Wednesday 19 November 2014

seks ze zwierzetami

Seks ze zwierzętami. Przemilczany problem średniowiecza [18+]


NIe moglam sie powstrzymac i nie dac tego artykulu szerszej publicznosci

Lepsza zoofilia od miłości francuskiej?

Czy to pastuch uwiódł owcę… czy owca pastucha?

Będą ich gwałcić ogniste potwory

Do wyboru: kastracja albo śmierć

Źródła:

  1. James A. Brundage, Law, Sex, and Christian Society in Medieval Europe, University of Chicago Press 2009.
  2. Vern L. Bullough, James Brundage,Handbook of Medieval Sexuality, Routledge 2013.
  3. Ruth Mazo Karras, Sexuality in Medieval Europe: Doing Unto Others, Psychology Press 2005.
  4. Margo de Mello, Animals and Society: An Introduction to Human-Animal Studies, Columbia University Press 2013.
  5. Joyce Salisbury, The Beast WithinAnimals in the Middle Ages, Routledge 2012.
  6. Castration and Culture in the Middle Ages, red. Larissa Tracy, DS Brewer 2013.

godzina swini i bzdura nad bzdurami

Czy oskarzona moze sie bronic sama - klik, klikkk, chrum, chrum.
Chyba nie- i wybuch radosci. To nie fikcja ale procesy zwierzat odbywaly sie naprawde. Do obekrzenia filmu Godzina swini przymierzalam sie juz od jakiegos czasu. Do tego sklonil mnie artykul o naduzyciach seksualnych wzgledem zwierzat.
Sam film opowiada o prawniku Courtoisie (cilin Firth), ktory z Paryza wyjezdza na prowincje by tam bronic swini przed egzekucja. Groteska i zenada. Do tego procesy czarownic i wiejskie intrygi. Zamiast skazania wlasciwych mordercow lud ciemny wskazuje niewinnyach i w miare powiedzenia - Kowal zawinil, Cygana powiesili rozgrywa sie cala akcja filmu. Zwichrowana rzeczywistosc w rodzaju dziel Monthy Pythona. Ekscentrycznosc i absurdalnos tematu to nie zaleta lat w ktorych przyszlo nam zyc ale wieki poprzednie byly nader straszne i rownie glupie jak teraz.




Procesy zwierząt w średniowieczu – średniowieczne postępowania sądowe, których stronami były zwierzęta.
W przeciwieństwie do starożytności, w której nie przypisywano większej roli zwierzętom, w średniowieczu zaczęto się zastanawiać, czy zwierzęta są również dziećmi Bożymi i czy po śmierci również idą do nieba albo piekłaświęty Franciszek z Asyżu określał zwierzęta „naszymi mniejszymi braćmi”. Zastanawiano się, czy powinny pościć w dni postne i czy wolno im pracować w niedzielę. W związku z tym zastanawiano się również, czy mają duszę i moralność, dar odróżniania dobra od zła. W ten sposób od połowy XIII wieku zwierzęta zaczynają stawać przed sądem.

Procesy zwierząt domowych

Zwierzęta domowe najczęściej były oskarżane o morderstwa, przy czym na dziewięć z dziesięciu przypadków oskarżane były wieprze. Należy to tłumaczyć sobie faktem, iż były one w średniowieczu najpospolitszymi zwierzętami hodowlanymi. Po oskarżeniu i złapaniu zwierzęcia, obchodzono się z nim jak z człowiekiem: więziono je w celi, przesłuchiwało się świadków oraz zwierzę (przy czym milczenie odbierano jako przyznanie się do winy), w końcu przekazywano je władzy publicznej, która wymierzała karę. Najczęściej było to powieszenie, ale stosowano również inne kary, przy czym właściciel nie był karany, jako że strata zwierzęcia była wystarczającą karą za "niedopilnowanie". Gdy złapanie "winnego" okazywało się niemożliwe, łapano innego przedstawiciela gatunku i przeprowadzano wyżej opisany proceder, nie uśmiercając jednak delikwenta. Karze towarzyszyło nieraz poniżenie, okaleczenie bądź wystawienie na widok publiczny. Przykładem świeckiego procesu zwierzęcego jest proces maciory z Falaise. Została ona oskarżona w 1386 roku o pożarcie ręki oraz twarzy trzymiesięcznego dziecka leżącego w kołysce podczas nieobecności rodziców. Świnię złapano i wytoczono jej proces trwający dziewięć dni. W końcu skazano ją na śmierć poprzez powieszenie połączone z poprzednim włóczeniem końmi oraz zadanie jej tych samych ran, które ona zadała dziecku. Ponadto wicehrabia Falaise zażądał, aby w miejsce kaźni spędzono wszystkie okoliczne świnie, by przyglądały się egzekucji i brały przykład. Przyglądać musiał się również właściciel świni, "aby go zawstydzić". Był to typowy przykład procesu zwierzęcia domowego, jakich było tylko w królestwie Francji w wiekach XIII - XVI około sześćdziesięciu.

