Wednesday 17 December 2014

swiateczna reklama sieci Sainsbury`s

Kilka tygodni temu telewizornie tutejsze pokazaly pewna reklame z ktorej to wynikalo, ze podczas pierwszej wojny swiatowej zolnierze wrogich armii wychodza z okopow i spiewaja zainntonowana melodie Cichej nocy. W wielkim skrocie to pisze i zle. Pragne tylko dodac, ze rzecz dziala sie naprawde a lzy wyciskane przez sklep sa prawdziwe. Dwa teksty daje ponizej a wytlumaczenie oddaje specjalista. Rzecz dziala sie pod Ypres, a ze ciocia (moze nie Ypres ale Verdun zwiedzala wiec zna i ogrom pol i cmentarzty ciagnacych sie po horyzont).Reklama dzwignia handlu a granie na uczuciach jest znanym sposobem na wycisniecie pieniedzy z kazdej kieszeni.
Rozejm bożonarodzeniowy - świąteczne pojednanie żołnierzy w 1914 r.

Żołnierze brytyjscy i niemieccy podczas rozejmu bożonarodzeniowego. Źródło: Imperial War Museums.
Żołnierze brytyjscy i niemieccy podczas rozejmu bożonarodzeniowego. Źródło: Imperial War Museums.
24 grudnia 1914 r. w okopach pod Ypres w Belgii żołnierze wrogich armii, Niemcy i Brytyjczycy, spontanicznie zaprzestali działań zbrojnych, opuścili okopy, śpiewali kolędy, a nawet grali w piłkę. Wydarzenia te przeszły do historii jako rozejm bożonarodzeniowy.
„To była piękna księżycowa noc, mróz skuł ziemię, było biało prawie wszędzie. Około 7 lub 8 wieczorem było sporo zamieszania w niemieckich okopach. Były oświetlone, sam nie wiem, czym. A potem Niemcy zaśpiewali +Cichą noc+. Cóż za piękna melodia, pomyślałem. To był jeden z najważniejszych dni w moim życiu. Nigdy go nie zapomnę” – wspominał bożonarodzeniowy rozejm w okolicach francuskiej miejscowości Armentieres brytyjski szeregowy Albert Moren. 

Wojna w okopach

Zdziwienie, niedowierzanie, niepewność, ale i radość – te uczucia dominowały wśród żołnierzy uczestniczących w tzw. bożonarodzeniowym rozejmie, który zapoczątkowały wydarzenia z 24 grudnia 1914 r.
Spędzenie świąt z dala od domów wydawało się nieuniknione, choć to od walczących na froncie żołnierzy zależało, czy Boże Narodzenie 1914 r. będzie w miarę spokojne. 7 grudnia 1914 r. do zawieszenia działań zbrojnych w wojnie, przynajmniej na czas zbliżających się świąt, wzywał papież Benedykt XV. Apel Watykanu nie został jednak wysłuchany.
Trwająca od lata 1914 r. wojna była niezwykle krwawa, każdego dnia na polach bitew ginęły tysiące żołnierzy. Ze względu na charakter działań zbrojnych na froncie zachodnim I wojnę światową nazywano wojną pozycyjną. Żołnierze obu walczących ze sobą stron miesiącami przesiadywali w okopach, a każde wyjście poza teren ogrodzony ziemnymi fortyfikacjami groziło narażeniem się na śmiercionośny ogień karabinów maszynowych.
Niemiecki plan wojny (tzw. plan Schlieffena) zakładający pokonanie Francji w maksymalnie sześć tygodni nie powiódł się, co oznaczało, że przed żołnierzami obu stron konfliktu stanęło widmo spędzenia świąt Bożego Narodzenia w okopach, z dala od swych rodzin. Te różnymi sposobami próbowały sprawić, aby ich bliscy znajdujący się na froncie poczuli magię świąt. Przesyłali im paczki, w których znajdowały się świąteczne ozdoby oraz różnego rodzaju smakołyki.
Spędzenie świąt z dala od domów wydawało się nieuniknione, choć to od walczących na froncie żołnierzy zależało, czy Boże Narodzenie 1914 r. będzie w miarę spokojne. 7 grudnia 1914 r. do zawieszenia działań zbrojnych w wojnie, przynajmniej na czas zbliżających się świąt, wzywał papież Benedykt XV. Apel Watykanu nie został jednak wysłuchany.

