Nowy Open Magazine a w nim:
Pussy Project o odwaznych zabawkach
Marta z wielbladami tanczaca o podrozy do Maroka i piekna Open Galeria
Przemyslaw Potorski o seksualnych manipulacjach i malych czlonkach?
Agnieszka B. Molak o seksie rowniez i ciazy
Profesor Biszop o szpiegach i nie tylko
Beata Waniek o samotnii wyspiarskiej ale nie tej naszej
Barbara Orlowski w dziale poezji
Polsport i szkoki pilkarskie Londka i super wygrana siatkarzy tutejszych
Lejdiz magazine tez jest, garsc njusow ze swiata i z lokalnego podworka, slowo naczelnego o swietej wodzie pod lupa. Wykryto bakterie kalowe w swieconej wodzie. To postanawia kropke nad i, gdzie wierni maja swoja wiare!!!!
ciocine njusy co, gdzie, kiedy plus moja turystyka o podziemnych korytarzach Ediego plus moje nowe przedsiewziecie kobieta w kulturze a najlepiej w filmie poprzeplatane refleksjami z zycia cioci codziennego. i pierwszy tekst Anny Dobieckiej- czyli juz wszyscy powinni wiedziec jak TO ciocia z Instytucja Zony robi!
Saturday, 21 September 2013
Wednesday, 18 September 2013
lykke li czy julee cruise

ano wlasnie- agencyja sobie przypomniala o ciocci, ze moze, ze niby ma cos wolne. Dmuchajac na zimne- ciocia potwierdzila! prawie 17 godzin wolnego co daje 2 dni i 2 godziny wolnego! wrr, nastepny poniedzialek i wtorek- zarywam wyro, chrupie tostami w lozku. Wczesniej Instytucje Zony wykopie z wyra. Bedzie dobrze! a jak sie ogarne to i cos wiecej popisze!
Po wstrzasach dochodze do siebie. Dlugo, za dlugo!

moja dzisiejsza impresja. David Lynch i jego nowa plyta. Duet z Lykke Li, która tu brzmi jak Julee Cruise.I`m waiting here. Tekst koi i blaga o wiecej albo o jazde taka. Klip video. Cos jak Twin Peaks- Zagubiona autostrada. Fantastyczny powrot do lat minionych.
Monday, 16 September 2013
Gilmerton Cove- masoni czy speluna?
Edynburg to jedno z
najładniejszych i najbardziej tajemniczych miast Wielkiej Brytanii.
Od wieków zagadki miasta rozpalają głowy wszelkiego rodzaju
poszukiwaczy przygód. Obok Auld Reeckie i Mary King`s Close na
przedmieściach miasta Gilmerton mieści się sieć tajemniczych
tuneli wykutych w piaskowcu. Początkowo uznawano je za pogański
„inkubator snów”, miejsce spotkań masonów lub pospolitą
spelunę.
Gilmerton Cove to sztuczna jaskinia wykuta w piaskowcu. Składa się z serii grot połączonych 12-metrowym głównym korytarzem, z dwoma wejściami, Wysokość waha się pomiędzy 1,60 a 3 metrami. Uznaje się, ze była to robota miejscowego kowala Georga Patersona. Swój podziemny dom zaczął ;budować; w 1719 a ukończył 1724 roku. Podziemny dom składa się z kilku pomieszczeń z kamiennymi stołami i ławami, sypialni i kuźni. Ze względu na brak nawiewu warsztat nigdy nie był w użyciu. Obok tego znajdziemy studnię ale bez wody. Do tego dwie mniejsze izby oddzielone niegdaj przez drewniane drzwi. Paterson miał niby mieszkać w swym podziemnym domu do 1737 roku ale konstrukcja ta wygląda na wentylowaną piwnicę niż miejsce do spędzania tam całego dnia. W ścianach konstrukcji były kiedyś otwory, które z czasem zalepiono. Dodaje to potwierdzenia, ze ;pokoje; były wietrzone z góry a wpadające światło oświetlało całość. Obok pomieszczeń znajdziemy dwa strome zejścia od strony ulicy, które gwarantowały ucieczkę przed niepożadanymi gośćmi lub szybki transport zapasów do nielegalnej knajpy. Jedyne logiczne wyjaśnienie połączenie górnej knajpy z tajną spiżarnią. Dodajmy, że całość była przeznaczona dla zasłużonych obywateli miasta Edynburga, którzy „spędzają w niej wolne chwile”. Tak zdaniem kronikarz D. Webster zanotował w 1819 roku istnienie Gilmerton Cove a miejscowy historyk, pastor Thomas Whyte, pisał w 1792 r., że „jaskinia przez wiele lat uważana była za wielką ciekawostkę i odwiedzali ją ludzie wszystkich stanów”. Opisując podziemia Whyte dalej pisze; „Oto słynna jaskinia wykuta w skale przez George’a Patersona. W niej znajduje się kilka pomieszczeń, łóżek, wielki stół i misa… kuźnia, jak i łaźnia, wycięte w skale z wielką precyzją.” „Misa”, o której wspomina jest w rzeczywistości skalnym otworem, w który można wstawić naczynie, wlać płyn… albo coś zupełnie innego.