Procesy szkodników oraz "robactwa"

Procesy wytaczano również wszelkim rodzajom szkodników. Były to jednak, w przeciwieństwie do procesów zwierząt domowych, procesy przede wszystkim kościelne. Żyjący na początku XVI wieku prawnik francuski Barthelemy de Chassenée wymienia w swej książce przede wszystkim: szczury, myszy, orzesznice, wołki zbożowe, ślimaki, chrząszcze, gąsienice oraz "robactwo". Toteż kiedy plaga taka pojawiała się w danym regionie, biskup bądź inni duchowni mogli, wobec oczywistych trudności ukarania winowajców, obłożyć ich anatemą lub nawet ekskomunikować. Szczególnie chętnie kary takie stosowano w krajach alpejskich. Pierwszy udokumentowany przypadek ekskomunikowania szkodników pochodzi z 1120 roku, gdy biskup Laon, Barthélemy, potępił i ekskomunikował myszy polne oraz gąsienice, które opanowały pola.
Ta przerażająca fotografia to najpewniej jedyne świadectwo egzekucji słonicy Mary. Zwierzę zostało skazane na śmierć za atak na asystenta trenera cyrkowego. Wyrok wykonano w deszczowy wrześniowy wieczór 1916 roku
                              Nie szczekać, sąd idzie! - galeria