Gwiazdka 1914

Choć nic nie zapowiadało nawet chwilowego ustania walk na froncie zachodnim, w Wigilię 1914 r. miało miejsce wydarzenie, które przeszło do historii jako rozejm bożonarodzeniowy. Nie było to oficjalne zawieszenie broni, a spontaniczny gest zmęczonych wojną żołnierzy. Szczególny wymiar miał on w rejonie miasta Ypres we Flandrii, gdzie późną jesienią zakończyła się pierwsza wielka ofensywa tej wojny.
W Wigilię 1914 r. miało miejsce wydarzenie, które przeszło do historii jako rozejm bożonarodzeniowy. Nie było to oficjalne zawieszenie broni, a spontaniczny gest zmęczonych wojną żołnierzy. Szczególny wymiar miał on w rejonie miasta Ypres we Flandrii, gdzie późną jesienią zakończyła się pierwsza wielka ofensywa tej wojny.
24 grudnia tego roku, korzystając z przestoju w wymianie ognia, niemieccy żołnierze postanowili udekorować lampkami teren okalający zajmowane przezeń okopy. W różnym czasie – według relacji, od godzin wieczornych do północy - pozycje zajmowane przez Niemców rozbłysły jaskrawym światłem. Przed okopami ustawiono bożonarodzeniowe choinki przystrojone zapalonymi świeczkami.
Gdy Brytyjczycy spostrzegli światła, obawiali się niemieckiej prowokacji; zastanawiali się, czy Niemcy nie próbują podstępem wywabić ich z pozycji. Dowództwo brytyjskie zakazało strzelania w kierunku nieprzyjaciela, ale też zaleciło ostrożność.
Ku zdziwieniu Brytyjczyków Niemcy zaczęli głośno śpiewać kolędę „Cicha noc” (niem. Stille Nacht). Po chwili, w rytm tej samej melodii, po angielsku zaśpiewali Brytyjczycy (według jednej z relacji jako pierwsi kolędowali walijscy fizylierzy). Słysząc odzew z naprzeciwka niemieccy żołnierzy zaczęli spontanicznie wychodzić z okopów i kierować się w stronę Brytyjczyków.
Skonsternowani żołnierze brytyjscy, pomimo bezwzględnego zakazu opuszczania pozycji bez rozkazu (co groziło surowymi karami), widząc zbliżających się i śpiewających kolędy Niemców, także zaczęli wychodzić z ukrycia. Atmosfera świąt jako pierwsza udzieliła się Brytyjczykom stacjonującym na odcinku Frelinghien-Houplines na pograniczu belgijsko-francuskim.

Bratanie się na "ziemi niczyjej"

