Monday 23 February 2015

z kulturka, filmowo

Wilde- Glowna bohaterka filmu jest Cheryl Stayed.  Oprocz tego Pacific Crest Trail i zle wspomnienia dziewczyny. Naprawde zle uczynki kobieta robila. Idziemy tak z nia. Poprzez lasy, gory, pustynie, puszcze i sniegi. Kampingi i niebezpieczne sytuacje sa wszedzie. Miedzyczasie mamy przeblyski tego co sie nawyrabialo. Krwawe otarcia i wyrwany paznokiec to pikus w porownaniu z tym co Cheryl narozrabiala. Droga przez Stany naleza do pielgrzymki bohaterki. My mamy Czestochowe. Europa ma Santiago de Compostella. Cheryl ma Pacific Trial. Kochani chyle czola przed kinem i rola Renee Witherspoon. Dziewczyna wyrosla juz z glupich rolek i dorosla do zrealizowania ksiazki pod tym samym tytulem co film Wilde, piora Cheryl Stayed. Ksiazka na bank do przeczytania. Film do obejrzenia. 
Pokuta, terapia po amerykansku. Smaczku nadaje rowniez Nick Hornby jako scenarzysta. Nic nie dodaje. Nic nie ujmuje. Kino prawdziwych lotow. Szkoda, ze Reece musiala obejsc sie smakiem we wczorajszych Oscarach. 


71. Tylko rocznik 71. Liczba 71. Kazdy wie co dzialo sie w 1971 roku. Krwawy to byl rok dla spoko koko kraju i do Irlandii Polnocnej.  Film autorstwa Yanna Demange opowiada o wojnie domowej pomiedzy katolami a protestatamiw Irlandii Polnocnej. Miejsce Belfast rozdarty pomiedzy dwie wrogie sily. Do tego brutalne gangi uliczne, zadymiarze i tajniacy wojskowi. Angielscy zolnierze sa umiejscowieni wlasnie w srodku konfliktu. Mlody bohater Gary Hook, prosto po szkoleniu trafia do piekla. Podczas pierwszej akcji pogonia za zlodziejem karabinu zostaje oddzielony od reszty oddzialu. Skazany na siebie, na nieprzyjaciol, na poscig za nim. Nie wiemy kto jest przyjacielem, kto wrogiem. Kto nas zabije? Czy bomba pierwsza czy wykrwawienie sie. A moze nasz dowodca nas zabije. Ratuje nas przechodzaca para. Okazuje sie ojciec z corka. Mamy podejrzenie, ze to Joan McConville, ktora zabila IRA za kolaboracje z brytyjskim wojskiem, badz tez za to, ze zaopiekowala sie rannym zolnierzem. To tez byl Belfast ale rok pozniej po wydarzeniach Bloody Sunday 72. 
Na marginesie moge dodac, ze przywodca Sinn Fein- Gerry Adams zostal aresztowany i przesluchany przez polnocnoirlandzka policje w zwiazku z morderstwem Jean McConville.
Wojna glupia i niepotrzeba. Cierpia miliony i nic nie jest robione. O napadach i zatargach juz nikt nie pisze. Tylko ostatnio w Angolach wzmianka byla. Temat dla wielkiej brytfanny delikatnie zamiatany pod dywan. 
Rola Jacka O`Connella cudowna i caly 71 film z calego serca polecam. Podroz do Befastu tez.



A moze teraz chwilka dreszczyku? The Woman in Blac; Angel of Death. Czemu nie? Z ciekawosci ciocia siegnela po kontynuacje Woman in Black. Po udanej jedynce z Danielem Potterem  Radcliffem dostajemy troszke gorszych lotow wspomniana dwojke. Jest i mara  i starucha i dzieci sieroty wojenne. Milosc mlodych kochankow i opuszczony sierociniec. Mara lazi i wziuuu wziuuu straszy i wciaga te dzieci jedno po drugim. Na bagna w ten drut kolczasty. Oczka sie w zabawkach niespodziewanie obracaja. Kolatka zaczyna sama drgac a ciemna ciota lazi z kata w kat!
Kochani dla widokow Eel Marsh House w Northamptonshire film warto obejrzec. Zwlaszcza, ze na sprzedaz posiadlosc jest. 
It was the setting of a Daniel Ratcliffe horror film, but there's nothing scary about this expansive cottage.
Cotterstock Hall, which is in the village of Cotterstock, Northamptonshire, is being marketed with a guide price of £2,150,000, having recently being reduced from £2.5million. 
After a nationwide search in 2012, the seven-bedroom property was selected as the location for horror film, The Woman in Black.



