Nie mozna w kostiumach kapielowych. Nie mozna w szortach. W czapkach. W spodnicach przed kolano. Nie mozna miec odkrytych ramion. Przesadnie odkrytych rak.
To nie wykaz z Watykanu ani z monastyru Sw. Katarzyny w Meteorach. Zlo bylo. Zakrywac sie musialo.
Nie myslalo tylko zlo o krzyzowaniu nog! Nie mialo czasu. Do ikon podchodzisz w ukonie. I wycofujesz sie tylem. Nawet w tych przydroznych kaplicach. Po bazylice Sw. Piotra chodzisz juz swobodniej. Za to w Bibliotece Watykanskiej to musisz szybko przejsc. Jestes stratowany. Co innego w Kaplicy Sykstynskiej. Tam musisz uwazac na sline, bo zadzierajac z zachwytu morde mozesz sie udusic swoimi sliniawkami. W Fatimie jest tak egzotycznie, ze padasz na kolana. Obserwujesz palenie metrowych swiec. Wszystko to wyglada jak palenie gigantycznego kosza na smieci. Palenisko spelnia role oczyszczajacego dusze ale i brudzacego pluca.
W Kaplicy Sw. Krwi w Brugii, nie masz czasu na etykiete. Podziwiasz i calujesz fiolke boskiej czastki.
To, w jaki sposob siedzimy w kosciele, nie jest obojetne! Tak okreslila jedna z bialostockich parafii. Nie wolno krzyzowac nog ani tez ich rozstawiac. Parafianki sa nieobyczajne i gorsza tego, ku posludze na oltarzu. Daje to wyrazy lekcewazenia i nonszalancji. Kolana kobiety nie powinny sie stykac, a mezczyzn znajdowac sie w odleglosci od siebie o kilka centymetrow.
Nie wolno krzyzowac nog. Stopy oparte cala powierzchnia. Jesli kobity sa obute w wysokie obcasy to nie tylko grozi smiechem zgromadzonych obok ale i zimno ciagnie i wilka mozna dostac. Nie siedziec i nie stac z rekoma zalozonymi z tylu. To wyglada jak ochroniarz z Biedry. Jesli ma sie rece z przodu to kazdy gmera sie po jajach. W kieszeniach tez nie mozna. Tylko takie koszyczki przed soba mozna z dlonmi robic. Wyglada to jak przetracony chuj. Nie mozna tez splatac ramion. Nie tylko to zle, bo nie przyjmuje boskiej energii, ba my jej nie chcemy.
Nie siadamy takze przy konfesjonale. Krepujemy tym naszego blizniego. Nie drzemy sie do ucha spowiednika. Nie chuchamy bo to smierdzi i nie gwizdzemy bo zapalenie ucha sie wdaje.
Mozna tylko tak glaskac ksiezunia, naszymi winami. Uprzedzam o slodkich grzeszkach, wypowiadanymi bardzo delikatnie i powabnie. Oj zgrzeszylem, zabilem blizniego ale o tym szzzzza))))
Pius XIII, nowy hamerykanski papiez. Wchodzi na balkon i zaczyna mowe, po slynnych okrzyku Habemus Papam. Mamy papieza!
Mlody, gibki Ojciec Swiety, rzecze: Mozecie robic wszystko. Masturbowac sie, niech beda zwiazki gejowskie i aborcja. Twarze wiernych zgromadzonych na Placu sw. Piotra, zaczynaja powoli tezec. To jest tylko sen nowego papieza. Wybranego po smierci Jana Pawla II. Young Pope, to nowy serial w rezyserii Paolo Sorrentino. Wloch musial zabrac sie za sprawy wloskie. Jude Law jako nowy papiez nie tylko nie wierzy, ale intryguje. Robi sobie trzodke poddana. Pali i sprowadza hamerykanskich ludzi. Serial krecony jest z rozmachem. Caly Rzym. Watykan, ulice i sceny nocne z dachu Radio Vaticano, robia wrazenie. Kostiumy troche sa staroswieckie. tzn Komze i sutanny sa zdobione. Odpowiadaja tym, przed soborem. Tak jakby Pawla VI nie bylo?
Byl juz gorszacy Habemus Papam, Morettiego jest nowy Sorrentino. Za to jaki kontrowersyjny!
Zaklęcie wywołujące duchy uczestników spisku prochowego. Dziecieca rymowanka. Glos zza kadru nawolujacy do spisku. Do przebudzenia, masowych ruchow.
Dawniej spisek prochowy. Dzis Halolyn. Kiedys Dziady. Dzis polityka grobowa. Guy Fawkes po zmarnowanej szansie zrzucenia jarzma Jakuba VI, musial zostac ukarany. Tak sie jednak nie stalo. Bo stchorzyl. Juz byl przy szubienicy, gdy nagle skoczyl lamiac kark. Tak przypadek efektu motyla. Nie oszukal przeznaczenia. Dzieci anglosaskie maja radoche ze smierci. W Polsce maja ekshumacje i korki i radoche z panskiej skorki sprzedawanej przy cmentarzach.
Jest ciemno wieczorami wiec mozna jeszcze pobawic sie na cmentarzu. Gorzej, ze zabawa upiorna przenosi sie do teatru. taka scena milczenia miala miejsce w Teatrze Polskim we Wroclawiu. Dyrektor serialowy, zamknal publicznosc. Aktorzy zakleili usta. Bylo cicho i ponuro. Straszno jak w mickiewiczowskich Dziadach.
Cysorz to ma klawe zycie. Cytat moze i kiepski i zza czasow pruskich ale jakze prawdziwe. Kazdy cysorza szanowal, bo cos trzeba bylo robic. Keiser trzymal za morde ale dal i porzadek i kulture i rozwoj i szkoly i kuchnie.
Adam Michnik ukonczyl 70 lat. Jak sie dlugo zyje to sie dozyje. Zawsze tak mowi. Diabel naszego czasu, ktory madrosc czerpie nawet z pyska krowy. Mowi, ze melodia czyni piosenke i piorem mozna zabic.
Michnik dal dwie dekady wolnosci. W samo poludnie sie pojedynkowac. Przestrzega przed latwa wladza sadzenia. Panie Redaktorze pyta Pan o Polskie pytania o Szanse polskiej demokracji. Mowisz o honorze o zyciu Aniolow i gnid. Szukam tego panskiego Utraconego sensu.
Mowisz Pan mnie, zeby sie nigdy nie mscic, dochodzic odszkodowan i nie mozna uprawiac kombatantctwa.
Teraz Pana topia. Szkaluja na starosc. Chca bys Pan popelnil moralne samobojstwo. Urzadzajac pokaz szalonych plakatow i okladek mniernych periodykow!
Jaka trzeba byc swinia by wyciagac pochodzenie. By topic biznes. By brac sie za niszczenie ludzi.
Wiem Dobrzy ludzie buduja gilotyne!
