Thursday 4 August 2016

uchodzcy na Rio



W piatek rozpoczna sie Olimpiada w Rio de Janeiro. Pomimo rozpierduchy spoleczno-gospodarczej. Zawieruch, strajkow i niedorobek. Gdzies tam tlumy nacpanych niby sportowcoe. nad nimi lataja helikoptery wojskowe a do ich cial kleja sie komary z wirusem zika.
Czy to sa zawody sportowe czy konkurs na chemiczne bajerowanie? Wsrod tego gdzies uchodzcy!

Ten pomysł pojawił się gdzieś w drugiej połowie minionego roku. Do opinii publicznej przedostał się podczas spotkania narodowych komitetów olimpijskich w Waszyngtonie. - Na świecie jest aktualnie 60 milionów uchodźców, są wśród nich sportowcy. Chcielibyśmy pomóc im, aby spełnili swe olimpijskie marzenie - powiedział szef MKOl, Thomas Bach i zapowiedział, że uda się do jednego z obozów, aby osobiście poinformować uchodźców o swojej inicjatywie.
Sprawa uchodźców budzi emocje w całej Europie. Tłumy ludzi opuściły Syrię, Afrykę i inne objęte działaniami wojennymi obszary, aby w jakikolwiek możliwy sposób dostać się tam, gdzie jest bezpieczniej i po prostu lepiej. Podczas igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro miałoby dojść do sytuacji niecodziennej, jaka nigdy wcześniej nie miała miejsca - uchodźcy-sportowcy mieliby mieć własną reprezentację.
Wyszukaniem wśród uciekinierów potencjalnych olimpijczyków mają się zająć się narodowe komitety olimpijskie w krajach, do których uchodźcy napłynęli, co oznacza pełne ręce roboty dla takich struktur w Niemczech, Austrii, Włoszech, Francji, a także Wielkiej Brytanii i Hiszpanii. W mniejszym stopniu dotyczy to także innych państw do których napływają rzesze ludzi.
Bach gościł już nawet w jednym z obozów w Atenach, gdzie przebywają uchodźcy. Uściślił wtedy, że ich reprezentacja na igrzyskach miałaby liczyć od pięciu do dziesięciu osób. - Chcemy zwrócić uwagę świata na problemy uchodźców - powiedział wtedy agencji Reuters. Jeszcze nie wiadomo, czy Międzynarodowy Komitet Olimpijski weźmie na swoje barki finansowy ciężar przeprowadzenia całej akcji czy obciąży nią narodowe komitety w poszczególnych krajach. Sytuacja jest rozwojowa.

Medale pod flagą olimpijską

Niezależni sportowcy na igrzyskach olimpijskich to nie nowość. Zawodnicy bez przynależności państwowej startowali już w 1896 roku w Atenach, w 1900 w Paryżu oraz w 1904 w Saint Louis. Pojawili się nawet na nieoficjalnych igrzyskach w 1906 roku, ale później MKOl zabronił tego typu praktyk.
Idea miała powrócić w 1940 roku na igrzyskach w Garmisch-Partenkirchen, gdzie o swój start starali się sportowcy z nieuznawanej przez nazistowskie Niemcy, Czechosłowacji, ale jak wiadomo zawody nie zostały w ogóle rozegrane z powodu wybuchu drugiej wojny światowej. W czasie Zimnej Wojny podobne próby czynili sportowcy uciekinierzy z krajów komunistycznych, ale ich wnioski w 1952 i 1956 roku zostały odrzucone. Gdy Gujana w 1976 roku ogłosiła olimpijski bojkot, James Gilkes - sprinter z niej pochodzący też chciał startować pod flagą MKOl, ale jego prośba została odrzucona.
Światowe władze bardziej przychylne tego typu inicjatywom stały się dopiero w ostatnich latach. W 1992 roku w Barcelonie furtkę otwarto dla sportowców z rozpadającej się właśnie Jugosławii, która wskutek działań wojennych została wykluczona z igrzysk jako państwo. Do Hiszpanii przyjechało zatem 52 sportowców z przestającego istnieć kraju oraz 6 z nowopowstałej Macedonii, która nie zdążyła jeszcze utworzyć swojego komitetu olimpijskiego. Troje takich zawodników zdobyło nawet medale - jeden srebrny i dwa brązowe.
W 2000 roku wyjątek zrobiono dla czwórki sportowców z Timoru Wschodniego, który nie był jeszcze niepodległym państwem, więc nie było mowy o występach pod własną flagą. W 2012 roku pozwolono wystartować przedstawicielom Antyli Holenderskich, Południowego Sudanu i zawieszonego w prawach Kuwejtu. Ci ostatni w końcu jednak wystartowali pod "własną banderą". Warunkiem było jednak to, że sportowcy z tych krajów musieli wcześniej uzyskać kwalifikację. Dwa lata później, na zimowych igrzyskach w Soczi pod flagą z pięcioma kołami wystartowała trójka obywateli Indii, których komitet został zawieszony.