The Hundred Foot Journey. Po nerwach czas na relaks. Tego dostarczy Helen Mirren- przesliczna jak zawsze i bardzo francuska. Pani jest wlascicielka porzadnej francuskiej restauracji, ktora ma nietypowych sasiadow. Indyjska rodzina nomadow. Przybysze z Londka- a jakze. Przyjechali zawojowac wsia francuska. i podniebienieniami wsiokow i ministra. Obyczajowka z niezliczonym humorem i wariacjami na temat gotowania. Przepisy na beszamel sa trafne. Do tego golebie, jezowce i molekuly. Az sie chce jesc i smiac z przygod Hassana, ktory probuje robic grilla na Heathrow.
The Hundred Foot Journey to takze ksiazka autorstwa Richarda Morajsa, ktrego juz w biblioteczce miec nalezy. 


Mr. Turner- 2.30 trwa caly film. Po 1,5 po prostu nie wytrzymalam. Nie moglam. pomimo dobrych recenzji, pracy i tematyki filmu. Po prostu tak nudnego obrazu nie w sposob wytrzymac. Mr. Turner to jeden z najlepszych malarzy angielskich. Prekursor impresjonizmu i symbolizmu w sztuce. W wieku 8 lat zaczal sprzedawac swoje prace a w wieku 32 lat stal sie profesorem malarstwa na Krolewskiej Akademii Sztuk. Joseph Mallord Turner to zadufany w sobie egocentryk. Preferowal speluny portowe niz salony society brytyjskiej. Angielski romantyk, ktory mowi sie, ze wszystkie swe dziela byly pozostawione na deszczu. W jego pracach widac zblizajacy sie impresjonizm. Gwaltowne sceny, rzadko dominuje spokoj i harmonia to cechy pedzla Turnera. I niech tak zostanie.  Piekne obrazy na scianie. Natomiast zle kino niech zniknie. Tyle w temacie.


a i jeszcze gniot nad gnioty. Mortdecai z Johhnym Deepem. Bron Cie widzu przed tym filmem. Nie wiem czy Johhny nie odroznia juz rezyserow i filmow w ktorych gra ale ewidentnie pomylilly mu sie scenariusze. Wyszedl debilny bohater i tyle. Ksiazka Kiryla Benfiglioliego jest podobno calkiem dobra. Film hmm. 



a teraz trawie jeszcze Oscary

gotuje rosol dla Kuleszy


Pelnometrazowy, pelnoprawny, nalezyty, wymodlony. Wreszcie jest Oscar dla polskiego filmu. To sie wreszcie zdarzylo i to za ciocinego zycia. Drugi raz tego byc nie moze. Mowa o Idzie w rezyserii Pawla Pawlikowskiego. Co za emocje. To jest najlepszy poniedzialkowy ranek w roku. W nocy to byly dylematy?Czy czekac? Czy nie? Gdzie mozna ogladac? Czy sluchac radia? Ale tam rozpolitykowanie? Eh. Warto bylo czekac do 5 rano by morda usmiechnela sie od ucha do ucha. Szczerze sie ciesze. Nie tam jakies byle Noze w wodzie. Nie tam jakies Allany Starskie. Janusze Kaminskie, Wajdy, Polanskie! Jest w lapach Agaty Kuleszy, Agaty Trzebuchowskiej, Pawla Pawlikowskiego, Lukasza Zala. Mlodych, zgrywnych. To mlodosc idzie. 
Zartuje z przedmowa. Oczywiscie, ze polscy operatorzy sa najlepsi na swiecie. Tak jak i polskie dziewczyny ujmujac rzec prosto. 
Dlaczego Gotuje rosol dla Kuleszy? Dlatego, ze gdy nominowana Ida zostala do Oscarow- dzwoniaca przyjaciolka spytala Agate Kulesze- Co robi- Ta odpowiedziala- A rosol gotuje!
Ponizej daje wywiad z aktorka z Wybiorczej.

Slowo do zwyciezcow. Z Birdmana sie nie ciesze! Za to szczerze gratuluje Julce Moore za caloksztalt, Eddiemu Redmaye za szczere lzy wzruszenia, The Grand Budapest Hotel za humor jaki wniosl w me zycie nedzne i Johnowi Legendowi za przepiekna piosenke -  Glory pochodzaca z Selmy.
No a teraz jak to mowil wyslannik trojki Marek Walukuski, chyba polska ekipa juz jest pijana. Bowiem serwowany podczas gali jest tylko alkohol lub napoje alkoholowe i zero jedzenia- dlatego przegrani nie dosc ze zli, ze nic nie otrzymali to jeszcze zli bo przez 6 godzin nic nie jedli!
Szampejn, szampejn for ewrybody!!!!














