Friday, 15 July 2016

mada z gaga powinny byc przykladnie ukarane



Znak tęczy

Geje na Sybir!

Wygląda na to, że za Lenina mieli lepiej niż za Putina. Dlaczego w Rosji nienawidzą homoseksualistów?
Jeżedniewnyj Żurnał
Liberaści i toleraści na garnuszku Departamentu Stanu, pedały, stare kozły, kukuryku, pedzie, homo niewiadomo – to słownictwo używane przez deputowanego Dumy Państwowej Witalija Miłonowa wobec homoseksualistów. To on jest inicjatorem ustawy zakazującej propagandy homoseksualnej w Rosji. Przy czym nie uważa, że narusza czyjekolwiek prawa: Nikt do pedików nic nie ma, my tylko chronimy dzieci przed tą zgnilizną. Kocham tych ludzi, niech sobie błądzą, skoro są ślepi, diabli im każą tańczyć w gatkach, całować się, lizać sobie wzajem tyłki. Fu! Jak deszcz z siarki spadnie na ich głowy, wcale się nie zdziwię. Współżycie sodomitów nic przynieść nie może poza AIDS, syfilisem i nagłą śmiercią. To wbrew naturze. Wyleczyć ich można tylko pokutą – mówił w wywiadzie dla tygodnika „The New Times”.
Perły Miłonowa, którymi sypie na prawo i lewo przy każdej okazji, zostały nagrodzone. Za powiedzenie „Znieśmy homoseksualizm choćby do 2015 roku” przyznano mu Srebrny Kalosz 2012 (nagroda show-biznesu za największy wygłup roku), od Stowarzyszenia Heteroseksualistów na rzecz Równouprawnienia LGBT otrzymał Złotą Lewatywę 2012 „za wszechstronną propagandę homoseksualizmu”.

Podwójne życie

Szczególną formę wybijania homoseksualizmu z głowy stosują rosyjscy nacjonaliści. Ich przywódca Maksim Marcinkiewicz, posługujący się pseudonimem Tiesak, przechwala się, że jego ludzie wynajdują w gejowskich portalach oferty mężczyzn pragnących zawrzeć znajomość. Następnie umawiają się z nimi na randkę, a gdy zdobędą zaufanie, oblewają moczem. Filmują tę poniżającą procedurę, a następnie publikują w internecie. To wersja soft, bo jest i hard: w końcu maja br. w Wołgogradzie zgwałcono młodego człowieka butelką, podpalono, a następnie skopano na śmierć. Nieopatrznie podczas balangi wyznał kolegom, że jest gejem. Bary, gdzie spotykają się homoseksualiści, regularnie napadane są przez osiłków, którzy od drzwi krzyczą „precz z pedałami”, a następnie dokonują „remontu”, czyli pałowania.
– Widzimy, co się dzieje za granicą – tłumaczy Miłonow. – Musimy się przygotować jak na epidemię grypy. Przecież za późno jest na szczepienie, kiedy człowiek już ma gorączkę. Ustawa antygejowska zapobiega chorobie.
Czy w Rosji można otwarcie powiedzieć o tym, że się jest gejem? Anton Krasowski – wzięty dziennikarz i prezenter telewizyjny, raczej życzliwy Putinowi – przekonał się na własnej skórze, że lepiej się nie wychylać. Kariera Krasowskiego rozwijała się wspaniale. Pracował kolejno w stacji telewizyjnej NTW, prestiżowych gazetach (m.in. „Niezawisimaja Gazieta”), był redaktorem poradnika „Sto najlepszych restauracji w Moskwie”, podczas zeszłorocznych wyborów prezydenckich stał na czele sztabu miliardera Michaiła Prochorowa. Mocna pozycja w środowisku, stale zwyżkujące akcje. I oto nagle – załamanie na całej linii. W styczniu, podczas nagrywania w stacji KontrTV programu o ustawie zakazującej propagandy homoseksualizmu, wypowiedział zdanie, które drogo go kosztowało: Jestem gejem i takim samym człowiekiem jak Putin czy Miedwiediew. Szok! Program nie został wyemitowany, a Krasowski wyleciał z posady, ze strony internetowej stacji usunięto wszelkie wzmianki na jego temat. Do dziś jest bezrobotny.
Krasowski chciał dać innym gejom przykład odwagi. Ale jego przypadek świadczy o czymś dokładnie odwrotnym: nawet ci, którzy należą do putinowskiego systemu, nawet ci krytycznie nastawieni do opozycji, jeśli dokonają coming outu, narażają się na bojkot władzy. „Nie jesteś nasz i paszoł won” – tak brzmi najprostszy przekaz.
Koledzy Krasowskiego twierdzą, że nigdy nie ukrywał swojej orientacji. Jednak co innego mówić prywatnie, a co innego powiedzieć głośno i otwarcie w telewizji. A na dodatek wspomnieć w tym kontekście nazwiska Putina i Miedwiediewa. Jak się wydaje, rosyjscy homoseksualiści zdają sobie z tego doskonale sprawę: w świecie polityki, sportu, show-biznesu nie ma osób, które by publicznie zadeklarowały, iż są homoseksualne. Można się temu nie dziwić – z sondaży wynika, że aż 80 proc. Rosjan uważa, że homoseksualiści nie powinni ujawniać swojej orientacji seksualnej. Toteż większość gejów i lesbijek prowadzi podwójne życie – ujawniają się tylko w kręgu zaufanych przyjaciół, na zewnątrz zachowują pełną dyskrecję. Trudno liczyć na tolerancję – ponad połowa badanych przez pracownie socjologiczne respondentów twierdziła, że homoseksualistów należy z tego leczyć, tylko 16 procent uznało, że homoseksualizm to coś naturalnego.
Brytyjski polityk, aktywista LGBT Peter Thatchel, który w 2007 r. odniósł poważne obrażenia podczas nielegalnej parady równości w Moskwie, ocenił, że poziom nastrojów antygejowskich w Rosji jest tak wysoki, że homoseksualiści boją się przyznawać do swojej orientacji seksualnej. Jego rosyjski kolega Igor Koczetkow dopowiada, że choć w Rosji mieszka około 10 mln gejów i lesbijek, to prawdopodobieństwo tego, iż jakiś minister oficjalnie przyzna się do homoseksualizmu, jest równe zeru.