David Livingstone Centrum i zycie podroznika


David Livingstone przyszedł na świat 19 marca 1813 roku w Blantyre, w okolicach Glasgow. Jego rodzice, bardzo religijni, zamieszkali z piątką uroczych potomków malutkie mieszkanko jednopokojowe. Livingstone mając 10 lat zaczął pracować w fabryce przy obróbce bawełny. Uczył się wieczorowo a nauka szła mu wspaniale, że był laureatem stypendium i dzięki temu mógł rozpocząć studiowanie medycyny na tamtejszej uczelni.
Któregoś dnia wpadła mu w ręce książka o misjonarzu - lekarzu, osobie pracującej jako pomoc fizyczna i niosącej wsparcie w sferze psychicznej, ta historia bardzo mu się spodobała i wiązał z nią swoje przyszłe życie. W centrum szkolenia Londyńskiego Towarzystwa Misyjnego w Essex uważano go za dziwoląga i indywidualistę, który swym zachowaniem nie będzie pozytywnie wpływał na niewiernych, którzy mieliby przyjąć nową wiarę. Już przed samym zakończeniem okresu próbnego istniały plany usunięcia go ze szkoły, lecz jeden z belfrów poręczył za niego, tak że miał on możliwość dalszego korzystania z dotacji Towarzystwa i studiowania medycyny na londyńskiej uczelni.
W 1840 roku Livingstone zdał egzamin końcowy i stał się członkiem Londyńskiego Towarzystwa Misyjnego. Celem jego misji miały być wymarzone i ukochane Chiny, ale nieszczęśliwie z przyczyn niezależnych od niego a z powodu napięć społecznych nie mógł zrealizować swej podróży. Istniały plany wysłania go do Indii, ale on odmownie odpowiedział na to wezwanie komisji i w konsekwencji wyruszył na kontynent afrykański.
  • Pierwsze spotkanie z Afryką
Livingstone w czasie drogi do Kapsztadu poznawał tajniki nawigacji i języka setswana. Dobił statkiem do centrum misyjnego w Kuruman, leżącej na północy od rozległej pustyni Kalahari z końcem czerwca 1841 roku. Widok, jaki się przed nim rozlegał nie był dla niego zadowalający, wręcz przeciwnie. Zamiast wymarzonych malowniczych budynków, pławiących się we wspaniałościach zobaczył kilka ubogich domków. W czasie podróży do Kuruman nocował w Cape. Zlokalizowana tu była baza założona przez misjonarza weterana Roberta Moffata, z którego córką Livingstone się ożenił w 1845 roku.
Listy pisywane przez Livingstone`a do towarzystwa londyńskiego były przepełnione młodzieńczym zapałem i chęciami odnalezienia i opisania nieznanych lądów i krain. Livingstone wierzył w to bardzo silnie, dzięki czemu zdołał pogodzić własną wiarę z ambicją i pragnieniem zdobycia sławy.
W szybkim tempie udowadniał własną niezależność. Już po miesiącu mieszkania Kurman, wraz z małżonką i pozostałymi misjonarzami wyruszył ku północy, na terytoria zasiedlone przez plemię Beczułanów, bez jakiegokolwiek pozwolenia, na poszukiwania nowych miejsc nadających się do budowy nowych ośrodków misyjnych. W czasie kolejnych miesięcy starał się osiedlać w kilku miejscach, ale nie było to żadnym powodzeniem. W czasie tej podróży został zaatakowany przez lwa, który dosłownie o milimetry go nie zabił. W czasie powrotu do zdrowia mieszkał w Kolobeng na terenie zamieszkiwanym przez lud Bagwena.
Pomimo wszelkich starań Livingsone`a jedyna osoba, nawrócona przez niego to wódz, ale jego miłość do poligamii była silniejsza niż chęć wyznawania nowej religii.
Miejscowość Kolobeng okazała się niezbyt gościnna, dlatego po jakimś czasie Livingstone znów rozpoczął podróżowanie.
  • Pierwsze odkrycia Livingsone`a.
W 1849 roku Livingstone rozpoczął podróż w kierunku północnym. W czasie wyprawy towarzyszył mu a przede wszystkim kładł na nią finanse William Cotton Osweel, bogaty myśliwy, który po niedługim czasie stał się jego przyjacielem.
Po zdobyciu największej afrykańskiej pustyni Kalahari i jej szczegółowym opisaniu dotarł nad słone jezioro Ngami. Livingstone i Oswell to pierwsi Europejczycy, którzy dotarli w tą część Afryki. Livingstone otrzymał od Królewskiego Towarzystwa Geograficznego odznakę za swój wysiłek, a od Londyńskiego Towarzystwa Misyjnego pisane zawiadomienie o radości z powodu jego wyczynu.
