Wednesday 23 September 2015

Glamis Castle i jego tajemice

Zuchwałe baby, jak wy śmiecie
Z Makbetem w tajne szachry wchodzić,
Z zbrodni do zbrodni go przywodzić,
A mnie, mistrzynię waszą, mnie,
Krzewiącą głównie wszystko złe,
Nie wezwać nawet do udziału
W tym dziele śmierci i zakału?”
Jeśli staniemy przed zamkiem i policzymy wszystkie okna, a następnie porównamy to z liczbą okien liczonych od wewnątrz, wynik nie wyjdzie identyczny - będzie brakować nam dwóch. Sekretny pokój? Jeśli tak, to gdzie jest i co skrywa?
Przez dziesiątki lat zdarzało się czasem, że ktoś ze służących lub gości zamku przypadkowo natrafił na tajemniczą komnatę. Cokolwiek tam widzieli sprawiało, że uciekali przerażeni. Straż zamkowa chwytała ich, po czym wyrywano im języki i wrzucano je do ognia. Miało to zapewnić wieczne milczenie, tak jakby samo pozbawienie języka nie wystarczało.



Szare mury Glamis stoją w malowniczo położonej, północno-wschodniej Szkocji. Okolica zamku otoczona jest kwiecistymi ogrodami, wiekowymi drzewami i rzeźbami. Sam budynek został zbudowany w stylu "Scottish Baronial". Tak prezentuje się z zewnątrz. Natomiast jego wnętrze skrywa bardziej mroczny obraz.
Przez stulecia twierdza zyskała opinię miejsca skrywającego przerażający sekret. Już na pierwszy rzut oka można dostrzec różnice w architekturze. Jeśli staniemy przed zamkiem i policzymy wszystkie okna, a następnie porównamy to z liczbą okien liczonych od wewnątrz, wynik nie wyjdzie identyczny - będzie brakować nam dwóch okien. Wychodzi na to, ze zamek skrywa coś na wzór sekretnego pokoju. Jego przeznaczenie i zawartość stały się tematem debaty, która trwa już od blisko sześciu stuleci. Nikt z właścicieli nie jest do końca zorientowany, gdzie dana komnata jest umiejscowiona. 

                                         

Padają liczne przypuszczenia wskazujące najczęściej typowaną lokalizację jako ostatnie piętro jednej z wież. Przez dekady pojawiały się jednak różne, mrożące krew w żyłach historie. Kolejne pokolenia służących przekazywały sygnały o dziwnych stukach w ścianach. Jeden z lordów Strathmore ponoć słyszał, jak król James V wspomina o rzeczy zamkniętej w pokoju. Wielu służących przypuszczało, że "rzeczą" jest zdeformowane dziecko, efekt trwającej całe stulecia tradycji zawierania małżeństw między bliskimi krewnymi w obrębie arystokracji. Przypuszczenia wydają się dość racjonalne, gdyż w zamku znaleziono obraz olejny, przedstawiający dziecko o zniekształconym tułowiu. Tożsamość namalowanej osoby niestety nie została ustalona.


Jedyny w Wielkiej Brytanii obraz przedstawiajacego Chrystusa w ...kapeluszu. Przedstawien takich jest naprawde niewiele w swiecie.
 Zagłębiając się dalej w historię zamku Glamis, natknąć się można na wydarzenie z roku 1486, kiedy to doszło do wyjątkowo makabrycznej sytuacji. Mieszkająca w pobliżu rodzina Ogilvie poprosiła ówcześnie panującego lorda Glamisa o schronienie przed wrogim rodem Lindsayów. Panujący możnowładca rozkazał ulokować swych nowo przybyłych gości w podziemnej komnacie. Rodzina Ogilvie została zamknięta na miesiąc, pozostawiona na łaskę losu i bez pożywienia. Po otwarciu drzwi w pomieszczeniu odnaleziono tylko jedną osobę, która jakimś cudem przeżyła. Jak się później okazało, przetrwała dzięki temu, że pożywiała się pozostałymi członkami rodziny. Jej stan psychiczny także pozostawał wiele do życzenia. Nie ustalono dlaczego lord Glamis w taki sposób postąpił z rodem Ogilvie. Być może Lyonowie byli sprzymierzeńcami Lindsayów, a może to tylko chory eksperyment lorda.


