.
- Właśnie - wtrąca koleżanka. - Jakiś gangster.

- Nie gangster, a gorzej - poprawia Ela. - Ja mam dzieci i nie chciałabym, żeby teraz w Kłodawie powstało jakieś muzeum Kuby Rozpruwacza. Co by było, gdyby moje dziecko pomyślało: "Fajnie, może o mnie też zrobią muzeum?". Ale wiadomo, jak będzie pomysł, żeby zrobić, to zrobią. Wtedy nawet dom, w którym mieszkał, się znajdzie.

Odnalezienie rodzinnego domostwa zabójcy może być jednak trudne. Kłodawa do XX wieku składała się z drewnianych domów, które często płonęły.
- Wykrycie jakiegokolwiek śladu domu Kuby Rozpruwacza jest moim zdaniem niemożliwe - mówi Barbara Gańczyk, która napisała pracę "Dzieci Hioba z Kłodawy" i zajmuje się m.in. historią Żydów z tego regionu. - W Archiwum Państwowym w Poznaniu jest akt urodzenia Aarona Kośmińskiego i akt ślubu jego rodziców. Ale w samej Kłodawie mamy niewiele informacji na temat tej rodziny.
W roku urodzenia Kośmińskiego na terenie Kłodawy mieszkało 655 Żydów, co stanowiło 26 procent ludności. 90 proc. Żydów prowadziło interesy na dwóch ulicach - Warszawskiej i na Rynku. Pod koniec XIX wieku na 95 kłodawskich sklepów, aż 73 należały do żydowskich handlowców. Niedaleko ul. Rynek stała bożnica. Teraz na jej miejscu jest dom kultury - żydowska historia Kłodawy skończyła się w styczniu 1942 roku wywiezieniem prawie wszystkich do obozu zagłady w Chełmnie.
Zuchwały Kuba pisze do szefa
Jest noc 31 sierpnia 1888 roku. Mary Ann Nichols, 43-latka, znana też jako Polly, prostytutka z Whitechapel, idzie ciemną ulicą. Jest pijana, szuka klienta. Zbliża się trzecia, kiedy spotyka koleżankę po fachu Emily Holland. - Chodź do domu - namawia Emily. Ma na myśli pokój, który wynajmują. Polly jest jednak uparta. Chwilę później słyszy za sobą kroki. Być może ktoś kładzie jej dłoń na ramieniu. Nichols odwraca się gwałtownie i widzi... no właśnie. Przez ponad sto lat nie wiedziano, do kogo należy ocieniona cylindrem twarz. A Mary Ann była pierwszą z pięciu potwierdzonych ofiar Kuby Rozpruwacza. Jej ciało znalazł woźnica. Było jeszcze ciepłe.
Morderca nie tylko podrzynał kobietom gardła, ale też wycinał piersi, narządy płciowe i organy wewnętrzne. Policja była bezsilna. Podejrzewano ludzi z medycznym wykształceniem, rzeźników i kuśnierzy. Nad sprawą Rozpruwacza pracował cały Scotland Yard. Przesłuchano ponad 2000 osób, z których wyłoniono ponad 300 podejrzanych, a 80 zatrzymano.
Na liście podejrzanych był m.in. znany malarz, były premier, a nawet wnuk królowej. Ten ostatni najbardziej rozpalił wyobraźnię filmowców, którzy z upodobaniem przedstawiali właśnie taką wersję wydarzeń. Filmów z londyńskim mordercą w roli głównego złego powstało kilkaset. Z jego zagadką mierzył się Sherlock Holmes. W 2001 roku do kin wszedł film "Z piekła rodem", w którym zagrał Johnny Depp.
Faktyczny Rozpruwacz nie tylko terroryzował Whitechapel, lecz także bawił się z policją, ponieważ czuł się bezkarny. Wysyłał listy do prasy i do inspektorów, którzy prowadzili sprawę. Podpisywał się np. "Zuchwały Kuba". Jeden z listów zaczął słowami "Drogi szefie". Sam siebie ochrzcił Rozpruwaczem. I pod takim właśnie mianem stał się nie tylko legendą, ale też elementem popkultury. W Londynie można pójść na wycieczkę śladami Kuby Rozpruwacza. A w 1970 roku ukuto nawet termin "ripperologia" (ang. Jack the Ripper), czyli badania naukowe poświęcone mordercy z Whitechapel.
