Friday, 13 November 2015

zycie to pauza jest


-Jakoś dziwnie wyglądasz. Chyba Cię coś bierze...
-No. Kurwica.

Na depresje laskotanie czyli smiech na stronie. W gabinetach lekarskich nie zmienilo sie od stuleci nic. Lecza naparami, smiechem i dobra rada. Ceny tylko sie nie zmienily i pierscienie na paluchach.


1105 800f 500

ALI IBN ABBAS AL-MAJUSI, LEKARZ PERSKI Z X WIEKU
Posadź pacjenta przed sobą, twarzą do słońca, i każ mu otworzyć usta. Poleć jednemu mężczyźnie służącemu, aby trzymał jego głowę z tyłu, a drugiemu, by przycisnął język. Wyciągnij migdałek za pomocą haka, nie wydobywając razem z nim żadnych błon ani innych części. Odetnij migdałek nożyczkami przy podstawie i zatamuj krwawienie.

Do takich zabiegów trzeba było oczywiście się dobrze przygotować. Utrzymanie w ryzach cierpiącego pacjenta nie było łatwe, dlatego nawet podręczniki medycyny zalecały lekarzom korzystaniem z usług krzepkich pomocników. 

Jeden z autorytetów średniowiecznej medycyny, chirurg Henri de Mondeville, radził, aby postępować z potrzebującymi pomocy... jak najostrzej.

HENRI DE MONDEVILLE
Tacy chirurdzy, którzy traktują cierpiących szorstko i bez miłosierdzia i takoż opatrują ich rany i nie mają dla nich więcej litości niż dla psów, uważani są obecnie za wspaniałych, biegłych i zdecydowanych ludzi.
Dziś takie traktowanie wywołałoby wielki skandal, ale wtedy - w średniowieczu - nie było niczym dziwnym.

ŁASKOTANIE

Najlepszy sposób na depresję? Łaskotanie - odpowiadał niejeden średniowieczny lekarz. Wśród nich Jan z Gaddesden, autor poczytnego traktatu "Rosa Medicinae" z 1314 roku. Badacz był zdania, że zaburzenia, które dziś nazwalibyśmy psychicznymi, powinno się leczyć m.in. upuszczaniem krwi albo... wprawianiem w dobry nastrój.
JAN Z GADDESDEN
Zwiąż lekko ich kończyny i rozetrzyj mocno wnętrze dłoni oraz podeszwy stóp; włóż im stopy do osolonej wody, pociągnij za włosy i nos, ściśnij mocno palce u nóg i rąk oraz postaraj się, żeby świnie zakwiczały im do uszu. Otwórz żyłę na głowie, nosie lub czole i odciągnij krew z nozdrzy szczeciną wieprza. Włóż do nosa pióro lub słomkę, aby wywołać kichnięcie, i spal ludzki włos lub inną brzydko pachnącą rzecz pod ich nosem. Wsuń im pióro do gardła i ogol tył głowy.
Autor znał się też ponoć na innych chorobach. Na paraliż pomóc miał gotowany pies, z kolei na zatrucie żołądkowe - posiłek sporządzony m.in. z gęsich odchodów. Rzecz jasna, nikt z jedzących nie musiał o tym wiedzieć.

PRZYPALANIE w sumie, kurwa - pauza - to cię trochę nie rozumiem

Kiedy zawodził napar z ziół, a lekarz uznał, że chory nadaje się jeszcze do leczenia (bo jego przypadek nie jest li tylko karą za grzechy), stosowano inne metody. Jedną z nich było przyżeganie, czyli przypalanie ciała delikwenta za pomocą rozgrzanych prętów. Zabieg ten miał ogólnie poprawiać samopoczucie, ale kontakt z rozgrzanym żelastwem mógł skończyć się nie po myśli chorego.
ALBUCASIS, CHIRURG ARABSKI Z X WIEKU
Każ ogolić choremu głowę; potem niech usiądzie przed tobą ze skrzyżowanymi nogami, trzymając ręce na piersi. Następnie rozgrzej żegadło z główką w kształcie oliwki i przyłóż je zdecydowanym ruchem do zaznaczonego miejsca. Gdy zobaczysz, że ukazało się trochę kości, odsuń rękę; w przeciwnym razie powtórz czynność, aż odsłonisz tyle kości, ile zaleciłem.

MOCZ NA ZDROWIE!ilość wypitego alkoholu jest podwójnie proporcjonalna do tragedii jaką przeżywasz, ale to wciąż mało


Średniowieczni medycy zastanawiali się, jak wykorzystać cudowne, jak wierzono, właściwości ludzkiej uryny. Zapach odstręczał, ale sam płyn miał w przeświadczeniu ówczesnych gwarantować odporność i dobrą kondycję. 

Między innymi to po wnikliwej obserwacji koloru moczu lekarze wystawiali diagnozy na temat zdrowia. O leczeniu moczem (urynoterapii) rozprawiano na katedrach uniwersyteckich. Egidiusz, szanowany XII-wieczny medyk z Francji, był takim zwolennikiem terapii za pomocą ludzkiej uryny, że nie miał "litości" dla swoich studentów. Aby zaliczyć przedmiot, każdy przyszły lekarz musiał nauczyć się wiersza swego mentora o wymownym tytule "O moczu". 

DOBRE WIEŚCI2460 bc49


Dla chorego tylko dobre informacje. Tę praktykę stosuje się także dziś, ale nie chodzi w tym przypadku tylko o mówienie o rychłym powrocie do zdrowia. Średniowieczni medycy zachodzili w łeb, jak tu podnieść samopoczucie swoich pacjentów. I znaleźli sposób: najlepiej mówić w ich obecności o... klęskach, krzywdach i innych okropnościach, jakie przydarzyły się najbliższym wrogom chorych.