Gilmerton Cove to sztuczna jaskinia wykuta w piaskowcu. Składa się z serii grot połączonych 12-metrowym głównym korytarzem, z dwoma wejściami, Wysokość waha się pomiędzy 1,60 a 3 metrami. Uznaje się, ze była to robota miejscowego kowala Georga Patersona. Swój podziemny dom zaczął ;budować; w 1719 a ukończył 1724 roku. Podziemny dom składa się z kilku pomieszczeń z kamiennymi stołami i ławami, sypialni i kuźni. Ze względu na brak nawiewu warsztat nigdy nie był w użyciu. Obok tego znajdziemy studnię ale bez wody. Do tego dwie mniejsze izby oddzielone niegdaj przez drewniane drzwi. Paterson miał niby mieszkać w swym podziemnym domu do 1737 roku ale konstrukcja ta wygląda na wentylowaną piwnicę niż miejsce do spędzania tam całego dnia. W ścianach konstrukcji były kiedyś otwory, które z czasem zalepiono. Dodaje to potwierdzenia, ze ;pokoje; były wietrzone z góry a wpadające światło oświetlało całość. Obok pomieszczeń znajdziemy dwa strome zejścia od strony ulicy, które gwarantowały ucieczkę przed niepożadanymi gośćmi lub szybki transport zapasów do nielegalnej knajpy. Jedyne logiczne wyjaśnienie połączenie górnej knajpy z tajną spiżarnią. Dodajmy, że całość była przeznaczona dla zasłużonych obywateli miasta Edynburga, którzy „spędzają w niej wolne chwile”. Tak zdaniem kronikarz D. Webster zanotował w 1819 roku istnienie Gilmerton Cove a miejscowy historyk, pastor Thomas Whyte, pisał w 1792 r., że „jaskinia przez wiele lat uważana była za wielką ciekawostkę i odwiedzali ją ludzie wszystkich stanów”. Opisując podziemia Whyte dalej pisze; „Oto słynna jaskinia wykuta w skale przez George’a Patersona. W niej znajduje się kilka pomieszczeń, łóżek, wielki stół i misa… kuźnia, jak i łaźnia, wycięte w skale z wielką precyzją.” „Misa”, o której wspomina jest w rzeczywistości skalnym otworem, w który można wstawić naczynie, wlać płyn… albo coś zupełnie innego.
Miejscowy poeta Alexander
Pennecuik w roku 1782 napisał wiersz, rzekomo który miał widnieć
nad paleniskiem w Gilmerton Cove. „Na ziemi panoszą się nierząd
z głodem/ Ale ja i szczęście mieszkamy pod spodem/ Skałę w grotę
zmieniła ręka człowieka/ Gdzie przed hałasem świata uciekam, Na
Jakubowej poduszce głowę położyłem/ Jak w domu za życia, po
śmierci w mogile/ Słowa te wyryj weź po moim zgonie / Urodziłem
się i umarłem w mojej matki łonie. Jednak to tylko przypuszczenia
a miejsce nad kominkiem faktycznie pozostaje puste. Zastanawia fakt
łoża i jego kamiennej poduszki. Ma to się odnosić do łona natury
a całość do Kamienia Przeznaczenia. Miejscem koronacyjnym królów
Szkocji. Sen złożony na kamiennej poduszce wskazywał następnego
władcę Szkocji. Być może to kolejna rewelacja lub jak kto woli
sen doznany w świątyni Asklepiosa w Epidauros uzdrawiał? Dodatkowo
pojęcie snów inkubatoryjnych rozsławione przez Hellfire Club
nawołujące do połączenia się z naturą. Dodatkowe podpórki na
stopy mogą świadczyć o podpieraniu się... ale ofiary na łożu
śmierci?
Widoczne wyryte na stołach znaki
cyrkla i węgielnicy świadczą o masonach a inicjały BR dość
głębokie mogą sugerować albo stopień upicia się biesiadników
albo i przynależność cechową. Jednak zdaniem wielebnego Donalda
Skinnera same podziemia nie mają zbyt wielkiego znaczenia dla loży.
Może górnicza społeczność Gilmerton sama wykopała te korytarze
jako poczekalnię. Być może podziemne korytarze łączą się
kowenanterami – polityczno-religijnymi uciekinierami, którzy
używali Gilmerton Cove jako schronów. Następna pogłoska niesie o
tunelu prowadzącym do zamku w Roslin i Craigmillar.
Jednak
najlepszym wytłumaczeniem jest podziemny wyszynk Georga Patersona.
