Monday 11 April 2016

geniusz z ADHD, czyli Kiszkiloszki



List otwarty do Stanisława Lema:
Na emigracji jest gorzej niż w internecie.


http://kajetanobarski.blogspot.co.uk/


Kajetan Obarski czyli Kiszkiloszki. Jak juz wlaze na fejsa to kieruje sie tam zawsze. Projekt ten to jeden z najlepszych jakie mogly powstac w internetach. Ponizej cytuje gazete Vice i wywiad z tworca animacji panem Kajetanem Obarskim.

Kajetan Obarski to chłopak, który ma kulturowe ADHD. Swoje przemyślenia wrzuca na blogana innym pisze teksty dotyczące kulturyrobi zdjęcia miastama własny zespół. Jego gifowy projekt, Kiszkiloszki, jest połączeniem czarnego humoru z klasycznym malarstwem. Co jakiś czas pojawiają się w nich ci sami bohaterowie, najczęściej Saturn z obrazu Goi i wesoły kościotrup, którzy już stali się kultowi.
Ile czas w ciągu doby jesteś online?
Może się wydawać, że jestem wirtualnym botem, a w rzeczywistości nie istnieję w ogóle, ale tak nie jest. Niestety istnieję. Raz do razu wypluwam z siebie coś do sieci, ewentualnie popatrzę chwilę, co inni mają na ten temat do powiedzenia i zwijam cyrk. Inna sprawa, że z samym komputerem trudno jest mi się rozstać. Służy mi jako główne narzędzie do mniej lub bardziej twórczej indoktrynacji. Codziennie. Gdyby animacje, teksty czy muzyka elektroniczna powstawały w czasie jazdy na rowerze, to dziś najprawdopodobniej rozmawiałbyś z kolarzem. Takim z peletonu.

A co byś powiedział o swoim wizerunku, który konsekwentnie tworzysz w internecie?
A jaki jest mój wizerunek? Byłbym raczej marnym trenerem rozwoju osobistego. W tej chwili rozmawiasz z człowiekiem w domowym dresie. Popijam zimną kawę i palę papierosa podrapując się za uchem. Po lewej Literatura Na Świecie z 1999 roku, po prawej talerz po zupie. Mam kilka kilo nadwagi z uwagi na poważanie jakim darzę współczesne kanony piękna, a konsekwentnie unikam jedynie pokazywania swojej twarzy w internecie, gdyż ja sam, we wszystkim co popełniam, jestem najmniej istotny. Ostatecznie, wszyscy jesteśmy raczej nikim.

W którym momencie narodziły się kiszkiloszki? Czy to zmęczenie pisaniem spowodowało, że postanowiłeś tworzyć komunikaty za pomocą obrazu?
To nie to. Wydaje się, że ogólne zmęczenie. Wszak ludzka niedola jest matką wszelkich muz.

Kiszkiloszki oficjalnie narodziły się w listopadzie 2015 roku, ale znaczna część tych gifów powstawała kilka lat wcześniej. Nie widziałem większej potrzeby dzielenia się nimi ze światem. W końcu ją jednak dostrzegłem i masz, teraz sobie rozmawiamy jak jakiś Lem z Mrożkiem. Wcześniej miałem raczej święty spokój.
Masz ulubionych bohaterów, na przykład Saturna i kościotrupa, którzy powracają w twoich gifach. To coś nowego, zazwyczaj gify są impulsem, rzadko powtarzają się w nich te same motywy.
Pragnę uroczyście oświadczyć, że wbrew pozorom nie interesuje mnie scena gifiarska. Nie wiem, jak się powinno tworzyć gify. Nie wiem, jakie są standardy. Lubię skompresowane formy przekazu, więc tworzę krótkie animacje i zapisuję je w formacie GIF. A co do ciągłości, to muszę cię zasmucić, bo najzwyczajniej w świecie nie wiem.

Z twoich gifów nikt nie wychodzi cało. Jak myślisz, czemu tak bardzo śmieszy nas obrywanie jabłkiem i odgryzanie fragmentów ciała?
To nie ja kazałem Saturnowi pożerać swoje pociechy, lecz niejaki Goya. Prawdopodobnie wszyscy wiemy, co w kontekście staroitaliańskiej mitologii przedstawia ta sympatyczna scenka rodzajowa. Ja jednak lubię widzieć w niej przekaz nieco bardziej uniwersalny i gdybym był autorem tegoż malowidła, nazwałbym je po prostu „Mizantropia". Mógłby być także przyjemną metaforą Boga, który niezadowolony z efektów swojej wesołej twórczości, likwiduje jej błędny element. A czemu to was tak bardzo śmieszy? Sam sobie zadaję to pytanie. Ja, owszem, uśmiechnę się przy tworzeniu tej czy innej animacji, ale jest to uśmiech raczej szelmowski. Bo wiesz, z mojej perspektywy czarny humor ma to do siebie, że dla większości ludzi jest bardziej humorem, a dla mnie jest bardziej czarny.

