Wednesday 24 February 2016

garrettki i vanesski

Vanessa Mae rozpalala swiat w latach 90- tych XX wieku. Kazdy odkryl w sobie melomana. Natomiast David Garrett ogarnia glowy wszystkich w XXI wieku. Na nowo stalam sie melomanka jak i rzesza maniaczek czyli garretek. Czym sa wielbicielki i kto to jest David Garrett przeczytajcie sami. 
Nieprzyzwoite pozy w obu przypadkach jest tylko przypadkowy.

Image result for david garrett violin   vs. Image result for vanessa mae married
Owszem, bardzo kocham męża i córkę, ale David to inna miłość. Inspirująca. Jak go poznałam, to wyciągnęłam z kufra stare nuty, zamówiłam stroiciela i powiedziałam: kurczę, muszę! Rozumiesz, po 30 latach wróciłam do pianina. Stało rozwalone totalnie, a teraz gram nokturn Chopina - Anka Maj-Musiał, instruktorka w gminnym ośrodku kultury w Wielbarku na Mazurach, ma dwa życia.

Poduszka

Praga, hotel Pushkin, pokój 214, połowa września 2015 roku, szósta rano. Anka budzi się wściekła, choć trudno powiedzieć, że się budzi, bo całą noc nie spała. W uszach ciągle słyszy koncert Brucha. Teraz siedzi na brzegu łóżka i płacze.

- Zaraz utopię te pieprzone skrzypce w Wełtawie! - ciska poduszką o ścianę. Zamówiła ją w pracowni krawieckiej na drugim końcu Polski. Poduszkę w kształcie skrzypiec dostarczył kurier. Była taka, jak chciała: białe tło i czarne nuty na pięciolinii. Na odwrocie białe serduszka na miętowym tle. Mięciutkie skrzypce kosztowały 70 złotych i miały być prezentem dla Davida.

- Siedziałam w pierwszym rzędzie, ręce pociły mi się z nerwów. Gdy tylko skończył grać i schodził ze sceny, krzyknęłam podnosząc skrzypeczki do góry. A on nawet nie spojrzał. To było moje marzenie, żeby David tę poduszkę kładł pod głowę.

Marzeń związanych z Davidem Anka ma multum. Raz chciała spojrzeć mu głęboko w oczy. I spojrzała. To było po koncercie w Rzymie, 11 dni przed Pragą. A ściślej: to on zerknął na nią, gdy podpisywał płytę. Spojrzenie trwało sekundę, a Anka omal nie zemdlała, bo miała Davida na wyciągnięcie ręki. Gdy trzy miesiące wcześniej była w Berlinie, mogła co najwyżej popatrzeć na niego z daleka. Teraz chciałaby pojechać za nim do Cremony, ale nie wie, czy uzbiera kasę.

- Marcie muszę pomagać, bo zaczęła studia w Toruniu. Ale spróbuję coś z pensji odłożyć, to może pojedziemy razem. Bo ona też kocha Davida.

Stradivarius za 6 milionów euro

Wuppertal, Nadrenia Północna-Westfalia, początek maja 2014 roku, kilka minut po dziewiątej. Frau Emmi Oberbeul smaruje dżemem małą kromkę białego chleba. Niedawno skończyła 99 lat i całymi dniami ogląda na DVD włoskie opery. Albo puszcza klasykę z płyt. Teraz w swoim mieszkaniu przy Uhlandstrasse odkłada na bok nóż i ni stąd ni zowąd zagaduje.

- A Davida Garretta lubisz? Nigdy o nim nie słyszałaś?! (przecząco kiwam głową) To Paganini XXI wieku, geniusz skrzypiec, cały świat go zna.

Po śniadaniu frau Emmi zdejmuje z półki DVD. Koncert w Berlinie, na widowni kilkanaście tysięcy osób. I on nagle wyłania się z tłumu. W kapelusiku i wełnianym kardiganie, w dżinsach i glanach. Włosy spięte w kucyk, pod brodą stradivarius z 1716 roku wart 6 milionów euro. Wirtuoz o twarzy anioła schodzi w dół i czaruje "Piratami z Karaibów". Kilkanaście tysięcy osób wstaje z krzeseł. Euforia.