Livingstone zadecydował i podał do publicznej wiadomości, że "jezioro Ngami należy do misji". Jednakowoż przeczuwał, że za taflą jeziora może występować znacząco rozwinięta siecz rzeczna. Jednakże w tej sytuacji nie miał zamiaru dzielić własnego sukcesu z Oswellem, więc wykorzystując zainteresowanie Towarzystwa Londyńskiego zaaranżował własną wyprawę, w którą zaangażował własne dzieci i ciężarną małżonkę. Badając te tereny poznał obyczaje i kulturę żyjącego tam ludu - Makololo.
Trzecia wyprawa odbyła się znów we współpracy z Osweelem. Ta wyprawa miała jeszcze szczęśliwsze zakończenie niż poprzednie. Owocem tej ekspedycji było odkrycie w 1851 roku na terenach Sesheke rzeki Zambezi, za którą widniała wciąż ogromna biała plama braku wiedzy. Livingstone przeczuwał w głębi duszy, że musi się tam udać dla zbadania jej przebiegu. Podróż do Kapsztadu w centrum kontynentu była drogą trudna, pełna niebezpieczeństw i pułapek wiec jeśliby udało się dowieść, że Zambezi jest rzeka spławną, mogłaby ona dla Brytyjczyków, misjonarzy i kupców drogą wiodącą na zachód.
Livingstone posłał swoją małżonkę wraz z rodziną z powrotem do Londynu a sam zatonął w nauce i podróżowaniu, wykorzystując jedynie sekstans i chronometr oraz realizowania planu najambitniejszego z odbytych dotychczas podróży.
  • W poszukiwaniu drogi ze wschodu.
W czasie od września 1854 roku do maja 1856 roku David Livingstone przemierzył obszar ze wschodu na zachód Afryki o łącznej długości 6435 km. Jest on pierwszym Europejczykiem, któremu udał się taki niebezpieczny wyczyn.
Zlinyanti nad rzeką Cuando, stąd właśnie Livingstone wyruszył do Sesheke i dalej drogą wodną w górę Zambezi, ze swoja serią kazań. Wyruszywszy znad terytorium Makololo zmuszony był złożyć akt poszanowania dla wodza ludu Balonda, na którego terenach się znajdował. Po dziesięciu dniach spędzonych wśród ludu w wiosce Livingstone wyruszył w dalsza podróż. Wódz Shinte podarował mu jako kompanów podróży swoich siedmiu ludzi. Kolejny obszar zamieszkały był przez plemię Bachaków, który znany był ze swego złowrogiego nastawienia do obcych przybyszów. W końcu w Kimeya dotarł do granicy z Angolą, która ówcześnie należała do Portugalii a stamtąd aż do samej Luady nikt nie stawał mu na przeszkodzie.
Za sukces można uznać fakt, że Livingstone przebył cały kontynent afrykański, ale on sam nie był właściwie z siebie zadowolony gdyż na szlaku, którym podążał było zbyt dużo muszek tse - tse szlak, ten fakt wykluczał to, aby ten szlak stał się powszechnie uczęszczanym.
Livingstone w dalszym ciągu miał zamiar odnaleźć szlak prowadzący ze wschodu. Po upływie czterech miesięcy, które spędził w Luandzie i po roku poświęconym powrotowi do Linyanti odbył nową wyprawę ze wsparciem ludzi danych mu przez wodza Sekeletu. Podróż, w czasie której jego zamiarem miało być przebycie drogi 1610 km rozpoczął z początkiem listopada 1855 roku. W tej sytuacji udał się najpierw drogą wodna na Zambezi miejsca nazywanego "dym który grzmi" albo "grzmiący dym" czyli miejsca z ogromnymi wodospadami, które zostały przedniego nazwane Wodospadami Wiktorii. Przeprawiła się na lewy brzeg Zambezii i wyruszył wzdłuż jego linii. Spotkał wiele wrogich plemion, miedzy innymi wrogo nastawiony lud Zumbo ale okazując własna wiarę i pobożność ocalił własne zdrowie i życie.
W 1856 roku Livingstone przybył w końcu do Quelimane u wylotu Zambezi, a następnie powrócił do Anglii, by zdobyć fundusze i ochotników na następne wyprawy.
  • Rzeką Zambezi
W 1858 roku Livingstone kierował ekspedycją do Afryki, sponsorowaną teraz przez rząd angielski oraz fundusze Królewskiego Towarzystwa Geograficznego. Cel tej wyprawy był jasno wyznaczony - Livingstone miał udowodnić, że rzeka Zambezi jest spławna i można nią dopłynąć w centrum kontynentu. Nieszczęśliwie tym razem czekały na odkrywców jedynie niebezpieczeństwa i problemy, m.in. opieka i ciągłe zachęcanie 6 swoich kompanów wyprawiających się z nim tę wyprawę oraz nawiązywanie poprawnych stosunków z portugalskim rządem gdyż zarządzali oni terytorium Tete. Nieszczęśliwie Livingstone od początku miał znaczne problemy z nawiązywaniem stosunków koleżeńskich i nie potrafił poradzić sobie z niesfornymi kompanami oraz nie pałał zbytnia sympatią di Portugalczyków. Prócz tych konfliktów Livingstone miał trudności z statkiem "Ma Robert", który był nieodpowiednim statkiem jak na taka wyprawę.
