Monday 24 October 2016

zimna brytania


Who wants the english in europe anyway. To okladka dzisiejszego Charlie Hebdo! 

Spod reki szkockiego rzadu padl projekt o drugim referendum w sprawie odlaczenia sie od Wielkiej Brytfanny. Pierwsze glosowanie padlo w 2014 roku. Nastepne. No wlasnie. Co mowi glowa. Oczywiscie, ze referendum nie przejdzie. Za,  mowi serce. Przeciez Szkoci byli przeciwko Britexowi. Wyszlo sie jako wspolnota a chce sie wrocic jako dwa panstewka. osobno. Gdzie stanowisko Walonii, Katalonii? Oni tez chca byc osobno. Gdzie handel ropa? Pojdzie do Rosji? Nie, raczej Rosja przyjdzie tu! 

Wielkie banki uciekaja z Wysp. Observer donosi. Obawy to relacje gospodarcze kraju z UE. Niepokoj zwiazany z brakiem planow dotyczacych zasad obrotu handlowego Wielkiej Brytfanny z Europa i swiadczenia uslug finansowych po wyjsciu kraju z UE. 
Ustawienie barier dla handlu i uslug finansowych sprawi, ze wszyscy gorzej na tym wyjdziemy. Alarmuja specjalisci.
Mysle, ze Bank of India i Bank of China sie ostaja. Czy NBP w Londku sie ostanie? Tego nie wie nikt!
A teraz macie, czarno na bialym co sie dzieje w Wakefield. Sennym przedmiesciu Leeds. Moze nie sennym, bo i ciocia tam darla ryja pomiedzy szeregowcami zagluszana przez patologie brytyjska.



Cold Britannia


Z perspektywy europejskiej Wielka Brytania wydawała się zawsze ojczyzną nieco specyficznych, ale pragmatycznych i otwartych ludzi. W tej chwili wielu Brytyjczyków nie rozumie już własnego kraju. Reportaż z podróży na obce wyspy.
Wygląda na to, że Europa przygotowała sobie historię o Wielkiej Brytanii, z której wynika, że Brytyjczycy się wygłupiają. Wciąż powtarza się, że rozsądny dotychczas naród w napadzie irracjonalności postanowił posłuchać populistycznych klaunów i odwrócić się plecami od Unii Europejskiej. Teraz można jedynie starać się zapobiec temu, by wirus ów nie przeskoczył przez kanał La Manche i nie zaraził całego kontynentu.
Najpierw, po finansowym krachu 2008 roku, wpadł on w najgłębszy kryzys gospodarczy od dziesiątków lat, potem, podczas szkockiego referendum przed dwoma laty, omal nie doszło do rozpadu. Parlament przez długi czas nie chciał wyrazić zgody na interwencję w Syrii, również podczas konfliktu ukraińskiego Wielka Brytania pozostała bierna.  Rząd wysyłał wprawdzie pieniądze syryjskim uchodźcom, ale jednocześnie umacniał brytyjskie granice. Wyglądało na to, że dawna światowa potęga wycofała się ze świata. Potem przyszedł Brexit.Z perspektywy europejskiej Królestwo Wielkiej Brytanii przez długi czas uważane było za dość specyficznego, ale pragmatycznego i otwartego sąsiada, którego interesuje raczej wolny rynek niż polityczne wizje. Za handlowy naród, który dzięki swojej kolonialnej przeszłości zna świat i eksportując swoje gwiazdy, od Beatlesów po Adele, kształtuje współczesną popkulturę. Cool Britannia. W ostatnich latach spojrzenie na ten kraj stało się jednak bardziej nieufne i sceptyczne.
Jeszcze przed referendum wybrałem się na Wyspy, by lepiej zrozumieć ten kraj i napisać książkę. Spędziłem pół roku w Brexit Country. Brytyjczycy stali się dla nas obcy, tym ważniejsze były więc pytania, co kieruje tym narodem, czy może dojść do katastrofy i co z tego wyniknie.
Po spotkaniach z właścicielami lombardów w Blackpool i bezrobotnymi górnikami w Wakefield prosta odpowiedź brzmi: wielu Brytyjczyków porusza to samo, co mieszkańców kontynentu, którzy są rozczarowani Europą, rozgniewani na elity, wściekli na polityków obiecujących dobrobyt, a potem obcinających emerytury i pomoc socjalną. Populistów spotkać można nie tylko na Wyspach Brytyjskich, tu jedynie są niestety lepiej zorganizowani.