Do spotkań żołnierzy doszło między nieprzyjacielskimi okopami, na tzw. pasie ziemi niczyjej.
Josef Wenzel z 16. Bawarskiego Rezerwowego Pułku Piechoty, w którym służył wówczas młody Adolf Hitler (przyszły kanclerz III Rzeszy był przeciwny rozejmowi), w liście do rodziny napisał: „Jeden (Brytyjczyk – PAP) podszedł do mnie, od razu uścisnął moją dłoń i przekazał mi kilka papierosów, drugi dał mi pamiętnik, trzeci podpisał się na pocztówce, czwarty zanotował swój adres w moim notesie. Jeden Anglik zagrał na harmonijce ustnej niemieckiego żołnierza, inni tańczyli, jeszcze inni dumnie paradowali w niemieckich hełmach (...). Nie zapomnę tego widoku przez resztę mojego życia”.
Żołnierze wymieniali uściski dłoni, składali sobie życzenia świąteczne, a także obdarowywali prezentami. Osobom, których jeszcze dzień wcześniej nie zawahano by się zastrzelić, w wigilijną noc wręczano, oprócz alkoholu, tytoniu i słodyczy, także rzeczy osobiste, jak np. kapelusze. Wielu uczestników rozejmu wznosiło toasty za zdrowie służących w obcych armiach żołnierzy.
Ku zdziwieniu Brytyjczyków Niemcy zaczęli głośno śpiewać kolędę „Cicha noc” (niem. Stille Nacht). Po chwili, w rytm tej samej melodii, po angielsku zaśpiewali Brytyjczycy (według jednej z relacji jako pierwsi kolędowali walijscy fizylierzy). Słysząc odzew z naprzeciwka niemieccy żołnierzy zaczęli spontanicznie wychodzić z okopów i kierować się w stronę Brytyjczyków.
Brytyjski kapral John Ferguson tak oto zapamiętał opisywane wydarzenia: „Rozmawialiśmy, jakbyśmy znali się od lat. Staliśmy przed niemieckimi zasiekami z drutu kolczastego; otaczali nas Niemcy (...). Cóż za widok – grupki Niemców i Brytyjczyków utworzyły się na prawie całej długości naszego frontu! Z ciemności mogliśmy usłyszeć śmiech i zobaczyć rozpalone zapałki, gdy jakiś Niemiec podpalał Szkotowi papierosa i na odwrót”.
Inna relacja jest przykładem ryzykowania życia tylko po to, aby osobiście poznać nieprzyjaciela. Josef Sewald z 17. Bawarskiego Pułku zapisał w jednym z listów: „Krzyczałem do naszych wrogów, że nie chcemy do nich strzelać ze względu na bożonarodzeniowy rozejm. Powiedziałem im, że mógłbym do nich przyjść i spróbować porozmawiać. Na początku nastała cisza, potem jeszcze raz krzyknąłem, zapraszając ich, na co oni odpowiedzieli +Nie strzelać!+. Któryś z Brytyjczyków wyszedł z okopów, ja uczyniłem to samo i podaliśmy sobie razem dłonie”.
W tę wyjątkową wigilijną noc zabrzmiały takie popularne pieśni świąteczne jak m.in. niemiecka „O Tannenbaum” („O jodełko”) oraz brytyjska „O Come All Ye Faithful” („Przybądźcie wierni”), będąca anglojęzyczną wersją średniowiecznego hymnu bożonarodzeniowego „Adeste Fideles”.
Porucznik Dougan Chater pisał, że Brytyjczycy i Niemcy wymieniali wzajemne serdeczności przez krótki okres czasu. Po pół godzinie żołnierze wrócili do okopów, jednak – jak zanotował Chater – nie ostrzeliwano się wzajemnie. „Żołnierze, nie kryjąc się, znosili do okopów słomę i opał” - relacjonował.

