Tuesday 15 September 2015

Even if the gates of the rich are closed, the gates of heaven will never be closed.

Im nin'alu daltei n'divim daltei marom lo nin'alu
Even if the gates of the rich are closed, the gates of heaven will never be closed.
Trzy rozne wykonania, slowa te same.
przeslanie tez zostaje zawsze to samo.

IM NINALU
IF THE DOORS ARE LOCKED
 The following translation appears on the
50 Gates of Wisdom album, by Keren Barak:
  
Im nin'alu daltei n'divim
Daltei marom lo nin'alu
El Chai, mareimawm al kawruvim
Kulawm b'rucho ya'alu
El Chai
Ki hem elai kis'o kawruvim
Yodu sh'mei weihal'lu
Chayet shehem rotzeh washawvim
Miyom b'ri'aw nichlawlu
El Chai
Uv'shesh kanufayim s'vivim
Awfim b'eit yitjaljelu
Im nin'alu daltei n'divim
Daltei marom lo nin'alu
El Chai, mareimawm al kawruvim
Kulawm b'rucho ya'alu
El Chai
Jaljal wa'ofen ru'ashim
Medim sh'mei u'm'gadeshim
Miziv k'veido loveshim
Uv'shesh kanufayim s'vivim
Awfim b'eit yitjaljelu
Ya'anu b'gel shirim areivim
Yachad b'etet nidjalu
Jaljal wa'ofen ru'ashim
Medim sh'mei u'm'gadeshim
Miziv k'veido loveshim
El Chai
http://www.hebrewsongs.com/song-imninalu.htm
"Im Nin'alu" (אם ננעלו) is a Hebrew poem by 17th-century Rabbi Shalom Shabazi (Hebrewשלום שבזי‎). 
If there be no mercy left in the world,
The doors of heaven will never be barred.
The Creator reigns supreme, and is higher
than the angels
All, in His spirit, will rise

By His nearness, His life-giving breath
flows through them.
And they glory in His name
From the moment of genesis,
His creations grow,
Captivating and more beautiful.

The wheel in his circle thunders
Acclaiming His Holy name
Clothed in the glory of His radiance,
The six-winged cherubs surround Him,
Whirling in His honor
And with their free wings sweetly sing,
Together, in unison


jak zdarta plyta blokowa


Nie musisz mieć własnego mieszkania – wywiad z Filipem Springerem

wrzesień 14, 2015
przez Natalia Fiedorczuk
http://www.vice.com/pl/read/wywiad-z-filipem-springerem




Budynki mieszkalne we Włocławku, fot. Ars Visualis.
VICE: Dalej mieszkasz na Grochowie?
Filip Springer: Na Ursynowie.
Ale wcześniej mieszkałeś...Na Przyczółku Grochowskim, teraz Ursynów.
W starszej części Ursynowa, znaczy...W tej projektowanej przez Budzyńskiego, lata 80-te. Takie bloczydło: kiedy były upały – w środku był piekarnik.
Rośnie tam, zdaje się, trochę drzew?Rosną, ale co z tego. Latem moi znajomi wyjechali na Islandię, a mają jakiś wyczesany apartament na Powiślu, z klimatyzacją, więc tam siedziałem w największe upały pod klimatyzatorem.
Dalej wynajmujesz? Ile płacisz?
Wynajmuję, płacę tysiąc pięćset.
Dobra cena! Piotr Ikonowicz przyznał się, że płaci dwa tysiące i nieraz ma problemy z regularnym płaceniem takiej kasy.
No wiesz, ja się też specjalnie nie przywiązuję do tego miejsca. Od października do stycznia będę jeździł po byłych miastach wojewódzkich w ramach projektu Miasto Archipelag. Przerwy będę miał tylko na tyle, byle sobie wyprać gatki. Poza tym właścicielka jest w porządku.
Nie planujesz kupienia mieszkania na kredyt?
Nie, zresztą moja ostatnia książka tak mnie bardzo ustawiła, że być bardziej sceptycznie nastawionym do kredytu chyba się nie da.
Faktycznie, książka bezlitośnie obnaża wszystkie występne mechanizmy przyznawania kredytów. Gra też na naszych marzeniach o posiadaniu. Skąd się bierze ten fetysz, głód własności?To jest fetysz, i nie jest zarazem. To, że nim nie jest wynika często z kalkulacji, bo nadal ja uważam, że są sytuacje w których kredyt jest dla ludzi jedynym racjonalnym wyborem. Nie mam problemu z tym, że ludzie dzisiaj biorą kredyty. Problemem jest to, że dla kredytu nie ma alternatywy. Skoro nie ma alternatywy, to w niektórych sytuacjach życiowych podjęcie decyzji o kredycie na mieszkanie jest bardziej racjonalne. Chociaż jakby to wydestylować, to nie, nie jest racjonalne, choćby dlatego, że jest to zobowiązanie na 30 lat. Z tej perspektywy posiadanie mieszkania nie jest fetyszem.
Z drugiej strony jest to fetysz: badając temat mieszkań często słyszałem, że w Polsce na przykład nie dało się skomunalizować wsi, że Polacy kochają własność, i tego rodzaju pieprzenie. Ja ten temat będę mógł podjąć, kiedy Polacy otrzymają realny wybór: kiedy będą mogli wynajmować normalnie, kupić normalnie – wtedy będzie można zobaczyć co tak naprawdę Polacy kochają.
Ale ta filozofia własności nałożyła się ładnie na ten cały neoliberalny dyskurs: masz to, na co zapracowałeś, jeśli pracowałeś dużo, to masz dużo, jeśli mało – to mało, w związku z tym to mieszkanie na kredyt jest jednym z elementów dochodzenia do sukcesu. Zszokowało mnie, że wielu bohaterów wymieniało właśnie zobowiązanie kredytowe w pewnego rodzaju ciągu, który definiuje sukces w życiu. Szczęśliwa rodzina, fajny samochód, wakacje w Toskanii, kredyt.