Dobra mina nie wystarczała i doskonale zdawał sobie z tego sprawę choćby wspomniany już de Mondeville. Podkreślał, że podczas wizyty pacjenta, można pokazać mu napisane wcześniej "fałszywe listy o śmierci jego wrogów lub tych, których zgon uważa za wydarzenie korzystne". Nic tak nie poprawia humoru, jak niespodziewana, ale dobra wieść...

NALEŻY SIĘ ZAPŁATA!

 metoda "chuj mnie to obchodzi" jest najlepszą, by przetrwać na tym świecie.

Chorego można odwiedzać nie tylko w szpitalu, ale i w domu. Taką wizytę trzeba było już dobrze zaplanować, bo w grę wchodziły... pieniądze. Jak radził XII-wieczny urolog Gilles de Corbeil, lekarze powinni przyjmować zapłatę od potrzebującego od razu. Inaczej - w miarę ustępowania bólu - mogą srogo się zawieść.

Na wizycie domowej należało też dobrze się prezentować, ogólnie rzecz biorąc - sprawiać dobre wrażenie.

REGIMEN SANITATIS SALERNITANUM, XII-XIII WIEK
Niechaj lekarze dobrze odziani chodzą na wizytę
A klejnoty im błyszczą na dłoniach nieskryte
Bo kiedy strojnie ubrani i wyglądają ładnie
Wtedy im w ręce większa suma wpadnie
 http://natemat.pl/161581,pij-mocz-zjedz-psa-zaplac-z-gory-w-sredniowieczu-chorzy-slyszeli-od-lekarzy-naprawde-dziwne-rzeczy

z kulturka, ksiazkowo


Asne Seierstad. Jeden z nas. Opowiesc o Norwegii. To byla jedna z najbardziej wstrzasajacych  ksiazek jakich czytalam. Szczegolowa rekonstrukcja zdarzen -  poraza. Opisy wlotu i wylotu kuli z pistoletu - miazdzy! Swiadomosc smierci tylu mlodych ludzi, przeraza.  Szczerze wspolczuje rodzinom bolu i straty wszystkich pomordowanych przez jednego szalenca. Anders Breivik  niegdys bawiacy sie z dziecmi imigrantow nagle zaczyna ukladac swoj swiat po swojemu. Idiota, ktory nakladal makijaz. Przechodzil kilka operacji plastycznych, malwersant i zlodziej. Na zarzuty, ze pije kolorowe drinki i  nosi rozowe sweterki reagowal zloscia. Na stwierdzenie, ze siedzenie i granie trzy lata w komputer odpowiadal, ze to nic. Upudrowany prawdziwy entuzjasta Eurowizji. Zaciety kopiuj - wklej mysliciel idiotycznych wynaturzen o spisku swiatowym. Szaleniec, ktory denerwowal sie, ze podarowany przez niego wibrator matce nie posluzyl jej w przyjemnosci. Wreszcie *wciskajacy* sie w lono matki. Chcacy dotykac penisa mezczyzn opiekujacych sie nim kiedy byl mlodszy by poznal meskie wzorce. To ostatnie zdanie powiedziala Andersa matka. Nie wiadomo,  czy choroby psychiczne byly tu dziedziczone. Na przykladzie Breivikow tak bylo z pewnoscia
Breivik to potwor, ktory infekuje, zagraza i przeraza. Breivik to wyhodowany przez spoleczenstwo zlo. Breivik zaatakowal nieprzygotowana do atakow Norwegie. Dotad przyjazna i bezpieczna. Nie mozna winic calkowicie sluzby norweskie za zaniedbania. Owszem one byly ale nic sie nie poradzi na fanatyzm jednostki. kto wiedzial jakie urojenia rodza sie w Breiviku glowie. 
Tytul Jeden z nas - okazuje sie bardzo trafiony.Wyhowanie przez internet jest bardzo latwe. Kilka bzdur, kilka chorych faktow, jakies fatum komunistow nad krajem i fanatyk gotowy. Psychiczny morderca.



Katarzyna Surmiak- Domanska. Ku Klux Klan. Tu mieszka milosc. Szanujemy Elvisa Presleya a nawet go lubimy. Prawdziwym intrumentem bialych sa skrzypce. Gitara i instrumenty dete to domena czarnych. Gdzie ta Europa- a odszukalismy na globusie, To ja podesle linki gdzie znalezc Polske. A nie internetu nie mamy. Jesli chocby jedna czarna kropla wpadla do bozonarodzeniowego lukru to wiecie co by sie stalo.
Ja sie szaleju nie najadlam pisze prawde bialych bohaterach Ku Klux Klanu. Kuklos zalozony w 1866 roku w miescie Pulaski dla zartu. Kilku kawalerow, weteranow wojny domowej wieczorami nie mialo co porabiac. Zaczeli wymyslac psikusy a to wjezdzali na koniu po miescie, straszyli, przebierajac sie w szaty i nadawali sobie idiotyczne nazwy. Takie wygladaly poczatki.  Z historii wiemy, ze zabawa okazala sie krwawa jatka. Dzis Ku Klux Klan juz smieszy. Czlonkowie cos tam bredza o Wilczym Szancu o jakiejs supremacji ale sami przepraszaja za Hitlera. 
Katarzyna Surmiak - Domanska pokazuje slabosc, demaskuje falsz i humor dawnych idei. To czyni z pracy momentami lekka opowiesc. Choc uwazam, ze Ksiazka konczy sie nagle i watek jest urwany to warto zrozumiec unarzac sie w historii i probowac zrozumiec choc troszke ten Pas Biblijny.