Cztery miliony rozczarowanych

Skomplikowana odpowiedź jest taka, że w brytyjskim społeczeństwie tworzą się rozłamy, które są większe i bardziej radykalne niż gdziekolwiek indziej. W żadnym innym kraju Unii Europejskiej przepaść między bogatymi a biednymi nie jest tak wielka, jak tutaj, nigdzie nie ma tak wielu miliarderów i przegranych, żyjących tak blisko obok siebie. PKB w przeliczeniu na jednego mieszkańca Londynu wynosi 186 procent  średniej unijnej, a mimo to niektóre osiedla w tym mieście zaliczają się do najbiedniejszych w całym kraju. W regionach Walii żyją ludzie, którzy zarabiają mniej niż mieszkańcy Sycylii. Wiele społeczeństw jest podzielonych, Wielka Brytania nie była tu nigdy wyjątkiem. W tej chwili jednak owa przepaść wydaje się niemożliwa do przezwyciężenia. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że podczas kryzysu finansowego ucierpiała pewność siebie tego kraju, który określał się przez swój kwitnący handel, siłę ekonomiczną, wewnętrzną różnorodność i światowe wpływy.
Wielu Brytyjczyków nie czuje się już reprezentowanych przez parlament w Westminsterze i stają się cyniczni wobec londyńskich elit ze świata polityki, mediów i banków. W zeszłym roku cztery miliony wyborców zagłosowało na prawicowo-populistyczny UKIP, który ze względu na proporcjonalny system wyborczy, niekorzystny dla małych partii, zdobył tylko jeden mandat. Można uznać owe rozwiązanie za praktyczne, ale cztery miliony rozczarowanych to nie jest dobra reklama demokracji. Wielkie partie odczuły wstrząs.
Labourzyści i konserwatyści zajmowali zawsze pozycje wzdłuż linii podziałów społecznych – ci pierwsi byli partią robotników, drudzy ugrupowaniem przedsiębiorców. Referendum europejskie pokazało, że ta logika już nie obowiązuje. Partia Pracy rozpadła się na lewicowo-liberalną miejską klasę średnią, która głosowała przeciwko Brexitowi, i zmarginalizowaną klasę robotniczą, opowiadająca się za wyjściem z Unii Europejskiej. Torysi z kolei podzielili się na narodowo-patriotycznych przeciwników UE i przedsiębiorczych globalistów.
Społeczeństwo stało się bardziej złożone, ale system polityczny tego nie odzwierciedla. Klasa robotnicza, taka, jaka pojawia się w powieściach Karola Dickensa czy esejach  George’a Orwella, dawno zniknęła. Socjolodzy dzielą ją na "zamożnych robotników", "techniczną klasę średnią" i "pnących się w górę pracowników sektora usług". Huty stali, kopalnie i stocznie, które milionom rodzin zapewniały chleb i poczucie tożsamości, już nie istnieją. Więzi, jakie spajały "working class", są dziś słabsze.

Pozostawieni na lodzie

Anglia jeszcze całkiem niedawno była dudniącym i skrzypiącym warsztatem Europy. Węgiel odgrywał ważną rolę w tworzeniu się imperium i społeczeństwa przemysłowego. W latach osiemdziesiątych stał się on materiałem wybuchowym w konflikcie między górnikami a rządem Margaret Thatcher. Strajki, trwające miesiącami protesty, walka robotników z państwem – wszystko to głęboko wryło się w zbiorową świadomość.
Węgiel łączył i dzielił ten kraj. Kiedy górnictwo pomału zamierało, pojawił się ból fantomowy, odczuwalny do dziś. Krótko przed ubiegłorocznymi świętami Bożego Narodzenia zamknięto ostatnią kopalnię głębinową niedaleko Leeds. Pewien stary górnik, który 47 lat przepracował pod ziemią, opowiadał mi, że bardzo smuci go, iż tak wielu kolegów straciło pracę. Jeszcze bardziej jednak martwi go to, że ziemia kryje w sobie jeszcze tak wiele węgla, a jemu nie pozwolono dokończyć tej pracy.
Biała klasa robotnicza czuje się pozostawiona na lodzie. Starzy nie potrafią odnaleźć się w zglobalizowanej, wielokulturowej Brytanii, młodzi czują się oszukani co do własnej przyszłości. Po ciemnej stronie "sharing economy" powstają nowe formy wyzysku, umowy czasowe, marne posady kierowcy czy posłańca. "Dzisiaj praca nie daje już tego, co dawniej: poczucia tożsamości i wspólnoty oraz szacunku dla samego siebie" – stwierdza londyński pisarz John Lanchester.
Dominującym nastrojem od czasu kryzysu finansowego jest zdumienie, konsternacja, utrata orientacji. Zdaniem, jakie słyszałem najczęściej na Wyspach, było: "Coś poszło nie tak". Motto zwolenników Brexitu: "Take Back Control", odzyskać kontrolę,  było równie zręczne, co zakłamane.
Podczas swojej podróży zobaczyłem naród, który jest głodny wolności i niepewny, gdzie ją znaleźć. Wielka Brytania od dziesiątków lat mierzy się z przeszłością, zdanie wypowiedziane w 1962 roku przez byłego sekretarza stanu USA Deana Achesona: "Anglia straciła imperium i nie znalazła dla siebie nowej roli", jest aktualne do dzisiaj.