Piwo dla Brytyjczyków, pudding dla Niemców

Wieści o rozejmie nie mogły nie dotrzeć do sztabów dowodzenia wojsk, często oddalonych od frontu o kilkanaście kilometrów. Część początkowo przeciwnych wzajemnemu brataniu się dowódców ustaliło w końcu, że na czas świąt konflikt zostanie zawieszony. Na froncie w pobliżu Ypres ucichły armaty, a delegacje oficerów poszczególnych armii także obdarowały się prezentami – Niemcy ofiarowali Brytyjczykom beczkę piwa, ci zaś odwdzięczyli się im typowo angielskim deserem – puddingiem śliwkowym. Jak ustalono, czas zawieszenia broni wykorzystano m.in. na zebranie z „ziemi niczyjej” ciał żołnierzy poległych w walce oraz ich godne pochowanie.
Podczas żołnierskich pogrzebów przed grobami gromadzili się zarówno Niemcy, jak i Brytyjczycy. Wspólnie modlili się i recytowali biblijne teksty, w tym Psalm 23. Zdarzało się, że ofiary – niezależnie od narodowości – grzebano w zbiorowych mogiłach.
Podczas żołnierskich pogrzebów przed grobami gromadzili się zarówno Niemcy, jak i Brytyjczycy. Wspólnie modlili się i recytowali biblijne teksty, w tym Psalm 23. Zdarzało się, że ofiary – niezależnie od narodowości – grzebano w zbiorowych mogiłach.
Świąteczny czas wykorzystano nie tylko na pochówki współtowarzyszy, ale i rozrywkę. Mimo ujemnej temperatury rozgrywano mecze piłki nożnej. Grano piłkami pośpiesznie wykonanymi z podręcznych materiałów.
Jeden z meczów rozegrany w typowo zimowej aurze w pobliżu Armentieres według świadectw żołnierzy zakończył się zwycięstwem Niemców nad Brytyjczykami 3:2. Grę przerwano po tym, jak piłka przedziurawiła się na drucie kolczastym wystającym z jednego z okopów.
W mniejszym stopniu aniżeli Brytyjczycy do bratania z Niemcami skłonni byli inni alianci, choć świadectwa mówią, że także m.in. Francuzi, Belgowie, a nawet Hindusi oraz muzułmańscy Algierczycy jednali się ze swymi nieprzyjaciółmi. „Inicjatywa w ten czy inny sposób zawsze wychodziła od Niemców” – zauważył brytyjski historyk Martin Gilbert, autor książki „Pierwsza wojna światowa”.

Wzajemne stereotypy

W szeregach Brytyjczyków znajdowali się jednak również przeciwnicy rozejmu. Niechęć do wrogów wzmacniała wojenna propaganda – usiłowała ona przedstawić nieprzyjaciół w najgorszym możliwym świetle.
Stanley Weintraub, autor książki „Silent Night. The Story of the World War I Christmas Truce” („Cicha noc. Opowieść o bożonarodzeniowym rozejmie podczas I wojny światowej”) pisze: „Dla większości brytyjskich żołnierzy niemieckie próby celebrowania świąt były szokiem. Propaganda często rozgłaszała informacje o teutońskim bestialstwie, podczas gdy Niemcy już dawno ocenili zarówno Brytyjczyków, jak i Francuzów jako bezdusznych materialistów” – tłumaczy historyk.
Żołnierze niemieccy nazywali Brytyjczyków „najemnikami”, którzy walczyli tylko po to, aby się wzbogacić.

