Tuesday, 16 June 2015

Funchal, pomniki i smazenie sie w sloncu szczesliwej wyspy

Na pomniku Jao Goncalves Zarco 1390 - 1471- portugalski zeglarz i podroznik. Odkrywa Madery.
Jako zolnierz ksiecia Henryka Zeglarza, strzegl Algarve przed Muzulmanami. Uczestniczyl wyprawie, ktora przez przypadek odkryla Porto Santo a obok niej Madere. Przekonywal Henryka Zeglarza, by kraine wiecznej wiosny skolonizowac. Razem z Tristao Vaz Texeira i Bartolomeu Perestrelo dokonal tego czynu. Zarco jest patronem i zalozycielem Camara de Lobos czyli miejsce Churchila i wg. legendy w jaskini wilkow morskich znalazl uszatki a te juz wiecie do czego sie przyczynily.


Teraz o samym Funchal


Funchal jest stolicą Regionu Autonomicznego Madery, który jest niezależny politycznie i posiadającym odrębną administrację terytorium portugalskim. Prawa miejskie otrzymał 21 sierpnia 1508 roku. Jest największym ośrodkiem handlowym, turystycznym i kulturalnym całego archipelagu Madery. Mieszka w nim 120.000 mieszkańców (przy 250.000 wszystkich mieszkańców).

                           

Nazwa miasta pochodzi od kopru (po portugalsku funcho), który w znacznej ilości rośnie na wyspie, szczególnie w okolicach stolicy. Funchal leży na południowym wybrzeżu Madery, w pięknej zatoce otoczonej zielonymi wzgórzami i głębokimi dolinami. W centrum miasta przeważają aleje z budynkami z XVIII wieku. Nad portem góruje Palcio Sao Lorenco z XVI wieku. Miasto jest nazywane "małą Lizboną". Miasto tonie w kwiatach i bananach. 
Przez Funchal przepływają 3 rzeki. W 1803 roku wylały one i zatopiły całe miasto, zginęły 4.000 ludzi. Dziś rzeki płyną betonowymi kanałami i są prawie niewidoczne, ponieważ ukryte są za kratami porośniętymi pnączami szkarłatnych i purpurowych bugenwili.
Nadbrzeżna promenada Aveniada do Mar ma ponad dwa kilometry. Przy niej liczne restauracje na lądzie i na morzu. Tu mieszkańcy Madery i turyści witają nowy rok. Odbywa się z tej okazji tak wspaniały pokaz sztucznych ogni, że zapisano go w Księdze Guinnessa jako największy na świecie. Co roku władze wyspy przeznaczają milion dolarów na ten spektakl.
Wśród wielu zabytków najcenniejsza jest piętnastowieczna katedra Largo da Se. Jej wyposażenie to dar producentów i handlarzy win. Niezwykle wartościowe jest sklepienie wykonane z cedru maderiańskiego zdobione złotem i macicą perłową. Ściany pokryte azalejos. W katedrze tej modlili się Krzysztof Kolumb, Vasco da Gama, Ferdynand Magellan wypływający na swe odkrywcze wyprawy. Przed katedrą stoi pomnik Jana Pawła II, który odwiedził Maderę w 1991 roku. Na tutejszym stadionie opapiez dprawil msze, ktora zgromadzila nieprzejednane tlumy.  Madra to nie inaczej jak Ilha Madeira, czyli Zalesione Wyspy.

                                         
Turyści z naszego kraju znajdą na Maderze polskie ślady. Kilka zimowych miesięcy spędził tutaj marszałek Józef Piłsudski. Istnieje także  hipoteza, że Władysław Warneńczyk przeżył bitwę pod Warną i znalazł schronienie właśnie na Maderze.


                                    

Jeden z najciekawszych pomnikow w Funchal. Symbolizuje maderskiego czlowieka. Jego poswiecenie i praca. Niektorzy uwazaja, ze to zdjety z krzyza aniol.