Ida



Best Foreign Language Film
















































                                                                         
Przedstawiamy dwie listy: Polaków nagrodzonych Oscarami oraz Polaków nominowanych do Oscarów.
1942 - Leopold Stokowski, specjalny Oscar za muzykę do filmu animowanego "Fantazja" Walta Disneya
1954 - Bronisław Kaper, za muzykę do filmu "Lili" Charlesa Waltersa
1983 - Zbigniew Rybczyński za krótkometrażowy film animowany "Tango"
1994 - Janusz Kamiński (amerykański operator polskiego pochodzenia), za zdjęcia do filmu "Lista Schindlera" Stevena Spielberga
1994 - Allan Starski i Ewa Braun, za scenografię i dekorację wnętrz do filmu "Lista Schindlera" Stevena Spielberga
1999 - Janusz Kamiński, za zdjęcia do filmu "Szeregowiec Ryan" Stevena Spielberga
2000 - Andrzej Wajda, honorowy Oscar za całokształt twórczości
2003 - Roman Polański, za reżyserię filmu "Pianista"
2005 - Jan A.P. Kaczmarek, za muzykę do filmu "Marzyciel" Marca Forstera
Polacy nominowani do Oscarów:
1964 - nominacja dla filmu "Nóż w wodzie" Romana Polańskiego w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny (Oscara otrzymał film "Osiem i pół" Federico Felliniego)
1967 - nominacja dla filmu "Faraon" Jerzego Kawalerowicza w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny (Oscara otrzymał film "Kobieta i mężczyzna" Claude'a Leloucha)
1975 - nominacja dla filmu "Potop" Jerzego Hoffmana w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny (Oscara otrzymał film "Amarcord" Federico Felliniego)
1976 - nominacja dla filmu "Ziemia obiecana" Andrzeja Wajdy w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny (Oscara otrzymał film "Dersu Uzala" Akiry Kurosawy)
1977 - nominacja dla filmu "Noce i dnie" Jerzego Antczaka w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny (Oscara otrzymał film "Czarne i białe w kolorze" Jeana-Jacquesa Annaud)
1980 - nominacja dla filmu "Panny z Wilka" Andrzeja Wajdy w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny (Oscara otrzymał film "Blaszany bębenek" Volkera Schloendorffa)
1982 - nominacja dla filmu "Człowiek z żelaza" Andrzeja Wajdy w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny (Oscara otrzymał film "Mefisto" Istvana Szabo)
1998 - nominacja dla Janusza Kamińskiego w kategorii najlepsze zdjęcia - za zdjęcia do filmu "Amistad" Stevena Spielberga (Oscara otrzymał Russell Carpenter za zdjęcia do filmu "Titanic" Jamesa Camerona)
2002 - nominacja dla Sławomira Idziaka w kategorii najlepsze zdjęcia - za zdjęcia do filmu "Helikopter w ogniu" Ridleya Scotta (Oscara zdobył Andrew Lesnie za zdjęcia do filmu "Władca pierścieni: Drużyna pierścienia" Petera Jacksona)
2002 - nominacja dla Sławomira Fabickiego (reżyser) i Bogumiła Godfrejówa (operator) za krótkometrażowy film "Męska sprawa" (Oscara otrzymał amerykański film "The Accountant" Raya McKinnona i Lisy Blount)
2003 - nominacja dla Pawła Edelmana w kategorii najlepsze zdjęcia - za zdjęcia do filmu "Pianista" Romana Polańskiego (Oscara otrzymał Conrad L. Hall za zdjęcia do filmu "Droga do zatracenia" Sama Mendesa)
2003 - nominacja dla Anny Sheppard w kategorii najlepsze kostiumy - za kostiumy do filmu "Pianista" Romana Polańskiego (Oscara otrzymała Colleen Atwood za kostiumy do filmu "Chicago" Roba Marshalla)
2003 - nominacja dla Tomasza Bagińskiego w kategorii najlepszy krótkometrażowy film animowany, za film "Katedra" (Oscara otrzymał amerykański krótkometrażowy film animowany "The Chubbchubbs!" Erica Armstronga)
2005 - nominacja dla filmu "Dzieci z Leningradzkiego" Hanny Polak i Andrzeja Celińskiego w kategorii krótkometrażowy film dokumentalny (Oscara otrzymał amerykański film "Mighty Times: The Children's March" Roberta Houstona)
2008 - nominacja dla filmu "Katyń" Andrzeja Wajdy w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny
2008 - nominacja dla Janusza Kamińskiego w kategorii najlepsze zdjęcia - za zdjęcia do filmu "Motyl i skafander" Juliana Schnabla
2008 - nominacja dla filmu "Piotruś i wilk" (wspólna produkcja Polski i Wielkiej Brytanii, w reżyserii Brytyjki Suzie Templeton) w kategorii najlepszy krótkometrażowy film animowany
2008 - nominacja dla kanadyjskiego filmu "Madame Tutli-Putli" w kategorii najlepszy krótkometrażowy film animowany; reżyserzy tego filmu to mieszkający w Kanadzie Polak Maciek Szczerbowski i Kanadyjczyk Chris Lavis

Ogłosili nominacje do Oscarów. "Ida" faworytem w kategorii film nieanglojęzyczny. Do Agaty Kuleszy dzwoni przyjaciółka: "Co robisz?". "A właśnie rosół gotuję". Kim jest Agata Kulesza, odtwórczyni kluczowej roli w "Idzie"





Od kilkunastu miesięcy do niczego nie ma głowy. Ciągle jest na planie, do domu wpada tylko od czasu do czasu. Agnieszka Suchora - jej najlepsza przyjaciółka, też aktorka - kupowała za nią prezenty na święta. Do agentki Kuleszy dzwonią już z całego świata. Są propozycje z Francji i z USA. Kiedy Suchorze udaje się dodzwonić, mówi: - Słuchaj, Agata, żeby oni się tylko nie dowiedzieli, że ty nie umiesz grać!