Czas konserwacji

„Dziwny dokument przyjęła nasza Duma, dziwny i głupi – pisze liberalny publicysta Ilja Milsztejn. – W państwie prawa ustawa powinna być jasna i zrozumiała dla wszystkich: obywateli, policjantów, prokuratorów, sędziów. Czym są nietradycyjne stosunki seksualne? W prawodawstwie nie ma takiego pojęcia. Każdy może rozumieć to jak chce. Czy homoseksualizm jest nietradycyjny? Och, jeszcze jak tradycyjny! Tradycje homoseksualizmu sięgają dalej niż korzenie państwa rosyjskiego i chrześcijaństwa!”.
Ustawa została wprowadzona na fali przykręcania śruby – Duma przyjmuje jedną za drugą ustawy zakazujące i ograniczające. Dotyczą przede wszystkim wolności obywatelskich (prawo do zgromadzeń, działalność NGO) i swobody mediów. Putin w swojej kolejnej kadencji postawił na konserwatywnie nastrojone masy. Wspiera go w dziele „konserwacji” Cerkiew prawosławna, nazywana przez zwolenników ostoją tradycji. Cerkiew, propagująca wartości konserwatywne, traktuje homoseksualizm jednoznacznie krytycznie: to grzech sodomski, a geje to ludzie chorzy. Hierarchowie potępiają związki małżeńskie między osobami tej samej płci. Ustawę antygejowską Cerkiew przyjęła z entuzjazmem.
Podoba się też komunistom z Krasnodaru, którzy uznali, że propagandę homoseksualizmu stanowią kostiumy sceniczne Eltona Johna. W Saratowie wysoki urzędnik stwierdził, że homoseksualizm propaguje książka poświęcona Piotrowi Czajkowskiemu i Oscarowi Wilde’owi i że w związku z tym należy ją wycofać z księgarń.
„W Rosji homofobiczne nastroje rosną pod wpływem sterowanej odgórnie propagandy w kontrolowanych przez państwo mediach, szczególnie w telewizji, która jest głównym źródłem informacji w społeczeństwie – pisze w internetowej gazecie „Jeżedniewnyj Żurnał” Maria Płotko, socjolożka z Centrum Lewady. – Wobec narastającego napięcia w społeczeństwie nowa homofobiczna ustawa, podobnie jak prawo o zagranicznych agentach, to polowanie na wroga, sposób na znalezienie kozła ofiarnego i skanalizowanie niezadowolenia”.
Sprawdziła to na własnej skórze grupa filmowców z Holandii. Przyjechali do Murmańska na seminarium poświęcone LGBT. Mieli wygłosić referaty na temat praw człowieka w Europie, a przy okazji zebrać materiały do filmu o tym, jak owych praw przestrzega się w Rosji. Zostali zatrzymani pod zarzutem propagowania nietradycyjnych zachowań seksualnych. Obiektem propagandy okazał się 17-letni homoseksualista z Murmańska. Podstępni Holendrzy zostali skazani na trzy tysiące rubli grzywny (około 300 złotych). Miłonow uważa, że Madonna i Lady Gaga też powinny były zostać przykładnie ukarane za propagandę homoseksualizmu podczas koncertu w Petersburgu. Byli tam przecież nieletni.