Londyn też ma poważne problemy mieszkaniowe.



W twojej książce występuje bohater, który czuł otwarty żal, że mieszkanie otrzymał w spadku, a nie własną ciężką pracą zasłużył sobie na zdolność kredytową.Ten bohater jest zapośredniczony: jedna z moich rozmówczyń wspomniała o rozmowie z nim na jakiejś imprezie. Ta historia obnażyła pewien absurd: w jaki sposób zaciągnięcie zobowiązania na 30 lat, bez żadnej gwarancji, że będzie się miało to zobowiązanie z czego spłacać, ma być dowodem dojrzałości?
Wierzysz Piotrowi Ikonowiczowi, który od jakiegoś czasu stoi na warszawskiej Patelni z tabliczką „Nigdy nie będziesz miał własnego mieszkania"? Do kogo, według Ciebie ten komunikat jest skierowany?Nie wiem. Ikonowicz jest dla mnie zbyt radykalny, podobnie jak wszystkie ruchy lokatorskie działające w Warszawie. Gigantycznie doceniam robotę, którą odwalają, natomiast radykalizm w przekazie, wynikający z ich doświadczeń, trochę uniemożliwia spokojną dyskusję na ten temat. Uważam, że są niezbędni, podobnie jak ruchy lokatorskie z Poznania. Tylko oni upomnieli się o prawa ludzi z czyszczonych kamienic. Oni i dziennikarzeGazety Wyborczej. Nikt inny o nich się nie upomniał. Gdyby nikt nie zwrócił na to uwagi, te oczyszczania trwałyby do usranej śmierci. Natomiast radykalizm odstrasza. Mam nadzieję, że moja książka nie epatuje właśnie takim radykalizmem.
Nie jest radykalna. Formalnie jest bardzo merytoryczna, wręcz sucha. Radykalnie przygnębiająca robi się, kiedy zaczyna się na ten temat myśleć. Dość przebiegle. Ale hasło, które znamy z demonstracji Ikonowicza, objawiło się również gdzie indziej: obecna burmistrz Barcelony, Ada Colau, wywodzi się z ruchu społecznego „V de vivenida" (M jak Mieszkanie). Reklamowali się podobnym hasłem: „Nie będziesz mieć swojego mieszkania w całym cholernym życiu" – w takim rozumieniu, że nawet jeśli weźmiesz długoletni kredyt hipoteczny, to przez większość czasu to mieszkanie i tak będzie banku...Dla mnie to hasło jest naprawdę zbyt radykalne. Wolę bardziej złagodzenie w formie „Nie musisz mieć własnego mieszkania". To jest ok.
Podoba mi się. Myślisz, że kredyt robi z nas „doroślejszych ludzi"?Skąd. Akurat kredyt niczego nie definiuje. Trudno też mówić w tej sytuacji o wyborze. I nawet jeśli każdy podpisuje się pod wnioskiem kredytowym sam, nawet moi bohaterowie, którzy są w jakiejś ciemnej dupie w związku z kredytem, nie mają poczucia, że ktoś ich do czegoś zmuszał. Ja z kolei zawsze będę bronił tezy, że był to pewnego rodzaju przymus. Oczywiście nikt ich ręki nie prowadził, kiedy podpisywali się na dokumentach, natomiast realia były takie, że kredyt był jedynym możliwym i dostępnym zaspokojeniem potrzeby mieszkaniowej. Z pewnością można interpretować to tak, że kredyt wzięli ci zaradni, ogarnięci. Jeśli nie wziąłem kredytu, to jestem taki trochę niepoważny. „Dobra, poczekamy