Pomimo świąt wielu Brytyjczyków nie opuściło okopów; jeszcze inni – choć zbliżyli się do Niemców, a nawet wymieniali się z nimi serdecznościami – w późniejszych korespondencjach z rodzinami dawali upust swym uprzedzeniom wobec nieprzyjaciół. Niemców określano m.in. jako „barbarzyńców” i „Hunów”. Jak wyjaśnia Weintraub, „Francuzi i Brytyjczycy nie przypuszczali, że uważani przez nich za pogan – a nawet dzikusów – pragmatyczni Niemcy będą skłonni do ryzykowania życia po to, aby zaśpiewać ich ulubioną pieśń +Tannenbaum+”.
Brytyjski podporucznik Bruce Bairnsfather nazwał Niemców „diabłami”. „Wszyscy oni chcieli być przyjaźni, ale żaden z nich nie posiadał otwartej, szczerej wesołości naszych ludzi” – pisał w jednym z listów. Jak wspominał, na ziemi niczyjej dochodziło do komicznych sytuacji. „Uwieńczeniem tego wszystkiego był widok jednego z moich chłopców z załogi karabinu maszynowego w cywilu fryzjera-amatora, obcinającego nienaturalnie długie włosy klęczącemu przed nim potulnie Szwabowi” – ironizował Brytyjczyk.
Jeden z meczów rozegrany w typowo zimowej aurze w pobliżu Armentieres według świadectw żołnierzy zakończył się zwycięstwem Niemców nad Brytyjczykami 3:2. Grę przerwano po tym, jak piłka przedziurawiła się na drucie kolczastym wystającym z jednego z okopów.
Wśród stereotypów na temat Niemców przeważał ten, według którego najbardziej aroganccy byli Prusacy – najsłynniejszy z nich, cesarz Wilhelm II Hohenzollern był w Wielkiej Brytanii postrzegany jako typowy zatwardziały Prusak, zwolennik agresywnej polityki zagranicznej. Nieco lepiej Brytyjczycy postrzegali Wirtemberczyków czy Sasów. Relacje z grudnia 1914 r. mówią, że ci ostatni przy okazji pojednania często podkreślali swe podobieństwo do Brytyjczyków jako Anglosasów.
Jeden z brytyjskich oficerów zanotował po bliższym poznaniu swych wrogów: „Szczególnie dobrze prezentowali się Sasi, którzy wywarli wrażenie inteligentnych. Miałem całkiem przyzwoite rozmowy z trzema lub czterema z nich, nazwiska i adresy dwóch z nich zapisałem w moim notesie (...). Po naszych rozmowach naprawdę myślę, ze wiele doniesień prasowych musi być mocno przesadzone” – cytował Brytyjczyka „New York Times” w artykule „Fraternization Between the Lines” („Bratanie się pomiędzy pozycjami”) z 31 grudnia 1914 r.
Do dnia, w którym ukazał się ten artykuł, w państwach alianckich nie publikowano żadnych wieści z frontu. Było to działanie celowe – obawiano się bowiem skutków poinformowania społeczeństwa o niecodziennym rozejmie z Niemcami.
Oprócz gestów pojednania w grudniu 1914 r. dochodziło także do przejawów wzajemnej wrogości. W przeddzień Wigilii zdarzały się przypadki strzelania do niemieckich choinek, a w czasie rozejmu oddawano nawet strzały do wrogów zbliżających się do okopów.
Uczestnik wydarzeń z grudnia 1914 r. brytyjski kapitan Billy Congreve pisał: "Wydaliśmy surowe rozkazy, aby nie pozwolić na jakiekolwiek próby rozejmu, gdyż słyszeliśmy pogłoski, że Niemcy będą próbowali zawieszenia broni. I przyszli do nas śpiewając. Więc otworzyliśmy szybki ogień w ich kierunku, gdyż tylko na taki rozejm zasługiwali”.

Wznowienie walk

W niektórych częściach frontu rozejm trwał do godz. 8:30 26 grudnia, drugiego dnia świąt. Żołnierze wrócili do okopów, a po oddaniu strzałów ostrzegawczych w powietrze wrócił czas wojny. W innych miejscach walki wstrzymano przez kolejne dni, a nawet tygodnie. W wielu przypadkach konflikt wznowiono dopiero po przybyciu na front nowych kontyngentów żołnierzy, którzy zastąpili uczestników nieoficjalnego rozejmu. Jakiekolwiek próby porozumienia się z nieprzyjacielem karano odtąd nawet śmiercią.
W 1999 r., 85 lat po rozejmie bożonarodzeniowym, w pobliżu Ypres stanął pamiątkowy drewniany krzyż. 11 listopada 2008 r., w 90. rocznicę zakończenia I wojny światowej, w Freilighien odsłonięto pomnik poświęcony uczestnikom wydarzeń z grudnia 1914 r.
Pod koniec grudnia 1914 r. do spontanicznych gestów przyjaźni żołnierzy obu wrogich stron konfliktu dochodziło także na innych odcinkach frontu zachodniego. Podczas gdy na jednym polu bitwy żołnierze wzajemnie świętowali Boże Narodzenie, na innym – toczono krwawe boje. Rozejm nie dotarł m.in. do Alzacji. W czasie świąt nie zawieszono zmagań zbrojnych lotnictwa – dochodziło m.in. do ataków brytyjskich samolotów na niemieckie hangary zeppelinów.
Według szacunków w nieoficjalnym rozejmie uczestniczyło nawet ok. 100 tys. alianckich i niemieckich żołnierzy. Ostatni żyjący uczestnik opisywanych wydarzeń, Szkot Alfred Anderson zmarł 21 listopada 2005 r. w wieku 109 lat.