Eksploracja Zambezi, która była odwiecznym marzeniem Livingstone`a, została źle zaplanowana. Livingstone wyszedł z założenia, że jeśli dopłynie w górę rzeki do Wodospadu Wiktorii, ale wracając dystans pomiędzy Zumbo a Tete pokona lądem, nie zbada dokładnie rzeki. Jednakże wynikła pewna dyskwalifikująca sytuacja - ten odcinek rzeka posiada gwałtowny spadek i jest niemożliwym do spływu. Ogół sił zespołu został skoncentrowany na zbadaniu strumienia rzeki Hire, uchodzącej w wody Jeziora Niasa.
Wraz z wyprawą pojawiało się mnóstwo nowych przeszkód: łódź wciąż ulegała usterkom, kolejna wyprawa misyjna nie miała właściwie racji bytu, wiele ludzi zachorowało na malarię i na dodatek zmarła ukochana małżonka Livingstone, która jemu w tej wyprawie pomagała i wciąż podtrzymywała go na duchu. Eksploracja rzeki zakończyła się po upłynięciu sześciu lat, w 1864 roku.
  • Ostatnia wielka ekspedycja
Nastepną wyprawą, również opłaconą z funduszy Towarzystwa Geograficznego, była ta, organizowana w celu eksploracji rzek: Nilu i Konga. Livingstone miał zamiar odnaleźć ich źródła. Wyruszył z portu w Zanzibarze. Teraz nie był wspomagany załogą z Europy, tylko 50 tragarzami i niewielką liczbą hinduskich żołnierzy, którzy i tak zaraz zostali zwolnieni. Dopłynął do ujścia rzeki Rovuma, a w kolejności popłynął nad jezioro Niasa. Ludność zamieszkująca te terytoria charakteryzowały się wrogim nastawieniem, więc często zagrażała przemieszczającemu się po tych terenach Livingstonowi. Pewna grupa ludzi uciekła do Zanzibaru z wiadomością o śmierci Livingstone`a.
Kolejne jezioro, które było przedmiotem badań to Tanganika. Miało to miejsce w czasach, gdy badacz często niedomagał jednakowoż nie to było przyczyną jego zniechęcenie. Rezygnacja z tego projektu nastąpiła wówczas, gdy zobaczył ogromną masakrę przeprowadzoną przez handlarzy niewolnikami na targu w Nyangwe. Livingstone wtedy wrócił do Udżidżi.
Zarząd Towarzystwa Geograficznego zaniepokojony był brakiem wieści od Livingstone`a, dlatego wyszykowała w drogę w celu poszukiwania znanego i młodego dziennikarza i korespondenta - Henryka Stanleya, któremu wraz z październikiem 1871 roku udało się odnaleźć Livingstone`a. Po długim odpoczynku obydwoje rozpoczęli nową wyprawę w celu zbadania północnej części jeziora Tanganika. Po odkryciu, że niestety nie jest obszarem źródłowym Nilu Stanley powrócił do Londynu.
Livingstone jednak dalej oczarowany tajemniczością czarnego kontynentu wyruszył w następną podróż w tereny jeziora Bangweulu, nad którym 1 maja 1872 roku umarł.
David Livingstone to pełen pasji i poświecenia człowiek i poszukiwacz, podróżnik i geograf, który do końca swego życia mocno poświęcał się Bogu i swojemu przeznaczeniu - odkrywaniu nieznanych terenów. Pomimo wielu niedomagań nadal prowadził swe wyprawy, może dlatego, że sądził, iż powinien odkryć nowe drogi a z pewnością, iż był ciekawym świata podróżnikiem i chciał dowiedzieć się co kryje ta biała plama na mapie. Już od czasów młodzieńczych był pewny, że chce zostać w przyszłości podróżnikiem i misjonarzem nawracającym pogańskie plemiona na chrześcijaństwo; był o tym święcie przekonany, że tak tez się stanie i nie pomylił się. Może to przekonanie było kluczem do jego sukcesu.
Livingstone był bardzo rozsądnym człowiekiem, przeczuwał, iż musi uczyć się wielu rzeczy i umiejętności od ludów rdzennych, aby przeżyć w niebezpiecznej dżungli czy na pustyni czarnego lądu. Był to jednak nieprzeciętny samotnik, posiadający mało przyjaciół, za to wielu obywateli okazywało mu swój podziw i uznanie.
Dzięki jego wnikliwej obserwacji kontynentu afrykańskiego i dokładnym zapiskom powstała znaczna liczba książek poświęconych Afryce i ludom ją zamieszkującym. Niektóre pozycje, jak "Podróże i badania misjonarzy w Afryce", napisane zostały przez samego podróżnika Livingstone`a. Za swe zasługo dostał on nagrodę - złoty medal przyznawany przez Towarzystwo Geograficzne za jego prace. To właśnie Livingstone wypełnił białą plamę na mapie