Dzień później pędzę do muzycznego. Biorę, co jest: dwa crossovery i jeden klasyczny. Wydaję 60 euro. Wieczorem siadam przed telewizorem i katuję Frau Emmi kolejnymi koncertami. Staruszka jest zachwycona, bo Maestro Garrett jest jej ulubionym muzykiem.

Włączam kompa i buszuję po necie. Na Facebooku odnajduję dziewczyny mocno zakręcone na jego punkcie. Jeżdżą za nim po całej Europie! Udziela mi się garrettowa euforia. W maju 2014 kupuję bilet na "Clasic Revolution" do Lipska (potem jeszcze pojadę do Düsseldorfu, Paryża i do Pragi. W szufladzie trzymam kupiony kilka miesięcy temu bilet na koncert Garretta w listopadzie 2016 w Berlinie. Od półtora roku staram się o wywiad z nim, krótko rozmawialiśmy w Pradze). Na koncertach spotykam zakręcone "garrettki". Ela Wójcik ze Szprotawy od 13 lat choruje na serce, czeka na przeszczep, a jej jedynym marzeniem jest wyjazd na koncert. Jedzie. Do Lipska. Bilet funduje mąż.

- Gdy raz usłyszy się Davida na żywo, pragnie się więcej i więcej. Jego magiczna gra daje mi chęci i siłę do walki o nowy dzień. Słucham Davida, gdy jest mi źle i ciężko, gdy jestem szczęśliwa. To takie lekarstwo na smutki i radość. Teraz pragnę, by zagrał w Polsce, bo jeszcze nigdy u nas nie koncertował.

Żegnajcie narty, ciuchy i plaże

Cieszyn, październik 2015, przed ósmą rano. Ewelina Gorzelany pędzi do koleżanki. Z Ewą pracują w różnych sekretariatach na jednym uniwersytecie. Każdy dzień zaczynają od Davida. Co napisał na Twitterze, jakie zdjęcia wrzucił na fanpage, jaka jest ta nowa płyta. A potem wchodzą na YouTube'a i słuchają.

Ewelina: - W listopadzie rok temu byłam w dołku. Jak zwykle wpadłam do Ewy, opowiadam co i jak, a ona, że na chandrę pokaże coś odlotowego. I pokazała pięknego wirtuoza, jak gra "Yesterday". Od razu żegnaj, dołku. Od tamtej pory stale Davida puszczam, mam go w komórce i w kompie na tapecie. Śni mi się po nocach. Pojechałam za nim do Pragi, w tym roku też muszę jakiś koncert zaliczyć.

Ewa też szukała czegoś na życiowe zawirowania i natknęła się na młodzieńca o długich włosach, rzęsach pod sufit, który ze skrzypiec wyczarowywał nieziemskie dźwięki.

- O Boże, trafiony, zatopiony - krzyknęła z zachwytu. - Zaczęłam ściągać płyty, najpierw "Garrett vs. Paganini", potem "Legacy", "Clasic Romance", "Timeless"... No, mam wszystkie. Ja, matka dorosłych dzieci, babcia rozsądna aż do bólu, zwariowałam. Kupuję nagle bilet na koncert w Berlinie. Potem jadę za nim do Pragi. W 15 minut podejmuję decyzję, żeby wyruszyć na koncert do Mediolanu. Żegnajcie narty, południowe plaże, teraz liczą się tylko koncerty.





Ilona Płuciennik z Łodzi jest fanką Garretta od dwóch lat. Szukała idola dla siedmioletniego synka, który właśnie zdał egzamin do szkoły muzycznej w klasie skrzypiec. Jasiek, owszem, Garretta polubił, ale to Ilona w nim się zakochała. W grudniu 2013 roku zamknęła trzeci filar, a za odzyskane pieniądze zafundowała sobie wypad na koncert w Lipsku. Kupiła najdroższy bilet, zapłaciła 150 euro.