Historycy o rozejmie

Historycy podkreślają fakt, że choć nieformalny rozejm bożonarodzeniowy był wydarzeniem szczególnym to już rok później, w 1915 r., pojednanie nie miałoby szans na sukces. „Rozejm wydarzył się jeszcze przed pierwszym użyciem gazów bojowych oraz bombardowaniami z powietrza” – przypomniał w rozmowie z BBC News w 2004 r. brytyjski historyk wojskowości Andrew Robertshaw (24. grudnia 2004, „1914 +football truce+ anniversary”).
„Pogarszające się relacje między żołnierzami wrogich armii, w miarę jak wojna stawała się coraz bardziej krwawa i +bezoosobowa+, nie zapowiadały incydentów o podobnej skali w przyszłości, choć dewiza +żyj i pozwól żyć+ była ciągle akceptowana przez obie strony konfliktu. Często dominowała ona w różnych +cichych+ odcinkach frontu, aż do zawieszenia broni w 1918 r.” - napisali Peter Simkins, Geoffrey Jukes i Michael Hickey, autorzy ksiażki “Pierwsza wojna światowa” („The First World War”).
W 1999 r., 85 lat po rozejmie bożonarodzeniowym, w pobliżu Ypres stanął pamiątkowy drewniany krzyż. 11 listopada 2008 r., w 90. rocznicę zakończenia I wojny światowej, w Freilighien odsłonięto pomnik poświęcony uczestnikom wydarzeń z grudnia 1914 r.
O świątecznym pojednaniu na froncie w 1914 r. opowiada francuski film „Joyeux Noel” („Wesołych Świąt”) z 2005 r.
z moim ulubionym Danielem Bruhlem
Waldemar Kowalski (PAP)
artykul z http://dzieje.pl/aktualnosci/rozejm-bozonarodzeniowy-swiateczne-pojednanie-zolnierzy-w-1914-r


Did the First World War Christmas truce football match really happen?

It has become one of the most iconic moments of the First World War, and was recently chosen by Sainsbury’s as the subject of their huge Christmas advertising campaign. But there is still some debate about whether football featured in the 1914 Christmas truce. Here, Professor Mark Connelly from the University of Kent, and Taff Gillingham, a military historian who worked on the Sainsbury’s advert, share their verdicts…

Did the First World War Christmas truce football match really happen?

It has become one of the most iconic moments of the First World War, and was recently chosen by Sainsbury’s as the subject of their huge Christmas advertising campaign. But there is still some debate about whether football featured in the 1914 Christmas truce. Here, Professor Mark Connelly from the University of Kent, and Taff Gillingham, a military historian who worked on the Sainsbury’s advert, share their verdicts…
© The Art Archive/Alamy

“The evidence is too hazy to say with any kind of certainty that a match took place” – Mark Connelly

I have spent many years researching the Christmas truce, looking through war diaries, and papers at the Imperial War Museum. What I know from my investigations is that we just cannot find any conclusive evidence that a football match took place.
There is lots of evidence of a match being discussed on the day – a number of letters from soldiers see them telling their loved ones about loose plans to play a game – but it seems they never got around to it. This is understandable – no man’s land was a mess, so it would have been difficult to play on, and no one was going to allow opposing soldiers behind enemy lines [to play]! Plus, at least one letter suggests they could not actually find a football.
What’s more, there are problems with a key piece of so-called ‘evidence’ of football being played: a letter written by a doctor and printed in The Times on 1 January 1915, which says a soldier “played a game with the Saxons and lost 3–2”. The first problem is that this was merely reported speech – someone had told the doctor about the ‘game’. It was a ‘friend of a friend’ situation. Secondly, the regiment had been scored out [of the letter], so we cannot verify it.
For those who want to believe a match took place, there’s enough evidence that someone kicked about a ball at some point during the day – after all, soldiers then, as now, were very football orientated. And it would not surprise me if someone does pin this down one day. But at the moment I cannot put my money on saying that a match happened. While there is a lot of circumstantial evidence to suggest a ball was kicked around, it’s certainly too hazy to say with any kind of certainty.
It’s also important to consider: what constitutes a match? Is it a few lads rolling a ball along the ground, or is it a group playing a game with, say, agreed goal posts?
For me, to say a match took place would be to make two plus two tip over to amount to five.
Mark Connelly is a professor of modern British military history at the University of Kent, who last week presented his findings at a public symposium at the university. The symposium considers whether a Christmas truce football match took place, and why the truce has attained such iconic status in British popular culture.