Zdemaskowaliśmy go naprawdę!
Jak to możliwe, że po 126 latach nagle padło na Żyda z Wielkopolski? Aaron Kośmiński nie wziął się znikąd. Był jednym z głównych podejrzanych dla londyńskiej policji. Jego nazwisko pojawia się w notatkach służbowych Scotland Yardu. Winy jednak mu nie udowodniono.
Mijały lata, zagadka fascynowała badaczy i pasjonatów. Do tych ostatnich należy Russel Edwards, brytyjski biznesman, który w 2007 roku kupił na aukcji zakrwawiony szal mający należeć do Catherine Eddowes, czwartej ofiary. Szal miał być zabrany z miejsca zbrodni przez sierżanta, który podarował go żonie. Ta nie chciała go nosić, bo były na nim ślady krwi. Przeleżał więc w szafie kilka pokoleń, aż siedem lat temu trafił pod młotek.
Edwards oddał go ekspertowi od biologii molekularnej dr. Jariemu Louhelainenowi z liverpoolskiego uniwersytetu Johna Mooresa. Ten, korzystając z kamery na podczerwień oraz nowoczesnych technik pozyskiwania DNA, znalazł na materiale ślady krwi. Potem odnalazł potomków Kośmińskiego.
- Ustaliliśmy definitywnie, kategorycznie i absolutnie, że mordercą był Kośmiński - przekonuje Edwards cytowany w "Guardianie". - Nie uwierzą w to tylko ci, którzy chcą, żeby trwał mit nieuchwytnego mordercy. Ale prawda jest taka, że go zdemaskowaliśmy.
Nagle odkryta tożsamość Kuby Rozpruwacza budzi oczywiście wątpliwości. Richard Cobb, który w Londynie oprowadza wycieczki "śladami Kuby Rozpruwacza", przekonuje na łamach "Timesa", że szal był dotykany przez wiele osób i pozyskane z niego próbki nie mogą być wiarygodne. Dr Louhe-lainen twierdzi jednak, że wątpliwości nie ma, i dodaje, że jeszcze pięć lat temu ustalenie tożsamości Rozpruwacza takimi metodami, jakimi on tego dokonał, byłoby niemożliwe.
Szum wokół teorii doktora z pewnością dobrze wpłynie na sprzedaż książki Edwardsa. Czy również Kłodawa może skorzystać?
Idę do Urzędu Miasta i Gminy w Kłodawie. To szary budynek kryty metalowymi płytami. W jednym z biur na pierwszym piętrze siedzi nad laptopem Dorota Galus, sekretarz gminy. Kiedy się przedstawiam, ciężko wzdycha. - Od trzech dni nic innego nie robię, tylko odbieram telefony od mediów - tłumaczy. - Wszyscy nagle się zainteresowali Kłodawą. A Kuba Rozpruwacz to morderca i naprawdę nie mamy z czego być dumni.
Pani sekretarz zapewnia, że miasto nie ma zamiaru otwierać muzeum Kuby Rozpruwacza. Ani tworzyć wokół tej postaci atrakcji turystycznych. - Myśleliśmy jedynie, żeby z okazji Halloween zrobić małą wystawę. Ale nie poświęconą Rozpruwaczowi, tylko jego rodzinie. I to wszystko. Na pewno nie będzie u nas ulicy Kuby Rozpruwacza.
- Żeby postawić muzeum, trzeba mieć eksponaty - dodaje Izabela Nowakowska, specjalistka ds. promocji miasta. - Skąd mamy je wziąć? Mamy w Kłodawie kopalnię soli, zabytkowy kościół barokowy i 30 tys. turystów rocznie. Radziliśmy sobie do tej pory bez Rozpruwacza i na pewno nadal będziemy sobie radzić. 




Tutaj publikuje komentarze pod tekstem z Gazety Wyborczej. Wiadomo, ze teraz w tekstach juz nie brakuje baboli. One po prostu wystepuja jak rodzynki w keksie. Translator wyrwany zywcem z googla i tragedia gotowa. Nie dosc, ze dowalono sie do wszystkiego to i jeszcze londek wciska banialuki. 