Model Discovery, statku ktorym Robert  Scott wyplyna z Dundeew roku 1901  na exploracje Antarktydy. Wyprawa zakonczyla sie fiaskiem i smierc poniesli prawie wszyscy uczestnicy wyprawy.


sala gier. Na srodku wielki stol bilardowy. Po bokach stoliki szachowe, biblioteka, kanapy, popielnice, kominek.

W 1486 roku zamek stał się miejscem makabrycznych scen. Przybyła tu arystokratyczna rodzina schroniła się tu przed zagrażającym im klanem Lindsay. Zamiast pomocy zamknięto ich w komnacie nie pozostawiając nic do jedzenia ani picia. Gdy pomieszczenie otworzono, jeden z więźniów jeszcze żył. Zjadał kawałki ciał swoich bliskich by nie umrzeć z głodu. 

To nie jedyna tak makabryczna historia związana z tym miejscem. Kilkaset lat później, w XVII wieku panowie Glamis urządzali sobie polowania na ludzi. Jedną z ofiar był ciemnoskóry służący rozszarpany przez psy na oczach dam śmiejących się do rozruchu. Niektórzy uważają, że jeden z widywanych tu duchów należy właśnie do ofiary tego bestialstwa. 


jeden z wielu pokoi Bowles
Jedną z nich jest historia związana z Janet Douglas czyli Lady Glamis - żoną i trucicielką lorda Jakuba Douglasa. Kobieta została spalona na stosie w Edynburgu za uprawianie magii. Lady obecnie ukazuje się pod postacią Szarej Damy określanej jako "Gray Lady", która modli się w zamkowej kapliczce przed ołtarzem. Widywana jest także w pozycji siedzącej w tylniej ławie kapliczki. Co ciekawe, występują w tym miejscu zjawiska, które parapsychologowie uważają za dowód istnienia ducha. Skutkiem przebywania zjawy w zamczysku są szybkie zmiany temperatury oraz gęstniejące powietrze, powodujące u niektórych gości omdlenie.

Glamis przypomina te zamki, ktore znamy znad Loary. 
Glamis - zamek w Forfar, w hrabstwie Angus (Wielka Brytania). Uważany za najbardziej nawiedzony zamek Szkocji.

Najstarsza część zamku pochodzi z XI wieku. Była to wieża mieszkalna, która pełniła funkcję królewskiego domu myśliwskiego. W XVII wieku zamek został gruntownie przebudowany. Tutaj spędziła dzieciństwo Elżbieta Bowes-Lyon, matka królowej Elżbiety II. Na zamku tym urodziła się takżeksiężniczka Małgorzata , młodsza siostra Elżbiety II.
W zamku znajduje się między innymi Sala Duncana, najstarsza, w której William Szekspir umieścił scenę zabicia króla w Makbecie. Na tereny zamku wiedzie brama z kutego żelaza, wykonana dla Królowej Matki na jej 80. urodziny w 1980 roku.


Szkocki zamek Glamis to miejsce, gdzie przyszła na świat śp. Królowa Matka (Elżbieta Bowes - Lyon, 1900 - 2002), znany też jako jedno z najbardziej „nawiedzonych” miejsc w Wielkiej Brytanii. Duchy widywano ponoć w wielu komnatach zamku. Niektóre ze zjaw łączy się z osławionym hr. Beardie (zwanym „Earlem Tygrysem”) - XV - wiecznym szlachcicem, którego duszę porwał diabeł.


Wracając do wątku komnaty, przez dziesiątki lat zdarzało się, że ktoś ze służących lub gości zamku przypadkowo natrafił na tajemniczy pokój. Cokolwiek tam widzieli, sprawiało że uciekali w przerażeniu. Straż zamkowa, aby nie robić zamieszania, chwytała "nawiedzonych", po czym wyrywano im języki i wrzucano do ognia. Miało to zapewnić wieczne milczenie. Większość ofiar tego procederu umierała z szoku lub utraty krwi. Jednej z pokojówek udało się uciec z izby tortur. Schwytano ją jednak, skręcając jej kark. Ciałem zaopiekowały się zwierzęta z lasu. Sekret zamku Glamis powrócił w 1904 roku, wspomniany przez 13-letniego hrabiego Bowes-Lyon. Zachęcany przez przyjaciela odpowiedział mu, że gdyby posiadał straszliwy sekret, oddawał by Bogu cześć, że to nie on musi sobie z nim radzić. Ponoć ciekawski przyjaciel dostąpił zaszczytu i odkrył sekretną komnatę. Skutkiem zdobycia zakazanej wiedzy było jeszcze szybsze wysłanie do dalekich kolonii.