Kulesza scenicznym szeptem odpowiada: - Nie, stara, jest dobrze. Na razie nikt się jeszcze nie zorientował.


Kwiaciarką, archeologiem albo kosmetyczką. Tym mała Agatka chce zostać, zanim odkryje swoje powołanie. Na świat przychodzi 27 września 1971 roku w Szczecinie.

- Do siódmego roku życia w ogóle nie zwracałam na siebie niczyjej uwagi, nikt mnie z tego czasu nie pamięta - wspomina. - Szłam do sklepu z kartką, mówiłam "dzień dobry" i dawałam kartkę. Gdy poszłam do pierwszej klasy, szybko się zorientowałam, że jak tak dalej będzie, to zginę. Zaatakowałam życie i później nie byłam już taka niewidoczna.

- Poznałyśmy się z Agatą, gdy miałyśmy po trzy lata - opowiada Katarzyna Nosowska, wokalistka i autorka tekstów, również szczecinianka. - Jako córki marynarzy spotkałyśmy się na tym samym statku w czasie odwiedzin. Moja mama podobno już wtedy powiedziała, że Agata będzie artystką. To była trzyletnia dziewczynka, która w falbaniastej sukni wirowała wokół własnej osi. Nasze pierwsze świadome spotkanie miało miejsce dwa lata później. To już było w mieszkaniu u jednej z nas. Malowałyśmy jakąś brzydką gumową lalkę w szarobure kolory. Bardzo byłyśmy tym rozbawione, zaśmiewałyśmy się do rozpuku. Do tej pory pamiętamy ten nieprawdopodobnie silny, szczery śmiech.

Baletki. O tym Kulesza marzy na co dzień. Naprzeciwko jej osiedla jest dom kultury Korab. Wszystkie dziewczyny chodzą tam tańczyć, zespół nazywa się Gama. Agata ma baletki w rozpadzie, dziadek naszywa na nie łaty ze skóry. W ośrodku jest też kino. Ponieważ koleżanki znają wszystkie tajne przejścia, mnóstwo filmów da się obejrzeć za darmo. Wreszcie babcia przywozi jej nowe baletki z Hamburga. Mięciutkie. Czarne. Z troczkami.

Kulesza uczy się dobrze, podobnie jak starsza siostra (w przyszłości nauczycielka polskiego). Do szkoły podstawowej numer 11 chodzi razem z Nosowską. - Agata była po prostu stworzona do tego, żeby w przyszłości odnosić wielkie sukcesy - twierdzi piosenkarka. - To było czytelne już na poziomie podstawówki. Mam wrażenie, że w tym wieku jest się trudno wybić - szczególnie w takich czasach, w jakich my dorastałyśmy. Wszystko było raczej siermiężne i średnio widowiskowe. Było to możliwe naprawdę tylko i wyłącznie dzięki silnej osobowości. Agata ją miała. Wszyscy chłopcy się w niej kochali, a wszystkie dziewczynki chciały być takie jak ona.

W piątym liceum zapamiętają ją z rzutu granatem ćwiczebnym na lekcji PO.

Nie znalazł się do dzisiaj.

Maja Komorowska: Agata jest moją wielką radością

"Jadę do domu, ty tu dłużej zostaniesz" - tak mówi jej mama po pierwszym etapie egzaminu na studia. Kulesza zdaje do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie (dzisiejsza Akademia Teatralna im. Aleksandra Zelwerowicza). Taki egzamin trwa w sumie ze trzy tygodnie, a pierwszy etap to największe sito. Zostaje z nią Nosowska. - Ale ja nie pojechałam jako jej niania, ona tego zupełnie nie potrzebowała! - mówi wokalistka. - Agata była zdecydowana od kilku lat, gdzie będzie składać papiery, a ja byłam trochę zagubiona. Pojechałam też spróbować, co było absurdem, bo nie miałam w tym kierunku żadnego daru. Wiersza się uczyłam w pociągu. Chyba nie do końca zdawałam sobie sprawę, jak trudno jest się tam dostać.

Mama na peronie płacze. Dobrze wie, że córka już do Szczecina nie wróci.

Nosowska odpada. I dobrze. Już za trzy lata wyda z zespołem Hey płytę "Fire", która okaże się poczwórną platyną.