Masz Pan racje to Katolickie panstwo narodu polskiego.
Poki zlo jest, bedzie czytalo Wybiorcza!
"sztoby Ty był z nami. a czort z nimi".
Cysorz
Cysorz to ma klawe życie Oraz wyżywienie klawe! Przede wszystkim już o świcie Dają mu do łóżka kawę, A do kawy jajecznicę, A jak już podeżre zdrowo, To przynoszą mu w lektyce Bardzo fajną cysorzową. Słychać bębny i fanfary, Prezentują broń ułani: - Posuń no się trochę, stary! Mówi Najjaśniejsza Pani. Potem ruch się robi w izbach, Cysorz z łóżka wstaje letko, Siada sobie w złoty zycbad, Złotą goli się żyletką I świeżutki, ogolony, Rześko czując się i zdrowo Wkłada ciepłe kalesony I koszulkę flanelową. A tu przyjemności same Oraz niespodzianek wiele: Przynoszą mu "Panoramę", "WTK" i "Karuzelę", "Filipinkę" i "Sportowca" I skrapiają perfumami I może grać w salonowca z Marszałkiem i Ministrami. Salonowiec sport to miły, Lecz cesarska pupa - tabu! On ich może z całej siły, A oni go muszą słabo... Po obiedzie złota cytra Gra prześliczną melodyjkę, Cysorz bierze z szafy litra I odbija berłem szyjkę. Sam popije - starej niańce Da pociągnąć dla ochoty. A kiedy już jest na bańce, To wymyśla różne psoty Potem ciotkę otruć każe Albo cichcem zakłuć stryjca... ...dobrze, dobrze być cysorzem, Choć to świnia i krwiopijca!
Franciscoo Pizzaro napadl na Imperium Inkow. Ochrzcil Atahualpe i go udusil. Niedobry ten chrzest jest w katolicyzmie. Najpierw sie obiecuje dobro a potem zabija. Dzieci po ochrzczeniu wkraczaja niby na droge duchowa ale sa pod presja wojny. Jak nie walka to chociaz krucjata. Dziecieca, ktora nic nie przyniosla. raczej przyczynila sie do gwaltow.
Oczywiscie wszystko pod pozorem sprawiedliwosci i nawracania innowiercow.
Lubimy doktorow? Nie! Dzieci nie lubia! Dorosli tak! Zwlaszcza doktorow Kosciola. Jak
Swiety Tomasz z Akwinu, ktory mawial, o tym ze kazda strona ma racje, prawa i swoja racje. Kazdej wojnie przyswieca cel a rzady jej sprzyjaja. Tu rozwija sie temat wojny totalnej. Jesli atak terrorystyczny to nowy casus. Terror ma inny wydzwiek. Potem akt, rodzi nowy akt przemocy.
Jedna strona musi byc agresywniejsza. Wladze panstwowe decyduja i akceptuja wojne i usprawiedliwiaja
sile jako ostatecznosc.
Polska jest zawsze pozytywna. Uzywamy sily jak jestesmy napadani. Polityka nie jest sprawiedliwa to realizacja zamierzen jest jej realizacja.
Nastepny doktor Kosciola Swiety Augustyn mowi o wojnie sprawiedliwej w obronie Imperium Romanum. Lad panstwa rzeba bronic przed barbarzyncami.
Spirala nienawisci powoduje odgrywanie sie. Rana wewnetrzna mowi nam o krzywdach. Sprawiedliwosc musi byc po naszej stronie. Sad sadem a..itak dalej jak z filmu. Z dobrej komedii skadinad
Wojna sprawiedliwa na przestrzeni wiekow byla roznie postrzegana. Mowi sie o misjach. Tankowaniu paliwa. Przeladunku i uzupelnianiu zapasow. Wojna to usprawiedliwiony powod. Interwencja chemiczna. Walka na peestycydy i herbicydy. Rodza sie kolejne pokolenia dzieci z bledami mozgu. Tacy szaleni Antoni. Prymat na Morzu Baltyckim. Zawracanie okretow. Wymuszanie wojny polsko - polskiej.
Wojna dziesiecioletnia w Afganistanie nic nie dala. Rosja prowadzila bezustanna walke z wiesniakami. Broniono Afganczykow przed Afganczykami!
Arogancja wielkich mocarstw? One moga sobie pozwolic. Male niestety nie.
I co robia rosyjskie lotniskowe w Hiszpanii?
Przyjmujac chrzest wkraczamy na droge prawa. Przyjmujac chrzescijanstwo, dostajemy zycie duchow by byc dobrym chrzescijaninem. Prawa droga cechuje katolikow. Dobro nie zwycieza a zlo czy triumfuje?
Kiedy rozpoczynam zajęcia ze studentami na kierunku Brand Management, zarządzanie marką, pytam ich, co to jest marketing. I nie proszę o Kotlerowską definicję. Proszę o ciąg wolnych skojarzeń. Te są różne. Niektórzy mówią o promocji, reklamie i mediach społecznościowych. Inni o relacjach z mediami czy PR. Czasem padają odniesienia do marki. Czasem ktoś wspomni o sprzedaży lub badaniach marketingowych. Dopiero jednak z czasem udaje się to wszystko zebrać i powstaje pełniejszy obraz. Dla mnie bowiem marketing to tworzenie i komunikowanie propozycji wartości. Tworzenie na podstawie zrozumienia, badań i wglądu konsumenckiego. Komunikowanie z wykorzystaniem platform i narzędzi, które ciągle się zmieniają. Mamy więc schemat, w którym są dwie mocno zmienne komponenty. Grupa celowa, na temat której nie można mieć tylko przekonań, a TRZEBA mieć wiedzę. I narzędzia, które się nieustannie zmieniają. Jedno, co jest niezmienne, to swoiste podejście. I to właśnie podejście staram się zawsze przekazać moim studentom. Tak mowi Sphie Blum.
Marketingowe komunikaty to nie tylko piękne frazy. To relacja bazująca na empatii i odpowiednim obudowaniu. Wsparciu produktu nawet wydawałoby się mało kreatywnego. I tak właśnie jest w przypadku flagowej marki P&G, jakim jest Always. Jak słusznie stwierdza we wspomnianym wywiadzie Mariusz Janik: „w Polsce to legenda”. A Sophie Blum tłumaczy, że ta legenda ciągle jest wrażliwa na to, co się dzieje w głowach odbiorczyń marki i produktu. Tak o procesie dochodzenia do marketingowej kreacji mówi Blum:
Dwa lata temu nasi researcherzy doszli do wniosku (na podstawie badań, a nie przekonań, przyp. autora), że ponad połowa dziewcząt wraz z osiągnięciem dojrzałości traci pewność siebie. I większość z nich jej już później nie odzyskuje....