Po jakie obrazy sięgasz najchętniej? Gify to twoja metoda na zwrócenie uwagi ludzi na wybranych artystów (w nieco pokrętny sposób)?
Ani trochę. Choć dobrze by było. Tego rodzaju skutki uboczne są zawsze mile widziane. Nie ma żadnego wyznacznika w wyborze obrazów. Widzę różne historie, kiedy na nie patrzę i tak sobie powstają kolejne kiszkiloszki.

Wymyślanie cały czas nowych pomysłów, szczególnie śmiesznych, pewnie jest ciężkie. Co Cię inspiruje i ile trwa tworzenie gifów? 
Pomysłów się nie wymyśla. One się pojawiają, a że często czynią to w nieprzyjaznych okolicznościach, to ciężkie jest raczej ich zapamiętywanie. Prowadzę więc mały czarny notesik, ale jak tak dalej pójdzie, potrzebny będzie duży czarny notesik. Animowanie to proces i jak wszystkie procesy - trwa. W zależności od tematu i metod, od dwóch do kilku godzin. Choć bywało i naście. Trzeba wliczyć w to także wycinanki w programach graficznych, poszukiwanie i obróbka komponentów, poprawki, zrzucanie wagi do limitów Tumblera i wszystkie inne żmudne czynności, które kryją się za kilkusekundowym, ruchomym obrazkiem.

A w jaką stronę pójdą kiszkiloszki? Będziesz kontynuował to, co robisz teraz, czy może sięgniesz nie tylko po klasyczne obrazy?
Raczej nic mnie nie ogranicza. Będę kontynuował i sięgał po nowe. Mowa tu nie tylko o malarstwie. Pozwolę sobie także tworzyć zupełnie autorskie animacje (jak te z radosnym szkieletem). Ile można jeść tę samą zupę?

Gify stają się od jakiegoś czasu potęgą w internecie. Wszyscy lubią je oglądać, szerować, „pożyczać". Jak to jest z kwestią autorstwa? Widziałem, że ostatnio miałeś z tym problem.
Masz na myśli osławionego gitarzystę jednego z zespołów, który w pewnym sensie przywłaszczył sobie moją animację, publikując ją w formie przetworzonego wideo bez podania autorstwa? Mówiąc kolokwialnie, trochę mi to zwisa. A trochę nie. Zwisa, bo nie on pierwszy i nie ostatni. Nie zwisa natomiast, głównie dlatego, że przez takich i innych niewdzięczników zmuszony jestem podpisywać swoje prace. Podpisy szpecą. „autor nieznany" i „źródło: internet" trochę bolą, bo przecież nie dość, że ja to widzę (i niech oni wiedzą, że ja patrzę) to do tego znam autora i nie ma on na nazwisko Internet.

Jest też taki zmyślny proceder, bardzo popularny wśród licznych facebookowych fanpejdży. Polega on mniej więcej na tym, że takowe publikują cieszące się popularnością gify bez podania autorstwa, ale za to nie zapominają wklepać link do siebie. Wszystko po to, by osoby, które szerują ich post z moim gifem przekazywały dalej błędną informację o tym, gdzie można znaleźć tego więcej. Ja mam na takie taktyki określenie zaczynające się na „sku" a kończące na „syństwo". Ale oni twierdzą, że to się nazywa: "marketing".
Czy dzięki swojej perspektywie czujesz, że możesz być bardziej szczery i autentyczny, zamiast owijać w bawełnę?
Pytasz mnie czy moja szczerość jest bardziej szczera od szczerości? Stara dobra punkowa szkoła: Prawda przede wszystkim. Tyle, że prawda jest pojęciem obrzydliwie subiektywnym, prawda?

Gdybyś miał komuś zadedykować swoje gify, to kogo byś wybrał?
Pawłowi. Mojemu, nieżyjącemu od osiemnastu lat chomikowi. Świeć Panie nad jego duszą.