Seks i rewolucja

W poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, dlaczego w dzisiejszej Rosji tak łatwo przechodzą kolejne antygejowskie ustawy, warto pogrzebać w historii. Okazuje się, że dla osób homoseksualnych najlepszy czas był w pierwszych latach po rewolucji październikowej. Czyli dawno temu – i mało kto to pamięta. Bolszewicy mieli strasznie dużo spraw na głowie po zdobyciu pałacu Zimowego: organizacja państwa, walka z kontrrewolucją i międzynarodową interwencją, I wojna światowa, odradzająca się Polska, niepodległościowe ambicje Ukrainy, wzburzenie rewolucyjne w Niemczech i na Węgrzech. Ktoś miał czas na „politykę seksualną”? Okazuje się, że niewiele, ale trochę tak.
Oczywiście najważniejsze było, co w tej sprawie mówił Lenin. No bo jak on coś powiedział lub napisał, stawało się to kluczową wskazówką. Kluczowe są dwa źródła: jego korespondencja z Inessą Armand, francuską bolszewiczką, z którą wódz miał romans, i wymiana poglądów także na te tematy z niemiecką komunistką Clarą Zetkin. Lenin przestrzegał przed rozkręcającą się debatą o wolnej miłości i ostrzegał, że nie może to oznaczać „wolności od powagi”, czyli od odpowiedzialności za dzieci i uznawania wzajemnych zobowiązań.
Przy okazji zaznaczał, że uganianie się za spódniczkami nie współgra z rewolucyjną aktywnością. W bardziej ideologicznej wypowiedzi zauważał, że tzw. teoria szklanki wody (czyli że seks jest tak samo banalnym aktem jak wypicie szklanki wody) jest całkowicie „antymarksistowska, a nawet antyspołeczna, ponieważ ignoruje obowiązki każdego z nas wobec społeczeństwa, jakim jest przekazanie potomstwa”.
To dlatego badacze tego okresu w historii Rosji sytuują Lenina w grupie racjonalistów i przeciwstawiają mu libertynów z Aleksandrą Kołłontaj, komisarzem ds. społecznych, na czele. Ta uważała, że seks i miłość powinny zostać wprowadzone w nowe, rewolucyjne czasy. Nie wolno odkładać tego do późniejszego okresu rozwoju socjalizmu. Państwo robotnicze miało wyzwolić kobietę z niewolnictwa, jakim było rodzenie dzieci, gotowanie, sprzątanie itd. Należało stworzyć „nową kobietę”, niezależną, wolną jak mężczyzna, prowadzącą aktywne życie poza domem, doświadczającą seksu poza małżeństwem i realizującą swoje talenty przez pracę. To za sprawą Kołłontaj uchylono zakaz aborcji, antykoncepcja miała być dostępna dla wszystkich. Rozwód był możliwy przez zwykłe zgłoszenie tego faktu do odpowiednich władz.
W 1922 r. uchwalono nowe prawo, które usunęło niemal wszystkie restrykcje dotyczące seksualności, zostawiając tylko kary za czyny naruszające czyjąś nietykalność, wolność czy godność. Uznano też, że dobrowolne stosunki homoseksualne między osobami powyżej 14 roku życia są legalne. To by oznaczało, że wygrali libertyni, ale w praktyce racjonaliści zachowywali podejrzliwość wobec cielesnych przyjemności, domagali się regulacji prawnych i podkreślali ścisły związek seksu z reprodukcją. Zdarzały się nawet przypadki sprowadzania homoseksualizmu do sfery patologii.
I nic dziwnego: partia była zdominowana przez mężczyzn i choć czołówkę stanowili zeuropeizowani intelektualiści, to mieli świadomość, że stoją na czele masowej organizacji prostych robotników i jeszcze mniej odpornych na nowości chłopów. Wyskakiwanie z jakąś rewolucją seksualną, połączoną z akceptacją związków jednopłciowych, nie było dobre dla przyszłości nowego państwa.
Dan Healey, brytyjski badacz tej problematyki, podkreśla, że mimo tej względnej tolerancji i ochrony prawnej już w latach 20. wielu rosyjskich ekspertów medycznych określało homoseksualizm jako patologię, problem społeczny, a nawet źródło przestępczości.
W tej atmosferze poeci Michaił Kuzmin, Nikołai Klujew czy Sofia Parnok nie mieli łatwego życia. Z powodu orientacji seksualnej zarówno poezja Kuzmina, jak i sam autor byli w niełasce, a po śmierci w 1936 r. skazano go na długotrwałe zapomnienie, z którego został wydobyty w czasach pierestrojki. Klujew w 1937 r. skazany na śmierć za kułackie sympatie wyrażane w wierszach, ale jego ostentacyjny homoseksualizm z pewnością miał wpływ na surowość wyroku.
Wielu badaczy twierdzi, że homoseksualistą był wielki reżyser Siergiej Eisenstein, a jego dwie żony to jedynie skutek silnej presji politycznej. W pełnej wersji jego pamiętników można znaleźć wiele fascynacji młodymi mężczyznami, m.in. asystentem Grigorijem Aleksandrowem. Dopiero poza granicami ojczyzny Eisenstein swobodniej demonstrował swoje skłonności, chętnie odwiedzając gejowskie kluby w Berlinie.

Szpiedzy, zdrajcy, zboczeńcy...

Całkowita zmiana klimatu nastąpiła po przejęciu pełnej kontroli w państwie przez Stalina. Wróciło zdrowe spojrzenie na stosunki międzyludzkie, także seksualne. Powodów było wiele: plan wielkiego skoku, czyli gigantycznej industrializacji, wiązał się z promocją dzietności. W tej sprawie homoseksualiści nie byli przydatni.
W roku 1934 wprowadzono kary za homoseksualne związki – od trzech do pięciu lat w ciężkim obozie pracy. Dwa lata później w Wielkiej Encyklopedii Radzieckiej homoseksualizm zdefiniowano jako „seksualną perwersję”. Rok później zdelegalizowano aborcję, zaczęto przyznawać kobietom premie i nagrody za wielodzietność. Wprowadzono podatek dla rozwodników. Blisko 50 tys. gejów zamknięto w psychuszkach.
Był też i kontekst międzynarodowyZaczęto traktować to zjawisko jako coś zagranicznego, niepasującego do stalinowskiego modelu państwa i społeczeństwa. Szef NKWD Gienrych Jagoda utożsamił homoseksualistę ze szpiegiem i kontrrewolucjonistą.
Ten model niechęci, czasem po prostu tabu, zaszczepiano w innych krajach obozu socjalistycznego. Dopiero zmiany po 1989 r. pozwoliły na nowe otwarcie, choć nie idzie to łatwo, zwłaszcza w Rosji. Stalinowskie przepisy utrzymały się do 1993 r. Za Jelcyna zostały zniesione, za Putina wróciły w łagodniejszej wersji.
Jeżedniewnyj Żurnał, The New Times
Ustawa antygejowska
Przewiduje grzywnę w wysokości od czterech tysięcy do miliona rubli za propagandę nietradycyjnych zachowań seksualnych wśród osób nieletnich. W rozumieniu ustawy propagandą jest rozpowszechnianie informacji o nietradycyjnych stosunkach seksualnych, które wpływają na psychiczny rozwój dzieci i młodzieży. Nie dotyczy to serwisów informacyjnych, filmów fabularnych, w których przedstawione jest życie codzienne osób homoseksualnych, oraz przypadków, gdy samo dziecko czy nastolatek poszukuje w internecie treści homoseksualnych. Przepisy są tak pojemne, że można je rozciągać jak gumę.