- David grał jak szatan, czarował publiczność, pełna hipnoza. Teraz do Pragi pojechałam z mężem, świętowaliśmy 11. rocznicę ślubu; on poszedł na piwo, ja na Davida.

Skrzypce z czekolady

Renata Marcinkowska, stylistka z Krakowa, też wybrała się do Pragi. To był jej trzeci koncert w tym roku, dwa poprzednie zaliczyła w Monachium, była też w Kempten. W tym roku wybiera się do Paryża, a w listopadzie do Berlina. Bilety kupiła przez internet, kilka dni temu dotarły listem poleconym.

- Odkładam z pensji po 100, 200 złotych, rezygnuję z ciuchów. Najdroższe w tym wszystkim są przeloty i hotele, ale jak masz wydatki rozłożone w czasie, to nie odczuwasz tych kosztów - tłumaczy, nie wyjmując słuchawek z uszu. Na MP4 ma nagrane wszystkie płyty. Słucha od pobudki do zaśnięcia. Nie licząc przerw na pracę, bo tam już nie wypada. Teraz wciągnął ją "Explosive", najnowszy album Garretta.

- Każdego dnia dziękuję Davidowi, że pomógł mi podnieść się z traumy po śmierci męża, którego zabił rak. Dni mijały, miesiące, a ja coraz bardziej zapadałam się w sobie, nie widząc sensu. Żadne argumenty do mnie nie docierały, córka wpadła w rozpacz. I wtedy odkryłam Davida. Pojawił się w moim życiu ze swoimi skrzypcami, wrażliwością, ze swoimi oczami. To najpiękniejsze oczy świata. Kiedyś najpiękniejsze miał mój kochany mąż. Teraz David. Od dwóch lat mam cel i sens życia: planuję koncert, kupuję bilet, jadę.

Renata dopadła Garretta w Pradze, gdy po próbie wychodził z filharmonii. Marzenie życia: mieć z nim wspólną fotkę. Udało się! I najważniejsze: wręczyła mistrzowi oryginalnej wielkości skrzypce z czekolady, bo David uwielbia słodycze. Zamówiła je w krakowskiej cukierni. I jeszcze dodała album o Krakowie ze specjalną dedykacją. - Oooo, Krakau, thank you - uśmiechnął się Maestro, oglądając okładkę.





- W Pradze zrobiłyśmy duży krok jako fanki z Polski, bo zbliżyłyśmy się do niego, zaistniałyśmy. I jeśli o nas do tej pory nie myślał, to teraz pomyśli. I może w końcu przyjedzie. - Renata nie traci nadziei.

Nadziei nie traci Joanna Semeniuk (cztery koncerty: Düsseldorf, Dortmund, Essen i Praga), instruktorka jazdy konnej z Koszalina i portrecistka koni. 15 godzin - tyle jechała do stolicy Czech. W torbie wiozła biało-czerwoną flagę z napisem "David, we wait you in Poland". I kartkę z podobizną wirtuoza, którą narysowała kredkami. Na odwrocie wymieniła miasta, w których dziewczyny były na jego koncertach: Wiedeń, Paryż, Neapol, Rzym, Genua, Mediolan, Monachium, Bukareszt, Lipsk, Berlin, Frankfurt, Praga. Ale kartki nie wręczyła, flagi też nie rozwinęła. Nie udało się. Inaczej było dwa lata temu w Dreźnie, gdzie pojechała na premierę filmu "Paganini. Uczeń diabła", w którym Maestro wciela się w wirtuoza wszech czasów. To wtedy podarowała mu walce Chopina i zdążyła rozwinąć transparent z napisem "Fan club z Polski", co odnotowały niemieckie gazety.