zobaczymy" – „Jeszcze zmienisz zdanie". Nie wiem jednak na ile jest to wiara, że tak rzeczywiście jest, a na ile jest to pewna racjonalizacja dokonanego wyboru. Moi bohaterowie z Nysy, którym pomogli rodzice, i którzy mieszkają na poddaszu domu rodzinnego, przyznali, że są traktowani trochę jak takie niepoważne dzieciaki: „My tu sobie porozmawiamy o poważnych sprawach, a wy tu sobie pogadajcie o podróżach".
Co zawdzięczamy rządowym programom Rodzina na swoim i Mieszkanie dla Młodych*?. W przypadku „Rodziny na swoim" na pewno wzrósł odsetek małżeństw......i rozwodów. Pani deweloperka powiedziała mi, że w przypadku wzięcia rozwodu, można było skorzystać z Mieszkania dla Młodych, mając wcześniej chatę kupioną przy pomocy Rodziny na swoim.
* Rządowe projekty dofinansowania zakupu mieszkań na kredyt: pierwszy z nich ułatwiał spłacanie kredytu, obniżając ratę o prowizje bankowe; drugi, działający do tej pory „dorzuca" do transakcji kredytowej wkład własny, którego niektórzy nie są w stanie wyłożyć. Pierwszy z tych programów pomagał młodym małżeństwom, „MdM" pozwala na pomoc również związkom partnerskim, singlom, krewnym
W książce zmyślnie i rozmyślnie omijasz okres komuny. Pierwsza część książki traktuje o sytuacji mieszkaniowej w dwudziestoleciu międzywojennym, druga – już o wolnej Polsce. Co stało się podczas tych 45 powojennych lat?Wtedy się stało coś, co dzisiaj budzi pewien nieuzasadniony niepokój u wielu ludzi, mianowicie państwo stanęło w aktywnej roli instytucji zaspokajającej potrzeby mieszkaniowe swoich obywateli. To państwo, które wtrącało ludzi do więzień, zabijało ich – ono to robiło. Oczywiście robiło to nie za swoje pieniądze, na kredyt, który do tej pory spłacamy i skończyło się to katastrofą i w tym sensie to nie jest zbyt pouczająca lekcja. Nikt nie zakłada, że wrócimy do gospodarki centralnie sterowanej. Ten komunizm nie jest do niczego potrzebny – mimo, że wiele postulatów z drugiej części mojej książki to postulaty lewicowe. A ja głęboko wierzę, że lewicowość nie musi mieć najmniejszego związku z komunizmem, i dlatego go tam nie ma.
Nie chciałem też tworzyć książki historycznej o problemie mieszkaniowym, bo byłoby to tak potwornie nudne, że nikt nie chciałby tego czytać. Po trzecie – interesowało mnie porównanie dwóch kapitalizmów. Mamy ten kapitalizm dwudziestolecia, w które tak bardzo wierzymy, że było taką zajebistą epoką w historii Polski i mamy ten dzisiejszy kapitalizm, w który też jakoś tam wierzymy. W związku z tym okres komunizmu, jako epoka która nam nie wyszła, nie jest w książce do niczego potrzebny. Trochę też bałem się, że jeśli opiszę w książce komunizm, to wyjdzie na to, że pod kątem mieszkaniowym jest to najlepsza epoka w historii Polski. Wtedy budowało się bardzo dużo, ale i tak w 1989 roku wyszliśmy z niej z głodem mieszkaniowym.