Sam był karany za nielegalny obrót alkoholem więc odpowiedź sama
ciśnie się na usta. Wyjaśnia to stół i kamienne ławy. Jednak
badania mówią, że jaskinia została wykuta wcześniej a sam
Paterson nie mógł sam tego wykonać w tak krótkim czasie. Obok
korytarza niedawno odkryto kanał ściekowy a w nim sekretne drzwi do
jednej z grot. Prac ze względu na trudność terenu i koszta
zaprzestano. Gilmerton Cove jest w bliskości Margaret’s Cave w
Dunferline, które to nie mogą być tak naprawdę określone co do
przydatności i celu. Jednak czy to melina czy to rzekome miejsce
przetrzymywania skarbów Szkocji zawsze pobudzają wyobrażnie do
działania a miejscowe legendy utrzymują ten stan rzeczy.
Tak czy inaczej
Gilmerton Cove warto zobaczyć ze wzgledu na dreszczyk emocji i
poznanie bardziej Edynburga.
tajemnicze miejsce na mise, u gory po lewej widoczny mark cyrkiel i ekierka, |
pierwsza sala z misa |
szyb wentylacyjny |
korytarz do nikad |
data i podpis |
podpisy biesadnikow |
druga sala z lawa i stolem |
Sunday, 15 September 2013
smutno to za malo! o!
tydzien- byl cudowny- rozjebal cioci mozg. Czekasz na cos 7 lat i Choj. Strasznie mi smutno, rodzinie tez- a znajomi zdziwieni. Ja tez. Przeplakana nie jedna noc. Przespana od wtorku jedna w calosci. I ta przekleta 3.00 co kaze wiecznie wstawac i czekac do switu. A w mozgu to sie dopiero dzieje. A glupie serce podpowiada- no coz szjet hapens!
La Bruja i Wojewodztwo Londynskie - nazwalo sytuacje tak- Dostalas ciociu, gola dupa w twarz! Upadlas w gowno! Podnies sie i otrzep. Trzeba wstac i isc!
09:06

11:55
— "Zbieracz Burz", Maja Lidia KossakowskaPogodna, wyzbyta emocji nicość.Bez pragnień, bez porywów duszy, bez cierpienia, ale i bez radości.Ewentualność naznaczona smutkiem.Która właśnie w tej chwili cię zabija.Uśmiechnąłbyś się z ironią, gdybyś nadal panował nad mięśniami twarzy. Bo rozumiesz już, czemu czas tańczenia na zgliszczach dobiegł końca. Dlaczego ciemność ma nieprzeniknioną twarz antycznej rzeźby, a Pan Omega medytuje, wpatrzony w dal.Ponieważ pustka nie może być ani dobra, ani zła.Ani jasna, ani mroczna.Ani ważna, ani błaha.Ani miłosierna, ani rozumna.Tylko ostateczna.Przepełniona całkowitą nicością.Nijaka.I dlatego to jest tak cholernie smutne.
Reposted by
nastkaa

nowy open magazyn
Dzis sobota i nowy magazyn Open.
Co w nim znajdziemy-
Kobiety; Natalia Slesinska o doktorach, Marta Marakchi o bajaniu inaczej, Agnieszka Molak o rodzinie, Anna Kutera o macierzynstwie. Czesc III, Joanna Chomicz wywiad i galeria Open o archeologii i modzie, Aneta Swoboda o fotografii wywiad i zdjecia Fryderyk Rossakowski, Agnieszka Steur w wywiadzie z za-ca Naczelnego o byciu mama z tamtego swiata.
Profesor Biszop o wystawie corocznej podczas airshow Leuchars. Oczywiscie Biszop nie lata ale (lata) z to wystawa i zdjeciami oraz spotyka sie z weteranami II wojny wiatowej. Ciocia oposcila ten airshow. Co roku to samo ale zachecam do zagladania do Leuchars lub na inne zawody powietrzne. Albo na drugi ciociny blog. Beata Waniek o odcinaniu pepowiny - literacko.
Najlepszy tekst numeru Fryderyk Rossakovsky- LLoyd wreszcie odpowiada na zarzuty i wypiera troli internetowych, efekt Zdanowicza to autor nazwal- krytykowanie wszystkich i obrzucanie blotem w necie kogokolwiek a juz najwiecej to Polacy - Polakow! Brawo! Pazur!
Polspor i Adam Wojcik. Do tego garsc newsow i slowo Naczelnego i oczywiscie ciocine michalki kulturkowe.
Zapraszamy serdecznie!
Co w nim znajdziemy-
Kobiety; Natalia Slesinska o doktorach, Marta Marakchi o bajaniu inaczej, Agnieszka Molak o rodzinie, Anna Kutera o macierzynstwie. Czesc III, Joanna Chomicz wywiad i galeria Open o archeologii i modzie, Aneta Swoboda o fotografii wywiad i zdjecia Fryderyk Rossakowski, Agnieszka Steur w wywiadzie z za-ca Naczelnego o byciu mama z tamtego swiata.