Transparenty Joanna ma we krwi, bo za komuny malowała hasła na partyjne zjazdy w zakładach Kazel. I jeszcze plakaty pierwszomajowe malowała, które robotnicy nosili w pochodach. Teraz skupia się na uwiecznianiu miłości do Maestra.

- Martwi mnie tylko jedno: że się nie zakochał, że nie ma rodziny. Chciałabym, żeby spotkał kobietę swojego życia, żeby był szczęśliwy.

Jego niebiańskie oczy

Po rosie/ boso w moim śnie/ płynę do ciebie kochany/ twoje dłonie/ o zapachu cytryny/ czekają na moją twarz/ w nich się schowam/ sen się nigdy nie skończy...

"Sen". Jest jeszcze "Sekret", "Iskra", "Likier" i 120 innych wierszy. Pisze je Beata Piotrowska-Piersiak, bibliotekarka na uniwersytecie w Opolu. Większość poświęca Davidowi. Bo dzięki niemu odkryła w sobie artystyczną duszę. Pisze też listy do Maestra. Pisze i zamyka w szufladzie. "Jesteś złotowłosym księciem z rozwianymi włosami. Twoja muzyka przemawia do mnie codziennie głosem anioła, koi mój ból i odpowiada na tysiące pytań. Kiedy pojawiasz się na scenie, świecisz jasnym światłem" (maj 2015).

- Przyssałam się do Davida jak taki jamochłon i czerpię też muzycznie, bo po latach wróciłam do gry na skrzypcach. To geniusz perfekcyjny, idealny, niemożliwe, żeby był z naszego świata. Chyba jest kosmitą. Podoba mi się, że łączy dwa rodzaje muzyki: klasyczną, która jest jego światem i miłością, oraz rozrywkową. A przy tym jest pięknym mężczyzną. Spójrz na jego niebiańskie oczy, ten uśmiech szczodry, ten... To król emocji i anioł skrzypiec, Paganini młodego pokolenia. On jest po to, żeby świat ulepszać, żeby dawać nam radość, żebyśmy jego muzyką odpoczywali od życia. On nasze życie tą muzyką wywrócił.

Asia (22 lata), córka Beaty, do Davida podchodzi z dystansem. - Owszem, lubię, jak gra, ale nie elektryzuje mnie aż tak bardzo. Z mamą natomiast trudno czasami wytrzymać. Nieraz cały dom huczy o Garretcie, że się słuchać dłużej nie da, tak nadaje.

Tego "nadawania" miał dosyć syn Michał (24), którego Beata próbowała urobić na Davida. - Chciałam, żeby wyglądał jak on. Gdy miał długie włosy, to ciągle marudziłam, żeby spiął je w koczek, bo tak się nosi Maestro. Mamo, daj spokój, co ty z tym koczkiem, opierał się. A ja, że David włożyłby takie buty, że tamto, że tego by nie założył... Michał się nie dał, bo ma swoją osobowość, no to mu odpuściłam. Całe szczęście, że mój mąż jest tolerancyjnym facetem, ale przy nim za bardzo do Davida nie wzdycham. Co innego, gdy jestem sama. Wtedy zapadam się na kanapie. I odlatuję.
Skarbonka

- Też wariujesz? - pytam Marzenę z Warszawy, która jest tłumaczką z włoskiego i nie wyobraża sobie życia bez wyjazdów na koncerty.

- David jest dla mnie prozakiem. Ja mówię, że to diabelski anioł albo anielski diabeł, działa na zmysły. W Pradze przy Bruchu wyrwał mnie z krzesła. Posłałam Ulce zdjęcia, jak on w Rzymie ma taką minę do dołu, prawie rozpłakany. I ja w tym momencie wymiękłam. Podoba mi się, jak paluszkami na skrzypcach przewraca, jak się do muzyki uśmiecha. Jednego stradika za milion dolców rozpierdzielił w Londynie. Potknął się i upadł. To było szczęście w nieszczęściu, że miał te skrzypce na plecach, bo dziś pewnie jeździłby na wózku.