Filip Springer ze swoją nową książką, „13 Pięter".
Spotkałam się z argumentem, że Polacy czują potrzebę posiadania między innymi dlatego, że za komuny wszystko było wspólne.Ja kupuję ten argument. Kilka osób pamiętających komunizm, a przede wszystkim swoje przygody z mieszkaniem, ze zdobywaniem go, wspomina jak bardzo upokarzający był czas oczekiwania na własne mieszkanie i jak upokarzające były wizyty u prezesa spółdzielni. Trzeba było iść z szynką Krakus w puszce, albo z wódką, uśmiechać się – jak w serialuAlternatywy 4. Teraz idziesz do banku, masz zdolność, podpisujesz papiery, pani jest dla ciebie miła i daje ci kawę z ciastkiem. Proces udzielania kredytu nie jest upokarzający. Jest skomplikowany, długi, ale nie upokarzający. Jeśli ma się zdolność – nie czeka się. To odwrócenie ma taki godnościowy wymiar. Jest to coś lepszego, od tego co było.
Wspomniałeś o upokarzających wizytach u prezesów spółdzielni, sprzed kilkudziesięciu lat. Kojarzy mi się to z tym, co obecnie dzieje się w stosunkach między wynajmującymi mieszkania i najemcami. Panuje tutaj zdecydowana hierarchia...Zwróciłaś mi na to uwagę, przy okazji wywiadu, który przeprowadzałem z tobą do książki [odpowiedziałam na apel Filipa Springera opublikowany na Facebooku, kiedy zbierał materiały do książki o mieszkaniach – przyp. NF]. Ja nie byłem tego świadom, a ludzie rzeczywiście podkreślają, że w tej relacji jest pewna asymetria. Nawet przy okazji odbierania ostatniego mieszkania, w którym urzęduję, właścicielka była dość usztywniona i w pewnym momencie wypaliła „Ale nie będzie mi tam pan jakichś imprezek urządzał?". Miałem wtedy 32 lata i poczułem się jak licealista!
A co jeśli zrobię, i coś rzeczywiście zniszczę? Przecież od tego jest kaucja. Od razu poczułem się dziwnie, mimo tej swobody wyboru, jaką mam – nie muszę przecież mieszkać akurat tam. Z kolei mój znajomy opowiadał mi, że wynajmuje mieszkanie od faceta, bardzo bogatego, zarabiającego chyba bazylion miesięcznie. W pewnym momencie spytał, czy może pozbyć się starego telewizora, zalegającego w lokalu. „Nie, telewizor się jeszcze przyda." No i mieszkają tak z tym telewizorem. W mieszkaniu faceta, który mógłby kupić fabrykę tych telewizorów. Myślę, że jest to sposób na okazanie swojej władzy nad innymi, i to jest przerażające. Wszystkie historie związane z wynajmem uwypukliły jeszcze jeden palący problem, takiego wzajemnego braku zaufania.
Widzisz, ja się ostatnio wyprowadziłam do małego miasteczka. Nasi „właściciele" są obecni w naszym życiu, mieszkają w tym samym budynku, ale struktura społeczności sąsiedzkiej jest dużo bardziej spójna. To, że właściciel, starszy pan, zwraca nam na coś uwagę, wynagradza pewna życzliwość w całym otoczeniu. Znam wszystkich sąsiadów, utrzymujemy kontakty towarzyskie. Jest to zupełnie inne doświadczenie po wszystkich przygodach z dużego miasta. Twoja książka dotyka raczej problemów związanych z metropoliami: Warszawą, Poznaniem. Tam się dzieją te wszystkie horrendalne rzeczy, a także ten brak zaufania.
Książka faktycznie dotyka problemów dużego miasta, bo nad małymi – mniejszymi, byłymi wojewódzkimi dopiero pracuję. Ale już na tym etapie widzę, że koszt wynajmu mieszkania w mniejszych ośrodkach jest zdecydowanie niższy. Nawet biorąc pod uwagę to, że zarabia się tam nieraz 2-3 razy mniej.