 

“New evidence discovered this year proves there was football during the truce” – Taff Gillingham

You can count on one hand the number of accurate accounts about football during the truce. There are plenty of hearsay accounts, and a few fantasist accounts too – for example, an officer named Peter Jackson claimed to have played, but in 1968 was rumbled and admitted he had made the whole thing up – and there are a number of hearsay reports, of people having heard about a match, but there are only four pieces of evidence from soldiers who either played or witnessed the match. After researching the Christmas truce for 15 years, I can usually spot the real accounts from the fakes.
Until this year, I, like Mark, believed there was not enough concrete evidence to say that any football took place. And we need to be clear: what did happen can certainly not be called a 'match'. However, several months before I started working with Sainsbury’s I got in touch with an old friend who is a historian of the Norfolk regiment, who sent me some papers he thought could be of use.
Two were accounts by men who said there was no football, the third – after 15 years of looking – was an account by a Norfolk corporal who said he played.
Sure enough, in that pile were three very important sheets of paper – a letter written by Corporal Albert Wyatt of the Norfolk regiment, published in a newspaper in 1915, who said he had played a match in Wulverghem, Belgium. This was a breakthrough, as it corroborated a letter sent by Sergeant Frank Naden from the 1/6th Cheshires, telling home that he had played a Christmas Day match.
Naden's letter is widely known but, until now, there had been no corroboration for it. Here’s the thing – the two regiments units served together in the winter of 1914: the Cheshires, who were part of the Territorial force, had just arrived on the front line, and were mixed with the Norfolks for trench training.
So here we suddenly have two people in the same place saying they had played a game of football. That is corroborated evidence. I can now say, hand on heart, that there was a kickabout. I don’t even think it was on the scale that the Sainsbury’s advert suggests – the fact we don’t see lots of soldiers talking in letters and diaries about having seen the match indicates it was on a small scale – but there was a kickabout.
Indeed, the fact the kickabout was small is unsurprising, because many British soldiers were more interested in fraternising with the Germans: they just wanted to see them – to talk to them, to swap photos and food. Some even cut one another's hair. Remember, many of the German troops would have worked in bars and restaurants back home, so would have a decent grasp of English. So there were lots of conversations [on Christmas Day].
A few months ago German historian Rob Schaefer uncovered a postcard sent home by another soldier of IR133 who claimed to have played. The card corroborates a well known account by Lt Johannes Niemann of the same Regiment. Again, two men, same place, same time. The kickabouts at Wulverghem and Frelinghien are the only two places were kickabouts are corroborated, although in both cases there is no corroboration from the opposing side.
In spite of this, I think it is a great tragedy that football is hijacking the Christmas truce – in reality, football played an insignificant role in the truce. It really was more about fraternisation, which is why in the end Sainsbury’s toned down the emphasis on the football and instead highlighted the sharing aspect.
The first responsibility of myself and Khaki Devil [which provides First World War uniforms and replica weapons for film and television production] is to the veterans who can no longer speak for themselves. We would never have been involved with the advert if we did not think it was respectful, and based on hard evidence. The advert is a heartfelt tribute to the men of 1914, who have, in the centenary coverage so far, been horribly overlooked.
Taff Gillingham has been studying British military history for more than 25 years. He was recently an adviser to Sainsbury’s in the making of their Christmas advert, which focuses on the 1914 Christmas truce.
http://www.theguardian.com/world/2014/dec/16/truce-trenches-football-tales-shot-in-dark