                                  
         Atak lwa na LivingstonaDavid Livingstone Centrum to dom Livingstona przrobiony na muzeum mowiac w skrocie. Podroznik mieszkal tam od 19 marca 1813 roku do 1 maja 1873 roku. Czyli od urodzeni. Poprzez dziecinstwo i wczesna mlodosc. Rodzice tak jak i 23 rodzin, ktore mieszkaly w kompleksie zabudowan a raczej jej mieszkancy wszyscy pracowali w przedzalniach bawelny, stad ten dzwonek na budynku. Centrumm Davida Livingstona otwarto w 1999 roku. Sam park i centrum to 20 akrow powierzchnii. Zgromadzone artefakty to podroze Livingstona do Afrykii i praca misjonarska. Rzeka Clyde, to masywna rzeka, ktora napedzala niejedno kolo i niejedna fabryke. Dzis w jednym z budynkow widac jeszcze wmurowane kolo mlynskie.Samo centrum to park, muzeum i centrum konferencyjne. Nie barkuje tam wspomnianego ogrodu i ozdobnej fontanny. Przy bramie wjazdowej na srodku usytuowana jest najwieksza statua atakowanego  Livingstona przez lwa. Lew ten,  atakowal ludnosc Mabotsa i oczywiscie mocno poranił mu lewą rękę. Livingstone nabawił się malarii nękającej go już do końca życia. Wymyślił na nią lekarstwo: "pigułka Livingstone'a", miała w składzie chlorek rtęci, chininę, rabarbar i żywicę zaprawione ostrą papryką z niewielką ilością alkoholu.Rzezba  jest autorstwa Raya Harryhausena i jego zony Diany, ktora jest wnuczka Livingstona. Ray Harryhausen to zdobywca Oscara i ekspert od efektow specjalnych. Tworca Jazona i Argonautow, Zaginionej planety, King Konga, Podrozy Sindbada Zeglarza.Pomnik stanal w 2004 roku i od tej pory zachwyca swa pieknoscia. Oczywiscie trzeba wspomniec o fontannie w kztalcie kuli ziemskiej. Niestety na zime fontanna zostaje zamykana i opoczona brezentem.Pamiatki po Livingstonie zaczeto zbierac juz w roku 1929 by ostatecznie otworzyc wspomniane muzeum. Livingstone był już wówczas bardzo schorowany, ale choć jego organizm wyniszczyły malaria i krwawe biegunki, to jednak nie zamierzał rezygnować z wędrówek po ukochanej Afryce.Ostatnia wyprawa zawiodła go nad jezioro Bangweulu w Zambii, gdzie zmarł 1 maja 1873 r. oparty o potężny baobab. Jego czarni towarzysze - Jacob Wainwright, James Chuma i Abdullah Susi - włożyli serce odkrywcy do puszki po mące i pochowali je pod drzewem mvula. Wainwright, niegdyś niewolnik sprzedany przez własne plemię, wyciął w pniu nazwisko misjonarza.Ciało zdecydowali się oddać Brytyjczykom. Wyjęli zeń wnętrzności, natarli je solą, a potem wysuszyli na słońcu i nieśli prawie dziewięć miesięcy na wybrzeże Oceanu Indyjskiego. Kiedy statek z trumną zacumował w Southampton, królowa Wiktoria wysłała po nią karetę z wiązanką azalii. 18 kwietnia 1874 r. w opactwie Westminster odbył się wspaniały pogrzeb Livingstone'a.Miesiąc po śmierci misjonarza przymuszony przez Brytyjczyków sułtan Zanzibaru podpisał traktat znoszący handel niewolnikami.                                                    
dom Livingstona i widoczny dzwon wzywajacy do pracy o godzinie 6 rano i konczacy dzien o 20.00 wieczorem
                                                  
pozostalosci po robitych rzezbach
                                                            
ogrod przy muzeum przypomnina egzotyke przyrody a  rosnacymi tam roslinami i urokliwymi  stawikami z ogromna zaba nie maja sobie rownych 
                                          
ozdobna plakietka na domu Livingstona
                                          
zapora na rzece Clyde
                                           
ozdobna tablica na srodku mostu
                          
 lew nie przezyl za to David trzymal sie swietnie mimo odniesionych ran. Dodajmy, ze lew nekal okoliczne wioski i pozarl dwie kobiety!
                            
 most z drugiej strony
Korzystalam z Wikipedii i bryk.pl oraz http://wyborcza.pl/alehistoria/1,134490,14719784,Doktor_Livingstone__jak_sadze.html

i utwor ABBY, ktory na pewno nie slyszeliscie pt. What about Livingstone