Historia zamku sięga XI wieku, kiedy to zaczynał jako niewielki domek myśliwski z wieżyczką mieszkalną. To w niej ukrywał się morderca króla Kennetha III, jego kuzyn - Malcolm II. Morderca został zabity przez rebeliantów w 1034 r. Zasłynął pozostawiając po sobie niezmywalną do dziś plamę krwi na podłodze, która znajduje się w centralnej sali. Od XIV wieku budowla została ofiarowana Johnowi Lyonowi i jego potomkom przez króla Szkocji, Roberta II Stewarta. To za ich sprawą zamek jest dzisiaj określany jako arcydzieło architektury. W budynku tym dorastała także słynna Brytyjska Królowa Matka - Elizabeth Bowes-Lyon. Ciekawostką było goszczenie na zamku szkockiego króla zwanego Makbetem. Szekspir na jego losach oparł jeden ze swych największych dramatów, przy okazji unieśmiertelniając jedną z sal, w której umiejscowił scenę zabójstwa króla Dunkana. Po dziś dzień zwiedzający mogą oglądać tę sztukę wędrując wraz z aktorami po królewskich komnatach. Częstymi gośćmi w dzisiejszych czasach bywają członkowie rodziny królewskiej. Odbywają się tam także rodzinne imprezy, zaręczyny i wesela. Ze względu na liczne legendy związane z Glamis zaczęto określać go mianem najbardziej nawiedzonego zamku w SzkocNa łąkach okalających zamek pojawia się postać jęczącego mężczyzny uciekającego przed niewidzialnym oprawcą. Według historyków jest to prawdopodobnie duch czarnoskórego służącego, na którego postanowiła zapolować szlachta w XVII stuleciu. Wtedy to panowie Glamis urządzali sobie polowania na ludzi. Służący został rozszarpany przez psy gończe, podczas gdy wysoko postawione damy śmiały się patrząc na dramatyczną sytuację. I nie ma w tym nic dziwnego, bo w tamtych czasach właśnie w taki sposób szlachta urozmaicała sobie wolne chwile. Być może z zamordowanym niewolnikiem należy łączyć jednego z duchów zamku.
Plotki głoszą, że żadna kobieta nigdy nie zostanie zapoznana z sekretem zamku Glamis. Istnieje teoria, że niektórzy członkowie rodziny królewskiej poznali tajemnicę, ale są to tylko mężczyźni. Według tradycji poznają go zawsze podczas swoich osiemnastych urodzin. Żaden z nich nigdy ani nie potwierdził, ani nie zaprzeczył tym pogłoskom. Wśród teorii na temat tego, co znajduje się w rzekomej komnacie znajduje się między innymi ta, że został w niej zamurowany hrabia Beardie, który podobno zawarł pakt z diabłem. Mówi się także, że przetrzymywano tam syna władców Glamis, który ze względu na niemal kazirodcze małżeństwo jego rodziców urodził się bardzo zdeformowany. Co prawda oficjalna wersja głosiła, że dziedzic zmarł zaraz po urodzinach, jednak ludność spekulowała, że "Potwór z Glamis" żyje i cały czas przebywa w zamku. Jeszcze jedna teoria na temat komnaty mówi, że pomieszczenie skrywa bliżej nieokreśloną, ale wyjątkowo upiorną tajemnicę, którą znają tylko prawowici właściciele posiadłości. Nikt poza nimi nie wie i pewnie nigdy nie pozna prawdy, co tylko zwiększa atrakcyjność tajemniczego zamczyska, które do dziś przyciąga rzesze turystów.
http://strefatajemnic.onet.pl/duchy/jaka-tajemnice-skrywa-zamek-glamis/s672p