Profesor Biszop o wystawie corocznej podczas airshow Leuchars. Oczywiscie Biszop nie lata ale (lata) z to wystawa i zdjeciami oraz spotyka sie z weteranami II wojny wiatowej. Ciocia oposcila ten airshow. Co roku to samo ale zachecam do zagladania do Leuchars lub na inne zawody powietrzne. Albo na drugi ciociny blog. Beata Waniek o odcinaniu pepowiny - literacko.
Najlepszy tekst numeru Fryderyk Rossakovsky- LLoyd wreszcie odpowiada na zarzuty i wypiera troli internetowych, efekt Zdanowicza to autor nazwal- krytykowanie wszystkich i obrzucanie blotem w necie kogokolwiek a juz najwiecej to Polacy - Polakow! Brawo! Pazur!
Polspor i Adam Wojcik. Do tego garsc newsow i slowo Naczelnego i oczywiscie ciocine michalki kulturkowe.
Zapraszamy serdecznie!
Saturday, 7 September 2013
nowy Open z jedynka ciocina na przedzie!
I sie doczekala ciocia- stracila dziewictwo juz drugi raz. Pierwej jako gwiazda z okladki - a dzis jako gwiazda ale wywiadu. Oriana Fallaci Szkocji co tam Monika Olejnik wywiadu - Malgorzata Niezabitowska sceny niezaleznej. Dzis serdecznie wszystkich zapraszam na moj wywiad z polskim zespolem metalowym Hell is Harmony. Trzech utalentowanych mezczyzn, grajacych gatunek muzyki, ktora zawsze pozostaje w cieniu. Tlamszona przez roznego rodzaju papke medialna wylatujaca z glosnikow a to tivi a to radyjowych. Hell is Harmony powinnismy sie zainteresowac po pierwsze, ze wzgledu na pasje muzyczna a po drugie za polski wklad w scene rockowa Szkocji. Po licznych udanych koncertach w Polsce i Szkocja moze cieszyc sie lomotem, dobrymi tekstami i nie ukrywajmy bedziemy trzymac kciuki za powodzenie zespolu.
Hell is Harmony to kolejny przyklad na to, ze Polak potrafi a jako emigranci nie tylko realizujemy swe marzenia ale i dzielimy sie pasja z innymi.
Co dalej w numerze- Joanna Goldberg o elektrycznosci...inaczej
Natalia Slesinska o braciach mniejszych tych morskich
Agnieszka Molak o sylwetce jak marzenie i poczeciu
Beata Waniek o Locie nad kukulczym gniazdem.
Anna Kutera o macierzynstwie raz drugi
Open Galeria dzis Fryderyk Rossakowsky- LLoyd
Garsc kultury tez od cioci. Newsy to juz Naczelnego i swietny tekst o wychodzeniu z domu na koscielna msze ale tam nie docieraniu?
Do tego jak zwykle fantastyczny tekst profesora Biszopa i Joanna Otorowska - Duda w dziale poezji.
Lejdiz Magazine z sylwetka Agi Chrysostomou.
Seksuolog Przemyslaw Potorski o bledzie nadinterpretacji seksualnej
Na koniec Polsport i pilka kopana
Wszystko podlane sosem ze swieza szata graficzna, wspolpraca a Lejdizem, Polish Rewiev oraz namaszczenie przez Fryderyka Rossakowskiego - Lloyda prezesa International Polish Artists Association z siedziba w Londynie.
Hell is Harmony to kolejny przyklad na to, ze Polak potrafi a jako emigranci nie tylko realizujemy swe marzenia ale i dzielimy sie pasja z innymi.
Co dalej w numerze- Joanna Goldberg o elektrycznosci...inaczej
Natalia Slesinska o braciach mniejszych tych morskich
Agnieszka Molak o sylwetce jak marzenie i poczeciu
Beata Waniek o Locie nad kukulczym gniazdem.
Anna Kutera o macierzynstwie raz drugi
Open Galeria dzis Fryderyk Rossakowsky- LLoyd
Garsc kultury tez od cioci. Newsy to juz Naczelnego i swietny tekst o wychodzeniu z domu na koscielna msze ale tam nie docieraniu?
Do tego jak zwykle fantastyczny tekst profesora Biszopa i Joanna Otorowska - Duda w dziale poezji.
Lejdiz Magazine z sylwetka Agi Chrysostomou.
Seksuolog Przemyslaw Potorski o bledzie nadinterpretacji seksualnej
Na koniec Polsport i pilka kopana
Wszystko podlane sosem ze swieza szata graficzna, wspolpraca a Lejdizem, Polish Rewiev oraz namaszczenie przez Fryderyka Rossakowskiego - Lloyda prezesa International Polish Artists Association z siedziba w Londynie.
ciocia samo zlo prosto z piekla
Groźne
spojrzenie, zawadiacki chód. To towarzystwo na pewno ma złe
zamiary! Gdy zagajamy okazuje się, że nie gryzą i z radością
odpowiadają na pytania. Spotykam się z trzema członkami grupy Hell
is Harmony Michałem ‘M.I.C’ Gurajkiem (wokal), Bartłomiejem
‘Bartem’ Masiukiewiczem (gitara) i KUBĄ czyli Jakubem Suchomskim
(gitara basowa).