1860 r. kilka miesięcy spędziła na Maderze cesarzowa Austrii Elżbieta - piękna "Sissi", lecząca się tu z gruźlicy i depresji, w jaką popadła na wiedeńskim dworze. W 1922 w Funchal na Maderze ostatnie miesiące swego życia spędził Karol I Habsburg, ostatni cesarz Austrii i król Węgier (został pochowany w tamtejszym kościele). 


Kazdy ma znajomego nazywa sie CR7, ktory swoja karierę rozpoczynał  Christiano Ronaldo. Najslynniejszy hojny Maderczyk. Pomnik budzi kontrowersje jako nieudany i brzydki. POmnik stoi na promenadzie portowej. 

Prosze anstwa to glowna uliczka Funchal, Santa Maria  z najbardziej kolorowymi drzwiami jakimi ciocia widziala. Szkoda tylko, ze to ulickza kawiarenkowa i wszedzie ludzi i nagabujacych kelnerow. 





Najpiekniejszy parkometr jaki widziala ciocia.









































Madera cala w wielkim skrocie czyli kapsulka ciocina



Jesli Madera to dobry samochod. Najlepiej 4 x 4, diesel i mocny. A tam, wcale niejakies amfibie jezdzace! Przeciez to polskie swojskie fiaty na kormoranach jezdzace. Drogi nowe, rowne. Trzeba uwazac na zakretach ze wzgledu na mijane autobusy. Samochody osobowe sa ale w zaniku. Tylko walczyc trzeba ze stromiznami ale kultura i sposob jazdy sa swietne. Kilka slow na koniec czyli Madera w pigulce. Wiem, ze juz mna rzygacie ale co ja na to poradze. Gdybyscie przestali wierzyc, ze ciocia juz nie powroci na ziemie i zawierzcie najswietszej panience by tak sie stalo. 
Ponizej krotko i na temat co ciocia widziala i gdzie bywala.


Matuchna pojawila sie juz w drugi dzien naszej wycieczki. Strzegla i chronila przed wypadkiem i zgubieniem sie. Figurka Matki Boskiej jak i sama Maria jest patronka Madery. Ribeira Brava znaczy Dzika Rzeka. Prawa miejskie od 1928 roku. Kościół z XVI wieku pod wezwaniem świętego Benedykta na centralnym placu. CZy sie zatrzymywac. Tak na ponche i owoce oraz na ( baczki) Coral- tutejszego piwa.


Ponta do Sol, czyli punk Slonca. Port i dziwna kilkupoziomowa budowla wchodzaca w morze. 
Jardim do Mar zatrzymujemy sie u chlopa, by za 6 euro nabyc dziwnych owocow. Przeplacilysmy ale czy to wazne). Niech sobie chlopina zeby kupi srodek na bol zebow.
Mała miejscowość położona na wysokim brzegu i na wzgórzu. Oddzielona od morza piękną promenadą. Do sąsiedniej miejscowości Paul do Mar jedzie się 2 km tunelem.


Ponta do Pargo to najbardziej na zachód wysunięty przylądek Madery jest pozbawiony roślinności. Na nim latarnia morska. Przepiękne widoki z placu przed latarnią i z położonego nieco niżej po lewej stronie.


Achadas da Cruz to juz klif 451 metrowy. Tam mozna sie udac w gore kolejka. Ale po co. Mozna spokjnie czas poswiecic na smazenie sie w sloncu.
Dalej od naszej przeleczy w Encumeada (1007 m n.p.m.) by w finale widziec Pico Ruivo (1.862 m n.p.m.). Z niego prowadzą ścieżki do innych szczytów mających też ponad 1.600 m n.p.m. Góry zatrzymują napływające z północy chmury, więc często nie można liczyć na zachwycające widoki.


Sao Vincente juz przez ciocie opisywane. Znajduje się tu Centrum Wulkanizmu, które przybliża wiedzę o powstaniu Ziemi i archipelagu Madery w wyniku eksplozji wulkanów. Znajduje się przy grotach Świętego Wincentego. 


Porto Moniz to nic trzeba sie kapac. Choc nikgo na kapielisku nie ma. Wieje szalenie a woda 18 stopni C. Instytucja Zony jako jedyna zdobyla sie na odwage i plywala w naturalnych basenach. Ludzie przystawali i ogladali glupkow. Baseny to wulkaniczne polki. Ocean wlewa sie na basen i czysci naturalne zbiorniki. 
Obok kapielisk miesci sie takze Oceanarium.