Pływaczki z Syrii, judocy z Afryki i listonoszka z Iranu

Sportowcy niezależni zdobywali medale, ale żaden z nich nigdy nie sięgnął po złoto, nie powodując kłopotliwej sytuacji z graniem hymnu. Taki zwycięzca nie mógłby usłyszeć i odśpiewać pieśni z którą się utożsamia, bo puszczono by mu hymn olimpijski, do którego mało kto zna słowa. Czy złoty medal zdobędzie któryś z uchodźców? W tej chwili wydaje się to bardzo wątpliwe. MKOl nie określił czy tak wybrani zawodnicy będą musieli uzyskać jakieś kwalifikacje, czy wystartują dla samej idei, mierząc się z doskonale przygotowanymi zawodowcami.
W tej chwili wiadomo o trójce sportowców-uciekinierów, którzy na pewno wystąpią w Rio de Janeiro. Są to pływaczka z Syrii, która mieszka obecnie w Niemczech, judoka z DR Kongo, przebywający w Brazylii oraz pochodząca z Iranu zawodniczka taekwondo, osiadła i trenująca w Belgii. Choć MKOl nie podaje nazwisk, można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że na igrzyskach wystartuje któraś z nastoletnich sióstr - Ysra lub Sarah Mardini, które z Syrii przedostały się do Berlina, po drodze przez morze ratując wielu tonących uchodźców. W stolicy Niemiec otworzono im pływalnię i stworzono im warunki do trenowania.
Popole Misenga i Yolande Mabika - judocy z Demokratycznej Republiki Konga są już w Brazylii, gdzie ćwiczą pod okiem miejscowego trenera. - Zastanawiałem się czasem, jak żyć, kiedy tak wielu ludzi wokół umierało - mówił Misenga. Jeden z nich, a może obaj wystąpią w Rio. W tym przypadku wiadomo, że wszystkie koszty z tym związane pokryje fundacja charytatywna Caritas oraz... Brazylijska Konfederacja Judo, która sama zaoferowała chęć pomocy. - Nie mogę walczyć dla mojego kraju. Będę zatem walczył w igrzyskach olimpijskich dla wszystkich przymusowych imigrantów na świecie - mówi Mabika. - Chcę zdobyć medal dla wszystkich uchodźców.
W Brazylii nie powinno także zabraknąć Raheleh Asemani. To zawodniczka uprawiająca taekwondo, która jako uchodźca przebyła drogę z Iranu do Belgii. W nowym kraju szybko odnalazła się w pracy listonoszki. - Pracuję w urzędzie pocztowym, biegam od domu do domu dostarczając listy, ale dziś sama coś otrzymałam: bilet olimpijski - mówiła po uzyskaniu niezbędnej kwalifikacji po turnieju kwalifikacyjnym w Stambule. Z braku pomocy macierzystego związku, występowała jako reprezentantka Belgii, w Rio wystąpi pod flagą MKOl.

Co z tą Rosją?

Nie wiadomo jeszcze dokładnie, co z Rosją, której sportowcy, a być może cała lekkoatletyczna reprezentacja tego kraju nie będzie mogła wystartować na igrzyskach z powodu dopingu. Po głośnej aferze tuszowania pozytywnych wyników badań i stworzenie zorganizowanego systemu dopingu, Międzynarodowa Federacja Lekkoatletyczna (IAAF) postanowiła zawiesić całą drużynę narodową Sbornej. Nie wiadomo, jak długo może to potrwać.
Dlatego też rosyjskie Władze chcą wystąpić z oficjalnym pismem do IAAF z prośbą o umożliwienie ich zawodnikom udziału w igrzyskach w Rio de Janeiro pod flagą olimpijską, aby nie było odpowiedzialności zbiorowej. Taki start interesuje "carycę tyczki", Jelenę Isinbajewą. Nie wiadomo, co z pozostałymi.



Prezes Rosyjskiej Federacji Lekkoatletycznej Wadim Żeliczenok był w połowie listopada pewien, że w ciągu trzech miesięcy zawieszenie zostanie anulowane, a sportowcy z jego kraju będą mogli wystartować w swoich barwach. Czas jednak mija i nie działa na jego korzyść. W najgorszym razie lekkoatleci z Rosji spotkają się w jednej drużynie z uchodźcami.

No comments:

Post a Comment

Note: only a member of this blog may post a comment.