wolnosc, rownosc, braterstwo

Smutek, ktory kroi serce ciocine. Niewyobrazalna  tragedia, ktora wydarzyla sie w nocy! Francji zadano  kolejny cios. W ludzkosc. Wiem, ze takie ataki w centralnej Europie czy Hameryce sa naglasniane a  zabojstwa, zamachy w Afryce, Azji czy na Bliskim Wschodzie juz nie. Nie ma sprawiedliwosci i dla tego. Ogrom niewyobrazalnego cierpienia dotyczy calego swiata. Czy to dzieje sie tu czy tam jest tak samo bolesne wszedzie i dla kazdego mieszkanca calej planety. Zabicie dziecka w Syrii, Angoli czy Grojcu jest tak samo straszne.
 Jest mi niezmiernie smutno,  za to co sie stalo. Terroryzmowi mowimy NIE!!!
Chcemy by terrorysci  wyniesli  sie na inna planete. Podobno znowu odkryto nowa gwiazde. Jesli tam nie znajda skurwysyny miejsca to pozostaje jeszcze czarna dziura.
Siedem sekund. Tyle z grubsza trwal z grubsza dwukilometrowy smiertelny rajd morderczej ciezarowki.


Na marginesie dodam, ze nadprezes, nadfaraon, krol sloneczko grozi UE

Poland warns Brussels it will DESTROY the EU if it tries to punish Britain for leaving

POLAND has warned "hysterical" Brussels bigwigs they will sign the death warrant for their own project if they continue to roll out anti-British rhetoric.The country's former Prime Minister said that, far from deterring other countries from leaving, any attempts to punish the UK will only accelerate the break up of the beleaguered bloc. 

Jaroslaw Kaczynski, the influential chairman of the ruling Law and Justice Party, also aimed a torpedo at close neighbours Germany, saying the rest of Europe "cannot allow" Angela Merkel to sink the EU by refusing to negotiate. His comments yet again expose the growing division on the continent over how to deal with the fallout of last week's historic Brexit vote. 
Poland is a deeply eurosceptic country and has been dismayed by Britain's vote to leave the bloc as it feels it has lost its biggest ally in the fight against Brussels federalism. Mr Kaczynski has even said the UK should hold a second referendum on the issue of membership, and today reiterated his hopes that other leaders will give Britain "a chance of returning". 
Addressing members of his right-wing ruling party in Warsaw, the heavyweight Polish politician issued a ferocious warning to other member states over the dangers of playing hardball with London. 
He also launched a very thinly veiled attack on Mrs Merkel, who sparked consternation across the continent with her decision to consult only the bloc's founding countries when discussing the fallout of the British referendum. 
After the meeting the leaders of Germany, Italy, France, Belgium, the Netherlands and Luxembourg emerged with a tough new line on the UK over the issues of free movement and access to the single market. But today Mr Kaczynski blasted: "The initial proposals from these big countries encourage the break-up of the Union.
"We cannot stand idly by and let the most powerful ones carry on like this. We cannot allow the Union to fall apart.
"Britain is being treated arrogantly today, which is a hysterical reaction."
Addressing delegates, the 67-year-old was also keen to leave the door open for a possible return to the European fold for Britain. 
Far from punishing Britain for voting to leave, instead he urged Brussels to "reach out" to the next Government and try to smooth over future relations. 

Thursday, 14 July 2016

ganbare - do your best


Ganbare
Japanese idiom  "do your best" or "go for it." Often used to boost one's self-esteem and encourage them to succeed.
Special sentense from author
I hope this book will inspire new ways of dealing with difficult situations. With best regards Kasia Boni.
Prize from  Gazeta Wyborcza.
Very, very important words after Brexit.
Mam nadzieje.ze ta ksiazka zainspiruje kolejne sposoby radzenia sobie z trudnymi sytacjami.
Z serdecznymi pozdrowieniami. Kasia Boni.
Ganbare! Kiedy w Japonii chcesz kogos zmotywowac do dzialania. Wolasz Ganbare! Daj z siebie wszystko! Trzymaj sie! Dasz rade! Od 2011 roku to okrzyk, ktory na zniszczonej polnocy Japonii slychac wszedzie. Niektorzy mowia, ze maja juz go dosyc.

Odebralam nagrode wygrana w konkursie Gazety Wyborczej. Zadane pytanie brzmialo. Twoj sposob na radzenie sobie w trudnych sytuacjach? Ciocia odpowiedziala. Glupio. Patrze w okno. Odkrycie? Prawda? Sama siebie zaskoczylam, ze tak glupie stwierdzenie wygralo. 