A skoro jak wynika z badań 72 proc. dziewczyn czuje się ograniczone przez normy społeczne, które dyktują im, co powinny robić, a czego nie, to warto coś z tym zrobić. Zwłaszcza jeśli się ma produkt skierowany do tej właśnie grupy. I produkt, który w swojej propozycji wartości zawiera takie jak „poczucie wolności” i możliwość realizacji się w każdej sytuacji. Siedem na dziesięć dziewczyn uważa, że to właśnie normy narzuciły im pewien stereotyp. Jednym z komunikatów zaś, które ten stereotyp pogłębia jest [robisz to] jak dziewczyna (czasem nawet jak baba, w wersji angielskimLike a girl).W wielu korporacjach panuje przekonanie, że istotą marketingowej kreacji i innowacji jest tzw. insight, czyli wgląd konsumencki. Dobrze jest jeśli nie jest to tylko deklaracja i szafowanie korpo-mową. Dobry wgląd nie może się ograniczać tylko do badania samej potrzeby czy obserwacji zachowań. Musi brać pod uwagę trendy i antropologię. O takiej właśnie filozofii wspomina Marc Pritchard (globalny szef marketingu P&G). Taką właśnie filozofię ma na myśli Blum, gdy wyjaśnia, że Always od czterdziestu lat nie jest wyłącznie kolejnym produktem. W cytowanym przeze mnie wywiadzie, który powinien być benchmarkiem dla każdego marketingowca, Sophie Blum wyjaśnia, że w pogłębionej analizie zawsze brano pod uwagę także wsparcie, które miało iść w ślad za produktem. W wypadku kampanii Like a girl, chodzi o zmierzenie się ze stereotypem i tzw. empowerment (czyli wzmocnienie).
Wsparcie dla dziewcząt i kobiet. Nie tylko zaspokojenie potrzeby. Nie tylko produkt. Wsparcie realizowane na podstawie badań, w których dociera się do dziesiątków milionów kobiet na całym świecie. Po to, by zrozumieć ich potrzeby – nie tylko te fizyczne, ale i psychiczne. A także ich emocje.
A co idzie w zgodzie ze zrozumieniem? Potrzeba działania. Co robi lider rynku, taki jak Always? Sięga po dalsze badania i dowiaduje się, że jednym ze sposobów, by zmienić postrzeganie własne i podnieść samoocenę, jest zmienić percepcję wszystkiego, co młoda dziewczyna robi – z negatywnej na pozytywną. Doskonale taką zmianę percepcji pokazują filmy reklamowe z kampanii Like a girl.
Blum dodaje: Przed przeprowadzeniem kampanii tylko 19 proc. dziewczyn miało pozytywne skojarzenia z wyrażeniem „jak dziewczyna”. Po jej obejrzeniu ta liczba wzrosła do 76 proc.
Podobne podejście widać w kampanii realizowanej obecnie przez Wranglera. Ta marka we współpracy z Kimbrą mówi im, że są czymś znacznie więcej niż samą cielesnością. A konkretniej są „more than a bum” (ang. więcej niż tyłek). Chodzi o przekazanie informacji i jasnego sygnału, że ważne jest społecznie to co kobiety robią, a nie tylko jak wyglądają. Dobór endorsera w tym przypadku nie jest przypadkowy. Takie podejście to całościowa filozofia. Składają się na nie wartościowe wglądy konsumenckie (insight) i realizacje, które nie są sztampowe. To marketingowe wartości, które warto zaszczepiać w swoim zespole. Nawet jeśli nie jesteśmy jeszcze wielką marką. Albo jeśli działamy w zupełnie innej branży. Na przykład jesteśmy youtuberem.
Rafał Masny, znany między innymi kanału Abstrachuje, czy solowego projektu To już jutro, powiedział mi, że kluczem do dotarcia i porozumienia z coraz to nowymi pokoleniami jest po prostu wgląd. To, co pozwala trzymać rękę na pulsie. Empatia. Takie podejście daje nie tylko dobre podstawy do tworzenia lepkich i wirusowych treści, ale chroni też przed obciachem. Masny z zespołem konsultuje swoje pomysły językowe z licealistami. To od nich wie, że „na spinie” odeszło do lamusa. Teraz młodzi mówią „pełna krępówa”. Masny na tegorocznej InternetBeta jest cytowany częściej niż Cialdini na Uniwersytecie SWPS. I dobrze, bo jeśli chodzi o podejście do budowania marki i treści na podstawie dobrego wglądu, to warto go obserwować. Nawet jeśli wydaje się być facetem nie z naszej bajki. Tylko, że dobry marketingowiec nie może mieć jednej bajki. Musi mieć ochotę zgłębiać różne narracje i trendy. Nawet jeśli wydają mu się dziwne.
Dobry marketingowiec jest jak antropolog. Bada wspólnotę, jej nastroje, ale nie może jej oceniać. Powinien pozostać bezstronny. Nie może się wtapiać i zbytnio fascynować, ale nie może też przyjmować postaw jak Wojciech Cejrowski, który tubylców w swoich programach traktuje jak miłych przygłupów i cudaków. O takich zresztą netograficznych, antropologicznych badaniach wspomina Marc Pritchard, wybitny marketingowiec, który w trakcie swojego wystąpienia podczas Cannes Lions, omawiał wyzwania współczenego marketingowca. Mówił, że liczba źródeł informacji o współczesnym kliencie jest nieograniczona. Wymienia „wyszukiwarki, media społecznościowe, wideo, wiadomości w komunikatorach, twity, snapy, czaty, e-commerce”... To wszystko, co daje szansę technologiczną na lepsze zrozumienie. Potrzeb, emocji, pragnień.
Marketingowe podejście i filozofię warto analizować przez pryzmat badań Julii Galef nad różnicami między tzw. soldier mindset (umysł skupiony na obronie własnych przekonań) i scout mindset (umysł skupiony na poszukiwaniu, umysł „zwiadowcy”). Z oczywistych względów, marketingowiec powinien dążyć do tego drugiego. Bo tylko ten gwarantuje dojście do prawdy o kliencie. Tylko ten pozwoli poznać go i dowiedzieć się o nim rzeczy, które być może okażą się dla nas niewygodne, bo nie pasują do naszych zakontraktowanych w budżecie działań. Bo być może nie pasują do narzędzi i platform, które my znamy.
Kiedy prowadzę zajęcia ze studentami, często wątpią, czy podejście do marketingu takich marek, jak te z portfela P&G czy Wrangler można realizować wszędzie. Mówią mi, że to nie te budżety, nie te kreacje, nie te zasoby. Zgadzam się. Ale z jednym się zgodzić nie mogę. Podejście takie jak prezentują Blum, Pritchard, Wrangler czy Nike a nawet nasz rodzinny Masny można realizować nawet w małej firmie. Trzeba tylko szukać inspiracji i ciągle realizować filozofię marketingu opartą na definicji, o której wspominam na początku. Marketing to tworzenie wartości w oparciu o wgląd i komunikowanie jej klientom. Tylko tyle i aż tyle.