Mama Agaty miała rację. - Byłam tak zmęczona, że nie miałam nawet siły się cieszyć - opowiada Kulesza. - Chciałam zadzwonić do domu. Poszłam na Pocztę Główną. Takie były czasy, że rozmowy się zamawiało. Dopiero kiedy usłyszałam samą siebie, jak mówię rodzicom, że się dostałam, zrozumiałam, że to mój sukces.

Na studiach Kulesza zostaje ulubienicą Mai Komorowskiej. - Agata jest moją wielką radością - przyznaje profesorka. - Jest mądra, inteligentna, wrażliwa. Pamiętam ją z czasu studiów. Praca z nią była zawsze twórcza i inspirująca. Agata łączy w sobie tyle umiejętności, talentów, które rozwija dzięki odwadze i sile. Mam zaufanie do jej sposobu myślenia - do tego, jak widzi świat i ludzi.

- Miałam bardzo dobrych profesorów - twierdzi Kulesza. - Ogromny wpływ mieli na mnie Wiesław Komasa, Maja Komorowska, Jadwiga Jankowska-Cieślak. Kształcenie artystyczne polega na zainspirowaniu. Na tym, żeby ktoś potrafił to, co jest w środku, poszerzyć. Sprawić, żeby pęczniało. Kiedy tu przyjechałam, miałam 19 lat i byłam czystą, niezapisaną kartką. W takim kształcie naprawdę łatwo zrobić krzywdę. Człowiek pracuje na sobie, wystarczy jakaś zła uwaga i może się zamknąć. Ale mnie krzywdy nie zrobili.

Na studiach Kulesza mieszka z koleżanką z roku Małgorzatą Kożuchowską. Nie daje jej ciągle ślęczeć nad książkami, wyciąga ją na imprezy. Potem będzie się śmiała, że uczeń prześcignął mistrza. Pod jej nieobecność współlokatorka robi raz wielką balangę ze studentami z międzynarodowej wymiany. Goście siedzą nawet w łazience i na balkonie. Kulesza nie może potem zrozumieć, dlaczego sąsiedzi przyglądają jej się tak dziwnie.

Z Marianką w wózku i kalafiorem w torbie

- Los sprzyja tym, którzy się nie ścigają - powie o niej po latach reżyser Filip Bajon. Jako jeden z pierwszych obsadza Kuleszę w swych filmach i spektaklach. Zauważa ją na przedstawieniu dyplomowym.

- To był chyba Gorki - wspomina. - Grała taką chytrą... Dostrzegłem ją, choć to był epizod. Grała go dowcipnie. Była widoczna. Potem był film "Poznań 56". Zagrała nauczycielkę. Dobrze się mieściła w ramach epoki, dodała jej prawdopodobieństwa, a opowieści - dramatyzmu. Ten konflikt, który tam był, w jej wykonaniu wyszedł bardzo prawdziwie. Zobaczyłem, że ma łatwość aktorską. Jest wiarygodna. Ma dość duże spektrum. Wiedziałem cały czas, że to jedna z najlepszych aktorek swojego pokolenia. Co takiego miała w sobie? Pewien taki przewrotny uśmieszek, wyrazistość. Zawsze wiedziałem, co ona gra. Potrafiła to ładnie przykryć, to nigdy nie była tautologia, ale ja to rozumiałem - dodaje.
Po studiach Kulesza idzie z kilkorgiem kolegów do Teatru Dramatycznego. To czas zaraz po ustrojowej transformacji, w branży w pewnym sensie kończy się sztuka, a zaczyna show-biznes. Ale ona jakby tego nie dostrzega. Jest skupiona na swoim życiu. Najpierw nie mają jeszcze z kolegami rodzin, zobowiązań. Rano wstają, idą na próbę, razem jedzą obiad, grają przedstawienie, a potem idą się bawić. Od czasu do czasu trzeba poroznosić swoje zdjęcia. Kulesza tego do końca nie rozumie. W gruncie rzeczy myśli sobie, że jak jest utalentowana i będą jej potrzebowali, to i tak ją znajdą. Może tylko trochę się martwi, kiedy znowu ją obsadzają w ogonach.

- Pewnie zdarzało mi się pomyśleć: "Szkoda, że tak mało gram", ale proszę pamiętać, że trzy lata po studiach urodziłam dziecko. Naprawdę miałam co robić w życiu. Nie było tak, że oszalała chodziłam po domu, bo telefon nie dzwonił. Nie, tym bardziej że cały czas pracowałam - był teatr, "Pensjonat pod Różą", Kabaret Olgi Lipińskiej, epizody. Może nie było takiego widocznego sukcesu, ale ja się z tego zawodu utrzymywałam. Nie pamiętam, żebym się żaliła. Nigdy nie uważałam, że coś mi się należy. Ja w ogóle nie lubię u ludzi roszczeniowej postawy.

Kulesza powoli oducza się nerwowego pozbywania się tekstu na scenie. Zaczyna się przyjemność wykonywania zawodu. U Olgi Lipińskiej na dobre zaprzyjaźnia się z Suchorą. Obie mają małe dzieci (partnerem Kuleszy jest operator Marcin Figurski, ślub wezmą dopiero wiele lat później). Spędzają razem prawie każde popołudnie. Kotłują się po dywanie, a dzieci na nich. Lubią się też z Hanką Śleszyńską.