Ela
Rygas: W wywiadach i artykułach na Wasz temat ukazuje się notka, że
jesteście szkocką grupą. Materiał po angielsku, fani trochę
Polacy trochę Szkoci, z przewagą na tych drugich. Jak to z Wami
jest?
M.I.C:
A jest tak, że trzon zespołu zawsze był polski. Zmieniali się
perkusiści – Szkoci, Węgrzy, i teraz wszystko wskazuje na to, że
kolejny będzie Szkotem. Ale ponieważ tworzymy w Szkocji, to
brytyjskie portale piszą o nas „szkocki zespół”.
A
ubolewacie, że Polacy Was nie znają? Przyznam szczerze, że przez
przypadek odkryłam Was na stronach konwentu tatuażu.
M.I.C:
Cóż, zdecydowanie przydałoby nam się więcej „prasy”
wśród polskiej społeczności, choć na początku to naszą
publiczność i tzw. „fan base” stanowili prawie wyłącznie
Polacy. Po koncertach z Closterkeller 80% naszych znajomych na
facebooku stanowili rodacy. Później to się trochę zbalansowało,
po zagraniu na Metal 2 the Masses czy też festiwalu Les-Fest. Choć,
jak widać na Twoim przykładzie, pomimo naszych wysiłków
zawładnięcia galaktyką, nadal nie dotarliśmy w wystarczająco
wiele miejsc.
Zacznę
od gratulacji. Niedawno ukazała się Wasza druga płyta „One Day”,
a kilka dni temu wypromowaliście teledysk i piosenkę prowadzącą
„Tall and Proud”. Możecie zdradzić informacje o sprzedaży płyt
i popularności?
Bart:
Hahaha niestety nie możemy
zdradzić tak ważnych informacji, ale mogę powiedzieć, że
sprzedaż sięga już kilku tysięcy płyt, jesteśmy blisko
platynowej płyty, a tak na poważnie to wygląda to tak, że płytę
nagraliśmy sami, przy pomocy naszego dobrego kolegi Marcina Buczka i
sprzedajemy ją w większości na koncertach. Nie ma z tego wielkich
pieniędzy, bardziej jesteśmy zadowoleni z zainteresowania naszym
nowym wydawnictwem. Co do teledysku, to rzeczywiście możemy
powiedzieć, że jest on naszym wielkim sukcesem, zrealizowany przy
współpracy naszych przyjaciół z Bliss of Pain Suspension Crew, z
udziałem Wojtka i Dominiki. Realizacją zajął się nasz kolega
David Gillan, fotograf oraz realizator dźwięku z Perth College.
Teledysk zawiera bardzo hardcorowe sceny podwieszania na hakach, co
wzbudza wiele kontrowersji, już po kilku dniach w sieci osiągnął
on ponad 1,5 tysiąca wejść. Chętnych do zapoznania się z
teledyskiem zapraszamy na nasz kanał YouTube.
(www.youtube.com/hellisharmony)
Kto
jest odpowiedzialny za zespół i muzykę? Lider ojciec, partner
powiernik i drogi przyjaciel. Czasem ten lider skarci i doprowadzi
resztę do porządku. Kto i za co jest w zespole odpowiedzialny?
M.I.C:
Muzycznym mózgiem zespołu jest Bart – Hell is Harmony to jego
dziecko i choć ojcem jest surowym to sprawiedliwym (wszystkich bije
tak samo mocno ). Bart pisze całą
muzykę, a aranżacje tworzymy już wspólnie jako zespół. Za
warstwę „liryczną” (hahahaha, tyle w tym liryki, co słońca w
Szkocji) odpowiadam ja. Wszystkie teksty są właściwie o miłości,
bo pomimo naszego wyglądu jesteśmy wielkimi romantykami – jak nie
gramy to czytamy Mickiewicza i Słowackiego
Nad całokształtem pracujemy wszyscy wspólnie na próbach.
Istnienie
w zespole w składzie niezmienionym od lat przypomina długoletni
związek. Jest zakochanie większe i mniejsze, zdarzają się
kryzysy. Na jakim miłosnym etapie jesteście teraz ze sobą?
M.I.C:
Generalnie, jak już wspomniałem, jesteśmy romantykami, więc
miłość jest dla nas najważniejsza. Zwłaszcza ta prawdziwa –
męska J. Ale tak poważnie, to właśnie
zostaliśmy zdradzeni przez naszego węgierskiego perkusistę, który
nas zostawił dla innej (w sumie to postanowił wrócić na Węgry).