Santana to przede wszystkim folklor. Najwazniejsze sa male trojkatne domki, kryte strzecha. W nich sa warsztaty tkackie, przadnicze, rymarskie. Tam tez poczestunek coca da malaga i wino. Do tego kupa francuzow dziwujacych sie wszystkiemu. Domki nazywaja sie Casas de Colmos i sa pomalowane w jaskrawe kolory. Domki te ciagna sie wzdluz zadbanych domkow. Po drodze ciekawe miejsca to m. in. Canico, Camacha slynaca z wikliny i  Santa Cruz. 


Strefa comercial to jeden wielki sklep zza Funchal. Ksiazki nas witaja.Gdyby nie portugalski to ciocia zrobila by uzytek z euro.  Spozywka nalezyta, chemia i kosmetyki. Tak, co dzien po te jedzenie zajechalysmy. Ludzie sie dziwowali a my takie normalne zakupy przeciez robilysmy. Chlep, warzywa, owoce, wino, ktore jest pyszne i tanie. Eh.


Z Machico juz nie daleko do  Ponta de Sao Lourenzo. Tu bylysmy ok pol dnia a we wspomnianym Machico w gorze z pierwotny fort i tablica informujaca, ze tu zatrzymal sie odkrywca Madery Zarco. Machico to takze nasz ostatni przystanek przed wylotem z wyspy. Stamtad swietnie jest  obserwowac samoloty. Uwaga knajpa portowa i pyszne piwo za bezcen.


Slonce wysoko i przyjemnie swieci. Udajemy sie nowa droga zbudowan z funduszy europejskich na najwyzszy szczyt Madery Pico de Arieiro (1818 n n.p.m). jadac wyobrazamy sobie reklamy papieru toaletowego a raczej malego misia koale, ktory to z rozkosza posypuje na chmurkach. ma sie wrazenie, ze one nas zaraz utula takze do snu. Piekne gory, piekne podejscia i ladne szlaki.

Dolina Zakonnic. To znana przelecz w ktorej po najezdzie francuskich piratow schronily sie zakonnice zbiegle z pobliskiego klasztoru. Pieknie, cieplo i zaklete gdzies tam dawne opowiesci. Wszedzie jaszczurki i wszedobylskie chmury.

Wawoz i gory to takze cechy srodka wyspy. Wspomniane Boca Encumenada to wrazenie jedyne w swoim rodzaju. Ocean widziany tu jest w calej krasie.

To juz Sao Vincente i wejscie do jaskin. Tu juz przyjemnie chlodno.


Zimno cudowne leczy nasze poparzenia sloncem. Przeciez caly dzien nie bedziemy tam mieszkac, hej przygodo. Tylko co wybrac. Wszedzie tak jest blisko. Nad wode czy w gory. Tu jest wszystko w zasiegu reki.


Przed nami jedno z bardziej extremalnych przezyc czyli Antiga 101. To cos porownuje do lotniska czyli wszystko sie moze zdarzyc. Oczywiscie sa i nowe tunele czasm dochodzace do 2 km dlugosci.


Polnocna droga nadbrzezna czyli Antiga 101. Widzimy tutaj zamkniety tunel. Co to za jazda byla. Ano taka, ze juz droga zamknieta do ruchu. Po lewa wodospad, pod ktorym trzeba przejechac a po prawej przepasc. Rozpietosc to jakies 5 metrow. Do tego z gory sypia sie kamienie.
Dziekuje, skonczylam.

eh do czorta czyli 10 w skali Beaforta na replice Santa Marii w Funchal


Ciocia jak to ciocia snupie w tym komputrze i cos tam zawsze znajdzie.


Namowiona Instytucja Zony pomysl podchwycila i zamowila wielkie dwa bilety po Oceanie Atlantyckim, replika statku Krzysztofa Kolumba Santa Maria. 