- Pamiętam casting do serialu "Rodzinka" (nie mylić z "Rodzinką.pl"!) - opowiada Suchora. - To już było lata temu. Do roli matki w tym serialu została zaproszona na casting Hanka, Agata i ja. No i ktoś tam jeszcze. W każdym razie byłyśmy my, trzy przyjaciółki. A ja po prostu nie umiem i nienawidzę chodzić na castingi! Agata mi mówi: "Idź, ja byłam". Dała mi wtedy tak konkretne wskazówki, co i jak mam zrobić, że poszłam i wygrałam. Zadzwoniłam do niej i mówię: "Kochana, dziękuję!".

O tamtych latach Kulesza powie kiedyś, że jak jeździła z Marianką w wózku i kalafiorem w torbie, to martwiła się czasem, że tak mało robi. A teraz to ma taki kocioł, że chętnie by sobie z tym wózkiem i kalafiorem jeszcze pojeździła.

Udaje się nie zostać celebrytką

Suchora zapamięta tamten telefon: - Słuchaj, stara, "Taniec z gwiazdami"...

Długo się naradzają. Wiadomo, program nie jest najwyższych lotów, ale Suchora przekonuje Kuleszę, że sobie potańczy, co zawsze uwielbiała, no i coś tam zarobi. Akurat ma wolne terminy. Organizatorzy pewnie myślą, że biorą ją na dwa-trzy odcinki. Zaczynają się mordercze cztery miesiące. Najpierw miesiąc się tańczy bez programu, żeby się przygotować. Potem codziennie po pięć godzin treningu, w sobotę próba generalna, a w niedzielę live. I kilka milionów ludzi przed telewizorami. Kulesza staje na parkiecie, nogi się pod nią uginają, myśli sobie: "Nie wierzę, że tu jestem", ale już leci muzyka i trzeba zaczynać. Jej partnerem jest Stefano Terrazzino. Wygrywają. Aktorka odbiera statuetkę i kluczyki do porsche.

- Dwa czy trzy odcinki przed końcem zadzwoniła do mnie: "Wiesz co? Tak siedzimy z Marcinem i rozmawiamy. Gdybym wygrała, to oddam ten samochód" - opowiada Suchora. - To było wcześniej postanowione. A jeździła wtedy najbardziej obciachowym samochodem świata! Renault kangoo. Takim półdostawczym, jakimś zielonym. To jest właśnie wspaniałe w Agacie. Nie chciała porsche, to mogła je sprzedać i dołożyć sobie do kredytu. Ale nie. Wygrała, to mówię: "Agata, ja cię proszę! Przejedź się tym chociaż raz!". A ona: "No, dobra, raz". I przejechała się. A pod domem dalej stało kangoo.


Porsche 987 boxster zostaje zlicytowane przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy za 255 tys. 100 zł.

A Kuleszy jakimś cudem - lub po prostu siłą woli - udaje się nie zostać celebrytką.

- Pewnie, że mnie ciągną na ściankę, taki mają zawód - przyznaje. - Trzeba to szanować. Ja, gdy idę na premierę i jestem fotografowana, też jestem w pracy. To nie jest moja pasja ani hobby. Staram się jednak pojawiać tylko w kontekście zawodowym, bo inny mnie nie interesuje. To ja decyduję o tym, czy chcę iść po gifty i dać się sfotografować, bo dostanę cztery pary spodni. Wiele zależy ode mnie. Tabloidy na szczęście mnie oszczędzają, mam spokój. Raz rozśmieszył mnie taki paparazzi. Podszedł i mówi: "Wie pani, ile ja mam pani zdjęć nieumalowanej z Leclerca?".

Innym razem dopada ją jakiś dziennikarz. Po kumpelsku rzuca: "Cześć, Agata!", i z rozmachem klepie w ramię. To akurat premiera "Skrzydlatych świń" Anny Kazejak, Kulesza jest tuż po wychwalanej roli w "Sali samobójców" Jana Komasy, skończyła właśnie zdjęcia do "Róży" Wojtka Smarzowskiego, robi dwa seriale i ma premierę w teatrze (gra już w Ateneum). Kamera rusza, dziennikarz zadaje pytanie:

- Dwa lata temu wygrałaś "Taniec z gwiazdami" - i co? I nic. Zniknęłaś jakoś!


"Sala samobójców" i "Róża" (na zdjęciu powyżej). O tych filmach będzie się mówić, że to był przełom. Oba wchodzą na ekrany w 2011 roku. Kulesza ma 40 lat. - Gdybym wiedziała, jak Smarzowski pracuje, pewnie bym nie spała przed tym castingiem - mówi aktorka. - Ale na szczęście nie miałam pojęcia, jaki to świetny reżyser, więc spokojnie sobie przyszłam. Byłam rozkręcona po "Sali samobójców", czułam się swobodnie. Po filmie "Róża" mogę powiedzieć, że Smarzowski jest naprawdę wybitny. Każdemu aktorowi życzę spotkania z nim. Mało kto potrafi sprawić, że aktor tak się otwiera i oddaje to, co ma w środku.