"Szal miał być zabrany z miejsca zbrodni przez sierżanta Amosa Simpsona, który podarował go żonie. Kobieta, kiedy zobaczyła ślady krwi, nie chciała go nosić." Wnioski: 1) policja brytyjska obdarowuje znaleziskami z miejsc zbrodni swoich funkcjonariuszy (od sierżanta wzwyż); 2) ci obdarowują nimi swoje grymaśne żony, 3) żony policjantów są tak rozpieszczone, że nie chcą nosić pamiątek ze śladami krwi (może kolor czerwony nie był wtedy w modzie). I właśnie ta historia jest sto razy ciekawsza w "Gazecie" niż historia Kuby Rozpruwacza. Czy można poprosić redaktora o drugi odcinek - o żonach policjantów?

¬Aaron Kosminski był ŻYDEM. Tylko i wyłącznie.


¬Czyli nie Jack tylko jednak Kuba

¬Sprawa Jakuba T.,oskarżonego o gwałt w Exeter , wcale nie jest taka jednoznaczna,jak wskazywałyby ,dość niechlujne wyniki badań DNA wykonane właśnie przez angielskich specjalistów.Żałosne jest to dążenie ,za wszelką cenę ,do udowodnienia,że całe zło pojawia się zawsze w tym cudownym kraju za sprawą imigrantów.

¬2014-126=1888r. Polska w tym czasie nie istniała. Skąd więc wniosek, że rzeczony Żyd był Polakiem ??? Kolejna poprawność polityczna po brytyjsku ??? Niedługo zapewne dowiemy się, że pakistańscy gwałciciele z Rotherham też są narodowości polskiej :/

¬Po pierwsze, portret Kozmińskiego (nie Kośmińskiego) zamieszczony w tym artykule pochodzi z taniej broszurki i z całą pewnością jest tylko radosną impresją nieznanego artysty, nie mającą nic wspólnego z rzeczywistym wyglądem Aarona.

¬Jego matka była Żydówką. 
Za ww.jewish.org.pl
"Każdy, kto ma matkę Żydówkę lub przeszedł przez oficjalną procedurę konwersji na judaizm jest Żydem. Należy zaznaczyć, że bycie Żydem nie ma nic wspólnego z przekonaniami lub tym co się robi. Osoba urodzona z rodziców nie-Żydów nawet wyznająca tę samą wiarę jak Żydzi ortodoksyjni oraz przestrzegająca praw i zwyczajów judaizmu nadal pozostaje nie-Żydem nawet dla najbardziej liberalnych odłamów judaizmu podczas gdy osoba urodzona z matki Żydówki nawet jeśli jest ateistą i nigdy nie praktykuje religii żydowskiej nadal uważana jest za Żyda nawet przez ultra ortodoksyjnych Żydów.
W tym sensie, judaizm jest bardziej podobny narodowości niż inne religie i bycie Żydem jest jak obywatelstwo." 
Innymi słowy był ŻYDEM i nie był Polakiem, bo nie mógł, co najwyżej mógł być Rosjaninem. POLSKA nie istniała na arenie międzynarodowej.
Po drugie, autor pisze, iż zbrodniarz zwał się Aaron Mordke vel Kośmiński. Tu nie ma żadnego vel, proszę autora, Mordke to było drugie imię Aarona.
Po trzecie, ojciec Kozmińskiego miał na imię Abram Józef, można sprawdzić na Casebook.org, netowym kompendium wiedzy ripperologicznej.
Po czwarte, Abram Kozmiński zmarł najprawdopodobniej w okolicach roku 1887, nie 1880. Informacja równiez wydłubana z archiwów dzięki ludziom z Casebook.org.
Po piąte, Aaron Kozmiński zmarł w roku 1919 w Lavesden Asylum, dokładnie 24 marca. Dokumentacja się zachowała, przy odrobine researchu (książka Philipa Sugdena, albo Casebook) tę informację można było wykopać.
Po szóste, Mary Ann Nichols nie wynajmowała pokoju na spółkę z Emily Holland. Ona i Emily nocowały zazwyczaj w wieloosobowym pokoju w noclegowni na Thrawl Street 18. Tamtego wieczora Mary została wystawiona za drzwi, gdyż nie miała pieniędzy, by zapłacić za nocleg.
Po siódme, ocieniona cylindrem twarz? Czy autorowi słońce przygrzało? Biedny londyński Żyd, w onym czasie już bez pracy i sypiający po rynsztokach, miałby popylać po ulicach w cylindrze? Cholernie elegancki menel był z tego Aarona.
Po ósme, Rozpruwacz odciął piersi i wyciął zewnętrzne narządy płciowe tylko jednej ofierze, Mary Jane Kelly, ale jej usunął wszystkie tkanki miękkie z klatki piersiowej i brzucha. Annie Chapman wyciął macicę, Kate Eddowes macicę i nerkę, a dwóm ofiarom, Mary Ann Nichols i Elizabeth Stride nie wyciął nic. Ups.
Po dziewiąte, nie ma pewności, że którykolwiek z listów wysyłanych do prasy był rzeczywiście dziełem Rozpruwacza. A jeśli ma nim być Kozmiński, to jakie jest prawdopodobieństwo, że imigrant-schizofrenik był w stanie pisać składne i logiczne listy po angielsku?
Po dziesiąte, Aarona jako jednego z podejrzanych wskazał w swych notatkach sir Melville MacNaghten. Chief constable, a jakże, ale nie w Yardzie. W Metropolitan Police. Ups.
Taki krótki artykuł, a tyle w nim baboli. Imponujące.