Statek ten wchodzil w pierwsza wyprawe Kolumba do Indii w roku 1492 roku. Wlascicielem Santy Marii byl Juan de la Cosa. 
Santa Maria byla karaka, o dlugosci ok 21 metrow i byla okretem najwiekszych z pozostalych. Marynarzy na niej bylo 40. Poczatkowo okret nazywal sie Galicyjka czyli La Gallega.


Na czesc Galicii, gdzie zbudowano statek. 


Okret posiadal trzy maszty, statek moze i nie najszybszy ale swietnie przygotowany do przemierzania Atlantyku. 25 grudnia 1492 roku okret osiadl na mieliznie w poblizu Hispanioli.


 Odtad nie nadawala sie do dalszej ekspolatacji. Deski z okretu posluzyly do budowy osady La Navaid.


Do naszych czasow nie zachowaly sie zadne dokumenty o statku. Na swiecie istnieje kilka replik Santy Marii. Jeden stoi w Puszczykowie w Muzeum im. Arkadego Fiedlera. 


Nasza Sante Marie wybudowal Holender Robert Wijntje, pomiedzy czerwcem 1997 a lipcem 1998 w wiosce Camara de Lobos przy Funchal.


 Tu tez stoi w porcie i stad sa wycieczki. Okret pierwotnie wybudowany na Expo 98 w Lisbonie. Santa Maria co tysiace zadowolonych turystow. Discovery Chanel uzyla  Santy Marii w programie The quest for Columbus. 


Dziennie odbywaja sie dwa kursy statku. Rejs trwa 3 godziny. Najpierw silniki((( odpalone i wyplyniecie zdala portu. Potem cel to Cabo Girao by podziwiac wysokie klify. 


Podplyniecie w bezpieczna odleglosc. Piraci ze statku skacza pierwsi wybieraja odwaznych do skoku ze statku.


 Instytucja Zony a jakze skacze na nogi. Plywa z resztoma ludzmi. Potem hop na poklad. Wycierac sie, zdac relacje. Poczestunek ciastem coca de madeira, plus dwa kielichy wina. Wracamy do portu. 


Delfiny sie wylaczyly. Nie chcialy umilic ciocia drogi. Ciocia juz czerona jak rak siedziala w cieniu i podziwilaa hen dalekie otwarte wody, hen do hameryki.
Choc Santa Maria tylko raz rozwinela zagle. Za to widok wspanialy. 


Replika zaopatrzona w armaty, kopie, barek z dolnym pokladem z gablotkami i oltarzykiem swietnie sie spisywala i sprawiala, ze przez chwile byla ciocia gdzie indziej. 


Dechy skrzypai, spod nich wychodzi lepik, liny prawdziwe konopiane. Stary hamak, stara mapa, tylko ludzie jak to turysci smazacy sie na pokladzie nudni. Nic to.


Kolejna frajda za nami. I nie wazne, ze urzadzenia sa sprytnie ukryte pod pokladem a sternik dzielnie kreci kolem))). 


Zadne trojkatne zagle, gafle i srafle nie zastapia prostokatnych zagli zisajacych z rei. Krzyz czerwony napial sie podmuchem wiatru i przez chwile bylo cicho)) Tak to bylo to- to bylo 
10 w skali Beauforta - eh do czorta!!!

Słońce na Maderze Świeci tej cholerze czyli ciocia dopiela swego- odwiedzila Marszalka Jozefa Pilsudskiego




 Marszalek Jozef Pilsudski na Maderze. Ciocia az paluchy zaciskala, zeby obejrzec pomnik tego wielkiego Polaka w stolicy Madery. Tym bardziej wazne to bylo na fakt 80 - tej rocznicy zgonu Marszalka. Pomnik Jozefa Pilsudskiego usytuowany jest na glownej arterii Funchal przy budynku parlamentu. Na pomnik mozemy z latwoscia trafic. Centrum jest ladne i kojarzy sie z Lisbona. Nie n darmo bo to taka mala Lisbona wlasnie. 
Ponizej daje wierszyk, dlaczego on powstal i kochani w jaki sposob Jozef Pilsudski znalazl sie na wyspie i dlaczego w towarzystwie pieknej lekarki. 