W epoce Edo, ludzie zbierali sie na wspolnym opowiadaniu grozy. Gdy ostatni uczestnik konczyl , gaszono swiatlo. Dnia 11 marca 2013 roku, gdy wszyscy byli w swietle dnia,  natura zgasila ludziom  zycia.  Woda zabrala japonczykom wszystko. Domy, mieszkania, firmy, gospodarstwa. Zostaly smierc, kredyty i nowe zycie. Z depresja, z samotnoscia. Z duchami, ktore wstepowaly w psy.
Byla wielka woda, bylo wielkie trzesienie ziemi, byl wyciek radioaktywnych substancji. Zostaly warsztaty umierania. Rzad oszukal robotnikow tymczasowych pracujacych w firmach. Mieszkancow, swoich rodakow. Oszukal ,bo nie zawiadomil o wielkiej fali, rozmiarze. Nie dano na pomoc wystarczajacej liczby ratownikow. Nie zabezpieczono atomu. Nie dano mozliwosci budowy domow. Nie dano wielkiego klapsa by zabronic ludziom sie osiedlac w rejonach zagrozonych nastepnym kataklizmem. 
Zginelo dwadziescia tysiecy ludzi. Reszta probuje dojsc do siebie. To przez organizowane sobie kafejek, a to spotkan kulinarnych a to nastepnych kursow przygotowawczych do zycia przed i po nastepnym wstrzasie. 
Katarzyna Boni. Mloda reporterka tze swoja praca  to objawienie tego roku. Ksiazka surowa tak jak klimat Japonii. Cierpka jak niedojrzale sake i okrotna jak opisy wind znajdowanych pod woda po trzech latach od tsunami.
Mozemy sobie wyobrazic skale fatalnej niespodzianki o ile mozna tak glupio nazwac znalezisko windy w oceanie. Podczas gdy zawsze sie ostrzega by podczas ewakuacji budynku, nigdy nie korzystac z elewatorow.
To co patrzymy w okno dalej?

Jak czyści się skażone miasta wokół uszkodzonej elektrowni Fukushima Daiichi? Czemu niektórzy zostali w ewakuowanej strefie? Czy po pięciu latach można przyszykować się na powrót?


kasia 1
Katarzyna Boni

Tekst powstał dzięki dofinansowaniu przez Fundację Towarzystwa Dziennikarskiego „Fundusz Mediów”.
Kiedy odwiedzam Namie w tygodniu, we środę, pod ratuszem stoją zaparkowane samochody, a ulicami przejeżdżają pikapy wypełnione czarnymi workami. Na jednej z ulic mężczyźni w maskach na twarzy polewają dachówki wodą pod ciśnieniem i wycierają je papierowymi ręcznikami. Ogrody są zarośnięte chwastami. W porze lunchu do jedynego czynnego sklepu w tym ponad 18-tysięcznym miasteczku, ustawia się długa kolejka. Kto nie zabrał kanapek ze sobą musi odstać swoje.
Ale kiedy odwiedzam Namie w niedzielę ulice są puste. Gorąco i cicho. Zarośnięte grządki, złamane słupy telegraficzne, powyginane trzęsieniem ziemi metalowe rolety. Szpary w asfalcie – pęknięcia, z których wyrasta trawa. Równe rzędy domów z załamanymi liniami tam, gdzie zapadł się dach, albo przekrzywiła ściana. Ale większość z nich cały czas stoi równo, tylko szyby są zakurzone, nie można zobaczyć co było w środku. Ani jednego samochodu. Ani żywej duszy. Nie ma mężczyzn czyszczących budynki, nie ma rodzin z dziećmi, nie ma spacerowiczów, nie ma nastolatków popisujących się na deskorolkach, nie ma kolejki przed jedynym czynnym w Namie sklepem. Sklep też jest zamknięty. W ponad 18-tysięcznym miasteczku nikt nie mieszka.
Tu mieszkał lekarz, tu apteka, tu rzeźnik, tu znany pensjonat – tak, tak to ten budynek, któremu zawala się dach. Mój dom jest w tamtą stronę, właśnie obrodziły persymony, gałęzie uginają się od owoców, tu był salon pachinko, nie ja do niego nie chodziłem – dla mnie ta gra jest za głośna, a tu ktoś na szybie wypisał slogany przeciwko TEPCO, właścicielowi elektrowni jądrowej Fukushima Daiichi. W tamtą stronę, będzie z pięć kilometrów, jest wybrzeże. Tam, zanim przyszło tsunami, stały domy, zostały fundamenty i kępki żonkili rosnące w równych odstępach – czyjeś ogrody. Portu też już nie ma, został tylko ten budynek nad morzem – ze sklepami, miejscem do odpoczynku i niewielką restauracją, zbudowany dla plażowiczów. Jego akurat tsunami nie zabrało. Z dachu widać trzy kominy.
To kominy zepsutej elektrowni.