                                                     

W tym miejscu chcialam sie pochwalic tym, iz w Kaliszu nie bylo Kuby Rozpruwacza co nie znaczy, ze bylo nudno. Zawsze bylo ciekawie. A jak sie ciocia nudzila to z kolezanka przeganiala samotne kobiety idace parkiem. Lub dopytywala sie w domofonach czy ludzie maja prad lub gaz. Inni szukali Ruskich w Kabulu w pobliskich spozywczakach. takie to tam mialo sie rozrywki. 

Kilka lat temu wystawiona zostala płaskorzeźba z brązu przedstawiającą popiersie Fryderyka Chopina a poniżej czarne klawisze, imitujące fortepian, odsłonięto w niedzielę na kamienicy w centrum Kaliszu. Do 1914 r. stał w tym miejscu dom, w którym kompozytor tańczył mazura.Młody Fryderyk spędził w Kaliszu w 1830 r. (od 3 do 5 listopada) ostatnie chwile przed opuszczeniem kraju na zawsze. Wcześniej, od 1826 r., był tutaj co najmniej pięciokrotnie. "Fryderyk miał tutaj oddanych przyjaciół, liczne grono znajomych, a w tym miejscu tańczył mazura z piękną kaliszanką Pauliną Nieszkowską" - głosi napis pod popiersiem.
                                             

i nasz herb i nasz ratusz co to kolezanka z budowlanki  po maturze chciala uczcic robiac kupe. Oczywiscie nic z tego nie wyszlo ale moglo byc ciekawie.


                                     

Podczas pobytu w Wielkiej Brytanii w sierpniu 1848 roku Fryderyk Chopin wyjechał na kilka tygodni do Szkocji. W Edynburgu zatrzymał się w Douglas Hotel przy St. Andrew Square, w najelegantszym wówczas hotelu. Często gościł w domu lekarza-homeopaty dr Adama Łyszczyńskiego (przy 10 Warriston Crescent), z którym serdecznie się zaprzyjaźnił. 4 października wystąpił z recitalem w Hopetown Rooms (przy Albyn Place). W Edynburgu Chopin z pewnością zwiedził zamek, podziwiał Scott Monument, wędrował zabytkową Royal Mile, wiodącą od zamku do opactwa i Pałacu Holyrood.



Jane Stirling and her sister
Jane Stirling and her sister
W sierpniu udał się Chopin do Szkocji, gdzie zajechał do rodziny swej uczennicy Miss Stirling. Wszystkim, którzy znają muzykę Chopina, jest też znane to nazwisko, ponieważ jej dedykowane są oba nokturny op. 55. U Stirlingów nieledwie zadręczono go nadmierną dobrocią, lecz Chopin mimo to narzekał na swój los. W Edynburgu mieszkał w domu Polaka, dra Liszyńskiego i był tak osłabiony, że trzeba go było znosić ze schodów. Na pytanie doktorowej: — Czy George Sand jest istotnie pańską najlepszą przyjaciółką? — Chopin odpowiedział: — „George Sand? napewno ją nie jest“.


