Thursday 14 April 2016

ciocia niegdys - rolniczka ma zone

Nie, ze sie czepiam. Rodzice opowiadali jak to ogladali kiedys szol pod tytulem. Rolnik szuka zony. Bylo to dawno i prawda. Nie pytalam o sezon drugi, bo mi nic nie mowili. Moze juz nie sledzili dalsze losy chlopow. Otoz nie o chlopach tu rzecz. O chlopce, co to poszla do heteroprogramu i ...spowadzila sobie kobiete. Rolniczka dala prztyczek w nos heteronormie. Mozna sie okreslic nawet z silnym parciem na szklo. Jak bylo naprawde nie mam pojecia. Czytam i ogladam ten artykul po raz kolejny i zachodze w glowe, ze i w spoko koko kraju istniej lesbijki - chlopki. Dotychczas myslalam, zem jedyna chlopka z matki *zimi*, matkowizny (bo ociec moj to golodupiec i ta *zimia* to nie Jego byla))
Uciec od patriarchatu dowodzi na to, ze szol, ktory pomaga sie odkryc jako homo pomaga. Nawet, ze i podobno jest potwornie glupi.
Glupi, nie glupi ale w Rosji programy tupu muzina szuka zensiny puszczany jest codziennie. Pupilka Putina i jakiegos tam bariuszki popiera bicie kobiet!!!!
Do tego zaleca badanie 30- latek czy sa zdrowe. Wszystko na antenie i z badaniami na plodnosc i mierzenie bioder. Kobiety - kobietom zgotowaly ten los. Niestety. Przyzwolenie spoleczenstwa jest ogromne. Już wkrótce w Rosji zostanie uchwalona ustawa, która w praktyce sankcjonuje bicie kobiet. Pomysłodawcy zapewniają, że nowe prawo ma odciążyć sądy i przynieść oszczędności.
"Optymizmu" deputowanych nie podzielają obrońcy praw człowieka. Choć od lat apelują oni o liberalizację prawa karnego w Rosji, nie o takich zmianach myśleli. Nowy projekt ustawy zakłada bowiem dekryminalizację przemocy rodzinnej. Bicie żony, groźby pod jej adresem czy niepłacenie alimentów, będą w myśl nowego prawa karane wyłącznie na drodze administracyjnej. W praktyce oznacza to, że damski bokser za pobicie żony odpowie jedynie... mandatem. 
http://www.fakt.pl/swiat/w-rosji-mozna-bic-zony-tak-putin-odciaza-sady-nowe-prawo-w-rosji,artykuly,625375.html

Szukała męża rolnika, znalazła... dziewczynę

Coming out bohaterki "Rolnik szuka żony"

Dodano: 12.04.2016, Aktualizacja: 12.04.2016
"Nie wyobrażam sobie mojego coming outu bez wsparcia najbliższych znajomych i rodziny. Te osoby obdarzam dużym zaufaniem i z pewnością mogę liczyć na wsparcie. Dla nikogo moje wyznanie nie było zaskoczeniem" - mówi Krystyna, która wystąpiła w poprzedniej edycji programu "Rolnik szuka żony". Okazuje się, że żonę (a raczej dziewczynę) znalazła... właśnie Krystyna.

"Rolnik szuka żony" to emitowany w TVP 1 program rozrywkowy, w którym - jak łatwo się domyślić: rolnicy szukają żon. Pierwszy sezon został pokazany pod koniec 2014 roku i od razu wzbudził duże kontrowersje, ale też zdobył dużą popularność. W sezonie drugim pojawiła się Krystyna, która męża nie znalazła, ale za to... ujawniła się w rozmowie z "Faktem".

"Kobiety zawsze wydawały mi się atrakcyjne. Natomiast już pod koniec ubiegłego roku zauważyłam pewną zmianę i potrzebę. Uświadomiłam sobie, że akurat takiej relacji poszukuję i jestem w stanie zbudować związek z kobietą. Spodziewam się obraźliwych lub agresywnych komentarzy ze strony fanów programu, ale przynależność do tej czy innej orientacji nie jest kaprysem. Czuję się szczęśliwa, spełniona i chyba to jest najważniejsze. W mediach już kilka razy pojawiły się moje zdjęcia z różnymi koleżankami. Natomiast nie można wszystkich teorii traktować na poważnie. Nie będę jednak owijać w bawełnę i przyznam się - od niedawna jestem z Dominiką" - powiedziała kobieta, która nie ukrywa, żedużego wsparcia udzieliła jej rodzina.

"Nie wyobrażam sobie mojego coming outu bez wsparcia najbliższych znajomych i rodziny. Te osoby obdarzam dużym zaufaniem i z pewnością mogę liczyć na wsparcie. Dla nikogo moje wyznanie nie było zaskoczeniem. Mieszkamy w stolicy jednego z europejskich miast i nie boimy się otwarcie mówić o swoich upodobaniach oraz potrzebach. Osoby homoseksualne albo biseksualne już nie muszą się ukrywać" - powiedziała Krystyna. 