Sarah Warers. Muskajac aksamit. Wiktorianska era z wodewilami, rewiami, z podbojami, epoka swiatla i przemyslu. Spoleczenstwo  bogate, biedne, kochliwe, aroganckie, wyzyskiwane, pracowite, czasem gnusne i pozadliwe. Tam odnajdujemy losy dziewczyny, ktora z biedoty trafila na dwor i z powrotem zeszla do gminu. Po drodze bieda i kariera ulicznicy. Od swiatel rewii do swiatel lamp olejowych. XIX wiek i odrapana fasada moralnosci spod ktorej wypelza milosc, ktora nie moze wymowic swojego imienia. Namietnosc tak skrywana, ze kazdy boi sie spojrzec sobie w oczy ale kazdy zna jej smak. Sarah Waters kresli przed nami nie tylko obraz zdemoralizowanej biedoty czy zgusnialej elity. To takze piekne opisy erotyki, opisy miasta i XIX stulecia. Waters ukazala milosc pomiedzy kobietami bardzo normalnie. Rozne typy bohaterek, z ktorych jedna jest przekonana z tego co robi a druga boi sie milosci i jej sie brzydzi. Inna wykorzystuje Nan, inna zas szuka rozglosu. Sa i dziewczyny zrzeszone w zwiazku, sa i tworzace dom.
Waters nazwana powiesciopisarka lesbijska w swych ksiazkach pokazuje czytelnikom nie tylko lesbijki jako cos dziwnego. Bohaterki sa prawdziwe i nie nienormalne.
Fabula troche infantylna i  Nan wychodzi z klopotow latwo wychodzi to dla samych opisow epoki warto siegnac po Muskajac aksamit.

                                                          
http://www.ravelo.pl/muskajac-aksamit-sarah-waters,p3659240.html




Wednesday, 11 November 2015

czytajac niepodlegle i brunatnie



Nie rozumiem ogladania informacji. Sama wyszukuje. Nie wierze w media publiczne i publiczne wydania o pelnej godzinie. Wydarzenia z 5 listopada i zamieszki ruchu Anonimous w Londku nie bylo. Bylo milcznie, telewizornii i internetach. Czy mnie to wkorwia?Jak najbardziej. Bombarduje informacje sa klamliwe. Tez na to wplywu nie mamy.
Dzis Dzien Niepodleglosci dla wiekszosci panstw europejskich. Tutaj szczegolnie. Jest chwila ciszy. Obchody, Kwiaty, pomniki, defilady. Pielegnowany czas jednym slowem. W spoko koko kraju tez piekny czas. Tylko ze, brunatny to czas. zawlaszczony przez prawosc i narodowosc. Szkoda, serce krwawi, bo kazdy chce celebrowac a nie moze.
Ja zapamietac tylko chce swieto ulicy sw. Marcina. Swietego od zebrakow. Co to wjezdza do Poznania na siwym koniu. Zrzuca swoj szkarlatny plaszcz przed zebraka i go ratuje. No i grzane wino, kasztany, szneka z glancum i gynsina z modra kapusta. To tylko pamietam. Mile chwile. Prwosci nie szanuje. Nie lubie i sie nia brzydze.
A teraz z innej beczki.
Przynajmniej raz na jakis czas taki piaty punkt sie pojawia. Potem dlugo, dlugo nic i bomba wybucha.
Tak w pociagu mozna wygodnie czytac i ciocia tez unikala znajomych, zeby dobrze czytac.
Slucham i czytam tez w samotnosci a nawet w robocie jesli czas mi na to pozwala to sie zamykam i slucham, slucham wszystkiego. Byleby nie ludzi.
Instytucja Zony czytac nie lubi. Szanuje to i rozumiem. Nie ma takich wymogow. Mimo tego chodze z nia do lozka. Co dziwne, czytam tyle, ze za nas dwie wystarcza i moze jeszcze srednia krajowa tez podwyzszam. 
I co maja znaczyc te ksiazeczki do kolorowania dla doroslych?
Celebrytow z wydawnictw szanowanych tez nie rozumie ale szanuje. Dla nich tez sie polka znajdzie. Czy to dobrze- to tak jak z marszami. Sa marsze brunatne i wjazdy swietych na koniu.
5. „Oglądanie wiadomości” zamiast „czytania starych książek”
Paweł Goźliński: „Nie jesteśmy czytelniczym wygwizdowem. Ale marudzić musimy”
Codziennie jesteśmy bombardowani natłokiem informacji. Inna sprawa, że często są one nieistotne i bezużyteczne. Ale sami się na nie skazujemy, wielokrotnie oglądając w ciągu dnia kilka wydań telewizyjnych wiadomości albo co parę godzin czytając serwisy informacyjne. Lepiej zagospodarować ten czas na przeczytanie książek, w których możemy zdobyć wartościową dla nas wiedzę.
















To w ogóle nie jest kwestia dramatu - przecież nie wymrzemy jako naród, jeśli nie będziemy czytać. Owszem, będziemy głupsi, będziemy mniej samodzielni w myśleniu, będziemy mniej konkurencyjni, będziemy mieli gorsze życie seksualne, gorsze życie rodzinne - ale to nie problem, prawda? - mówi Paweł Goźliński.