A matka zawsze powtarzała: - Nie wiąż się z kimś, kto nie może
zapuścić brody. No i okazało się, że miała rację. Poza tym,
nie ma wśród nas jakichś większych spięć – zgadzamy się co
do muzycznego kierunku dla zespołu i to jest najważniejsze.
Czy
życie tutaj wpływa na piosenki, które komponujecie? Zmieniło się
jakoś Wasze życie. Nie mogę nie zapytać o życiu przed powstaniem
Hell is Harmony. Poznaliście się tutaj?
M.I.C:
Ja dołączyłem do zespołu i poznałem chłopaków tutaj w
Szkocji. Wcześniej grałem w zespole w Polsce, a po przyjeździe
tutaj załapałem się na granie w zespole złożonym z rodaków,
który jednak umarł śmiercią naturalną ze względu na to, że
dwóch członków wyjechało ze Szkocji. A potem jakoś tak drogą
mailową skontaktował się ze mną Bart i tak się to zaczęło. Co
do wpływu mieszkania w Szkocji na moje teksty, to nawet się
wcześniej nad tym nie zastanawiałem. Ale porównując moje teksty
obecnie z tymi, które pisałem w Polsce, to te są bardziej
agresywne i dobitne.
Bart:
Z Kubą znamy się już bardzo długo, jeszcze z Polski, każdy z
nas gdzieś grywał. Razem zaczęliśmy grać po przyjeździe do
Szkocji, mniej więcej od 2004 roku. Mieliśmy kilka różnych
projektów i masę koncertów, jednak Hell is Harmony zaczęło swoją
działalność po dołączeniu M.I.C`a.
Spsienie
mediów, tabloidyzacja życia, spłycanie przekazu i otumanianie
słuchacza. Czujecie się remedium dla utrzymania kondycji muzycznej
człowieka?
M.I.C:
Właściwie to nigdy nie myśleliśmy o tym, że nasza muzyka ma
jakąś misję do spełnienia. Ale w sumie to możesz mieć rację –
jak tak na to spojrzeć, to społeczeństwo coraz to częściej sięga
po to co „lekkie, łatwe i przyjemne”, co niestety nie zawsze
równa się dobre. Staramy się trzymać poziom i dać ludziom
odrobinę radości ze słuchania czegoś, co nie leci w komercyjnych
radiostacjach 156 razy dziennie. To smutne, że w czasach, kiedy
człowiek osiągnął tak wysoki poziom zaawansowania
technologicznego, tak naprawdę rozpoczęła się intelektualna
dewolucja – gdzie na piedestale stawiani są ludzie, którzy mają
niewiele do zaoferowania, a autorytetami stają się niewyedukowani
idioci, którym w jakiś sposób udało się pojawić przez 5 minut w
telewizji. Reszta jest milczeniem...
Gdy
zakładaliście zespół to mieliście ustalone zasady tego, co
chcecie przekazać światu?
M.I.C:
Jak już wcześniej wspomniałem – nie zakładaliśmy nigdy, że
Hell is Harmony to zespół z misją. Jedynym założeniem było
granie solidnej, energicznej i pozytywnej muzyki, innej od
wszystkiego, co się obecnie na „metalowej” scenie dzieje. Jedyny
przekaz, który od początku chcieliśmy przesłać w świat to
„Jeśli Twój ojciec nie ma brody, to znaczy, że masz dwie matki”.
Acha i jeszcze – „jeśli ‘muzyk metalowy’ spędza więcej
czasu na układaniu fryzury przed koncertem, niż na graniu, to
wiedz, że coś się dzieje”.
Bart: Ja osobiście nigdy nie miałem żadnego parcia, żeby do grania wkręcać jakąś ideologię. Oczywiście, jeśli chodzi o warstwę muzyczną, zawsze staram się dawać z siebie wszystko i dążyć do tego, żeby się rozwijać. Jeśli to, co robimy komuś się podoba, to dla mnie jest to stymulujące i napędza mnie do działania.
Bart: Ja osobiście nigdy nie miałem żadnego parcia, żeby do grania wkręcać jakąś ideologię. Oczywiście, jeśli chodzi o warstwę muzyczną, zawsze staram się dawać z siebie wszystko i dążyć do tego, żeby się rozwijać. Jeśli to, co robimy komuś się podoba, to dla mnie jest to stymulujące i napędza mnie do działania.
Są
artyści, którzy twierdzą, że piractwo im nie przeszkadza, bo
płyty są tak drogie, że niewielu ludzi stać na legalne zakupy.
Usprawiedliwiacie piractwo?