IMG_7638
Granica miasteczka Namie – dalej wstęp jest wzbroniony

Wielkie sprzątanie

Takamitsu ewakuował się razem z całym miastem 12 marca 2011 roku, dzień po wielkim trzęsieniu ziemi i tsunami, które zniszczyło północno-wschodnie wybrzeże Japonii i uszkodziło elektrownię jądrową Fukushima Daiichi. Namie leży w promieniu 20 kilometrów od elektrowni. Ludziom z tego obszaru nakazano opuszczenie miast 12 marca po południu. Zabrali zapas ubrań na trzy dni, zostawili zwierzętom trochę jedzenia i wsiedli w samochody. Myśleli, że najpóźniej za tydzień wrócą. W tych dniach ewakuowanych zostało 60 tysięcy osób: z Futaby, Ōkumy (to na ich granicy stoi elektrownia), Tomioki, Narahy, Namie, a także z dzielnic należących do Minamisōmy, Tamury i Kawauchi. Wyjechali również ratownicy, którzy w szczątkach domów zniszczonych przez tsunami szukali ocalałych. Jedynymi, którzy zostali byli pracownicy elektrowni jądrowej próbujący zapanować nad przegrzewającymi się reaktorami.
22 kwietnia 2011 roku, rozszerzoną o kilka miejscowości na północy, strefę zamknięto . Zabarykadowano drogi, ustawiano patrole. Ludziom zakazano wstępu. Strefa Wykluczenia. Kiedy sytuacja w Fukushimie Daiichi została opanowana i podjęto decyzję o zdemontowaniu elektrowni równocześnie postanowiono, że wszędzie tam, gdzie roczna dawka promieniowania przekracza 1 milisivert (mSv) odbędą się prace odkażające (1 mSv to dawka przyjęta w większości państw na świecie, naukowcy uważają, że dopiero przy 100 mSv, można mówić o zwiększonym ryzyku zachorowania na raka). Jeszcze w kwietniu 2011 roku rząd japoński ustanowił nowy limit dopuszczalnej rocznej dawki promieniowania dla prefektury Fukushima – zwiększył go z 1 mSv do 20 mSv. Program odkażania nadal obejmuje wszystkie obszary, na których dawka jest wyższa niż 1 mSv, ale zgodnie z nowymi wytycznymi w Fukushimie mieszkać można wszędzie tam, gdzie dawka nie przekracza 20 mSv.
W kwietniu 2012 roku zaczęto wielkie sprzątanie. Od ponad czterech lat kilkanaście tysięcy mężczyzn codziennie czyści drogi, domy, świątynie, parki i pola uprawne. Według wytycznych Ministerstwa Środowiska (nadzorującego czyszczenie) skażenie usuwa się wodą pod ciśnieniem i papierowymi ręcznikami. Mężczyźni dokładnie myją dachówki i przestrzeń pomiędzy nimi. Zbierają liście zalegające w rynnach. Przejeżdżają szmatkami po ścianach domów z góry na dół pilnując, żeby ponownie nie skazić już wyczyszczonego miejsca. W ten sam sposób czyszczą szkoły, szpitale, sklepy, płoty i place zabaw. Na koniec muszą wyczyścić ziemię. Zbierają wierzchnią warstwę – dziesięć centymetrów – i przykrywają „czystą” ziemią wykopaną z wnętrza otaczających tutejsze wioski i miasteczka wzgórz. Skażoną ziemię wrzucają do czarnych worków. Każdy waży tonę. Odkażanie to tak naprawdę przewożenie skażenia gdzie indziej.
Zanim worki zostaną przeniesione do tymczasowego składu na granicy Futaby i Ōkumy stoją na polach ryżowych, przy rzekach, pod dawnymi warsztatami. Zaczyna na nie brakować miejsca.
Również zgodnie z wytycznymi Ministerstwa, czyści się wszystko w promieniu 20 metrów od budynków, gospodarstw, parków i dróg. Centra miast odkaża się w całości, to oczywiste. Ale jeśli twój dom stoi pod lasem, mężczyźni w maskach wymierzą promień o długości 20 metrów od krańca twojego ogrodu. Tam, gdzie wypadnie granica – zawieszą białą taśmę. Dalej las nie jest czyszczony.
Jeszcze w 2012 roku Strefę Wykluczenia rząd podzielił na trzy obszary zaznaczane różnymi kolorami. Zielony to tereny gotowe do zamieszkania, wartość promieniowania nie przekracza w nich 20 mSv. Dopóki oficjalnie nie zostanie zniesiony nakaz ewakuacji można na tych terenach przebywać, pracować (w rodzinnych fabryczkach i warsztatach), ale nie zostawać na noc. Żółte to strefy, w których roczna dawka promieniowania przekracza 20 mSv (ale nie 50 mSv) i, w których trwają prace odkażające. Można w nich przebywać przez 8 godzin w ciągu dnia – nie wolno zostawać w nich na noc. A czerwone to tereny zamknięte – zabarykadowane, pilnowane przez policję. Wolno do nich wjechać tylko za pozwoleniem. Roczna dawka sięga 50 mSv albo i więcej. Rząd planuje ich odkażanie – w przyszłości.
Nie wszyscy posłuchali nakazu ewakuacji. Są tacy, którzy 12 marca 2011 roku nie wsiedli do samochodu, i tacy, którzy 22 kwietnia 2011 roku nie przejęli się tym, że policja barykaduje drogi i zamyka ich w Strefie Wykluczenia.

Kowboj-terrorysta

Masami Yoshizawa na swojej farmie ma około 350 krów. Przed 2011 rokiem nie wszystkie należały do niego. Wyjechał z Namie 12 marca razem z całym miasteczkiem. Kiedy wrócił po kilku tygodniach 200 z jego 330 krów rasy wagyu – hodowanej na najwyższej jakości mięso – zdechło. Nigdy nie zapomni widoku rzędów martwych gnijących ciał.

Dwa miesiące po wybuchu

w elektrowni Fukushima Daiichi rząd zdecydował o zabiciu pozostałego przy życiu bydła i trzody. Podawano im truciznę. Czy to, że zwierzęta straciły ekonomiczną wartość oznacza, że trzeba je zabić? Yoshizawa powiedział „nie”. Wrócił na swoją farmę, zgromadził na niej krowy, które błąkały się wolno po okolicznych pastwiskach, łąkach i lasach, na wejściu zawiesił czaszki zdechłego bydła i nazwał farmę „Farmą Nadziei”. Mieszka na niej od pięciu lat. –Ta katastrofa zmieniła ludzi w cyganów – wyrzuca z siebie słowa podczas naszego spotkania w blaszanej budzie, która służy mu za biuro. Z okien widać zadeptane pastwisko, z kępkami zieleni, krowy zebrały się przy stogu siana. – Ewakuowani nie mają już swojego miejsca, a tam, gdzie ich przeniesiono, są traktowani jako utrudnienie.