Najlepiej znana jest opowieść o „Potworze z Glamis”, która (z racji swojego związku z rodziną królewską), jest jedną z najbardziej żywotnych legend z końca XIX w. Znana dziś wersja (która jak się przekonamy, latami ewoluowała), mówi o żonie earla (hrabiego) Stratmore i Kinghorne, która powiła w Glamis syna - tak zdeformowanego, że rodzina zdecydowała się trzymać go przez lata w sekretnym pokoju, by nie dopuścić do odziedziczenia przez niego tytułu. Pokrzywdzony przez los człowiek okazał się zadziwiająco długowieczny i rzekomo zmarł dopiero w latach 20 - tych XX w. Wiedza o jego istnieniu stanowiła mroczną tajemnicę panów Strathmore. Prócz earla i jego syna znał ją ponoć tylko zarządca zamku

Istnieje kilka faktów przemawiających za tym, że „Potwór z Glamis” istniał naprawdę. Zdeformowane dziecko mogło być pierworodnym synem Thomasa Lyon - Bowes (1773 - 1846), pana Glamis, który był najstarszym synem 11. earla. Thomas w 1820 r. poślubił dziewczynę z Hertfordshire, Mary Carpenter, która według znawców genealogii, w październiku 1821 r. urodziła mu syna, który przeżył zaledwie dzień. Rok później na świat przyszedł Ben [oficjalnie również Thomas Lyon - Bowes, 1822 - 1865 - przyp. tłum.], a w 1824 r. Claude. Pierwszy syn, również noszący imię Thomas, wydaje się zatem kandydatem na „monstrum”, o czym pierwszy raz wspomniał w artykule Paul Bloomfield w grudniu 1964 r., jednak nie ma żadnych dowodów na to, że był ciężko upośledzony.
Przebieg dalszych dziejów najlepiej zacytować za Jacynth Hope - Simpson, która w książce „Monster” („Potwór”, 1974), pisała: „Ben został earlem po śmierci swego dziadka w 1846 r. Ożenił się, ale ‘wstrzymywał’ od rodzicielstwa, z którego to powodu doszło do późniejszej separacji z małżonką. Kobieta zmarła w wieku 28 lat - jak mówiła żona jej bratanka, ‘pękło jej serce’, jednak jej siostra podawała, że przyczyną śmierci było zapalenie otrzewnej. Ben zmarł bezpotomnie w 1865 r., kiedy 13. earlem Stratmore został Claude. Mówiono, że był to uprzejmy, sumienny mąż i ojciec piątki dzieci. Od dnia jego sukcesji wydarzyły się jednak co najmniej trzy dziwne rzeczy.



Pierwszą była zaskakująca przemiana samego earla, który prawdopodobnie nie znał wcześniej tajemnicy Glamis […]. Mówił swej żonie, że przedtem często o tym żartowano, ale teraz sprawa wyglądała inaczej: ‘Jeśli chcesz bym był szczęśliwszy, nie wspominaj mi o tym nigdy. Byłem tam i słyszałem o tajemnicy’ - mówił. Augustus Hare, który odwiedził jego rodzinę, wspominał o tym jak szczęśliwie żyła, choć Lord Strathmore cały czas wydawał się smutny.

Drugim przypadkiem było zaobserwowanie przez jednego z zamkowych robotników ‘czegoś’ w drugim końcu korytarza niedaleko kaplicy. Earla wezwano do zamku aż z Edynburga, zaś kiedy przybył, osobiście przesłuchał robotnika, na którego rodzinę potem naciskano i zmuszono ją do emigracji na Antypody. Trzecią dziwną rzeczą był nagły ‘wysyp’ pogłosek o nawiedzeniu…

Podobne historie są nieodłącznie związane z zabytkowymi budowlami, jednak w latach 60 - tych XIX w. zaczęto twierdzić, że upiór powrócił, by nękać nowego dziedzica. Swoją pomoc w jego przepędzeniu zaoferował biskup Brechin. Jak mówił Hare, earl był mu za to wdzięczny, ale wychodził z założenia, że w jego sytuacji nikt nie jest w stanie mu pomóc.”