- Mój sposób na przetrwanie podróży? Oczywiście książki. Bardzo miło wspominam okres w moim życiu, kiedy na pierwszym roku studiów dojeżdżałem do Warszawy - opowiada redaktor naczelny „Książek. Magazynu do czytania”. Gdzie? W rozmowie z Karoliną Pałys w... pociągu relacji Warszawa Centralna - Kraków Główny. Wszystko z okazji akcjiKsiążka w podróży. Goźliński kontynuuje: - Wstawałem o 6 rano, wsiadałem do pociągu i bardzo nie lubiłem spotykać znajomych, bo przeszkadzali mi czytać. Wtedy chyba przeczytałem najwięcej w swoim życiu - trzy godziny dziennie wyjęte z rzeczywistości, można było się kompletnie zanurzyć. Tylko oczywiście pociągi wtedy były inne.


Zanurzyć? Chyba we wszechogarniającym klekocie i szumie?
To była całkiem niezła szkoła przetrwania, skupienia, uwagi i uważności. Teraz trzeba kupować podręczniki i chodzić na kursy uważności, żeby w ogóle się tego nauczyć. A kiedyś wystarczyła dobra szkoła ciasnoty w pociągu relacji, dajmy na to, Warszawa - Mińsk Mazowiecki. Wiszenie przez godzinę na haku z książką w drugiej ręce wystarczyło, żeby wyćwiczyć ten rodzaj skupienia i umiejętności koncentrowania się tylko i wyłącznie na zadrukowanej kartce papieru...


POMIŃ >>


O naszym braku koncentracji nieumiejętności odcięcia się od technologii świadczą również księgarskie wystawy - na jednej z dworcowych znaczną część regału zajmują kolorowanki...

Załamuje mnie czasami infantylizm społeczeństwa. Dziwi mnie, że tego rodzaju produkty sprzedaje się w księgarniach. Ich miejsce jest na półce z artykułami papierniczymi. Nie byłoby o czym gadać, gdybyśmy mieli głęboki, zróżnicowany rynek książki, a co za tym idzie - zróżnicowaną dystrybucję. Czytelnictwo jest niskie, rynek jest płytki, w związku z czym niektórzy się ratują, jak mogą, sprzedając produkty książkopodobne.

Niedawno wyszła świetna książka Katarzyny Tubylewicz [„Szwecja czyta. Polska czyta” red. wspólnie z Agatą Diduszko-Zyglewską, wydawnictwo Krytyka Polityczna], w której porównuje ona rynek książki Polski i Szwecji. Tam są świetne rozmowy, które wchodzą głęboko w te różnice, z których jedna jest kluczowa. Jak podaje jeden z rozmówców, żeby zawrzeć związek małżeński w Szwecji, już w XIX wieku, trzeba było udowodnić, że jest się pisatym i czytatym. Tu ujawniają się różnice pomiędzy krajami protestanckimi i katolickimi. Czytanie Biblii stanowiło w tym pierwszym fundament kultury i łączyło, podczas gdy u nas było z definicji zajęciem ekskluzywnym. W związku z tym nie powinno nas dziwić głoszone przez ukraińskich chłopów w czasie różnych powstań hasło, brzmiące: „Rezat czitatych i pisatych”. Dostęp do książki był źródłem tworzenia podziałów w hierarchii społecznej.

Ta nasza chłopska, wypierana w gruncie rzeczy, tożsamość, ciągle odbija się nam czkawką. Musimy znaleźć własne patenty na czytelnictwo. Niestety, z tej książki płynie też smutny wniosek, że drugą Szwecją nie będziemy.

Na niski poziom oczytania w narodzie narzekają dzisiaj nawet Rosjanie - nacja, w której kultura książki od zawsze była na bardzo wysokim poziomie. Nie dramatyzuje pan trochę?
To w ogóle nie jest kwestia dramatu - przecież nie wymrzemy jako naród, jeśli nie będziemy czytać. Owszem, będziemy głupsi, będziemy mniej samodzielni w myśleniu, będziemy mniej konkurencyjni, będziemy mieli gorsze życie seksualne, gorsze życie rodzinne - ale to nie problem, prawda?

Jak to? Apokalipsa nas czeka i nikt o tym nie mówi?!
Ale oczywiście, że mówi! Przecież cała masa akcji czytelniczych na takiej próbie przekonania Polaków do tego, że czytanie jest niezbędnym elementem rozwoju osobistego i kariery właśnie polega. Kończy się to jednak na przekonywaniu przekonanych, o czym dowiedziałem się, kiedy zaczynaliśmy robić kwartalnik „Książki”. Odpytaliśmy wtedy najmądrzejszych ludzi w tym kraju, dlaczego należy czytać. Neurofizjologowie mówili, że to rozwija mózg, że to doskonałe ćwiczenie, że Alzheimer się nie ima tych, co czytają. Seksuologów też pytaliśmy. Mówili: to bardzo rozwija, pomaga w łóżku. Była zresztą ta akcja - „Nie czytasz, nie idę z tobą do łóżka”...

Była. I skutek był opłakany i obśmiany ze wszystkich stron na Facebooku.
Oczywiście, że to nic nie pomaga, a dodatkowo w pewnym momencie te akcje czytelnicze zaczynają ze sobą konkurować, zamiast się wzajemnie wzmacniać. Ważniejszą rzeczą jest to, co jest robione teraz na przykład w ramach ministerialnego Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa, czyli przeznaczanie pieniędzy na zakupy do bibliotek.