M.I.C:
Może nie usprawiedliwiamy piractwa, ale osobiście uważam, że
ceny płyt powinny być dostosowane do zarobków. Szkoda tylko, że
ta machina zwana „branżą” tak nie działa – wytwórnie
istnieją po to, żeby zarabiać. Dla takich zespołów jak my
idealnym rozwiązaniem na obecną chwilę są strony takie jak
Bandcamp, gdzie możemy sprzedawać naszą radosną twórczość, po
najniższej możliwej cenie, a jeśli ludzie chcą, to mogą dołożyć
coś od siebie. Ja osobiście uważam, że płyty przestały być
głównym źródłem dochodu dla zespołów – są bardziej medium
pozwalającym na dotarcie do ludzi i spopularyzowanie muzyki. W Rosji
piracą nas na potęgę
Bart: Jest to może trochę dziwne, co powiem, ale piractwo czasami pomaga zespołom dotrzeć do większej ilości słuchaczy. Teraz, gdy tradycyjny nośnik CD został prawie całkowicie wyparty przez cyfrowe formy, ludzie kopiują wszystko, co wpadnie im w ręce, wymieniają się plikami i tym sposobem muzyka wędruje w poszukiwaniu potencjalnego odbiorcy.
Bart: Jest to może trochę dziwne, co powiem, ale piractwo czasami pomaga zespołom dotrzeć do większej ilości słuchaczy. Teraz, gdy tradycyjny nośnik CD został prawie całkowicie wyparty przez cyfrowe formy, ludzie kopiują wszystko, co wpadnie im w ręce, wymieniają się plikami i tym sposobem muzyka wędruje w poszukiwaniu potencjalnego odbiorcy.
Każdy
koncert jest inny, a publika dopisuje. Możecie tak o swoich
koncertach powiedzieć?
M.I.C:
Zdecydowanie tak. Co do publiki w Szkocji – zupełnie inna
mentalność niż w Polsce. Polska publiczność jest o wiele
bardziej spontaniczna w swoich reakcjach, nawet, jeśli zespół jest
im nieznany. W Szkocji mamy do czynienia z publicznością typu „inż.
Mamoń” – podobają się im melodie, które już kiedyś
słyszeli. To przez tę...reminiscencję. Dlatego też sale są
zawsze pełne na koncertach tzw. Tribute bands, a ludzie bardziej
bawią się przy utworach puszczanych po koncertach z płyt, niż na
samych zespołach.
Za
to po występach – fan cluby zapraszają na jednego. Gruppies
zaglądają do łóżka, a impreza nigdy się nie kończy?
M.I.C:
Oczywiście. My właściwie nic innego nie robimy – granie,
potem picie, narkotyki, gruppies i znowu na scenę – i tak w kółko.
Ale tak naprawdę, to nie możemy jeszcze sobie pozwolić na to, by
muzyka była naszym źródłem utrzymania, więc po koncercie jest
kilka browarów, uskutecznianie gawędy z ludźmi, a potem – zależy
od nastroju, ale cały czas z tyłu świadomości czai się myśl, że
następnego dnia do pracy trzeba wstać.
Zżywacie
się z piosenkami, które wykonujecie. Jak przeżywacie swoje
piosenki i swoje koncerty? Jaką publikę lubicie- jakieś szczególne
chwile podczas wykonywania numerów?
M.I.C:
Jasne, że utwory, które tworzysz są jakąś częścią ciebie.
Ze swojej strony staramy się oddawać intensywność i energię
każdego utworu przez naszą choreografię sceniczną (trochę baletu
z elementami czardasza). Za każdym razem dajemy z siebie 100% i
zostawiamy na scenie „krew, pot i łzy”. A publiczność, jaką
lubimy to publiczność, która nie jest bierna – a to oznacza, że
musimy zawsze mieć pod sceną kilku rodaków, którzy wiedzą jak
rozkręcić młynek, do którego Szkoci w końcu dołączają. A co
do szczególnych chwil – każda chwila jest szczególna (mówiłem,
że romantycy z nas).
Każdy
artysta ma swój przepis na idealną płytę. Jakie piosenki mają
być na początku, a które na końcu - co w środku? Co powinno być
tą klamrą? Co ma zostać u słuchaczy, z cyklu pobożne życzenia -
słowa, a może tylko mocne brzmienie?
M.I.C:
To, co czyni nagranie dobrym, to trzymanie słuchacza
zainteresowanym. Najgorsze są płyty nudne i monotonne (i czasem,
choć utwory są w szybkim tempie, to płyta jako całość jest
monotonna, bo wszystkie kawałki są dokładnie takie same). My byśmy
sobie życzyli, aby z ludźmi, którzy słuchają naszych nagrań
pozostała duża dawka pozytywnej energii (bo w warstwie tekstowej to
oczywiście wszystko jest o miłości)
Zagramy
kilka ładnych lat. Rozwalimy muzyczny świat, a nasze teksty będą
w podręcznikach, czyli dalsze muzyczne plany?