Koszt zakupu metra kwadratowego w dużym mieście jest bardzo wysoki, więc koszta wynajmu są również odpowiednio wyższe – chwytając się twierdzenia, że każdy spłaca czyjś kredyt.
Tak, ale wysokie ceny wynajmu mieszkań w dużych miastach biorą się też stąd, że jest tych lokali po prostu za mało na rynku.
Alternatywą dla wysokich cen wynajmu na tzw. wolnym rynku, zwłaszcza dla osób o niższych dochodach, są mieszkania komunalne. Nie poruszasz w książce tego tematu. Jak myślisz, dlaczego mieszkania, będące własnością państwa lub miasta i udostępniane potrzebującym obywatelom, którzy nie mają korporacyjnych pensji, kojarzą się wyłącznie z patologią?Poruszam temat mieszkań komunalnych w kontekście uwłaszczenia, czyli masowego wykupu mieszkań spółdzielczych, komunalnych i służbowych za nieduże pieniądze od początku lat 90. Mieszkania komunalne kojarzą się z patologią, bo zostały spatologizowane. Czułem, że moja książka, zwłaszcza jej druga część, może nieść taki, powiedziałbym, lewacki powiew. Ktoś mógłby interpretować przekaz z niej płynący, że rolą państwa jest zapewnienie dachu nad głową wszystkim. Tego rodzaju radykalne postawienie sprawy odrzuca. Moim zdaniem możliwe są inne rozwiązania, chociażby partnerstwo publiczno-prywatne. Państwo, owszem, powinno posiadać jakąś pulę mieszkań do rozdysponowania wśród najbardziej potrzebujących, ale zwróć uwagę, że w momencie, kiedy do mieszkania komunalnego ktoś się wprowadza, zostaje ono natychmiast wyłączone z zasobów.
Tak, w Polsce prawo do lokalu komunalnego się dziedziczy...
Jest to idiotyzm na skalę światową. Jak można dziedziczyć mieszkanie komunalne? Miasto ma w związku z tym taki lokal przez chwilę, potem zostaje ono komuś przyznane i już, musisz budować następne, bo wystarczy, że komunalny lokator zamelduje tam jakiegoś kuzyna, pociotka i już. Trzeba budować kolejne. Z kolei powszechne uwłaszczenie to moment, w którym rozdano, ot tak trzy miliony mieszkań! Sławomir Najmigier powiedział rzecz, która mnie bardzo ujęła: własność całego państwa została rozdana nielicznej grupie obywateli i zostało to jeszcze dodatkowo sprzedane jako sprawiedliwość społeczna! Tak to zrobiono i w taki sposób wszyscy to odebrali.
Można się pokusić o stwierdzenie, że ci, którzy nie wykupili mieszkań w odpowiednim momencie – przegapili go, nie mieli kasy – też w jakiś sposób przyczynili się do postrzegania lokali komunalnych, jako miejsc, które są zadłużone pod kątem czynszów, opłat. Miejscem, gdzie mieszkają osoby społecznie niedomagające.Jest jeszcze inny problem: niektórzy wykupili mieszkania, ale nie mają pieniędzy na ich utrzymanie, remonty, przez co lokale się degradują. Rzeczą, na którą zwrócił uwagę jeden z moich eksperckich rozmówców w książce, jest to, że problem degradacji lokali wróci do nas ze zdwojoną siłą już za kilkanaście lat. Mieszkania niedługo zaczną się sypać. Nie będziemy mieli z czego ich utrzymać, konserwować, bo nie będziemy mieli emerytur! Nie będzie kasy na remonty klatek, elewacji. Wspólnoty mieszkaniowe zwrócą się z pustą kiesą do instytucji miejskich... w ogóle jestem przerażony tym, co może się tutaj stać za 30 lat. Dostałaś list z ZUSu z wyliczeniem emerytury?
Tak, wyliczyli mi 13 złotych.
No właśnie. Na moim facebooku było głośno od żartów, hahaha, dwieście złotych emerytury. Tyle, że tak naprawdę będzie i to jest już trochę mniej śmieszne. Cała generacja na emeryturach za 200 złotych? Czarno to widzę.