Film przedstawia brutalny świat Mazur zaraz po II wojnie światowej. Bohaterka Kuleszy jest wielokrotnie gwałcona. Rola jest bardzo emocjonalna. To egzamin z profesjonalizmu - żeby nie zwariować. Po premierze zdarzają się wywiady, podczas których aktorka płacze razem z dziennikarką. Kiedy przypadkiem zobaczy fragment filmu w telewizji, czuje, że mimowolnie odwraca wzrok. Róża, bohaterka, ją wzrusza. Ale w końcu musi się wyspać i iść znowu do pracy. Uczy się myśleć o tym w taki sposób, jakby to była zabawa dzieci na podwórku. Mogą właśnie udawać strażaków, ale jak je zawołać na obiad, to zostawią nawet największy pożar.

Smarzowski mówi o Kuleszy krótko: - Agata pracuje na półtonach, gra oszczędnie i organicznie. Umiejętnie rozkłada emocje. Jest inteligentna, analizuje i proponuje. Ma do siebie dystans, lubię jej poczucie humoru. Jako aktorka i jako człowiek - czołówka peletonu.

Wtedy też dostrzega ją Paweł Pawlikowski, reżyser "Idy". - Widziałem ją najpierw w dwóch filmach, gdy byłem w jury w Gdyni - opowiada. - Pierwszym była "Róża". Była dobra, ale wszystko było trochę na jedną nutę. Potem widziałem ją kompletnie inną w "Sali samobójców". Nie miała tam wielkiej roli, ale była fajna i inna. Wiedziałem już, że może grać kompletnie różne osobowości. I potem się z nią spotkałem. Jest naprawdę urocza, intensywna, zabawna, pełna szczerości i otwartości. Nie jest jakaś rozmemłana, sentymentalna, pretensjonalna, tylko bardzo konkretna. I nie ma żadnych kompleksów, nie boi się niczego.


W "Idzie" gra Krwawą Wandę. Jednym z pierwowzorów postaci jest Helena Wolińska-Brus - Żydówka z pochodzenia i komunistka z przekonania. W zimnej i wyrachowanej kobiecie niespodziewanie budzi uczucia pojawiająca się nagle znacznie młodsza krewna. Kulesza zbiera nagrody, m.in. na festiwalu Gijón w Hiszpanii, krytycy z Los Angeles i Chicago uznają ją za najlepszą aktorkę drugoplanową 2014 roku. Widzowie ją uwielbiają - dostaje też Wdechę Publiczności 2014 (nagrodę kulturalną "Gazety Co Jest Grane"). Film zdobywa nominacje do Złotych Globów i do Oscarów, a także nagrodę BAFTA.

- Takiego sukcesu na pewno się nie spodziewałam - twierdzi Kulesza. - Gdy zaczynaliśmy, ważne było co innego. Podobało mi się spotkanie z Pawłem: te próby i rozmowy, które prowadziliśmy. Podobał mi się materiał. Potem byłam zachwycona precyzją Pawła. Obserwowałam, w jaką formę to wkłada. Miał takie laboratorium. Aktorstwo, rytm, kadr, kolor - wszystko przemyślane i dopracowane.


- Agata przygotowywała się bardzo intensywnie, dużo się dowiadywała, wypytywała o prototypy tej postaci, o różne możliwe źródła psychologiczne - opowiada Pawlikowski. - Była bardzo oddana sprawie. Każdego dnia czekałem, aż ona się zjawi na planie jako taka Pani Energia. Wszyscy się budzili. No i to jest bestia na planie. Nie tylko robi swoje, ale też widzi wszystko dookoła. Wczuwa się w pracę i potrzeby reżysera, operatora, dźwiękowca. Ale jak ktoś jej stawia minimalne warunki, to może szybko huknąć! Ustawia wszystkich jak trzeba. A przy tym potrafi na zawołanie wejść totalnie w swoją postać. Niesamowicie utalentowana, a przy tym jest dobrym człowiekiem. Fajna, równa baba.

Reżyser i aktorka spierają się teraz o to, kto z nich wymyślił czarne soczewki, które noszą w filmie obie aktorki. Bo tak naprawdę Kulesza ma oczy zielone. A pomysł był świetny.

Na Złote Globy nie pojechała. Miała robotę

Suchora dzwoni do Kuleszy zaraz po Orłach za "Różę". "Co robisz?". "A odkurzam".

Ogłosili nominacje do Oscarów. Telefon. "A właśnie rosół gotuję".