OK, ale kto do bibliotek pójdzie, skoro ludzie nie chcą czytać?
Powinniśmy przede wszystkim zlikwidować lub przynajmniej obniżyć bariery dostępu do książki dla tych, którzy jednak czytają - bo przecież to wciąż poważna mniejszość, a mniejszościom w demokracji należy się dobre traktowanie, prawda? Książka nie jest produktem tanim, to wiemy. Dlatego warto inwestować w biblioteki, tym bardziej że dzisiaj są one nie tylko wypożyczalniami, ale enklawami, w których najważniejsza jest kultura, nie handel. Oby było ich jak najwięcej. To ważne zwłaszcza w miastach, w których nie ma bujnego życia kulturalnego i są za małe, żeby się nawet multipleks opłacało postawić.

A więc wola w narodzie, żeby zbliżyć się do książek jest.
Absolutnie. Dlatego nie wolno dopuścić do sytuacji, w której dostęp do książki jest problemem. Czyli po pierwsze: biblioteki, po drugie: ustawa o rynku księgarskim, czyli koło ratunkowe dla małych księgarń oraz inwestowanie w autorów, żeby polska literatura była coraz lepsza. To jest trochę chora sytuacja: żeby być zawodowym pisarzem, trzeba wypuszczać jedną książkę rocznie. Lepiej niech piszą rzadziej, za to coraz lepiej. Ale i tak nie jest źle.

Kiedyś zarzucano nam w „Książkach”, że piszemy mało o polskiej literaturze. Szczerze mówiąc, jeszcze parę lat temu nie bardzo było o czym pisać, bo ludzie wybierali książki ze świata - ciekawsze, lepiej napisane, na bardziej interesujące tematy. W tej chwili coraz więcej jest o naszych polskich książkach, bo jest o czym pisać.

Porozmawiajmy o książkach, które najłatwiej czyta się w podróży, czyli e-bookach. Dzięki akcji Książka w podróży, którą organizuje PKP Intercity wspólnie z Matrasem i Publio.pl, do dyspozycji mamy ich szeroki wybór. Niektóre z nich możemy ściągać za darmo, inne czytać w obszernych fragmentach. Partnerem akcji są również Wolne Lektury, a patronat merytoryczny nad akcją objął Instytut Książki. Mamy tu więc i gorące księgarskie bułeczki, i klasykę. Skąd taki wybór?
W gruncie rzeczy jednym z większych atutów cyfrowego funkcjonowania książki jest to, że mamy swobodny dostęp do klasyki. W księgarniach nie ma przecież pełnego jej wyboru. A teraz dzięki e-bookom i Wolnym Lekturom można ściągnąć wszystko, co się chce. Takie przypomnienie jest bardzo ważne. Oczywiście i tak większość z nas ściąga nowości.


No właśnie. Kto będzie chciał wracać do tych „znienawidzonych” „Sklepów cynamonowych", którymi dręczono nas w liceum?
Pierwszą rzeczą, jaką trzeba zrobić po wyjściu ze szkoły, to zapomnieć wszystko, czego się nauczyło, zwłaszcza w kontekście wiedzy o literaturze, i spróbować spojrzeć na to na świeżo. Ja nikogo nie zmuszę do tego, żeby ściągnął akurat „Sklepy cynamonowe”.

Pewnie nie. Więc może warto udostępnić dla równowagi książki pisane przez blogerów - teraz jest ich cała masa.
Produktów.

Słucham?
Produktów, nie książek. To nie są książki, to są produkty książkopodobne. Spójrzmy na to, co jest obecnie na listach bestsellerów: podręcznik stylu Kasi Tusk, pierwszej szafiarki Rzeczpospolitej. Wydaje to bardzo porządne wydawnictwo Muza i zarobi na tym kupę kasy, oczywiście Kasia Tusk też, tak więc celebrytoza ogarnęła również literaturę.

Jestem za tym, żeby ludzie czytali. Jeśli to jest książka celebrytów, to już trudno, zawsze jest to punkt wyjścia do dalszych przygód czytelniczych. Tym większa odpowiedzialność celebrytów, żeby te książki były jakoś po ludzku napisane, żeby do czegoś wartościowszego zachęcały.
Ostatnio miała miejsce dyskusja, znowu absolutnie przesadzona, czy kryminał Kai Malanowskiej zasługiwał na stypendium ministerialne. Nie uważam, żeby literatura gatunkowa miała być wykluczona ze wsparcia. Jestem za tym, żeby było bardzo dużo progów wejścia w literaturę. U nas dzieli się literaturę na dwa światy - wysoką i niską. Fatalny podział, bardzo źle działa, bo znowu utrzymujemy podział: „czitaci, nieczitaci”, „głupi, mądrzy” - dualizm, który w gruncie rzeczy sprzyja wykluczaniu. Im bardziej zróżnicowany świat literacki, więcej możliwości wejścia z różnych stron i na różnych poziomach zaangażowania, erudycji, kultury literackiej, tym lepiej, bo każdy bez oporu może dostać coś, co da mu przyjemność i pożytek, więc OK, niech będzie literatura celebrycka, ale też coś wyżej i jeszcze wyżej, i jeszcze wyżej. Może niektórzy pójdą tymi schodami w górę.

Jakie lektury najlepiej nadają się do pociągu?
Oczywiście kryminały i powieści sensacyjne. Całe szczęście w Polsce tych kryminałów jest coraz więcej. Może nie jest to jeszcze poziom skandynawski czy amerykański, ale warto je czytać, bo jest w czym wybierać. Poza tym grube, porządne powieści. Akcja Książka w podróży bardzo mi się podoba właśnie z tego względu, że w warunkach idealnej czytelni dostarcza nam się książki właściwie pod nos i do tego za darmo.