Nie można mu brać za złe, że unikał nieprzyjemnych wspomnień z przeszłości. Wyznał raz, że Sand z powodu jego chudości nazywała go „swym kochanym trupem“. Przejemne, prawda? Miss Stirling niewątpliwie kochała się w nim mimo wszystko, a księżna Czartoryska udała się za nim do Anglji, aby się przekonać, czy ma się lepiej. Jak widzimy, kobiety jeszcze go niezupełnie opuściły, zaś on istotnie nie mógł żyć bez ich pochlebstw i miłej opieki. Można spokojnie powiedzieć, że kobieta, nawet nie wzywana, zawsze znalazła się w pobliżu na jego usługi.Grał 28-go sierpnia w Manchestrze, ale jego przyjaciel Osborne, który był na tym koncercie, mówi o nim: — „Gra jego była zbyt delikatna, aby mogła wywołać entuzjam[2], do tego stopnia, że istotnie żal mi go było“. W drodze powrotnej do Szkocji Chopin mieszkał u państwa Salis Schwabe.Przed kilku łaty pisał o pobyciu Chopina w Szkocji 1848 roku J. Cuthbert Hadden w „Glasgow Heraldzie“. Poeta dźwięków był wówczas bardzo cierpiący, a mimo to z charakterystycznym uporem grywał na koncertach i składał wizyty wielbicielom. Hadden znalazł następującą notatkę w starych numerach glasgowskiego „Courier'a“:Monsieur Chopin ma zaszczyt zawiadomić, iż jego „Matinée Musicale“ odbędzie się w Glasgowie w Merchant Hall 27-go września we środę. Początek o godz. ½2. Bilety w ograniczonej ilości będą sprzedawane po gwinei. Wszystkich szczegółów można się dowiedzieć u Mr. Mnir Wood, Buchananstreet.


Hadden pisze dalej:„Czysty dochód z tego koncertu miał wynosić sześćdziesiąt funtów, sumę śmiesznie małą, jeśli ją porównamy z dochodami naszych wirtuozów; nie, jeszcze śmieszniejszą, jeśli sobie przypomnimy, że 16 lat przedtem Paganini z dwuch koncertów, jakie dał w Glazgowie, miał 1400 funtów ster. Zmarły już Mnir Wood opowiadał: — W Głasgowie byłem wówczas dopiero od niedawna, ale nigdy w życiu jeszcze nie widziałem na mieście z powodu koncertu tylu prywatnych ekwipażów co wówczas. W rzeczywistości na koncert zjechało obywatelstwo okoliczne, a prócz tego przyszła drobna garstka „elity“ glasgowskiej“. Ponieważ to był „poranek“ mieszczanie byli zajęci czem innem, a pół gwinei od osoby było dla ich żon i córek zadużo.

a photograph of the masthead of the Scotsman newspaper

Zmarły dr. James Hedderwich z Glasgowa opowiada w swoich wspomnieniach, że kiedy wszedł do sali, tylko jedna trzecia jej część była zapełniona przez publiczność. Na pierwszy rzut oka widziało się, że audytorium składało się z osobistych przyjaciół Chopina. Dr. Hedderwich poznał natychmiast pianistę. Był to mały, delikatny jegomość w jasno-szarem ubraniu — frak i spodnie miał tego samego koloru obracał się żywo w towarzystwie, rozmawiając z różnemi grupami, a czasem spoglądając na zegarek, który był niewiększy od agatu na wskazującym palcu „aldermanna“. Zupełnie ogolony, z jasnemi włosami i bladą, chudą twarzą był mimo wszystko postacią zajmującą i godną uwagi, a kiedy wreszcie, poraz ostatni rzuciwszy okiem na swój miniaturowy zegarek, wszedł na estradę i usiadł przy fortepianie, natychmiast skupił na sobie uwagę wszystkich. Dr. Hedderwich mówi, że to był raczej koncert salonowy, więcej „piano“ niż „forte“, chociaż tu i owdzie zdarzały się epizody szczególniejszej siły i wielkości. Zdawał sobie jasno sprawę, iż Chopin jest skazany na wczesną śmierć.O ile mogliśmy stwierdzić, żyją jeszcze dwaj świadkowie tego glasgowskiego koncertu w r. 1848. Jednym z nich jest Jul. Seligmann, szanowny przewodniczący glasgowskiego Towarzystwa Muzycznego. Ten w następujący sposób odpowiedział na kilka zadanych sobie pytań:
a newspaper cutting advesrtsing a concert by Chopin
(Above) © National Library Scotland