Słońce na Maderze
Świeci tej cholerze
A cholera śpi
I o Brześciu śni...
To anonimowy poznanski wierszyk przeciwnikow Pilsudskiego. Dla tych nie ma jednego Pilsudskiego. Widzimy czarne i biale strony Marszalka. 
 "Nie ma jednego Piłsudskiego". Wodza, do dokonań którego odwoływał się Lech Wałęsa, a także Lech Kaczyński czy Bronisław Komorowski. Dobrze również przypominać jego słowa, nie tylko pierdelserdel i burdel, ale i te, które padły w 1920 roku w czasie wizyty Marszałka w Lublinie -
"Jednym z przekleństw naszego życia, jednym z przekleństw naszego budownictwa państwowego jest to, żeśmy się podzielili na kilka rodzajów Polaków, że mówimy jednym polskim językiem, a inaczej nawet słowa polskie rozumiemy, żeśmy wychowali wśród siebie Polaków różnych gatunków, Polaków z trudnością się porozumiewających [...]"
Wierszyk powstal przy akcji pisania pocztowek dla Marszalka. 

                                
Pilsudczycy nie dali marszałkowi spokoju nawet podczas wypoczynku. Przed traktowanymi jak święto państwowe imieninami Piłsudskiego (19 marca) ogłoszono wielką akcję pisania pocztówek do marszałka. Każdy Polak winien przesłać hołd Pierwszemu Obywatelowi Polski – ogłoszono. Z całego kraju wysłano ponad milion (!) pocztówek. Dostarczyć je na Maderę miał nie byle jaki statek, ale „Wicher”, najnowszy polski niszczyciel, świeżo ukończony we Francji.
Milion kartek pocztowych pod jeden adres; tego jeszcze nie miała poczta na Maderze, ba, w całej Portugalii, a może i na świecie.
Tymże „Wichrem” Piłsudski miał wrócić do Polski. 23 marca niszczyciel odcumował i popłynął do Europy. Admirał Jerzy Świrski, dowódca marynarki wojennej miał nadzieję, że rejs nowoczesnym okrętem spowoduje zmianę niechętnego stosunku Piłsudskiego do floty wojennej.
Udało się częściowo, bo co prawda Piłsudski zgodził się na budowę niszczycieli „Grom” i „Błyskawica”, ale już okręty podwodne „Orzeł” i „Sęp” były budowane ze składek społeczeństwa.
29 marca 1931 roku Piłsudski powrócił do Gdyni. Oczywiście i tu musiała być pompa. Na spotkanie niszczyciela wyszły trzy kanonierki, a po zawinięciu do portu wszystkie okręty podniosły galę banderową a Piłsudskiego powitało 19 salw armatnich. Według starej tradycji tyle przysługuje premierowi. Prezydenta Kaczyńskiego żegnało 21 salw, powitanie bądź śmierć króla ogłaszają 33 wystrzały, a cesarza – aż 101.