Simpson mówi dalej o tajemniczym potomku państwa Strathmore urodzonym w 1821 r. i sugeruje, że urodził się ze schorzeniami genetycznymi, ponieważ jego rodzice byli ze sobą blisko spokrewnieni. Inni ciągnęli swe spekulacje jeszcze dalej. Peter Underwood - autor popularnych książek o duchach pisał, że Potwór nie miał kończyn i karku i przypominał „wielkie zwiotczałe jajo”. Niezależnie od tego, jak było naprawdę, pojawił się kolejny zgrzyt, o którym Simpson pisze:

„W 1876 r. przyszły ojciec Królowej Matki, poprosił swojego ojca, aby ten nie przekazywał mu ‘sekretu’. Być może widział, jaki miał na niego wpływ i sam nie chciał znosić tego ciężaru, albo też słyszał pogłoski, że jego ‘powód’ znikł - zapomniany dziedzic zmarł.” Nie wszyscy się z tym zgadzają. Sugerowano, że Potwór żył w ukryciu bardzo długo, być może do lat dwudziestych kolejnego wieku. Ponieważ jednak nowy dziedzic nie chciał znać sekretu, wiedza o pomieszczeniu, gdzie go przetrzymywano uległa zapomnieniu wśród obecnych członków rodziny.




Tak brzmi najpopularniejsza wersja legendy o Glamis. Pojawiają się także różne inne wzmianki. Jedna mówi o tym, jak goście zamku postanowili raz na własną rękę poszukać owej ukrytej komnaty. Pod nieobecność dziedzica, postanowili otworzyć wszystkie okna i wywiesić w nich chusteczki. Jak zauważono, jedno okno, do którego z jakichś powodów nie dotarli, pozostało zamknięte. Opowieść ta pojawia się w „New York Timesie” z kwietnia 1882 r. Jeszcze inna dotyczy lokaja Andrew Ralstona, który w połowie XIX w. służył w Glamis. Jak mówi jedna z wersji, także on został wtajemniczony w „sekret” i zobaczył tego, kogo ukrywano. Widok tak go przeraził, że już nigdy nie chciał nocować na zamku. Mówi się, że pewnej nocy, po wielkiej śnieżycy, uparł się, aby odstawiono go do odległego o milę domu, a inni członkowie służby musieli odkopywać mu drogę. Mówi się też, że o wyjawienie sekretu prosiła go nieraz hr. Frances - prababka Królowej Matki, której Ralston odpowiedział „dosadnie”: „Dobrze, że pani go nie zna i nigdy nie pozna, bo gdyby tak się stało, przestałaby pani być kobietą szczęśliwą.” Ten wątek historii o monstrum z Glamis pojawił się w autobiografii AMW Sterling pt. „Life’s Little Day” („Mały dzień z życia”) z 1924 r. Stirling twierdzi, że usłyszała tą opowieść od ciotki, która w latach 70 - tych XIX w. służyła w Glamis, gdzie jak mówiła „od śmierci poprzedniego dziedzica w 1865 r. zaczęło się robić coraz bardziej tajemniczo” Na tą samą relację powołała się potem Helen Cathcart w biografii Królowej Matki z 1865 r.



Wśród wielu pytań pozostaje jeszcze jeden niewyjaśniony wątek. Można odnieść wrażenie, że o tajemnicy, która znana była jedynie garstce osób, wiadomo było bardzo wiele. Kto jednak, mówiąc kolokwialnie, jako pierwszy mógł „puścić parę” o Potworze?

Jako pierwszy oficjalnie pisał o tym James Wentworth - Day w książce „The Queen Mother’s Family Story” z 1967 r., gdzie powołał się na informatorów z rodziny królewskiej. Wielu autorów sugerowało, że źródłem przecieku była sama Królowa Matka. Opis monstrum pióra Wentwortha - Daya jest bardzo dramatyczny i bogaty w szczegóły: „Jego klatka piersiowa była wielką beczką; był włochaty, z głową wrastającą się wprost w ramiona i kończynami jak u zabawki.” Jeśli 14. hrabia rzeczywiście nigdy nie poznał sekretu, nie mógł go także przekazać swojemu synowi, którym był ojciec Królowej Matki. Zagadkowy mieszkaniec Glamis zmarł na długo przed tym, nim dowiedział się o nim Wentworth - Day.