Parę tygodni przed koncertem spędził Chopin u przyjaciół lub uczniów, którzy zaprosili do[3] do swych leżących w okolicy majątków. Zdaje mi się, że Miss Stirling kierowała tem wszystkiem. Mnir Wood poczynił przygotowania potrzebne do koncertu i przypominam sobie dokładnie, jak mi powiedział, że nigdy jeszcze przy urządzaniu żadnego koncertu nie miał tylu trudności, co tym razem. Chopin tysiąc razy rozważał tę sprawę. Wood kilkakrotnie odwiedza go w domu admirała Napiera w Milliken Park niedaleko Johnstone, ledwo jednak wrócił do Glasgow, znowu wołano go z powrotem, aby zarządzić nowe zmiany. Koncert miał się odbyt[4] w Merchant Hallu przy Hutchesonstreet, dziś gmach hrabstwa. Sala była pełna w trzech czwartych. W pauzach między produkcjami Chopina śpiewała pani Adelasio de Marqueritte, córka słynnego lekarza londyńskiego, zaś Mr. Mnir akompaniował jej. Chopin był najwyraźniej bardzo chory. Uderzenie jego nie miało żadnej siły i podczas gdy wykończenie, wdzięk, elegancja i delikatność jego gry wywoływała podziw Słuchaczów, brak siły czynił ją poniekąd monotonną. Nie pamiętano już wszystkich numerów programu, ale Mazurek w B (op. 7 N. 1) musiał bisować, co też uczynił, tym razem zupełnie inaczej go cieniując niż przedtem. Audytorjum składało się prawie wyłącznie z arystokracji, zaś głównie z dam, między któremi można było zauważyć księżną Argyll i jej siostrę, Lady Blantyre.Drugim naocznym świadkiem jest George Russell Alexander, syn właściciela „Teatru Royal"6 przy Dunlapstreet, który w liście do autora tego artykułu szczególnie podkreśla blady, prawie trupi wygląd Chopina. — Moje wzruszenie — pisze on — było tak wielkie, że parę razy musiałem wychodzić z sali, aby przyjść do siebie. Słyszałem największe i najświetniejsze „gwiazdy“ muzycznego nieba, ale żaden artysta nie pozostawił w mej duszy tak głębokiego wrażenia.


Czwartego października grał Chopin w Edynburgu, zaś w listopadzie, złożywszy w Szkocji mnóstwowizyt, wrócił do Londynu. Słyszymy o balu polskim i koncercie, w którym Chopin wziął udział, ale i tam mu się nie powiodło. Opuścił Anglię w styczniu 1849 r. i był szczęśliwy, że mógł wreszcie wyjechać. — Widzi pan woły na tej łące? — odezwał się w powrotnej drodze do Paryża. — To ma więcej inteligencji od Anglików. — To odezwanie się z pewnością nie świadczy o nim pięknie. Być może, że Niedźwiedzki, do którego zwrócone były te słowa, zanadto na serjo wziął ten mały żart! — W każdym razie Chopin Anglji ani Anglików nie lubiał.

http://pl.wikisource.org/wiki/Chopin:_cz%C5%82owiek_i_artysta/Anglja,_Szkocja_i_P%C3%A8re_Lachaisehttp://www.culture24.org.uk/history-and-heritage/literature-and-music/art76965

ttp://polishscottishheritage.co.uk/?heritage_item=polish-music-in-scotland-part-2-chopin
https://www.google.co.uk/search?q=georges+sand+valldemossa&biw=1024&bih=677&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ei=aDMZVKG-Lo307AaBwoCIAQ&ved=0CAYQ_AUoAQ#tbm=isch&q=georges%20sand&facrc=_&imgdii=_&imgrc=n982zhfHAwO81M%253A%3BQJeuZR4CgYdwdM%3Bhttp%253A%252F%252Fupload.wikimedia.org%252Fwikipedia%252Fcommons%252F5%252F54%252FGeorge_Sand_by_Nadar%252C_1864.jpg%3Bhttp%253A%252F%252Fen.wikipedia.org%252Fwiki%252FGeorge_Sand%3B2211%3B2800