The Econmist wyciagnelo zza grobu Nikite Chruszczowa. Moja zabka, kaszlak, pudeleczko, maluszek, miso tak to Maluch 126 p. Kto to tego nie kocha. Na ulicach krainy deszczowcow one tez wystepuja. Budzac lzy w oczach. The Economist zbadal nas dlaczego tesknimy za PRL. Po pierwsze dziecinstwo. Po drugie liberalny komentarz do obecnych rzadow.
Mówi się, że zimną wojnę przegrali designerzy. Siermiężne produkty, które powstawały w krajach demokracji ludowej, nie miały szans z tymi z Zachodu. Różnica pomiędzy czarną Wołgą a kolorowym Cadillakiem z filmu Grease były nie do pokonania. Podobnie jeżeli chodzi o Coca-Colę i naszą Polo-Coctę. Nikita Chruszczow powiedział kiedyś, że nadejdą jeszcze czasy, gdy konsumenci z krajów kapitalistycznych wybiorą produkty sowieckie.
Cena zadbanego 20-letniego Malucha z małym przebiegiem przekracza 10 tysięcy złotych. Jeden z najbardziej niebezpiecznych i niewygodnych samochodów w historii motoryzacji. Maluch jako samochód sprawdza się średnio, ale jednak gotowi jesteśmy przepłacać.
Szyneczka jak za Gierka, piwo, które wygląda jakby miało etykietę zastępczą, czy wreszcie reaktywacja marki Pewex (choć teraz ona znaczy coś innego)… W Polsce wielu producentów odwołuje się do wspomnień i emocji związanych z czasami PRL-u. Ale trend ten dotyczy całego bloku państw postkomunistycznych.Na Słowacji właśnie ruszyła kampania piwa Złoty Bażant, która nawiązuje do stylistyki roku 1973, w którym powstała kultowa marka. Do stworzenia plakatów agencja Leo Burnett zaprosiła grafików, którzy tworzyli reklamy w tamtych czasach. Piwo oznaczone a la lata 70-te jest o jedną piątą droższe niż normalne. To nie koniec. Heineken, który jest właścicielem Złotego Bażanta, wprowadził również marki w stylu retro w Serbii, Chorwacji i Bułgarii. W Niemczech triumf święci serial „Deutschland 83”, którego akcja rozgrywa się w Niemieckiej Republice Demokratycznej. Sentyment do tamtych czasów stał się niezłym biznesem w całym regionie. W czeskim Lidlu z kolei organizowane są tematyczne tygodnie, podczas których można kupić produkty nawiązujące do tych „z czasów komuny”.
Gdy jak co rano w drodze do pracy gnieciesz się w kolejce, pojawia się pytanie: po co to wszystko?
Peter Fleming, który wykłada Biznes i Społeczeństwo na londyńskim City University, stara się odpowiedzieć na to pytanie w swojej książce The Mythology of Work (Mitologia pracy). Gdy spotkałem go w zdecydowanie zbyt drogiej kawiarni we Wschodnim Londynie, powiedział mi, że: „W ruchu odmowy pracy nie chodzi o lenistwo". Jego zdaniem „nie ma to nic wspólnego z nieróbstwem. Prawda jest taka, że jeśli chcesz zobaczyć, jak ktoś nie robi nic, poszukaj w dużej korporacji. Niektórzy z nas mają to szczęście, że całkowicie spełniają się w swoim zawodzie, ale stanowią zdecydowaną mniejszość".
Ogólna niechęć do pracy jest o tyle dziwna, że jeśli mieszkasz w dużym mieście, to jednym z pierwszych zapoznawczych pytań, jakie każdy ci zada, jest: „Czym się zajmujesz?". Zdaniem Fleminga to naturalne. „Ideologia pracy obróciła w perzynę wszystkie tradycyjne struktury związane z religią, sztuką, rodziną i innymi symbolami społecznego statusu. W rezultacie znaleźliśmy się w sytuacji, w której na każdym kroku słyszymy, że jedyne co się liczy to wykonywany zawód – dlatego całe nasze życie powinno się obracać wokół pracy, powinno być do niej dostosowane. Równocześnie postępuje indywidualizacja społeczeństwa, która rozrywa tradycyjne społeczności".
Globalne badanie przeprowadzone przez Instytut Gallupa w 2013 roku podzieliło pracowników na trzy kategorie: Zaangażowani (13 procent), Niezaangażowani (63 procent) i Aktywnie Niezaangażowani (23 procent). Pracownik zaangażowany to w zasadzie służbista: „Osoba, która zrobi wszystko, co w jej mocy, by zapewnić sukces organizacji, ponieważ postrzega swój dobrobyt jako nierozerwalnie sprzężony z powodzeniem firmy. Jeśli zauważy, że coś można zrobić lepiej, dzieli się tą informacją".
Pracownik niezaangażowany to taki, który po prostu się poddał; wszystko mu jedno: „Przemieszcza się pomiędzy Piekłem nr 1 [dom] a Piekłem nr 2 [miejsce pracy], w tę i z powrotem. Cierpi na »prezenteizm«: pojawia się w biurze o 9 rano, w dwie-trzy godziny załatwia wszystko, co ma do zrobienia tego dnia i przez resztę czasu po prostu siedzi i nic nie robi".
Jeśli czytasz te słowa w pracy, możliwe, że znasz to z własnego doświadczenia.
Tymczasem ktoś aktywnie niezaangażowany para się umyślnym sabotażem. „Szkodzi organizacji. Dostrzega problem, zna rozwiązanie, ale decyduje się zachować je tylko dla siebie. Kradnie. Szkodzi i uprzykrza życie innym. Niedawno dość głośno było o pewnym urzędniku miejskim, który w pracy nasrał do dozownika z mydłem. Rozmieszał mydło z kupą, a jego nieświadomi koledzy z pracy później go używali. Taki ktoś krzywdzi również samego siebie poprzez autodestrukcyjne zachowania lub nawet samobójstwo".
Akcja z kupą w mydle jest dziwna i doprawdy karygodna, ale jeśli podkradasz wyposażenie biura albo zdarza ci się przyjść do pracy z koszmarnym, nieplanowanym kacem w środku tygodnia, gratulacje: należysz do tych 23 procent.
„Ciemnej ekonomii nie widać w oficjalnych deklaracjach polityków i ekonomistów, tylko wtedy, gdy bankier rzuca się z dachu. Nie bez powodu alkohol jest u nas opodatkowany na najniższym poziomie w całej Europie (przyp. red. Dostępne zestawienia zaprzeczają tej tezie: brytyjski podatek akcyzowy od alkoholu należy do najwyższych UE, zaraz za Finlandią. Co ciekawe, najniższą akcyzę w Unii płacą Hiszpanie i Polacy) – to powszechnie akceptowany sposób, by dać ujście frustracji wywołanej wyzyskiem. Nie można jednak akceptować ciemnej ekonomii – domowej przemocy, związanych z pracą samobójstw itd.".