Gdy nie mam biletu na koncert, to jestem chora. W zeszłym roku zaliczyłam dwa w Neapolu, byłam w Berlinie, Rzymie i w Pradze. A już w sierpniu kupiłam sobie bilet do Paryża na majowy koncert w 2016 roku. Do Berlina też się wybieram.

Marzena trzyma w pokoju skarbonkę z napisem David. Rodzina i znajomi wiedzą, że zamiast kupować prezenty, mają wrzucać do skarbonki pieniądze. Ale nie zawsze uzbiera się tyle, żeby pojechać.

- A co tam, są inne sposoby. W minionym roku na przykład miałam zrobić remont domu, no i remontu nie zrobiłam. Ja to wszystko pierniczę. Nie muszę mieć remontu, nowego dachu, ale muszę mieć bilet, muszę wyjechać. Najwyżej ryż z wodą będę jadła, co mi tylko na zdrowie wyjdzie.

Jak nózką tupie

Zielona Góra, grudniowy wieczór. Z łazienki wybiega Maks David Lukassek (drugie imię ma po Garretcie, słuchał go, gdy był jeszcze w brzuchu mamy), lat trzy i pół. Skręca do sypialni, po drodze woła: - Mamusiu, Masiu, ce Dadida, jak tupie nózką, plose, plose.

Monika Lukassek (fanka Garretta od pięciu lat, cztery zaliczone koncerty, wszystkie w Berlinie, w szufladzie czeka bilet na koncert w listopadzie, a na półce w kuchni stoi kubek z podobizną Maestra) nie ma wyjścia. Do odtwarzacza wrzuca DVD. - Tak jest co wieczór - wzdycha. - No i w ciągu dnia też musi być David. Że nie wspomnę o długich podróżach samochodem. Tylko David potrafi go usadzić na miejscu.

Maksio wraca z sypialni, w rączce ściska mikrofon, kładzie go na podłodze. Bo tak robi David, gdy zaczyna "Mission Impossible". Chłopczyk naśladuje ruchy skrzypka, jak on tupie rytmicznie prawą nogą. Przy "Locie trzmiela" łapie rączkami za telewizor i kiwa główką raz w prawo, raz w lewo. A przy "Thunderstruck" razem z Davidem liczy do czterech po angielsku. I do trzech od tyłu. Bo Maksio będzie kiedyś Davidem. Tak mówi. A gdy mówi, to chwyta za skrzypce i próbuje grać. Skrzypce właśnie dostał pod choinkę.

Być szmatką i naszyjnikiem

Gdańsk, kwiecień 2015. Bożena Krężel ogląda film "Paganini, uczeń diabła". Jest zafascynowana grą młodego aktora. W zdumieniu otwiera usta, słysząc "La Campanella", "Carnevali di Venezia". W Google wrzuca nazwisko i już wie, że David Garrett to nie zawodowy aktor, tylko wirtuoz skrzypiec. Że zna go cały świat.

- On przypomina mi "Portret młodzieńca" pędzla Rafaela. Cudowny, wspaniały muzyk, wirtuoz, geniusz. Zakręcił mną tak bardzo, że chciałabym być szmatką, którą kładzie na skrzypcach i opiera na niej swoją twarz. Chciałabym być naszyjnikiem na jego szyi, bransoletkami na nadgarstku, sygnetem na jego palcu i kroplą potu spływającą po jego skroni - rozmarza się, oglądając koncert live. Potem otwiera komputer i siada do pisania. David ją wyzwolił. To dzięki niemu zrozumiała, że już nie chce być ugotowaną żabą, Matką Polką. Że wreszcie chce zaistnieć, bo już dawno zapomniała, kim była i jakie miała potrzeby. Więc ta książka pomału się pisze w rytm utworów mistrza Garretta. Jest jeszcze malarstwo, bo niedawno chwyciła za pędzel.