Pozostaje jeszcze jedna zagadka. W epoce wiktoriańskiej o możliwości istnienia „Potwora” jednie wspominano. W XIX w. z lubością powtarzano plotki o ukrytych pomieszczeniach w zamku Glamis, choć początkowo wierzono, że skrywana jest w nich nie żywa istota, lecz dowód na dawna zbrodnię. Mniej znana legenda opowiada o tym, jak w Glamis zagłodzono na śmierć przedstawicieli klanu Ogilvy, wtrącając ich do lochu i barykadując drzwi. Drzwi do sali, w której spoczywały ich szkielety, nigdy ponoć nie otworzono.



[…] Można odnieść wrażenie, że w sadze Glamis legendy przekształcały się z biegiem lat z jednych w drugie - w XIX stuleciu królowały opowieści o zagłodzonych członkach wrogiego klanu, a wiek później pojawiły się legendy o Potworze. Ich „wymiana” nastąpiła po śmierci Earla Claude’a.


Nie ulega wątpliwości, że w sprawę tajemnic zamku nastąpił chaos, a stare opowieści - być może z powodów czysto rozrywkowych - zastąpione zostały nowymi. Lord Ernest Hamilton, który w latach 70 - tych XIX w. spędził część dzieciństwa w Glamis, naświetlił wyżej wspomniany problem w swoich wspomnieniach pt. „Old Days and New” (1923): „Najmniejsza wzmianka o mojej wizycie w pokoju jadalnym czy plastycznym natychmiast wywoływała poruszenie i palpitację serca u służących, które z przerażeniem pytały: ‘I co, widziałeś ducha?” […]


Możliwe, że historia o „Potworze” i wszystkie inne dziwne opowieści były jedynie wymysłem gości zamku lub członków rodziny Lyon, którzy zastanawiali się, czym mógł być dawno zapomniany rodzinny „sekret”. Możliwe, że to rozwiązanie warte jest dalszych analiz. Jesienią 1905 r. na Glamis gościł szkocki szlachcic David Lindsay oraz hr. Crawford. Ten drugi, który prowadził szczegółowy dziennik zauważył, że jego właściciele z wielką ignorancją podchodzili do rodzinnej historii (nawet tej nowszej) oraz lubowali się w „nakręcaniu” opowieści o zjawiskach niezwykłych:



„Byłem zaskoczony fenomenalną niewiedzą hrabiostwa Strathmore o zamku i jego okolicach, szczególnie kiedy ich drugi syn zapytał o to, kto jest na portrecie, który przedstawiał jego prababkę. […] Co do ducha Glamis, powiedziano mi, że z pewnością jakiś istnieje, choć rodzina nigdy go nie widuje. Ostatnim świadkiem był kamerdyner, którego zjawa zaskoczyła po obfitej kolacji gdzieś między rododendronami. O duchach mówią oni otwarcie i wymyślają je odpowiednio dla każdego gościa, choć są ostrożni, aby nie opowiadać zbyt niewiarygodnych historii.”


_______________
Mike Dash, CFI
A co z tajemnicą skrytej w Glamis komnaty, o której tyle mówiono? Po kilkugodzinnym pobycie, Crawford uznał, że zna odpowiedź na to pytanie: „Co do sekretu, to jest nim to, że nie ma żadnego sekretu.” Czy była to ich specjalna taktyka?


O autorze:
Mike Dash (ur. 1963) - brytyjski pisarz, dziennikarz, doktor historii, absolwent Cambridge i King's College, specjalizujący się w historii XVII w. oraz dziejach amerykańskiej mafii. Jego strona internetowa, zawierająca listę publikacji i książek to mikedash.com.


____________________
INFRA
Autor: Mike Dash
ŹródłoCFI Blogs
Graf. w nagłówku: Glamis zimą (1880) / DP
Opublikowano za zgodą autora
 http://infra.org.pl/historia-/zagadki-dziejow/1302-monstrum-z-zamku-glamis
http://ma.ostatnidzwonek.pl/a-273-3.html