Instytut Gallupa szacuje, że w Wielkiej Brytanii aktywnie niezaangażowani pracownicy kosztują państwo 52-70 miliardów funtów rocznie.
W pracy spędzamy coraz więcej czasu, nawet jeśli stoi za tym tylko „prezenteizm". Na dodatek ostatnio wiele firm przychylnie patrzy na alkohol w miejscu pracy – tzw. Picie „al desko" (przy biurku, gra słów z al fresco, czy na świeżym powietrzu). Choć drinki w biurze w piątkowy wieczór mogą sprawiać wrażenie, że masz po prostu miłego szefa, Fleming jest bardziej cyniczny. Jego zdaniem zacieranie granic pomiędzy pracą a czasem wolnym i zabawą jest niebezpieczne. Współczesny kierownik „chce być twoim przyjacielem i zazwyczaj faktycznie jest miłą osobą. To najgorsza rzecz, jaka się może zdarzyć. Jeśli mój zwierzchnik uważa mnie za swojego przyjaciela i możemy sobie razem żartować, pomiędzy nami wytwarza się więź, od której nie ma ucieczki. Jeśli nie chcę wykonać jakiegoś polecenia, on uzna to za osobistą zniewagę, jakbym zdradzał naszą przyjaźń. Całkiem słusznie może powiedzieć: »stary, przyjaciela tak się nie traktuje«".
Relacje pomiędzy pracą i gorzałką były kiedyś diametralnie różne. W XVIII wieku pracownicy obchodzili Święty Poniedziałek – „Obyczaj, w ramach którego robotnicy porzucali swoje narzędzia, opuszczali fabrykę i szli pić na umór w poniedziałek rano, wraz z początkiem nowego tygodnia pracy" – wyjaśnia Fleming.
W swojej książce Peter używa terminu „bio-proletarianizm", by wytłumaczyć naszą obecną sytuację. „Bio-proletarianizm odnosi się do sposobu, w jaki samo życie jest zaprzężone do ekonomii. Umowy na zero godzin (brytyjski odpowiednik śmieciówek) stanowią świetny przykład. Gdy pracujesz na takiej umowie. Nigdy nie jesteś niedostępny. Powiedzmy, że pracujesz dla agencji, która zapewnia obsługę baru. Myślisz, że pracujesz za barem dziś wieczorem i się przygotowujesz – za własne pieniądze kupiłeś ubranie itd. Po czym odbierasz telefon od kierownika, który mówi: „jednak cię nie potrzebujemy", więc zostajesz w domu. Jednakże zawsze jesteś gotowy do pracy, nawet kiedy nie pracujesz. Życie zmienia się w nieustanny ciąg pracy i stałej gotowości do niej".
Co zatem mamy począć? Jak stawić opór pracy? Fleming opisuje przypadek, gdy złapał grypę i wykorzystał to, by przez tydzień odpocząć. Słyszymy, że „praca dobrze nam zrobi", ale prawda jest dokładnie odwrotna – siedzenie za biurkiem to nowe palenie papierosów.
„Opór jest wielce utrudniony" – mówi Peter – „przez ekonomizację siły roboczej. By zaoszczędzić, dąży się do indywidualizacji. Wszyscy dostają osobne umowy, są samozatrudnieni. Na przykład w 2013 roku pojawiły się doniesienia, że 70 procent pilotów Ryanaira jest samozatrudnionych – sami płacą za swoje mundury i hotele między lotami. Musimy zrekolektywizować pracę i na nowo odkryć siłę pracowników".
Fleming proponuje naprawdę wielkie, daleko idące rozwiązania: dochód podstawowy z nadwyżki budżetowej, upaństwowione przedsiębiorstwa, trzydniowy tydzień roboczy i koniec fetyszyzacji pracy.
Przede wszystkim jednak chce, żebyśmy zrozumieli, co jest nie w porządku i dlaczego pracujemy tak wiele, a także byśmy zaczęli rozmawiać z innymi osobami w takiej samej sytuacji. „Z historycznego punktu widzenia, społeczeństwa, które wymagały od ludzi więcej niż trzech dni pracy w tygodniu, zazwyczaj opierały się na niewolnictwie. Nie potrzebujemy pracować więcej niż 20 godzin tygodniowo".
Podobno Polacy sa najbardziej rozjezdzonym narodem w Europie. I tez niesympatycznym i niewspolczujacym? To jak to juz jest wreszcie. Ulegly czy ciekawy?
Pogubilo sie juz zlo w tych wyliczeniach jest!
My, Polacy, uwielbiamy myśleć o słynnej polskiej gościnności, serdeczności i skłonności do poświęceń – zdaje się, że dla naszej tożsamości są to pojęcia na tyle centralne, co Grunwald, odsiecz wiedeńska, Piłsudski na Kasztance, schabowy i zimna wódka. Jednak być może intuicja podpowiada ci czasem, że większość Polaków to samolubne buce, dla których cudze nieszczęście jest powodem jedynie do obleśnego rechotu. Cóż, wygląda na to, że możesz mieć rację – szeroko zakrojone badanie z Michigan State Universityprzeprowadzone na 63 nacjach wskazało, że potomkowie Lecha znajdują się wśród pięciu najmniej empatycznych narodów świata.
Naukowcy zebrali dane dotyczące reprezentatywnej grupy 104 365 dorosłych ludzi z 63 krajów (z pominięciem większości Afryki, Bliskiego Wschodu, części byłych Republik Radzieckich, Ameryki Południowej i wysp Pacyfiku – pełną mapę zobaczysz tutaj). Badanie zostało opisane jako najszersze i najbardziej obrazowe badanie empatii w historii. Samą empatię naukowcy zdefiniowali jako umiejętność współczucia innym, tendencję do wyobrażania sobie cudzego punktu widzenia, umiejętność tworzenia bliskich, stałych relacji z innymi oraz skłonność do działania kolektywnego (w opozycji do aktywności w pojedynkę).
Respondenci zostali poproszeni o odpowiedź na długą listę pytań opartą na standardowych psychologicznych testach. Naukowcom zależało niekoniecznie na stworzeniu „rankingu krajów", ale na zbadaniu, jak empatia i inne cechy łączą się z „prospołecznymi" zachowaniami, takimi jak wolontariat czy zaangażowanie w akcje charytatywne. Polska nie wypadła tu dobrze – podobnie jak inne kraje Europy Wschodniej. Najmniej empatycznym państwem świata okazała się Litwa, a 7 z listy 10 najmniej empatycznych krajów znajduje się w naszym regionie (w pierwszej piątce są jeszcze Bułgaria, Estonia i Wenezuela – to ostatnie nie dziwi, biorąc pod uwagę, że tamtejszy gubernator sugerował obywatelom, abyjedli smażone kamienie).