- David wywraca moje życie, pomaga mi odnaleźć siebie. Żeby być bliżej niego, kupiłam sobie podobne buty i biżuterię. Ja, matka dorosłych dzieci.

Dagmara Majdziak z Poznania oszalała kilka miesięcy temu. - Potknęłam się o niego na YT i to było jak grom z jasnego nieba. Kocham słuchać, jak gra Chopina, Debussy'ego, Masseneta. A album "Explosive" to prawdziwa eksplozja jego geniuszu. Nie, jeszcze nie byłam na koncercie i nie pojadę, bo nie mam kasy. Czekam, aż wreszcie pojawi się w Polsce. Na razie swoimi emocjami dzielę się z dziewczynami na DG Poland.

Portal David Garrett Poland stworzyła kilka lat temu Justyna Justine Budner, zafascynowana wirtuozem po śmierci Michaela Jacksona. To tu dziewczyny wrzucają fotki Maestra, nagrania, komentują jego życie. W zeszłym roku fankom, które jechały na koncert do Neapolu, przekazała zaproszenie dla Davida. W "10 reasons to visit Poland" wymieniła powody, dla których powinien wystąpić w Polsce.

- Nigdy nam nie odpisał, ale wiem, że nieraz mówił, iż chce do nas przyjechać. Mamy przecież wspaniałe filharmonie i orkiestrę narodową.

Zaproszenie

Po powrocie z koncertu w Paryżu (marzec 2015) i krótkiej rozmowie z Davidem Garrettem oraz jego menedżerem Tobiasem Weigoldem - którzy przyznali, że Maestro chętnie zagrałby z filharmonikami warszawskimi - napisałam maila do Filharmonii Narodowej z sugestią, by FN zaprosiła artystę do Polski. Odpowiedź nadeszła 30 marca 2015 roku od p. Danuty Zdanowskiej, która jest koordynatorem programowym FN:

"Szanowna Pani,
Otrzymaliśmy informację od Pani o francuskim skrzypku. [David Garrett jest skrzypkiem niemiecko-amerykańskim - D.K.]. Bardzo dziękujmy za Pani opinię. Artystę znamy i mamy go na uwadze, znamy również osobiście p. Tobiasa Weigolda, więc nie ma problemu z kontaktem z nim. Pozdrawiam".

CV: David Garrett - pół Niemiec po ojcu prawniku, niespełnionym skrzypku, i pół Amerykanin po matce, primabalerinie. Naukę gry na skrzypcach zaczyna w wieku 4 lat, mając 7 - daje pierwsze koncerty.
W wieku lat 11 od Richarda von Weizsäckera, ówczesnego prezydenta Niemiec, dostaje pierwszego stradivariusa (dwa kolejne kupi za własne pieniądze). W wieku lat 13 odkrywa go Zubin Mehta, wybitny izraelski dyrygent. I zaprasza do współpracy. W 15. roku życia David nagrywa płytę z koncertem Mozarta, którą wydaje Deutsche Grammophon. Doskonali się w Londynie u polskiej Żydówki Idy Haendel ("chodź tu, chodź tu", często wołała po polsku do przyszłego wirtuoza). Gdy wkracza w dorosłość, ucieka bez grosza do Nowego Jorku. Grywa w marketach i na nowojorskiej ulicy. Jest modelem - zarabia na życie i na studia w prestiżowej Julliard School. Dziś ma 35 lat i miliony fanów na całym świecie. Obok ukochanego Brucha, Bacha, Mozarta, Kreislera gra na stradivariusie Led Zeppelin, Queen, Beatlesów, Nirvanę, Jacksona. "Poza muzyką jestem zupełnie bezużyteczny. To straszne, jestem jak one trick ponny" - wyznał "Gossipist Magazine". 
http://wyborcza.pl/duzyformat/1,150173,19541626,za-co-fanki-z-polski-kochaja-davida-garretta.html

No comments:

Post a Comment

Note: only a member of this blog may post a comment.