Czy dla Dominiki udział jej partnerki w programie był problemem? Okazuje się, że nie, albowiem kobieta nawet o tym nie wiedziała. "Szczerze mówiąc, nie miało to dla mnie większego znaczenia. Dla mnie bardzo ważne jest wielowymiarowe poczucie szczęśliwości, którym Ona nieustannie mnie obdarza. Jest po prostu dobrym człowiekiem i śliczną kobietą" - mówi w rozmowie z "Faktem".


cudu ni ma


Mial byc cud. Nie ma. Tak jak ze sprzedaca szczebelka z drabiny jakubowej czy mleka oslicy na ktorym nasz pan wjezdzal do Jerozolimy, KK sprzeda wszystko. O ile skromny mnich z Krzyzakow byl postacia fikcyjna tak poczynania kurii wszelakich nie maja sobie za grosz wstydu i poszanowania dla laickosci spoleczenstwa. Katecheci, swieci od papieza  ksiezolkuwie wlaza do lozek obslinieni i wymagaja a to uzycia wieszakow a to poszanowania godnosci zygot. Krolu na niebie mozna zawolac i nie brnac dalej w bzdury. Wieszaki mozna powiesic tam gdzie ich miejsce a cud to mozna zrobic nie wtracac sie do dup kobiecych. 
Tak nam dopomoz!




Cudów nie ma, jest Serratia




Legnica. Po dwóch latach wnikliwych ekspertyz do prasy dociera informacja, że w parafii św. Jacka dokonał się cud eucharystyczny. Kryminolodzy potwierdzają obecność komórek serca. I to w agonii! Genetycy dowodzą ludzkiego pochodzenia czerwonej substancji. Biskup powiadamia Watykan, a do Legnicy nadciągają pielgrzymki wiernych. Dodatkowo, duchowni powołują się na cud w Sokółce, który miał miejsce osiem lat temu i okazał się… oszustwem. Histopatolodzy z białostockiej uczelni przez trzy tygodnie „widzieli” komórki mięśnia sercowego, dopóki nie wyhodowano z cudownej hostii bakterii gramujemnej o czerwonej barwie i wdzięcznej nazwie Serratia marcescens. Najwyraźniej tej ekspertyzy Kościół już nie przyjął do wiadomości.



Pałeczka krwawa – bo tak jest również nazywana bohaterka mojej historii – jest wszędobylska, bardzo rzadko bywa patogenna, zwykle tylko u osób z obniżoną odpornością. Nie ma natomiast ani odrobiny poszanowania dla ludzkich uczuć religijnych, bo regularnie kpi sobie, szczególnie z tych gorliwych wiernych, powodując cuda eucharystyczne, które cudami nie są. Doskonale upodabnia się do serca Chrystusa, wytwarzając krwistoczerwony pigment – prodigiozynę, nierozpuszczalną w wodzie. Jej ulubioną przekąską jest skrobia.


Hostia, która upada na ziemię, zgodnie z procedurami musi pozostać w odosobnieniu, w naczyniu z wodą do momentu aż się rozpuści. Tak się niepokojąco przypadkowo składa, że to warunki spełniające wszystkie wymagania wzrostowe pałeczki krwawej. Zbiegiem okoliczności oczywiście jest również to, że każda transsubstancjacja ma miejsce właśnie po takim wydarzeniu. Co ciekawe, wzrost „czerwonej substancji” na chlebie odnotowali już Pitagoras i Żołnierze Aleksandra Macedońskiego. Z tego, co wiem, żyli kilka setek lat przed Chrystusem. Niemniej jednak w 1264 roku papież Urban nie miał sposobności przekonać się, czym faktycznie spowodowane są cuda eucharystyczne i ustanowił święto Bożego Ciała. Dopiero w 1817 roku włoski farmaceuta Bartholomeo Bizio odkrył bakterie i nazwał je na cześć Serratiego, wynalazy parowca.



Siostra Julia Dubowska, pierwszy świadek cudu w Sokółce tak wspomina wydarzenia z 2008 roku (cytat z portalu Idziemy.pl): „Kiedy 19 października, w niedzielę misyjną, otworzyłam sejf, by sięgnąć po jakąś potrzebną rzecz, poczułam zapach kwaszonego chleba. W vasculumzobaczyłam prawie rozpuszczony komunikant z lśniącą jak żywa, czerwoną plamką jakby lekko skrzepniętej krwi, wielkości paznokcia. Resztka śnieżnobiałego komunikantu była zespolona z plamką krwi, jakby przyfastrygowana nicią. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego woda jest przezroczysta, bez śladu zabarwienia.”


Biedni histopatolodzy postawieni przed trudnym zadaniem przypieczętowania cudu naukowym dowodem, widząc pod mikroskopem jakieś komórki, musieli przytaknąć, choć bez przekonania. Do dziś nie rozumiem, jak wprawny histopatolog mógł pomylić komórki tak charakterystyczne jak komórki mięśnia sercowego z wielokrotnie mniejszą komórką bakterii. W każdym razie po trzech tygodniach bezproduktywnego podniecania się cudem, wykonano posiew. Znaleziono mikroskopijną żartownisię i sprawa przycichła. Aż do momentu cudu w Legnicy.

Biskup Legnicki prof. dr hab. Zbigniew Kiernikowski podając do wiadomości publicznej informacje o cudzie, posiłkuje się trwającymi dwa lata ekspertyzami pracowników Zakładu Medycyny Sądowej i Genetyków. Pominięcie szczegółowej informacji o tym, jakie zespoły naukowców wykonały te badania, sprawia, że są to informacje niewiarygodne, wręcz bezużyteczne. Poza tym, po raz kolejny popełniono kardynalny błąd, nie włączając mikrobiologów w badania Komisji.

W Sochaczewie, mieście, z którego pochodzę, w 1555 roku spalono na stosie służkę Dorotę Łazęcką. Sprzedała hostię swoim gospodarzom, za których sprawą podobno komunikant „nosił ślady krwi Chrystusa”. Ale to było w średniowieczu, dziś mamy początek dwudziestego pierwszego wieku. Niewiele się zmieniło, ale przynajmniej nikogo nie pali się już na stosach.

http://martynafranczuk.innpoland.pl/126229,cudow-nie-ma-jest-serratia