To może sprawdźmy, jaką ofertę proponują wydawnictwa podróżnym. Czekając na pociąg zrobiłam zdjęcie półki z książkami w jednym z saloników prasowych. Co taki zestaw mówi o Polakach jako o czytelnikach?
Przede wszystkim czytamy to, co czyta świat. Tu mamy „Światło, którego nie widać”, książkę, która w ubiegłym roku dostała Pulitzera i teraz jest już u nas, chociaż furory nie zrobiła. Kryminały ze świata - Tess Gerritsen, Camilla Lackberg... Zauważmy, jak mało jest polskich tytułów. Apelowałbym więc do polskich wydawców, żeby inwestowali w polskie tytuły. Oczywiście łatwiej jest nie męczyć się z redakcją książki i promocją autora, który jeszcze nie ma pozycji na polskim rynku, tylko wziąć kogoś z listy bestsellerów. W ten sposób znika jednak miejsce dla polskich autorów.

Więc może to wina wasza - wydawców, że naród nie czyta, bo karmicie nas zagraniczną literaturą, której my tak naprawdę nie chcemy?
Nie, bez przesady. Oczywiście, mamy do czynienia z pewnymi procesami, które bardzo trudno odwrócić. Mamy małe czytelnictwo, więc małe nakłady i małe zyski z poszczególnych tytułów, w związku z czym mało się wydaje debiutantów i autorów, którzy nie dają gwarancji zysku. Sieć dystrybucyjna nastawiona jest na bardzo szybki przerób tytułów, powierzchnia wystawiennicza również jest dostosowana do małej ilości tytułów - spirala się nakręca. Wymusza to na autorach, żeby bardzo szybko pisali albo znikną z rynku. Dlatego fenomeny w rodzaju Wiesława Myśliwskiego są rzadkie. Jakiego jeszcze polskiego autora stać na to, żeby wydawać powieść co dziesięć lat i znajdować się na szczycie? To nieszczęście naszego małego rynku, który zjada własny ogon.

Ale na Targi Książki, jak co roku, przyjdą tłumy.
Cudownie. Bardzo się cieszę. Mamy fantastyczne targi książek, mamy fantastyczne festiwale literackie. Wkrótce będzie się działo jeszcze więcej. W przyszłym roku Wrocław będzie Europejską Stolicą Kultury, a od kwietnia - Światową Stolicą Książki UNESCO. Jest więc pretekst, aby o książce rozmawiać, żeby wprowadzić do obiegu więcej autorów, więcej tytułów, żeby fajni autorzy do nas przyjeżdżali. 

Chociaż gwiazdy literackie i tak się u nas pojawiają - mieliśmy w tym roku Zadie Smith, w Krakowie była Swietłana Aleksijewicz. Okazuje się, że autorzy ze świata są z nas zadowoleni. Zdarzają się wyjątki, ale nie ma teraz problemu, żeby zrobić wywiad z Rushdiem, Fabrem, Ishiguro. Zależy im, żeby się u nas pojawiać.

Nie jesteśmy jakimś kompletnym czytelniczym wygwizdowem, nie musimy mieć kompleksów. Marudzić trzeba, ale poza tym - trzeba robić swoje. Stanowimy całkiem fajną, ale jeszcze mało zorganizowaną armię. Chodzi przecież tylko o to, żeby dać ludziom dostęp do dobrych książek dostosowanych do odpowiedniego poziomu wiedzy. Naprawdę fajne książki się sprzedają, tylko ich wcale nie jest tak dużo.
http://natemat.pl/159619,pawel-gozlinski-nie-jestesmy-czytelniczym-wygwizdowem-ale-marudzic-musimy

Tuesday, 10 November 2015

glupie obrazki i blogaski


4513 1256

1189 514f

z kulturka, filmowo



Suffragette. Jest taka tendencja w kinie czy moze i na plakatach by przyciagnac do ogladania. Do kasy i do sygnowania, zeby ktokolwiek sie fabryka snow zainteresowal. Przejde do sedna od razu. Monica Belluci pojawila sie w Bondzie przez 5 mniut. Ale za to jakich. W gorsecie na lozku. Meryl Streep w Sufrazystkach na ekranie pojawila sie przez ok minute. Wychodzi na balkon. Podciaga woalke. Wyglasza zdanie. Usmiecha sie. Blogoslawi tlum kobiet. Usmiecha sie i zaciaga woalke. Schodzi z balkonu. Rola pisana specjalnie i oczekiwalam, ze Meryl jako Punkhust bedzie widoczna bardziej i jakos przejmie, ujmie tlumy widzow. Tak sie nie stalo. Za to postac Maud czyli Carey Mulligan kradnie show. W Sufrazystkach nie brakuje ani zamachow na budki pocztowe ani nie brak zamachu na wille ministra LLoyda George'a. Ostatnim wstrzasajacym wydarzneim byl;a smierc dzialaczki Emily Davison. Ona to rzucila sie pod konia na wyscigach w Deby w 1913 roku. 
Brak praw wyborczych. Brak praw do obrony. Brak ochrony w pracy. Brak praw do dzieci. Do ksztalcenia. Do zycia. Sufrazystka to dzielo Sarah Gavron. To wazny glos. Uzmyslawia nam jak miejska partyzantka przeistoczyla sie w wspolczesny feminizm. Politycznie, spolecznie zrzucenie kajdan patriarchatu i tych bzdur o histerii. 