z kulturka, muzycznie

Oj szczuja Hurts`i ciocie dajac raz po raz jakies kawalek! To Some kind of Hoeven to Rolling Stone to cienki Light. Dzis pora na SLOW. Chrystusie njebieski na plyte czekam jak na objawienie. Na punkcie Rolling i slow oszalalam. Cudownie jest rozpoczynac nowy tydzien- nowymi/starymi dzwiekami. 
Takich poniedzialkow oczekuje i pragne.



Jak cos dobrego to nawet dwa razy. jak w przyslowiu- bogatemu to i nawet byk sie ocieli. Melanie Martinez z plyta Crybaby. Po szczuciu singlami wczoraj pojawila sie cala plyta sygnowana alternativ albo indie. Ok! Carousel juz znacie. Przejdzcie do Mydla, do ciastka, do pana kartofla, do pity- paty a szalony kapelusz Wam da orgazm. 
Ciocia sie wreszcie ubawila. 



a nie sklamalabym. Fuzja brodacza z francuskim rogalikiem? To musi byc dobre. W rolach glownych wystepuja tuzy piosenki angielskiej i francuskiej. Sting i Mylene Farmer z piosenka Stolen car.
Disco to wszystko ale pieknie jest!


Baran Adams czyli moj odwieczny rudy kochanek przedstawia nowa plyte. You belongs to me. Oj tak baranie naleze do ciebie. Polecam zdrowy gitarowy riff i w ogole to fajne jest)


Joe Satriani przybywa do Glasgow- zapraszam juz dzis. Bilety jeszcze sa. Nowy album i nowa energia. Ja czerpie z niej. On peregrine wings



Africa nie- ona juz byla- teraz pora na spalenie sie. TOTO czyli toto nadchodzi i pieknie parzy, smazy i polecam dla tych co z sentymentem fajnych tekstow pragna jak kania dzemu.




Lana Banana tez czeka i czeka nie wiadomo za czym. Polecam Honeymoon i High By Beach bo to tylko jest. 18 wrzesnia ciag dalszy i reszta przeciaglych zawodzen naszej Lany.


no i jedna zapowiadana szmira


Stereophonic, Keep the Village Alive. Co za duzo to niezdrowo. Tak jak i wszedzie w muzyce, literaturze. Jesli cos wydaje- produkuje sie w krotkich odstepach czasu to jest  jakies takie nieciekawe, masowe, te same brzdeki, jeki? keep the village alive nic nie wnosi zwlaszcza po genialnym graffitti on the train.


Iron Maiden, Book of Souls- nuda. Eh myslalam, ze cos nie przeszyje, cos wstrzasnie. Tja. Okladka fajna
Bring me the horizon, That`s the spirit. O i to jest to. Darcie mordy! Ulubiency Openeera i spoko koko kraju daje rade. 



Troye Sivan- Wild. To mlode idzie, nowe i gejowe. Prasa okrzyknela Troye nowym Samem Smithem. Mnie sie podoba. bez szalu ale fajny chlopiec.

Z spoko koko podworka polecam; 
Marika fat Gooral jesli ktos lubi polskie slowa ladnie ulozone wypluwac z szybkoscia karabinu. 



i  piekna ballade Korteza Od dawna juz wiem. O porzuceniu, straconej milosci i plyt co to sie razem sluchalo a teraz juz nie.


gdyby cos to dajcie znac moze cos fajnego przegapilam gdzies?

co tez to ciocia porabiala

Co tak siedziec bede na czterech literach a pierd. sie na poludniowy zachod Szkocyji. Jak powiedziala tak i ciocia zrobila. Pogoda to najwazniejsze byla przecudna. Przeurocza, wspaniala. Moge tak bez konca zalety slonca wymieniac, zwalszcza tu, gdzie ciocia siedzi.
Zachodzicie w glowe co tez ciocia widziala i bynajmniej slonce cioci nie uderzylo do lba. Przejrzysta wode! Tak, tak wode, krystalicznie czysta wode nieopodal zdalobysie zurbanizowanego Glasgow. Ewenement?
Jedna z pieknych ruin jakie ciocia widziala to opactwo Swietej Marii of Crossraguel w poblizu Maybole w niewielkiej odleglosci od Ayr. Opactwo ufundowane w 1244 roku przez Donnchadh, Earla of Carrick. Przy aprobacie opactwa w paisley i zfody biskupstwa w Glasgow zbudowano calkiem swietny osrodek religijny. Nazwa Cross of Riaghail z laciny St. Regulus - czyli stalo na miejscu - that stood on the spot. Crossraguel bylo opactwem cluniakow- benedytktnow  z Burgundii, okreslanych jako Czarnych mnichow z uwagi na kolor szat.Crossraguel po raz pierwszty bylo zrujnowane przez armie Edwarda I. Przebudowane na wieksza skale i do 1560 roku az do czasow Reformacji bylo jednym z najlepiej rozwijajacych sie opatw w Szkocji. Jak wiadomo ostatni braciszek zmarl w 1601 roku i od tej pory, kamienie z opactwa sluzyly za budulec do swieckich zabudowan (no po co ma sie marnowac, jak sie wszystko przyda). Zabudowania pozniej sluzyly pielgrzymom, bowiem Zakon z Cluny tak jak i Opactwo z Paisley powstaly dla pomocy wlasnie wyzej wymienionym patnikom. Crossraguel znajduje sie bowiem w polowie drogi miedzy Paisley i Whithorn. Nastepny zas przystanek i cel pielgrzymek to St. Ninian w Galloway. 
Warto dodac, ze opactwo jak i Dunure i Culzean nalezaly do tej samej rodziny; rodziny Kennedy.