Bogaci rządzą

W kampanii przed referendum europejskim tragedia tak bardzo ocierała się o farsę, jak jest to możliwe jedynie w kraju Szekspira. Najbardziej osobliwą częścią owej inscenizacji było jednak to, jak bardzo jest ona przejrzysta. Rzadko kiedy wcześniej tak wielu ludzi mówiło tyle kłamstw, rzadko nieprawda pojawiała się tak jawnie. Tak, jakby to wszystko było ironią, mruganiem okiem, pozbawiona konkurencji grą wychowanków Eton.Starzy etończycy rządzą połową królestwa, kancelariami, bankami, ministerstwami, a ten, kto zastanawia się, dlaczego establishment postępuje tak egocentrycznie, wręcz bezwzględnie, nie może pominąć roli tego college’u w cieniu zamku Windsor. Premier Theresa May, córka pastora z południowoangielskiej prowincji, dystansuje się wprawdzie wobec owych uprzywilejowanych, nie oznacza to jednak, że ich wpływy maleją. Absolwentem Eton jest na przykład Boris Johnson, obecny minister spraw zagranicznych.
Brytyjską elitę od wiodących klas innych krajów odróżnia to, że ogólnie rzecz biorąc, ma zwykle spokój. Inaczej niż w Niemczech czy Francji, od stuleci nie było tu gwałtownego przewrotu, który wypędziłby klasę panującą z jej domów. Na Wyspach Brytyjskich cała elita do dziś rekrutuje się z niewielkiej liczby instytucji, takich jak Eton i uniwersytety w Oksfordzie i Cambridge.
Chociaż absolwenci szkół prywatnych stanowią jedynie siedem procent społeczeństwa, prawie jedna trzecia posłów do parlamentu, trzy czwarte kadry kierowniczej w wojsku i wymiarze sprawiedliwości, a także  ponad połowa wiodących dziennikarzy w tym kraju kształciła się w prywatnych placówkach. Ci, którzy nie należą do tego klubu, muszą się mozolnie przebijać. Wielu Brytyjczyków utwierdza to w poczuciu, że żyją w systemie ekonomicznym, a nie politycznym. Ten, kto wychował się w południowej Walii czy północno-zachodniej Anglii, postrzega Wielką Brytanię jako szarą, hiperkapitalistyczną oligarchię, w której karierę robią ludzie mający dużo pieniędzy lub znane nazwisko. Cold Britannia.
Demokracja funkcjonuje lepiej, gdy gospodarka się rozwija. Dlatego torysi próbują stać się nową partią robotniczą, która zaoferuje schronienie ludziom wykluczonym. Theresa May rozpoznała tę szansę. Partia Pracy pod rządami starego socjalisty Jeremy‘ego Corbyna leży w gruzach. May nie chce ryzykować pozycji konserwatystów jako jedynego zdolnego do rządzenia ugrupowania, zrażając do siebie ideologów Brexitu we własnych szeregach.

Zupełnie inny kraj

Jest drugą po Margaret Thatcher kobietą na Downing Street. Z poprzedniczką łączy ją wysoka dyscyplina pracy, granicząca wręcz z eksploatowaniem samej siebie. Więcej podobieństw między nimi nie ma. Na zjeździe Partii Konserwatywnej May chwaliła państwo, które musi stworzyć to, czego nie mogą dać ludziom pojedyncze osoby i rynki, mówiła o prawach pracowniczych i zapowiedziała  twardą politykę wobec firm i koncernów, które unikają płacenia podatków.
Dla wielu jej kolegów partyjnych, którzy chętnie zredukowaliby rolę państwa do funkcji obronnej i usuwania śmieci, taka interwencjonistyczna retoryka jest bezczelnością. May reprezentuje twardą linię wobec Unii Europejskiej i uchodźców. To ona będzie prawdopodobnie negocjować brytyjsko-europejskie porozumienie o wolnym handlu. Potrwa to całe lata, być może dekadę, a po tym Wielka Brytanie będzie już zupełnie innym krajem.