IMG_7944
Masami Yoshizawa na swojej „Farmie Nadziei”

Przynajmniej raz w miesiącu Yoshizawa jedzie do Tokio,

staje na jednym z najbardziej ruchliwych skrzyżowań w dzielnicy Shibuya i przez kilka godzin przez megafon nawołuje do protestowania przeciwko elektrowniom jądrowym. Opowiada o tym, co dzieje się na zamkniętych terenach, gdzie promieniowanie często dziesięciokrotnie przekracza dozwolone limity. Krowy żywią się skażoną trawą, którą oddają Yoshizawie miasta z Wykluczonej Strefy. Naukowcy z Uniwersytetu Tōhoku, którzy raz w miesiącu badają bydło, na razie nie wykryli żadnych zmian w funkcjonowaniu organów wewnętrznych krów. Teraz prowadzą badania nad wpływem spożywania skażonego jedzenia na zwierzęta. Już jakiś czas temu na skórze krów pojawiły się białe plamki. Yoshizawa zabrał jedną na pakę ciężarówki i pojechał do Tokio, pod siedzibę Ministerstwa Rolnictwa. Policja nie pozwoliła mu wyprowadzić zwierzęcia na ulicę. Naukowcy uważają, że białe plamki to wynik stresu. Yoshizawa, hodowca krów od ponad 40 lat, mówi, że nigdy wcześniej nie widział takich zmian na krowiej skórze.

IMG_7639
Krowy na „Farmie nadziei”

To nie pierwszy raz kiedy Yoshizawa kwestionuje decyzje rządu. W latach siedemdziesiątych brał udział w studenckich protestach. Dzisiaj sam siebie nazywa kowbojem-terrorystą. Sprzeciwiając się usypianiu krów i opuszczeniu strefy sprzeciwia się rządowej polityce wspierającej elektrownie jądrowe. Zostanie tutaj, aż ostatnia krowa umrze naturalną śmiercią.
To mój sposób na zwrócenie uwagi na to, co robi rząd. Kiedy premier Abe mówi, że sytuacja w Fukushimie jest pod kontrolą, ma na myśli ludzi. To ludzie są pod kontrolą. Pogodzili się z sytuacją, z rządowymi planami, z czyszczeniem i z tym, że rząd niedługo ogłosi sukces odkażania miast i miasteczek. Akurat na czas przed olimpiadą w Tokio. W dodatku rząd promuje nuklearną energię, bo chce ją sprzedawać za granicę. Dlatego na nowo włączają reaktory . Ale to przecież jest Japonia! Trzęsienia ziemi i tsunami są wpisane w naszą historię. Jeśli nic się nie zmieni to katastrofa taka, jak ta w Fukushimie Daiichi powtórzy się. To tylko kwestia czasu.
Yoshizawa to nie jedyna osoba mieszkająca na stałe w zamkniętej strefie. Najbardziej znany jest Naoto Matsumura, który został w miasteczku Tomioka zajmować się swoimi psami. Bardzo szybko zaczął zajmować się psami i kotami sąsiadów. Pod opiekę przygarnął kucyka, stado krów i dwa błąkające się strusie. Z kolei Keigo Sakamoto z miasta Naraha w 2013 roku pod swoją opieką miał ponad pięćset zwierząt domowych. A państwo Harada do dzisiaj jeżdżą codziennie do Namie, gdzie zostawili 30 krów. Do Wykluczonej Strefy przedostawali się również wolontariusze, którzy albo zabierali zwierzęta ze sobą do schronisk, albo porzucali dla nich jedzenie przy drodze.
Ludzie zostawali w strefie nie tylko ze względu na zwierzęta. Niektórzy chcieli pilnować swoich domów, warsztatów, mini-przedsiębiorstw – dorobku całego życia. A w wiosce Iitate zdecydowano się nie ewakuować domu starców – podróż autobusami i spanie w centrach ewakuacji mogły odbić się na ich zdrowiu bardziej niż promieniowanie. Do dzisiaj ich opiekunowie wjeżdżają do strefy na ośmiogodzinne zmiany.
A z czasem, pomimo zakazu, ludzie zaczęli wracać.