Zabytek chroniony jest przez History of Scotland. Trwaja prace renowacyjne i czesc budowli jest zamknieta dla zwiedzajacych. Ostala sie natomiast wieza boczna calkiem odnowiona, zakamarki mnichow i ptasznik ustuowany w rogu opactwa. 


Warto tu wspomniec o kilku plytach nagrobnych z wyrytymi na nich krzyzami i mieczami.


Wieza w ktorej znajduja sie artefakty z opactwa oraz czesc wystawowa taka jak makieta calego terenu. Z wiezy rozposciera sie takze cudowny widok na okolice.


Malownicze przesla i przypry z poludniowej strony tak charakterystyczne dla sredniowiecza.


Prawie cale zachowane okno romanskie


Czesc nawy glownej i przejscie do prezbiterium


Tablica z Cross of Riaghail usytuowana przed portykiem.



To juz wejscie do ogrodow owocowo- warzywnych w Culzean


Tu szklarnia z pomidorami i winnica


Tu mamy zatoke w Dunure. W dali ruiny po baszcie i ta woda. W zyciu nie widzialam by w zatoce blisko miasta byla taka czysta woda. Rybki mozna bylo siegac reka. Gdyby nie temperatura i glebokosc az sie prosilo by wejsc i zatopic sie w nia. Ale to juz Budka Suflera tak spiewa!


Zamek w Dunure a raczej ruiny i malownicza okolica. To obok zamku w Culzean tez nalezalo do rodziny Kennedych- tytul Cassilis. Zamek zbudowano w XIII wieku na skale. Z racji, ze rod Kennedych obrastal nie tylko w slawe ale co za tym idzie i pieniadze, zamek stawal sie coraz wiekszy. grosza nie szczedzil kennedy co poslubil corke- Roberta II. Drugi kennedy zostal biskupem Saint Andrews  i zalozyl St. Salvator College.
Twierdza kamienna z basztami, czascia gospodarcza, mieszkalna, kaplica, lochem i czescia dla zwierzat ciagle sie ulepszala. Mur obronny tez w miare apetytu powstawal. W Dunure odbylo sie spotkanie Jamesa Campbella- reprezentujacym krola Szkocji Jakuba i Johnem MacDonaldem-wyslannikiem Lorda Wysp. Spotkanie to skonczylo sie zabojstwem tego pierwszego. W Dunure przebywala tez Maria Stuart. Co prawda kilka dni ale zawsze. Gilbert jej gospodarz w trakcie zawieruchy reformacyjnej zagarnal ziemie kosciola Galloway. Walka o byt i ziemie zostala przegrana co w efekcie przynioslo zrujnowanie zamku. Kamienie byly wykorzystywane do budowy innych budynkow. Piekno ruiny odkryto dopiero w XIX wieku i zakonczyla sie dewastacja zabytku. 
Teraz mozemy podziwiac caly teren. jest on zabezpieczony kratami, schodami a prace renowacyjne widac, ze sa prowadzone. 
Polecam serdecznie te czesc Szkocji chocby na te wode.

Przystan Dunure

i artystyczne resztki budowli


tu wkrecila sie niedziela i sparzone rece cioci. Po prostu chcialam miec dore zdjecie, znizylam sie do pary Thomasa a raczej jego nosa. i jak to sie mowi- para buch, i lapy dostaly (po lapach)))


tu jeszcze przystan w Dunure


a tu Hello. Myslalam, ze sarenki beda takie mikre i male  a tu sporych rozmiarow krowy


Tu juz widok sprzed zamku Culzean.
Mowisz Culzean masz na mysli najwiekszy zbior broni w Szkocji. Zamek a raczej palac. To wielki budynek z dwoma kondygnacjami z ktorych jeden przeznaczony jest generalowi Dwightowi Eisenhowerowi w podziece za wyzwolenie Europy.
Mowisz Culzean, masz na mysli wielkie zabudowania parkowe, ogrody, liczne budynki przy zamkowe, drogi, aleje, park, festyny, zabawy i wesela.
No i duchy. Siedem tam dusz pokutujacych niby jest!