Zaskakiwać może wysoka nota słynnych z agresywnie kapitalistycznego systemu Stanów Zjednoczonych (7. najbardziej empatyczny naród) czy krajów takich Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie czy Kuwejt, biorąc pod uwagę liczbę konfliktów w regionie (być może dlatego, że naukowcy nie określali, czy empatyczne zachowania mają dotyczyć członków własnej społeczności czy „obcych").
Naukowcy podkreślają, że ich dane należy traktować jako stopklatkę aktualnego obrazu „jak wygląda empatia w tej chwili" i że wyniki mogą diametralnie zmieniać się w krótkim czasie.
Oto lista najempatyczniejszych nacji, w razie gdybyście już pakowali walizki:
- Chcę zarobić tyle pieniędzy, ile tylko się da. Żartuję! Chcę rozśmieszać kobiety, sprawić, że będą się czuły dobrze w swojej skórze. Chcę dać im siłę do tego, żeby mówiły swoim własnym głosem i nie musiały za to przepraszać. I chcę mieć odrzutowiec.
Tak mowi Wykolejona. Amy Schumer. Najzabawniejsza dziewczyna Ameryki.
Zakochalo sie zlo w Niej. Jest swieza, zabawna i jak ja nie lubie stand-up tak Amy wynagradza wszystko. Program Inside Amy Schumer na Comedy Central sa po prostu dobre.
Parodie reklam, zlepki rozmow, smieszne sytuacje w korpo i rozmowy. Ale juz na bardzo powazne tematy. Amy Schumer okreslana jest jako maniaczka cipek.
Jedna z najlepszych parodii jest reklama jogurtu. Yo-Pussy. Widzimy trzy dziewczyny siedzace przy stole. Amy wyciaga swoj jogurt i mowi, ze po jego zjedzeniu, jej cipka nie ma wcale zapachu. Na dodatek siega do majtek i daje palce do oblizania przyjaciolce. Tamta zachwycona. W koncowce widzimy w lodowce zapas kublow 10 kilowych Yo-Pussy.
- Jesteś ładna, ale nieprzesadnie, mądra, ale nie jesteś mózgowcem. Lubię cię! - mówi Amy, bohaterce filmu "Wykolejona", jej szefowa grana przez Tildę Swinton.
W programach pojawiaja sie gwiazdy. Oprocz Tildy Swinton mamy i Liama Neesona. Prowadzi zaklad pogrzebowy i wypierdala tzn nie obsluguje cial tchorzy.
Amy to 35-latka. Urodzona w Nju Jorku. Inside Amy Schumer nazwano dramatem o upodleniu, rozczarowniu samym soba, i o odkrywaniu samego siebie.
Smiejemy sie z siebie. Amy obrzuca nas stekiem wulgaryzmow i ma racje. Kto lubi zdrowe spojrzenie na siebie Amy jest wskazana!
Schumer nie tylko pieprzy od kolesna. W kazdym programie rozmawia z dziewczynami. Niebanalnymi kobietami. Trenerka i doradczyni kupna broni. Siostra zakonna czy tez dziewczyne z zespolem Downa. Wszystko jest bardzo na serio. Lamie konwenanse i stereotypy. A dziewczynom proponuje vodke.
Polecam to video. To mecz Schumarenka vs. Everett.
Najlepsza i najslynniejsza Puszczykowianka Angelique Kerber zdobyla WTA.
Jest numerem 1.
Isia Radwanska w grupie bialej WTA Masters jest nb 2.
Swiat plonie. Europa sie rozsypuje. Juz nic nie jest stale. Wladimir Putin wzmocniony sankcjami nalozonymi na Krym tylko umocnil swoja pozycje lidera. Kremli finansuje srodowiska i partie eurosceptyczne. Brexit jest sukcesem wszystkich populistow.
Rzady sa przeciwko sobie. Zaczyna sie polityka grobowa. Kobiety sa szczute. Obracaja sie przeciwko sobie. mezczyzni sa damskimi bokserami. marsze czarne splataja sie z bialymi.
Niech no pomysle. idac do genezy. Chrystus wielbil kobiety. Mial je na peczki. On zrobil rewolucje obyczajowa. Kobiety z Nim jadaly, bawily sie i pily. Kobiety nie opuscily Go pod krzyzem. Mezczyzni jak wiadomo uciekli. Obecnie mezczyzni bija niewiasty. To sie nie dzieje tylko w spoko koko kraju. Rzecz ta miejsce i w Boliwi, hameryce tej wielkiej. Nie wspomne o Argentynie.
Polityka grobowa wymyka sie spod kontroli. Moze i narodzin. Kontrolowanych czy nie. Nazywaja sie teraz samozwanczymi kowbojami!!!
Ci, kowboje sami sobie przecza. Raz razi ich Zdanie Kurwa mac. Z drugiej strony Polske nazywaja bastionem Europy. Bastion ten, godzi sie na deptanie praw kobiet. Zapraszaja i prowokuje feministki i lewackie skurw. Cytuje w oryginale epitety, ktore sa wypowiadane pod adresem kobiet. Mlodzi ludzie sa tak sfrustrowani, ze siegaja po orez jakis wyimaginowanych skrzydel husarii. Jakis nieprawd politycznych, spolecznych. Nie mowiac o poszanowaniu siebie. To jest mistrzostwo zla. Odwracanie kota ogonem. nazwanie zlem, to co dobre a tego co zle dobrem. Ta nacja sie wykonczy. Kazdy ustroj sie kiedys konczy. Nie chodzi tu o koniec historii ale nowy jej rozdzial. Prawdopodobnie wojny domowej.
Po Britexie coraz wiecej Szkotow czuje sie jak Polacy pod zaborem rosyjskim. Frustracja tylko rosla. Tak jak teraz. Populisci wymyslaja krete sciezki do rozpierdolenia ladu. Osoby Faradz, Kaczynski, Orban, Le Pen to demagodzy. Tchorze. Idioci, mali dyktatorzy, pragnacy mesjanizmu.
Pekaja tacy ludzie jak Michal Nogas. Redaktor z radiowej 3. Zlo juz tylko ma 3 audycje. Lista 3, Odmety- lamety i Godzina prawdy. To jest tylko piatek. A gdzie reszta tygodnia? 16 lat pracy poszlo w pizdu. Trojka stala sie kukuryznikiem. Papuga systemu. radiem wyznaniowym i indoktrynacyjno- propagandowym. 3 nadawala kierunek zmian. Wprowadzono ludzi zwiazanych z Fronda!!!
Nie wiem jaki jest sens Openeera. jaki sen prowadzic liste przebojow trojki. 3 bedzie kiedys rozliczana z totalitarnego przeslania. Dziennikarze maja teraz nieznosna prace.
