Tuesday 2 August 2016

jak nie hui to szatan



Jak kamienie przez Boga, rzucane na szaniec. Kazdy Testament moj zna. W szkole trzeba bylo wyryc Juliusza Slowackiego  na pamiec. Dzis mija 72  -ga rocznica Powstania Warszawskiego. Kontrowersyjnego jedych zdaniem. Drugich, ze potrzeba narodowa byla taka. Rzez jedni powiedza. Drudzy, ze to powinnosc. Zginely tysiace mlodych ludzi. Miasto zrownano z ziemia.
Nie chce tu polemizowac. Czy Powstanie Warszawskie bylo potrzebne czy nie. Chce wyrazic oburzenie i wscieklosc nad tym co sie teraz dzieje. 


Mlode kamienie podnosza lapy w gescie nazistowskich Niemiec!
Stoja przy pominku powstancow. Skadaja pod nimi  kwiaty i salutuja. Race odpalane na ulicach. Ubrani nazisci w koszulki z niepodlegla. Lapy wydziarane w symbole  Niepodleglej. Potem te lapy siegaja nieba. Zamawiajac piwo. Cala dlonia. 
Zawsze starzy ostrzegali mlodych, by nie obrazli starszych i bohaterow. Teraz starzy obrazaja, jeszcze starszych. Kaza im czolgac przed soba. Daja przyzwolenie na ponizanie, okradanie z godnosci i stawianie przed sadem. Czy juz zupelnie spierdolilo Polakow?
Kamyki dra ryja. Pala race w lapach. Prawych lapach. Wykrzykujac cos o Chwale bohaterom, Powstancom! Zale, zenada, zlosc.


Szatan opetal mnie ostatnio. Byc moze i On jest zniesmaczony swiatem?  Daje znaki wszedzie. Co gorsza w poniedzialek. Lepiej juz konczy sie tydzien. Spozierajac na dolna tablice.

Testament mój

Żyłem z wami, cierpiałem i płakałem z wami,
Nigdy mi, kto szlachetny, nie był obojętny,
Dziś was rzucam i dalej idę w cień - z duchami -
A jak gdyby tu szczęście było - idę smętny.

Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica
Ani dla mojej lutni, ani dla imienia; -
Imię moje tak przeszło jako błyskawica
I będzie jak dźwięk pusty trwać przez pokolenia.

Lecz wy, coście mnie znali, w podaniach przekażcie,
Żem dla ojczyzny sterał moje lata młode;
A póki okręt walczył - siedziałem na maszcie,
A gdy tonął - z okrętem poszedłem pod wodę...

Ale kiedyś - o smętnych losach zadumany
Mojej biednej ojczyzny- przyzna, kto szlachetny,
Że płaszcz na moim duchu był nie wyżebrany,
Lecz świetnościami dawnych moich przodków świetny.

Niech przyjaciele moi w nocy się zgromadzą
I biedne serce moje spalą w aloesie,
I tej, która mi dała to serce, oddadzą -
Tak się matkom wypłaca świat, gdy proch odniesie...

Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb - oraz własną biédę:
Jeżeli będę duchem, to się im pokażę,
Jeśli Bóg uwolni od męki - nie przyjdę...

Lecz zaklinam - niech żywi nie tracą nadziei
I przed narodem niosą oświaty kaganiec;
A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!...

Co do mnie - ja zostawiam maleńką tu drużbę
Tych, co mogli pokochać serce moje dumne;
Znać, że srogą spełniłem, twardą bożą służbę
I zgodziłem się tu mieć - niepłakaną trumnę.

Kto drugi tak bez świata oklasków się zgodzi
Iść... taką obojętność, jak ja, mieć dla świata?
Być sternikiem duchami napełnionéj łodzi,
I tak cicho odlecieć, jak duch, gdy odlata?

Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna,
Co mi żywemu na nic... tylko czoło zdobi;
Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna,
Aż was, zjadacze chleba - w aniołów przerobi.

No comments:

Post a Comment

Note: only a member of this blog may post a comment.