                                      
Piłsudski od dawna planował zimowy wypoczynek w ciepłym klimacie. W 1928 roku przeszedł atak apopleksji i właściwie już nigdy nie powrócił do dawnej sprawności fizycznej. Prowadził niezdrowy tryb życia, pracował głównie nocami, wówczas również przyjmował wzywanych polityków.
   Prowadziło to czasem do zabawnych sytuacji, kiedy goście Komendanta nie wiedzieli, jak traktować takie wizyty. Znany z nienagannych manier książę Janusz Radziwiłł długo zastanawiał się, jaki strój włożyć (był zaproszony na drugą w nocy). Odpowiedni na wieczór, czy też właściwy dla godzin porannych?
   Niezdrowy tryb życia niszczył organizm marszałka, sypiał tylko kilka godzin na dobę, palił olbrzymią ilość papierosów. Dłuższy wypoczynek stawał się więc koniecznością, a pomysł z portugalską wyspą podsunęły Piłsudskiemu jego córki.
   Marszałek zaplanował pobyt na Maderze wyłącznie w towarzystwie Eugenii i doktora Woyczyńskiego. Otoczenie Komendanta miało jednak inne zdanie na ten temat i na wyspie pojawił się kapitan Mieczysław Lepecki - znany pisarz i podróżnik. Wysłał go tam podpułkownik Józef Beck (późniejszy minister spraw zagranicznych), oczywiście bez wiedzy Piłsudskiego. Lepecki miał zaaranżować przypadkowe spotkanie z marszałkiem (jako podróżnik mógł tam przecież przebywać) i wejść w jego otoczenie.
   W jakim celu Beck wysłał Lepeckiego śladami swojego pryncypała? Marszałkowi towarzyszyły przecież wyłącznie osoby prywatne, niezwiązane z polityką. Czy chciał inwigilować Piłsudskiego? Absurd. Czy zatem chodziło o Woyczyńskiego? Kilka lat później został on zdymisjonowany - podobno jego żona utrzymywała kontakty z wywiadem sowieckim. Bardziej prawdopodobne jest podejrzenie, że Lepecki miał obserwować relacje pomiędzy Piłsudskim a jego kochanką. W napisanych kilka lat później pamiętnikach, które miały się ukazać na jesieni 1939 roku, kapitan Lepecki nie wspomniał jednak ani słowem o obecności Lewickiej na Maderze. A przecież przez kilka tygodni mieszkał z nią pod jednym dachem. O pobycie panny Eugenii na Maderze wielokrotnie informowała prasa, skąd zatem to dziwne przemilczenie? Czyżby Lepecki wziął udział w intrydze przeciwko Lewickiej?
   Pobyt na Maderze zakończył romans Piłsudskiego z piękną lekarką. Do dzisiaj nie ustalono, co właściwe tam zaszło, ale Eugenia Lewicka skróciła pobyt i samotnie wróciła do kraju. Marszałek z Woyczyńskim i Lepeckim pozostali jeszcze miesiąc (powrócili na pokładzie niszczyciela „Wicher" pod koniec marca 1931 roku). Piłsudski po powrocie nie utrzymywał już kontaktów z Eugenią i do dzisiaj nie wiadomo, jakie były tego przyczyny. Przecież nie po to wyjeżdżał z kochanką na odległą wyspę w bardzo kameralnym gronie, aby zakończyć romans. Czy Eugenia dowiedziała się, że nie ma już wyłączności na uczucia Ziuka? A może po prostu marszałek odmówił żądaniom drastycznego rozwiązania sytuacji rodzinnej, na co mogła nalegać pani doktor?