Who wants the english in europe anyway. To okladka dzisiejszego Charlie Hebdo! Spod reki szkockiego rzadu padl projekt o drugim referendum w sprawie odlaczenia sie od Wielkiej Brytfanny. Pierwsze glosowanie padlo w 2014 roku. Nastepne. No wlasnie. Co mowi glowa. Oczywiscie, ze referendum nie przejdzie. Za, mowi serce. Przeciez Szkoci byli przeciwko Britexowi. Wyszlo sie jako wspolnota a chce sie wrocic jako dwa panstewka. osobno. Gdzie stanowisko Walonii, Katalonii? Oni tez chca byc osobno. Gdzie handel ropa? Pojdzie do Rosji? Nie, raczej Rosja przyjdzie tu! Wielkie banki uciekaja z Wysp. Observer donosi. Obawy to relacje gospodarcze kraju z UE. Niepokoj zwiazany z brakiem planow dotyczacych zasad obrotu handlowego Wielkiej Brytfanny z Europa i swiadczenia uslug finansowych po wyjsciu kraju z UE. Ustawienie barier dla handlu i uslug finansowych sprawi, ze wszyscy gorzej na tym wyjdziemy. Alarmuja specjalisci. Mysle, ze Bank of India i Bank of China sie ostaja. Czy NBP w Londku sie ostanie? Tego nie wie nikt! A teraz macie, czarno na bialym co sie dzieje w Wakefield. Sennym przedmiesciu Leeds. Moze nie sennym, bo i ciocia tam darla ryja pomiedzy szeregowcami zagluszana przez patologie brytyjska.
Cold Britannia
Z perspektywy europejskiej Wielka Brytania wydawała się zawsze ojczyzną nieco specyficznych, ale pragmatycznych i otwartych ludzi. W tej chwili wielu Brytyjczyków nie rozumie już własnego kraju. Reportaż z podróży na obce wyspy.
Wygląda na to, że Europa przygotowała sobie historię o Wielkiej Brytanii, z której wynika, że Brytyjczycy się wygłupiają. Wciąż powtarza się, że rozsądny dotychczas naród w napadzie irracjonalności postanowił posłuchać populistycznych klaunów i odwrócić się plecami od Unii Europejskiej. Teraz można jedynie starać się zapobiec temu, by wirus ów nie przeskoczył przez kanał La Manche i nie zaraził całego kontynentu.
Najpierw, po finansowym krachu 2008 roku, wpadł on w najgłębszy kryzys gospodarczy od dziesiątków lat, potem, podczas szkockiego referendum przed dwoma laty, omal nie doszło do rozpadu. Parlament przez długi czas nie chciał wyrazić zgody na interwencję w Syrii, również podczas konfliktu ukraińskiego Wielka Brytania pozostała bierna. Rząd wysyłał wprawdzie pieniądze syryjskim uchodźcom, ale jednocześnie umacniał brytyjskie granice. Wyglądało na to, że dawna światowa potęga wycofała się ze świata. Potem przyszedł Brexit.Z perspektywy europejskiej Królestwo Wielkiej Brytanii przez długi czas uważane było za dość specyficznego, ale pragmatycznego i otwartego sąsiada, którego interesuje raczej wolny rynek niż polityczne wizje. Za handlowy naród, który dzięki swojej kolonialnej przeszłości zna świat i eksportując swoje gwiazdy, od Beatlesów po Adele, kształtuje współczesną popkulturę. Cool Britannia. W ostatnich latach spojrzenie na ten kraj stało się jednak bardziej nieufne i sceptyczne.
Jeszcze przed referendum wybrałem się na Wyspy, by lepiej zrozumieć ten kraj i napisać książkę. Spędziłem pół roku w Brexit Country. Brytyjczycy stali się dla nas obcy, tym ważniejsze były więc pytania, co kieruje tym narodem, czy może dojść do katastrofy i co z tego wyniknie.
Po spotkaniach z właścicielami lombardów w Blackpool i bezrobotnymi górnikami w Wakefield prosta odpowiedź brzmi: wielu Brytyjczyków porusza to samo, co mieszkańców kontynentu, którzy są rozczarowani Europą, rozgniewani na elity, wściekli na polityków obiecujących dobrobyt, a potem obcinających emerytury i pomoc socjalną. Populistów spotkać można nie tylko na Wyspach Brytyjskich, tu jedynie są niestety lepiej zorganizowani.
Cztery miliony rozczarowanych
Skomplikowana odpowiedź jest taka, że w brytyjskim społeczeństwie tworzą się rozłamy, które są większe i bardziej radykalne niż gdziekolwiek indziej. W żadnym innym kraju Unii Europejskiej przepaść między bogatymi a biednymi nie jest tak wielka, jak tutaj, nigdzie nie ma tak wielu miliarderów i przegranych, żyjących tak blisko obok siebie. PKB w przeliczeniu na jednego mieszkańca Londynu wynosi 186 procent średniej unijnej, a mimo to niektóre osiedla w tym mieście zaliczają się do najbiedniejszych w całym kraju. W regionach Walii żyją ludzie, którzy zarabiają mniej niż mieszkańcy Sycylii. Wiele społeczeństw jest podzielonych, Wielka Brytania nie była tu nigdy wyjątkiem. W tej chwili jednak owa przepaść wydaje się niemożliwa do przezwyciężenia. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że podczas kryzysu finansowego ucierpiała pewność siebie tego kraju, który określał się przez swój kwitnący handel, siłę ekonomiczną, wewnętrzną różnorodność i światowe wpływy.
Wielu Brytyjczyków nie czuje się już reprezentowanych przez parlament w Westminsterze i stają się cyniczni wobec londyńskich elit ze świata polityki, mediów i banków. W zeszłym roku cztery miliony wyborców zagłosowało na prawicowo-populistyczny UKIP, który ze względu na proporcjonalny system wyborczy, niekorzystny dla małych partii, zdobył tylko jeden mandat. Można uznać owe rozwiązanie za praktyczne, ale cztery miliony rozczarowanych to nie jest dobra reklama demokracji. Wielkie partie odczuły wstrząs.
Labourzyści i konserwatyści zajmowali zawsze pozycje wzdłuż linii podziałów społecznych – ci pierwsi byli partią robotników, drudzy ugrupowaniem przedsiębiorców. Referendum europejskie pokazało, że ta logika już nie obowiązuje. Partia Pracy rozpadła się na lewicowo-liberalną miejską klasę średnią, która głosowała przeciwko Brexitowi, i zmarginalizowaną klasę robotniczą, opowiadająca się za wyjściem z Unii Europejskiej. Torysi z kolei podzielili się na narodowo-patriotycznych przeciwników UE i przedsiębiorczych globalistów.