chinskie kasztanki




Saddam Husain mial na Manhattanie tajna sale tortur. Takie rewelacje podaje New York Post. Gdy skatowano wieznia, czesci jego ciala posylano poczta dyplomatyczna. Piwnica wraz z aneksem kuchennym sluzyla Mukhabaratowi (tajna Policja) za kaznie. Wszystko to dzialo sie w opodal Central Parku. W wynajmowanej kamienicy, wieziono Irakijczykow, ktorzy szukali schronienia w USA. Chciano ich zmusic do powrotu. Tortury, wbijanie gwozdzi pod paznokcie, bicie, duszenie. Gdy Saddam Husain upadl, FBI przeprowadzili nalot na tajne wiezienie. Od 1979 roku nikt nic nie wiedzial? Placowka dyplomatyczna ma wlascicieli? Oni tez nie wiedzieli. Panstwo nie wiedzialo. Sluzby tez. No sekrecik taki!
Taki sekret rozmawaiajac z obywatelami Chin. na pytanie kiedy bedzie demokracja odpowiadaja. A kiedy u was bedzie demokracja? Takie pytanie na pytanie.
Panstwo Srodka zalewa swiat. Owszem panstwo dwoch skrajnosci. Dobra ale czy wolnosc tam ma wymiar cybernetyki?
Xianliang to zastępca dyrektora Administracji Cyberprzestrzeni – urzędu, który zarządza internetem Państwa Środka. „Polityka otwartości” oraz „chińskie przepisy”, na które powołuje się dyrektor, to nic innego jak ścisły aparat cenzury, uniemożliwiający internautom poszukiwanie i publikowanie materiałów, krytycznych wobec Partii Komunistycznej. Dzięki połączeniu algorytmów oraz bezpośredniej inwigilacji, firmy internetowe – działające w Państwie Środka – współpracują z rządem na wielu płaszczyznach. Cenzorują konkretne słowa kluczowe, ograniczają i moderują dyskusje na forach, sprawdzają treść publikowanych materiałów, ale też udostępniają – na życzenie władz – prywatne dane użytkowników. Jakby tego było mało kraj jest oddzielony od reszty świata niewidocznym dla oka, ale bardziej uciążliwym Wielkim Chińskim Firewallem. Nic, na co nie wyrażą zgody urzędnicy z Administracji Cyberprzestrzeni, nie przeniknie do szukających informacji internautów.
Facebook został zablokowany w Chinach w 2009 roku, Google rok później. Obie firmy nie zgodziły się na łamanie własnych standardów i oddanie danych użytkowników przedstawicielom władz na talerzu. Na nic się też nie zdało straszenie przez zagraniczne koncerny, że ich wyjście zuboży życie lokalnych internautów. Chińczycy mają QQ, WeChat, Weibo czy Baidu i doskonale się obywają bez zachodnich mediów społecznościowych.
Jednak czasy się zmieniają, jak śpiewa tegoroczny noblista. Rynek chiński – co oczywiste – jest wielki, a liczeni w miliardach użytkownicy najpopularniejszych aplikacji działają na wyobraźnię prezesów międzynarodowych koncernów.
Zaczyna się od drobnych kroków. Facebook otworzył biuro w Pekinie, które Mark Zuckerberg odwiedził osobiście, roztaczając czar, mający złamać serca chińskim cenzorom. Z kolei pogłoski na temat Google’a sugerują, że planuje uruchomienie sklepu z aplikacjami. Jednak – jak wynika z cytowanej powyżej wypowiedzi zastępcy dyrektora – ich działanie musiałoby uwzględniać cenzurowanie treści oraz udostępnianie danych na temat osób uznanych za zagrożenie. Co przeważy? Stanie przy własnych pryncypiach czy przymknięcie oka na niewielkie niedogodności w zamian za dostęp do miliarda potencjalnych klientów?
Być może jakąś podpowiedzią – dla tych, którzy sądzą, że powyższe pytanie jest dylematem – będzie postawa Apple’a. Korporacja z Cupertino w kwietniu tego roku zamknęła dla chińskich konsumentów usługi iBook oraz iTunes. Tim Cook wie, że władzom z Pekinu nie podoba się uzależnienie od zagranicznych technologii i nie cieszy ich – w odróżnieniu od akcjonariuszy Apple’a – rosnąca sprzedaż iPhone’ów.
Jednak prezes Nadgryzionego Jabłka wie jak się wkupić w łaski Partii, a jednocześnie poprawić przychody z trzeciego największego rynku. Tydzień temu ogłoszono, że firma otworzy w przyszłym roku centrum badań i rozwoju w mieście Shenzhen, określanym jako Chińska Dolina Krzemowa. Na miejscu znajdują się fabryki i biura projektowe największych chińskich producentów (Huawei) czy firm internetowych (Tencent). Lokalne pogłoski mówią, że Apple wyłoży prawdopodobnie około 45 milionów dolarów i zatrudni około 500 inżynierów dla swojego drugiego już – oprócz zlokalizowanego w Pekinie – działu B&R w Państwie Środka.
Tak więc można się krygować – jak Facebook i Google, a można też odważnie wejść na rynek, sypnąć inwestycjami i zapewnić sobie przychylność czynnika politycznego. Wprawdzie konsumenci będą nieco inwigilowani, ale wyniki sprzedaży uciszą głos sumienia. A, że po jakimś czasie z pudełek produktów z jabłuszkiem zniknie niepokojąca dwoistość: zaprojektowane w Kalifornii, wyprodukowane w Chinach? Trudno, czasami trzeba ciąć koszty.