M.I.C:
Muzycznie to chcielibyśmy zagrać jakiś większy festiwal –
to jest nasz cel na przyszły rok. A długoterminowo to dominacja nad
światem, wprowadzenie zakazu połowu śledzia w Bałtyku oraz nakaz
noszenia brody przez facetów, pod karą: a) grzywny (fizyczna
niemożność zapuszczenia brody) lub b) eksterminacji (aktywny opór
w zapuszczeniu brody).
Bart:
Podzielam zdanie przedmówcy, a nawet skłaniam się do
stwierdzenia, że broda w dzisiejszych czasach powinna być symbolem
METALU, tak jak kiedyś długie włosy hahahaha
Każdy
chyba ma swoją playlistę utworów na swój pogrzeb. Macie swoją
płytę nagrobną?
M.I.C:
W sumie to nie miałem takiej listy, ale teraz na szybko ją
stworzę: Slipknot „People=Shit”, Tool „Stinkfist”, KoRn
„Twist” i Fasolki „Każdy ma jakiegoś bzika”.
Bart:
Ja to wiadomo, jak to na pogrzebie... „Dobry Jezu”, może
jeszcze dodam Hatebreed „Destroy Everything” żeby za cicho nie
było i Arch Enemy „No Gods, No Masters” tak mi jakoś to pasuje
do pogrzebu
Źródła
inspiracji to według Was - gniew, ból, niesprawiedliwość i
koniecznie to trzeba wszystko wykrzyczeć i dać się ponieść
emocjom, a słuchacz ma to wszystko zapamiętać, potem buntować
się, buntować się...
M.I.C:
W warstwie tekstowej to o miłości wszystko jest, więc nie
wiem, skąd ten pomysł, że „gniew, ból, niesprawiedliwość”...
Bart:
Tak miłość, miłość i jeszcze
raz miłość, tak jak głoszą nasze teksty
gniew i agresja są bardzo destruktywne i prowadzą do komplikacji
życia i czy naprawdę w piekle
jest harmonia? Albo czy piekło jest idealne?
M.I.C:
Oczywiście, że w piekle jest harmonia. Wujek Staszek ją wziął
ze sobą jak się tam wybierał i teraz tam na tej harmonii gra. Czy
piekło jest idealne to nie wiem, ale na pewno jest tam cieplej niż
tutaj.
Kuba:
Na koncertach staramy się stworzyć harmonię pomiędzy zespołem
a tłumem... i bardzo skutecznie nam się to udaje - jest wtedy
piekielnie gorąco... gdy tłum skacze i bawi się z nami...
Czyli
dalsze muzyczne plany?
Bart:
Co do planów muzycznych, to myślimy o zagraniu jeszcze kilku
fajnych koncertów do końca roku, bardzo byśmy chcieli odwiedzić
Anglię oraz jeśli wszystko będzie dobrze „grało” to mamy
nadzieję zagrać w Polsce w przyszłym roku na jednym z festiwali.
Dziękuję
za rozmowę.
Zespół
Hell is Harmony powstał w 2008 roku w Szkocji i tu także grupa
zaczęła koncertować. Metalowe riffy, ciężka perkusja, niski bas,
to cecha charakterystyczna Hell is Harmony. Muzyka bandu to mieszanka
rapu, metalu z przewagą hardcore. Całość energiczna, a teksty
niezwykle dobitne. Pierwsze sukcesy to support dla Lower Than
Atlantis i Closterkellera, a następnie Festiwal Mocnych Brzmień w
Świeciu tchnął w członków zespołu chęć i świeżość
koncertowania.
W
2012 roku na Tattoo Jam w Doncaster Hell is Harmony wygrywa Band of
the Year. Nie dawno Hell is Harmony wystąpił
podczas drugiej edycji Les-Fes, jedynego metalowego festiwalu w
Szkocji, a potem znajduje się wśród finałowej szóstki podczas
bitwy zespołów Metal 2 the Masses, organizowanej przy współpracy
z Bloodstock Festival.
Dorobek
artystyczny grupy składa się z dwóch albumów. W roku 2011 nagrany
został debiutancki album Opium. Został on życzliwie przyjęty
przez publikę jak i krytyków. W maju tego roku ukazała się druga
płyta Hell is Harmony pt. One Day. Na płycie znajduje się 7
piosenek a singiel promujący wydawnictwo nosi nazwę „Tall and
Proud”. Dorobek zespołu cieszy się popularnością recenzentów,
a przychylne zdanie coraz częściej ukazuje się na łamach
fachowych stron.
Contact
and booking:
e-mail:
hellisharmony@hotmail.co.uk
(FACEBOOK)
www.facebook.com/hellisharmony
(YOUTUBE)
www.youtube.com/hellisharmony
(MUSIC)
hellisharmony.bandcamp.com
(MERCH)
hellisharmony.bigcartel.com
(BLOG)
www.tumblr.com/blog/hellisharmony
(MUSIC
SAMPLES) soundcloud.com/hellisharmony
Subscribe to:
Posts (Atom)