Wiezienie dla walczacych o nasze dobro. Wiezienie w pralniach, szwalniach, fabrykach, na ulicy i w domu. Walka o rownouprawnienie to nie dramat tamtego wieku. Walka nadal trwa. Ostatnio Jennifer Lawrence otwarcie wkorwila sie na system plac kobiet w Holylod. Nie mowiac juz o parytetach wladzy czy list wyborczych. 
Na koncu filmu  pojawiaja sie kraje na swiecie gdzie kobiety maja prawa wyborcze. Mozna pocieszyc sie tylko, ze nie zyje sie w takiej Arabii Saudyjskiej gdzie w ttym roku nadano czesciowe prawa wyborcze dla kobiet. Ale jak wiemy, kobiety wg szacunkow nie glosowaly bo byly zajete snuciem aplikacji na ajfone a nie decydowaniem swoim losem. Zreszta kogo to obchodzi. Mezczyzni mowia, ze kobietom tak dobrze, one same glosu nie maja. koniec koncow i tak Bog wie lepiej- co jest najlepsze dla kobiet!
Film Sufrazystki polecam glownie za proste obrazy. Za proste ujecia i obraz jakzeby inaczej Londka, a w nim te udreczone baby w pralniach.



Ani cioci po drodze z fantasy ani z grami ani technologia. Zeby nie bylo tak glupo, ze ciocia wylacznie mysli i duma nad swoim losem postanowila, ze obejrzy totalna glupote. Zachecona glosem Michaela Caine i Elijah Wooda poszla na The Last Witch Hunter, czy po naszemu Lowca czarownic z Vin Dieslem w rolach glownych. Efekty specjalne porazaja. Komputery, komputery itp. Lowca oparty jest na grze RPG Dungeons & Dragons. Postac kauldera, tutulowego lowcy czarownic, ktory zyje 800 lat i walczy i sledzi i podrywa obsluge samolotow pasazerskich. Michael Caine to 36 pomocnik Kauldera. Ksiadz, ktorego czarownice zabijaja ale on zyje. To znaczy niby lezy juz w grobie ale to nie smierc. To magia. Obok niego dobre i zle czarownice. I zly ksiadz grany tu przez Frodo Bagginsa czyli Elijah Wood. 
Krolowa czarownic mieszak w rosomatym drzewie. Krzyczy, ryczy i wyglada brzydko. Msci sie jak Antoni Macierewcz jednym slowem.
Dzieciaki to chetnie obejrza dla starszakow to polecam zeby sie troche odmozdzyc.


I Sufrazystki i Lowca i Tipping the Velvet na topie w Londku do tego wszystkiego dobila Penny Dreadful. Czego tam nie ma. Dracula spotyka Viktora Frankensteina. Lowca czarownic laduje w lozku z Dorianem Grayem.
(zaczynam juz myslec nad Open Uni i epoka wiktorianska)
Pomieszanie z poplataniem. Eva Green jako Victoria- chyba medium? Timothy Dalton jako kochanek, diabol i ojciec Vanessy, Josh Hartnett jest amerykanskim kowbojem i zabija te potwory w osobach Mr Jekylla i Mr Hyda.


albo wroccie do Son of Anarchy jakby Wam byklo malo krwi, przemocy i woni meskiego potu!


albo poczytajcie, albo posluchajcie radia, muzyki albo spijcie przy tych serialach. tez sie da)

Wednesday, 4 November 2015

pierdole nagranie!


2520 9e61

Jej zycie jak diabelska kolejka. Od smiechu po placz. Od przyjemnosci do zgonu. Byla i nagle zniknela.


0630 03f5

Moja swietej pamieci babka mawiala. Pierdole nagranie, tancuje jak miarkuje. Czyli po naszemu. Nie dbam o to co leci, byleby bylo zyc dobrze. Amy zyla zle  i nie roztkliwiajmy sie jezy nad zmarla. Pamietamy ja za to jaka byla.
Byla skarbem narodowym. Najwiekszym jaki przytrafil sie Wielkiej Brytfannie.
Do sklepow trafila sciezka dzwiekowa do filmu Amy w rezyserii Asifa Kapadii.
Sciezka to oczywiscie Amy Winehouse i Antonio Pinto. Wsrod utworow odnajdziemy najwieksze szlagiery ale takze i sznyt Pinto min. Cynthia.  Utwory instrumentalne, acapella i te ze studia nagraniowego tworza prawdziwa uczte dla cioci.


9699 b6bc

Tears Dry On Their Own.


Tak mozna postapic z innymi muzykami i pierdolic nagrania.

4506 4830

z kulturka, filmowo

Ha. Ciocia zakupila karte czlonkowska do kina. Kino, a raczej kompleks z zarciem, zabawa, kawiarniami, bawialnami, zakatkami z lodami, z chrupkami, z przypadkowymi ludzmi. Tak wymieniam, ze zapominialam, ze w kompleksie znajduje sie kino.
Wchodzi sie na seans zawsze punktualnie rozpoczynaja sie reklamy prokuktow. Potem zapowiedzi filmow i tak w polowie reklam zapomina sie na jaki film sie poszlo. No wiec ciocia juz napita, objedzona, smierdzaca czipsami oglada.
Zatrwazajace sie, ze czlonkowstwo w kinach miesiecznie kosztuje tyle co dwa filmy, znaczy sie bilety. Haczyk to podpisanie umowy na rok. Ale za to mamy znizki na restauracje i co najwazniejsze znizki na przedstawienia z National Theatre, National Ballet i Opera nie tylko ta z Wielkiej Brytfanny bo i Nju Jork tez robi co jakis czas streaming z wydarzen.
Nie obylo sie bez goracych nowosci jak Bunda. Dzejmsa Bunda. Kochani. Wielkie kino akcji zupelnie inny stan niz w Skajfoll. Poczatek z Mexico City i trafiamy na procesje Smierci. Potem Rzym a tam Monica Belluci. Nie nagrala sie Monica. 5 minut ale za to jakich. Ostatecznie laduje Monica na lozku ubrana w gorset i podwiazki. Tak, liczycie na wiecej. Nie potrzeba. Lea rowniez ma wyjatkowa figure a w satynowej dlugiej zielonej sukni wyglada rownie kasliwie. Reszte dopatrzycie sobie sami. Pelno gadzetow i Bond niczym tablica ogloszeniowa reklamuje. Astona Martina, Fiata, Triumpha, Omege, miasta takie jak Tanger, Rzym, Meksyk i gory Szwajcarii.
Co najwzniejsze pada slynne Martini- wstrzasniete nie zmieszane ale tez i polski akcent. Wodka Belwedere tez leje sie gesto.
No i ta czolowka, dla ktorej warto pojsc na SPECTRE.
och Dzejms.