przez sen to gorzkie wyznanie


Natalia Przybysz wydala bardzo osobista piosenke. Nie bylo by tu przyczyny do tego, ze to cholernie trudna melodia. Jeszcze bardziej gorzkie slowa. Nie mowiac o uczuciach towarzyszacych utworowi Przez sen.
Natalia Przybysz okazala sie jedyna, ktora szczerze mowi jak jest. Podzielila sie ze swiatem swoja tajemnica. Przybysz poddala sie zabiegowi aborcji.
Nie ona jedna i nie ostatnia. To nie grypa. Przelezysz i wyjdzie. To nie katarek. Posmarkasz. Nazresz sie czochu, zapijesz cieplym piwem. Nawachasz sie olejkow i w pizdu przejdzie. Przybysz jako jedyna z jajami opowiedziala swoja historie. Usunela zarodek i zyje. Mogla zrobic to w swoim szpitalu w Polsce. Nie musiala sie pierd. przez cala Polske az na Slowacje, by tam dokonac zabiegu. Poczula ulge. A co miala czuc. Nie stac ja na dziecko. Nie jest gotowa. Ani jej partner. Watpie, zeby Natalia pieprzyla sie po katach jak kotka w rui. Po prostu zdarzylo sie i tyle. Wpadla jak miliony innych kobiet. Dziecka nie chciala. I na chuj tu drzec szaty. Gdy podjela decyzje o usunieciu ciazy, najpierw trafila do lekarza w Polsce. Doktor powiedzial, ze nie dokona aborcji, ale polecil tabletki na wrzody, ktore prawdopodobnie doprowadza do poronienia. lekarstwo nie przynioslo skutku.
 Sam se kurwa lekarzu wez srodki na wrzody, jak masz takie posrane pomysly!


Jak wygląda zabieg? Jak czuje się dziewczyna w takiej klinice?
"Jest czysto, miło, ciepło. (...) Kładzie się do łóżka. Przychodzi anestezjolog, ona podaje rękę, zasypia. Po pięciu minutach budzi się na sali, pod kołdrą, jej chłopak jest koło niej. Wszystko trwało pięć minut. Pięć minut. I nagle przychodzi taki wielki oddech. Największy wydech świata.
Czuje ulgę?
No, ta dziewczyna... To znaczy ja. Czuję wielką ulgę. Nagle cieszysz się wszystkim w swoim życiu, tym, co masz. (...) Pięć minut - i masz z powrotem swoje życie" – opowiada Przybysz.
Dlaczego piosenkarka zdecydowała się na tak intymne wyznanie?
"Nie chcę się z tego tłumaczyć, ale chcę o tym opowiedzieć, bo nikt o tym nie mówi. I ta samotność jest straszna. Czułam się, jakbym była jedyną kobietą w Polsce, która kiedykolwiek to zrobiła" – powiedziała Przybysz na łamach "Wysokich Obcasów".
Wokalistka nie wyklucza, że kiedyś będzie miała więcej dzieci. Jednak na razie nie jest na to gotowa.