Culzean Castle stoi na klifie z ktorego rozposciera sie widok na cala zatoke Fort oraz na wyspe Arran. Pierwsza wzmianka o zamku datowana jest na 1400 rok. Wczesniej budowla byla znana jako Coif Castle lub House of Cove, ze wzgledu na jasknie licznie tu wystepujace. Nazwa Cullean Castle zostala zmieniona w 1600 roku zgodnie z zasadami wymowy w XVIII wieku.
Zamek nalezal do Sir Thomasa Kennedy i on to zaczal rozbudowywac Tower House. Od XVII wieku zrobiono tarasy i ogrody. Od XVIII wieku zamek nabral ksztaltow neoklasycystycznych. Wszystko to by zrobic z przybytku dom rodziny Kennedych.
Zabytkiem od tamtej pory czyli od XIX wieku opiekuje sie Trust of Scotland i ceny wejsc do zamku sa bardzo wyspkie, zatem polecam nabyc karte czlonkowska tejze organizacji.


Przed zamkiem wspaniale utrzymany park, laki i wspaniala fontanna z basenem


na centralnym miejscu przed oba zabudowaniami stoi dzialo. Oj dzialo sie jest tam ich trzy i kazda pilnie strzeze zatoki jak i budynkow.


To juz wariacje ciocine wewnatrz zamku. Kolumnada i gol glowny


W zamku czuje sie ducha epoki za pomoca pary muzykow uswietniajacych pobyt turystow.
Mozna dowolnie zwiedzac kazdy kat ( z wyjatkiem drugiego pietra, tego od generala i pokoi dla nowozencow)

Tu widzimy pokoj dlugi niebieski. Liczne akwarele impresjonistow i mistrzow wloskich


Niespodzianka i talerz ozdobny z ksiezniczka Sobieska


akt kennedych od papieza Benedykta XVI


Niespodzianka. Nasz hero wsrod wrogow napoleon Bonaparte. Zdziwnienie cioci bo zwiedzajacy nie wiedzieli kto to jest! Okropne to i paskudne. to tak jakbym byla w Edim i dziwila sie - uhhh no ten na koniu to kto- kurde to Nelson- ojejj


Prawdziwym rarytasem sa ogrody zamkowe. Skarby z ogrody do kupienia po 1£ za peczek botwinki, cebuli, sliwek robaczywek i pomidorkow. W sloncu dojrzewajace i jak tu nie skusic sie na chlodnik z botwinki?
albo na miejscu pozrec pomidory!


I przenosimy sie na lokalne podworko i Instytucja Zony nakazala cioci zaznajomic sie z mechanizmami rzadzacymi jednym z najlepszych dzwigni i zapadni, ktore potocznie nazywamy Falkirk Wheel.


Winda rotacyjna do przewozu barek. Laczaca kanla Union z Forth and Clyde.


Roznica poziomow pomiedzy dwoma taflami wody wynosi 24 m, tyle co-osmiokondygnacyjny budynek. Diabelski mlyn z Falkirk zaprojektowala brytyjska firma Butterley Engineering. Srednica kola sluzy wynosi 35 m. Ksztalt ramion windy zostal zaprojektowany w nawiazaniu do ksztaltu celtyckiego dwuostrzowego topora- labrysa. Labrys to tez znak lesbijek wiec cos w tym by musi.


Kazde z dwoch rownoleglych ramion windy miesci obrotowo zamocowana gondole - dok o dlugosci 25 m o pojemnosci 300 m szesc. wyposazony w wodoszczelne wrota, do ktorego wplywa statek. Woda wraz ze statkiem wazy lacznie 600 ton (wraz ze sluzowanymi jednostkami). Utrzymanie gondol - dokow w poziomie podczas obrotu zapewnia przekladnia zebata. 


Winde zaprojektowano do pracy przy obciazeniu wiatrem do 13.8 m/s. Czas cyklu skluzowania wynosi ok.15 minut - obrotu o 180 stopni 5.5 minut. Szybciej niz pokonanie pochylni o podobnej roznicy poziomow. Naped sluzy nalezy do wysoce ekonomicznych. Zastosowano przekladnie z instalacja hydrauliczna; silnik hydrauliczny uruchamiany pompa hydrauliczna napedzana silnikiem elektrycznym o mocy 22. kw. Calkowite zuzycie energii na 1 cykl sluzowania tj. 4 min pracy 8 czajnikow elektrycznych.
Te informacje tylko w wikipedii. 
Ciocia doda tylko, ze tam i z powrotem winda do nieba byla po raz pierwszy i bardzo sie podobalo.
Zwlaszcza przeplyniecie kanalem pod tunelem. 
Wszystko co dobre kiedys sie konczy i nasza wycieczka rowniez.