Marsjanin. To kolejna emocjonujaca przygoda w zyciu ciocinym. Film poprzedzony prrzeczytana ksiazka. Jak to dobrze czasem sie pospieszyc a poczekak jak tlumy obejrza juz w premierowym tygodniu (jesli chodzi o kino). Marsjanin powala emocjami, wizjami bowiem to Ridley Scott rezyserowal. Scenografia i to przekonanie, ze jestes jedynym czlowiekiem w bazie. jedynym czlowiekiem w terenie. jedynym czlowiekiem na planecie Mars. Szjet krzyczymy teraz i tak jak bohater, probujemy sie przeciwstawic czerwonej planecie.
Ksiazka to kochani sama matematyka. Istna symfonia rownan, mierzen, obserwacji. Film to troche splaszcza i ulepsza. Czy obraz jest mialki? Nie, Marsjanin rekompensuje nas emocjami i na koncu uspokaja i kaze snuc przyjemne obrazy. Co by bylo, gdybysmy zamienili sie miejscami z Markiem. 



Ricky and the Flash. Pod idiotycznym tytulem polskim, Nigdy nie jest za pozno.  Meryl Streep wkrecila swoja corke Mamie Gummer.
Meryl streep moze i chciala cos wykrzesac z Ricky, bo to nietuzinkowa postac. Meryl gra tu frontmenke zespolu, ostatnio cos niedocenianego przez publike. Band obija sie po barach. Ricky zostawila w mlodosci meza z dziecmi a sama szukala miejsca na rockowej scenie muzycznej. Maz zaprasza Ricky do swojego domu, bo klopoty z najstarsza coeka go przerosly. Corka miala w przeszlosci kilka prob samobojczych a ostatnio grala ostro. Na zylach!
Film napotyka z czasem na taka straszna klotnie. Jakies wyciaganie, rozmowy, godzenie, przemyslane a moze i nie wywody.
Ricky dalam pol godziny. I naprawde sie staralam, by moc sie wciagnac. nie pomogl czar, ze moze i matka z corka (takze i wyciu prywatnym) Daja jakis popis. Zero tylko pseudoleczenie z przeszlosci i wywody na poly Allenowskie.
Polecam tylko za wystep meryl Streep, ktora to spiewa po rockowemu Bad Romance Lady Zgagi.


Mr. Holmes z Sherlock Holmes. Zero. Dno i szuwary. Naprawde sie staralam. Przykro mi, ze zawiodlam sie na Ianie McKellenie. Miala byc zagadka. Wyszla zagadka- dlaczego film Mr. Holmes powstal?


Black Mass z Dzonym Deepem. Po polsku tytul brzmi Pakt z Diablem i wierzcie mi, ze pakt z diablem bylby barrdziej interesujacy niz ten film. Deep sie skonczyl. Szkoda!
Black Mass opowiada prawdziwa historie o praniu brudnych pieniedzy w strukturach FBI.
Dno, szuwary.



Pare dokumentow. Pierwszym z nich jest Holy Money o finansach Kosciola katolickiego.
O teraz to bedzie cos. Skandal na Slowacji z telewizja porno. To jest to i ile wynosza odszkodowania ofiar pedofilow. Bardzo, bardzo dobry dokument. Polecam.


Arabia Saudyjska. Za zaslona. Under the Veil. Zakaz glosowania dla kobiet. Rozleniwieni bogacze. Mlodzi, ktorzy nie maja kina, teatrow, wyjsc. Tylko te wyscicgi luksiurnymi wozeczkami.
Plac ciach- ciach gdzie glowy leca czesto a obciete dlonie niby zlodziejek tez mamy widoczne. Produkcje polecam za sprawiedliwe ujecie tematu. Owszem zdarzaja sie i dobrzy szejkowie, ktorzy pomagaja calym wsiom a nawet biedakom z zagranicy. Tylko trzeba dziekowac cala noc i tworzyc peany na temat wybawiciela. 


Dokument Jurajski Park Hitlera. Goring wymyslil, zeby stworzyc tura mitycznego, opisywanego przez Tacyta. germanskie rasy bykow dwumetrowych chciano stworzyc poprzez nasze krowy ryde highlandzkie, bizony hamerykanskie i krowy europejskie. Podobno rasa ta byla jeszcze po wojnie ale wojska rosyjskie wystrzelaly je do nogi. Czy to prawda co dzialo sie w lasach Bialowiezy. Obejrzyjcie sami.
Wszystko oprawione wypowiedziami specjalistow i archiwaliami. Klony, stworzenie wymarlych gatunkow, eksperymenty, hodowla maszyn do zabijania. Chore ale prawdziwe.