Społeczeństwo stało się bardziej złożone, ale system polityczny tego nie odzwierciedla. Klasa robotnicza, taka, jaka pojawia się w powieściach Karola Dickensa czy esejach George’a Orwella, dawno zniknęła. Socjolodzy dzielą ją na "zamożnych robotników", "techniczną klasę średnią" i "pnących się w górę pracowników sektora usług". Huty stali, kopalnie i stocznie, które milionom rodzin zapewniały chleb i poczucie tożsamości, już nie istnieją. Więzi, jakie spajały "working class", są dziś słabsze.
Pozostawieni na lodzie
Anglia jeszcze całkiem niedawno była dudniącym i skrzypiącym warsztatem Europy. Węgiel odgrywał ważną rolę w tworzeniu się imperium i społeczeństwa przemysłowego. W latach osiemdziesiątych stał się on materiałem wybuchowym w konflikcie między górnikami a rządem Margaret Thatcher. Strajki, trwające miesiącami protesty, walka robotników z państwem – wszystko to głęboko wryło się w zbiorową świadomość.
Węgiel łączył i dzielił ten kraj. Kiedy górnictwo pomału zamierało, pojawił się ból fantomowy, odczuwalny do dziś. Krótko przed ubiegłorocznymi świętami Bożego Narodzenia zamknięto ostatnią kopalnię głębinową niedaleko Leeds. Pewien stary górnik, który 47 lat przepracował pod ziemią, opowiadał mi, że bardzo smuci go, iż tak wielu kolegów straciło pracę. Jeszcze bardziej jednak martwi go to, że ziemia kryje w sobie jeszcze tak wiele węgla, a jemu nie pozwolono dokończyć tej pracy.
Biała klasa robotnicza czuje się pozostawiona na lodzie. Starzy nie potrafią odnaleźć się w zglobalizowanej, wielokulturowej Brytanii, młodzi czują się oszukani co do własnej przyszłości. Po ciemnej stronie "sharing economy" powstają nowe formy wyzysku, umowy czasowe, marne posady kierowcy czy posłańca. "Dzisiaj praca nie daje już tego, co dawniej: poczucia tożsamości i wspólnoty oraz szacunku dla samego siebie" – stwierdza londyński pisarz John Lanchester.
Dominującym nastrojem od czasu kryzysu finansowego jest zdumienie, konsternacja, utrata orientacji. Zdaniem, jakie słyszałem najczęściej na Wyspach, było: "Coś poszło nie tak". Motto zwolenników Brexitu: "Take Back Control", odzyskać kontrolę, było równie zręczne, co zakłamane.
Podczas swojej podróży zobaczyłem naród, który jest głodny wolności i niepewny, gdzie ją znaleźć. Wielka Brytania od dziesiątków lat mierzy się z przeszłością, zdanie wypowiedziane w 1962 roku przez byłego sekretarza stanu USA Deana Achesona: "Anglia straciła imperium i nie znalazła dla siebie nowej roli", jest aktualne do dzisiaj.
Bogaci rządzą
W kampanii przed referendum europejskim tragedia tak bardzo ocierała się o farsę, jak jest to możliwe jedynie w kraju Szekspira. Najbardziej osobliwą częścią owej inscenizacji było jednak to, jak bardzo jest ona przejrzysta. Rzadko kiedy wcześniej tak wielu ludzi mówiło tyle kłamstw, rzadko nieprawda pojawiała się tak jawnie. Tak, jakby to wszystko było ironią, mruganiem okiem, pozbawiona konkurencji grą wychowanków Eton.Starzy etończycy rządzą połową królestwa, kancelariami, bankami, ministerstwami, a ten, kto zastanawia się, dlaczego establishment postępuje tak egocentrycznie, wręcz bezwzględnie, nie może pominąć roli tego college’u w cieniu zamku Windsor. Premier Theresa May, córka pastora z południowoangielskiej prowincji, dystansuje się wprawdzie wobec owych uprzywilejowanych, nie oznacza to jednak, że ich wpływy maleją. Absolwentem Eton jest na przykład Boris Johnson, obecny minister spraw zagranicznych.
Brytyjską elitę od wiodących klas innych krajów odróżnia to, że ogólnie rzecz biorąc, ma zwykle spokój. Inaczej niż w Niemczech czy Francji, od stuleci nie było tu gwałtownego przewrotu, który wypędziłby klasę panującą z jej domów. Na Wyspach Brytyjskich cała elita do dziś rekrutuje się z niewielkiej liczby instytucji, takich jak Eton i uniwersytety w Oksfordzie i Cambridge.
Chociaż absolwenci szkół prywatnych stanowią jedynie siedem procent społeczeństwa, prawie jedna trzecia posłów do parlamentu, trzy czwarte kadry kierowniczej w wojsku i wymiarze sprawiedliwości, a także ponad połowa wiodących dziennikarzy w tym kraju kształciła się w prywatnych placówkach. Ci, którzy nie należą do tego klubu, muszą się mozolnie przebijać. Wielu Brytyjczyków utwierdza to w poczuciu, że żyją w systemie ekonomicznym, a nie politycznym. Ten, kto wychował się w południowej Walii czy północno-zachodniej Anglii, postrzega Wielką Brytanię jako szarą, hiperkapitalistyczną oligarchię, w której karierę robią ludzie mający dużo pieniędzy lub znane nazwisko. Cold Britannia.
Demokracja funkcjonuje lepiej, gdy gospodarka się rozwija. Dlatego torysi próbują stać się nową partią robotniczą, która zaoferuje schronienie ludziom wykluczonym. Theresa May rozpoznała tę szansę. Partia Pracy pod rządami starego socjalisty Jeremy‘ego Corbyna leży w gruzach. May nie chce ryzykować pozycji konserwatystów jako jedynego zdolnego do rządzenia ugrupowania, zrażając do siebie ideologów Brexitu we własnych szeregach.
Zupełnie inny kraj
Jest drugą po Margaret Thatcher kobietą na Downing Street. Z poprzedniczką łączy ją wysoka dyscyplina pracy, granicząca wręcz z eksploatowaniem samej siebie. Więcej podobieństw między nimi nie ma. Na zjeździe Partii Konserwatywnej May chwaliła państwo, które musi stworzyć to, czego nie mogą dać ludziom pojedyncze osoby i rynki, mówiła o prawach pracowniczych i zapowiedziała twardą politykę wobec firm i koncernów, które unikają płacenia podatków.
Dla wielu jej kolegów partyjnych, którzy chętnie zredukowaliby rolę państwa do funkcji obronnej i usuwania śmieci, taka interwencjonistyczna retoryka jest bezczelnością. May reprezentuje twardą linię wobec Unii Europejskiej i uchodźców. To ona będzie prawdopodobnie negocjować brytyjsko-europejskie porozumienie o wolnym handlu. Potrwa to całe lata, być może dekadę, a po tym Wielka Brytanie będzie już zupełnie innym krajem.
Cztery miliony rozczarowanych
Pozostawieni na lodzie
Bogaci rządzą
Zupełnie inny kraj