- Od kilku lat bardzo intensywnie pracuję - mówi Kulesza. - Są tylko praca i dom. Wcześniej łączyłam wiele światów i teraz mam niekiedy uczucie, że coś tracę... Pora odpocząć. Chcę dokończyć tylko kilka projektów i na jakiś czas usunąć się w cień. Nie chcę dopuścić do sytuacji, w której będzie mnie za dużo. Boję się tylko, że wtedy pojawi się propozycja, której nie będę umiała się oprzeć. Ale to rodzina trzyma mnie w pionie, ona jest najważniejsza.

Czasem spotykają się w czwórkę u niej w domku na wsi (mężem Suchory jest aktor Krzysztof Kowalewski). Figurski - hobbystycznie prekursor pływania po Wiśle tzw. pychówką - pyta: "Idziemy na łódkę?". Suchora idzie, a Kulesza i Kowalewski zostają na leżakach przykryci kocami i czytają książki. Kiedy po czterech godzinach tamci wracają z wyprawy, aktorzy dalej są okryci kocami i śpią, książki leżą im na brzuchach.

- Czytałyśmy razem książkę Cabré - opowiada Suchora. - Były bardzo dobre recenzje "Wyznaję". Mówili o tym wszędzie - kurczę, może być dobre. Kupiłyśmy obie, czytamy. Bardzo często czytamy tę samą książkę równocześnie, bo musimy o niej ciągle gadać. Wkręciłyśmy się w tego Cabré straszliwie, emocje sięgają zenitu, dzwonię do Agaty i mówię: "Stara, nie uwierzysz. Mam wybrakowaną książkę". Niektóre strony w moim egzemplarzu były puste. A może taki zamysł pisarza? Ona mówi: "Poczekaj, sprawdzę w swoim". Sprawdza, ale u niej są. I było tak: ona mi iPadem fotografowała te brakujące strony i przesyłała. Czy to nie jest cudowna przyjaźń?


Na Złote Globy nie pojechała. Miała robotę. Nie może zrozumieć, dlaczego wszyscy ją pytają, czy nie było jej żal. Niby czego? Tego stresu?

Galę obejrzała u Nosowskiej, która od jakiegoś czasu jest jej sąsiadką. - Agata jest zdecydowanie za skromna - mówi piosenkarka. - Ona w ogóle nie robi zamieszania wokół swoich spraw. Uważam, że niesłusznie. Człowiek, który odnosi wielkie sukcesy, powinien sobie pozwolić na taką wspaniałą, czystą radość! Ponieważ nie pojechała na Globy, namówiłam ją, żebyśmy spędziły ten czas przed komputerem. Walcząc z tą siecią, która zanikała, przygotowaliśmy z moim partnerem dla Agaty czerwony dywan w wersji mini.

Na tym dywanie Nosowska zrobiła Kuleszy pamiątkowe zdjęcie: w rozlazłym szlafroku i eleganckich szpilkach. Ale na Oscary aktorka już pojedzie. Ważne, żeby byli tam razem - całą ekipą. Kontrowersji wokół "Idy" (jedni zarzucają filmowi antypolonizm, inni - antysemickość) nie chce nawet komentować. Dla niej to film przede wszystkim o emocjach. Zapytana nieoficjalnie wzdycha, że najwyraźniej wiele osób chce się wypromować przy okazji sukcesu tej produkcji.

Kulesza nie ma ostatnio nawet czasu oglądać meczów. A uwielbia: siatkówkę, koszykówkę, nogę. Strasznie się przy nich wydziera. Gdyby teraz miała się jej kariera zakończyć, czułaby się spełniona. Ale pazernie liczy na to, że coś fajnego jeszcze ją spotka. Młodsze aktorki mówią jej, że jej droga jest dla nich nadzieją.

- Miałam szczęście, wiem to - mówi Kulesza. - Zasługa moja jest taka, że rzetelnie pracowałam, ale poza tym miałam szczęście. Jestem predysponowana do tego zawodu, to jasne. Takich ludzi jest jednak mnóstwo. Wiele zależy od tego, jaki dostaniesz materiał. Masz taki a nie inny kolor i musi być nagle zapotrzebowanie właśnie na taki kolor. Dobrze, że do mnie to przyszło koło czterdziestki, kiedy miałam już ułożone w głowie. To jest chyba wspaniałe w tym zawodzie: jest nieprzewidywalny.

- Czy to nie jest fenomenalne, że tak późno zaskoczyła tak wielka kariera? - pyta Suchora. - Dla mnie to dowód na sprawiedliwość dziejową! Mówimy o osobie, która nigdy nie robiła żadnych cudów ze swoją urodą, niczego sobie nie wstrzyknęła, nie poniżała się do wchodzenia w żadne dziwne układy. Po prostu jest mądra i utalentowana, solidnie pracowała i naprawdę lubi to, co robi. Czy to nie jest krzepiące?

http://wyborcza.pl/magazyn/1,143552,17463635,Agata_Kulesza__Rowna_baba_na_Oscarach.html