                                        
   Możliwa jest również inna hipoteza. Jak już wspominałem, kilka tygodni przed śmiercią marszałka dymisję otrzymał inny uczestnik wyprawy na Maderę - Marcin Woyczyński. Jego żonę podejrzewano o kontakty z wywiadem sowieckim (nie wiadomo, czy była to prawda), co wystarczyło do oddalenia doktora z otoczenia Piłsudskiego. A może Beck zaaranżował podobną intrygę z udziałem Lepeckiego wobec panny Eugenii? Do 1923 roku przebywała w Rosji Sowieckiej, co mogło stanowić materiał do podejrzeń. A może po prostu wmówiono marszałkowi, podając zapewne jakieś przykłady, że Lewicka utrzymuje kontakty z osobami usiłującymi wywierać wpływ na Komendanta? Piłsudski nie znosił podobnych sytuacji i reagował na nie wyjątkowo nerwowo. Całą prawdę znały wyłącznie cztery osoby (Piłsudski, Lewicka, Beck i Lepecki), może jeszcze doktor Woyczyński. Żadna z nich jednak nie podzieliła się informacjami, zabierając tajemnicę do grobu.
   Niebawem po powrocie Lewickiej do kraju złożyła jej wizytę Aleksandra Piłsudska. Nie wiemy, o czym panie rozmawiały, ale zapewne nie była to miła pogawędka. Spotkanie to nabrało specjalnego znaczenia w kontekście wydarzeń, które nastąpiły w najbliższych miesiącach.
   27 czerwca 1931 roku (cztery miesiące po powrocie Piłsudskiego z Madery) Eugenię Lewicka znaleziono nieprzytomną w budynku Urzędu Wychowania Fizycznego na warszawskich Bielanach. Przewieziono ją do szpitala, gdzie po dwóch dniach zmarła, nie odzyskując przytomności. Lekarze stwierdzili, że przyczyną zgonu było zatrucie środkami chemicznymi nieznanego pochodzenia.
   Warszawa dosłownie wrzała od plotek - szeptano, że panna Lewicka została zamordowana przez otoczenie Piłsudskiego, aby go w ten sposób uchronić przed skandalem. Inni uważali jednak, że było to samobójstwo. Co dziwne, wyjątkową powściągliwość zachowywali dziennikarze, nawet reprezentujący tytuły opozycyjne wobec obozu belwederskiego. Niewykluczone, że obawiano się reakcji Piłsudskiego (marszałek potrafił być brutalny), możliwe, że przedstawiciele władz zasugerowali ostrą reakcję na prasowe śledztwo. Nawet związana z endecją „Gazeta Warszawska" zadowoliła się beznamiętną relacją, określając zmarłą jako „przyjaciółkę rodziny ministra spraw wojskowych", co nie odpowiadało prawdzie.
   Józef Piłsudski unikał uroczystości religijnych - nie był nawet obecny na pogrzebie swojej pierwszej żony. W przypadku pogrzebu Eugenii Lewickiej zachował się jednak inaczej. W kościele na warszawskich Powązkach marszałek pojawił się tuż przed rozpoczęciem mszy żałobnej w towarzystwie Woyczyńskiego, Sławoja Składkowskiego, Wieniawy-Długoszowskiego i Walerego Sławka. Usiadł w jednej z dalszych ławek, ale po kwadransie wstał i wyszedł ze świątyni wraz z osobami towarzyszącymi. Do końca uroczystości pozostali natomiast premier, wysocy urzędnicy państwowi, oficerowie. A był to przecież pogrzeb lekarki zatrudnionej w jednej z państwowych instytucji, a nie osobistości z życia polityki czy kultury.

                                

   Interesująca jest relacja znajomego Eugenii Lewickiej, profesora Stanisława Malinowskiego. Naukowiec spotkał piękną panią doktor na warszawskiej ulicy kilkadziesiąt godzin przed jej śmiercią. Zauważył, że była „w dobrym nastroju, pogodna, spokojna. Nie wyglądała na osobę, która nosi się z samobójczym zamiarem". Malinowski dobrze znał Lewicką, ale czy można do końca odgadnąć, co dzieje się w duszy drugiego człowieka? Czy każdy samobójca musi mieć swój zamiar wypisany na twarzy?
   Warto zwrócić uwagę na jeden aspekt ostatnich lat życia marszałka. Od chwili powrotu z Madery Piłsudski starzał się w błyskawicznym tempie. Zmiany fizyczne dokumentują zdjęcia, na zachowanych fotografiach widać, jak jego twarz (sylwetka również) podlega negatywnej ewolucji. Na pewno miały na to wpływ choroby, a przede wszystkim postępująca choroba nowotworowa. Swoje robił również tryb życia, pogłębiająca się skleroza, ale można pokusić się o hipotezę, że znaczenie mogła mieć również śmierć Eugenii Lewickiej. Może nawet nie sama śmierć, ale wydarzenia na Maderze, które spowodowały gwałtowne zerwanie znajomości. Marszałek bez wątpienia był zaangażowany uczuciowo i zakończenie związku musiał odczuć dotkliwie. A starzejący się mężczyzna odbiera niepowodzenia uczuciowe boleśniej od młodzieńca. Wie, że nie ma już czasu i każdy związek może być ostatni.

SŁAWOMIR KOPER
http://www.marhan.pl/index.php/biblioteka/51-ludzie/2957-kobiety-jego-zycia-jozef-pisudski-cz-7-tajemnica-pobytu-na-maderze

                                     

https://www.radiolodz.pl/posts/14525-slonce-na-maderze-swieci-tej-cholerze-czyli-rozmyslania-o-demokracji-pisze-wiec-jestem-joanna-sikorzanka