Zakazane powroty

Kiedy ją spotykam, pani Kume ma 62 lata. Siedzi za stołem zarzuconym kłębkami jedwabnych nici. Jej warsztat to parterowy budynek z dużą halą, w której kiedyś parkowały dostawcze samochody. Pani Kume tłumaczy zebranym kobietom „cebula farbuje na złoty kolor, wiśnia daje delikatny róż”.
Jesteśmy w Odace, ewakuowanej dzielnicy miasta Minamisōma – żółtej strefie, w której wolno przebywać przez 8 godzin w ciągu dnia. Rok temu rząd obwieścił, że z końcem kwietnia 2016 roku nakaz ewakuacji zostanie zniesiony. Część mieszkańców postanowiła przygotować opuszczone przez mieszkańców miasto dla tych, którzy chcą wrócić. Jedna z kobiet przycina klomby przy dworcu. Inni sprzątają swoje mieszkania – wymieniają spleśniałe papierowe ściany; zakładają nowe instalacje elektryczne – stare pogryzły myszy; wyrywają chwasty w ogrodach; przycinają gałęzie drzew owocowych. Ale problemem jest praca – bo do czego wracać, jeśli nie wróci dawny pracodawca? Dlatego pan Wada, szef Odaka Worker’s Base, który zapoznaje mnie z panią Kume, chce zorganizować sto niewielkich biznesów zapewniających miejsce pracy tym, którzy wrócą. Już otworzył tymczasowy supermarket i knajpę, w której kobiety z Odaki gotują jedzenie dla robotników czyszczących miasto. Wspiera również nieduży warsztat szklarski (Hario Lampwork Factory, produkujący m.in. piękną szklaną biżuterię) i to on namówił panią Kume do założenia organizacji pozarządowej (Ukifune no Sato), która zajmuje się hodowlą jedwabników i przędzeniem jedwabiu. Skoro nie można już produkować ryżu, bo nikt nie chce kupować jedzenia ze stref ewakuowanych (nawet jeśli przechodzi wszystkie testy i nie jest skażone) – to może przyjmą się jedwabne szale? Kiedyś Japonia słynęła ze swoich jedwabnych wyrobów.
W dniu eksplozji samochód pani Kume był gotowy do drogi. Już dzień wcześniej spakowała trochę ubrań i jedzenie dla psa. Trzęsienie ziemi i tsunami zostawiło całe miasta bez prądu. Nie było żadnych wiadomości. 12 marca wdziała, jak nad elektrownią unosi się dym. Z mężem i psem wyjechali dopiero wieczorem. W centrach ewakuacji nie było już miejsc. Noc spędzili w samochodzie.
Pierwsze, co pani Kume kupiła po katastrofie to licznik Geigera. Razem z córką, zięciem i wnukami zamieszkali w wynajętym domu w innej części Minamisōmy, na północ od Odaki. Za każdym razem kiedy wnuki wracały do domu rzucała się na nie z miotełką od kurzu. Uderzała tak mocno i tak długo, aż cały kurz opadł na ziemię. Kazała im zmieniać ubrania. I natychmiast je prała. Po jakimś czasie sama uznała, że krzywdzi swoje wnuki bardziej niż promieniowanie. Wyprowadziła się.
Pierwszy raz do Odaki wróciła po roku. Trawa naokoło domu była wyższa od niej. Na stałe wprowadziła się tutaj z powrotem w 2014 roku. Pomimo zakazu. W Odace jest u siebie. Nikt nie patrzy na nią, jak na przesiedloną, na ewakuowaną, na skażoną, na ofiarę.
– Przez pierwszy rok tylko płakałam. Przez drugi rok nienawidziłam TEPCO. W trzecim roku rozchorowałam się. Dwa tygodnie leżałam w szpitalu. Zrozumiałam, że nie mogę żyć nienawiścią. Nie sprawdzam już licznika. Skupiłam się na sobie. – Pani Kume zaczęła prząść na wiosnę 2014 roku. Jacyś ludzie, jeszcze przed 2011 rokiem mieli farmę jedwabników w strefie 20 kilometrów od Fukushimy Daiichi. 12 marca opuścili swoje miasto, swój dom i swoją farmę. Nie chcą tu wracać. Oddali narzędzia, podzielili się wiedzą. Raz na dwa miesiące przyjeżdżają też specjaliści z prefektury Gunma i uczą, jak prząść – tamtejsze centrum jedwabiu jest wpisane na listę UNESCO. W maju 2015 pani Kume zebrała 4000 jedwabników. To warsztat na niedużą skalę.
Panią Kume spotkałam rok temu. Szykowała się na zniesienie nakazu ewakuacji w 2016 roku. -Tak naprawdę, tylko ci powyżej pięćdziesiątki chcą wracać – mówiła. -Inni się boją. W pamięci ciągle mają to, jak uciekali. Myślę, że powinni wracać tylko ci, którzy naprawdę tego chcą.
Córka i wnuki pani Kume już tu nie wrócą. Przenieśli się jeszcze dalej na północ.
– Choć zostałam przewodniczącą organizacji pozarządowej to nadal nie rozumiem tych wszystkich papierów i rozliczeń – śmieje się pani Kume. – Jestem żoną, matką i babcią i potrafię jedno – czekać. I po to tu jestem. Żeby każdego dnia czekać na tych, którzy chcą wrócić.
Nakaz ewakuacji dla Odaki został zniesiony 12 lipca 2016 roku. Chęć powrotu deklaruje 25-30% mieszkańców.

Post scriptum

We wrześniu 2015 roku zniesiono nakaz ewakuacji dla 8-tysięcznego miasteczka Naraha. Chęć powrotu deklarowało (tak samo, jak w Odace) 25-30% mieszkańców. Do dzisiaj wróciło 7%.
Nakaz ewakuacji dla reszty Wykluczonej Strefy, w tym dla Namie (z wyjątkiem Futaby i Ōkumy, które są terenami czerwonymi) ma zostać zniesiony do marca 2017 roku.

http://mediumpubliczne.pl/2016/07/fukushima-wstep-wzbroniony-wracac-ci-ktorzy-naprawde-tego-chca-reportaz-katarzyny-boni/


red. Ewa Lenna RosowskaChcesz napisać polemikę? Wyślij swój tekst na kontakt@mediumpubliczne.pl

BZydzimy sie byc obrzydliwymi

Nowa premierka Theresa May zaczela z przytupem. Zapowiedziala, ze scisle bedzie wspolpracowac z UE nad wyjsciem Wielkiej Brytfanny. Zarzadzila juz swoj gabinet. Niestety tez ... z przytupem. Jako ministra spraw zagranicznych powolala szalonego Borisa. To taki Antoni Macierewicz w angielskim wydaniu. Obaj nienawidza uchodzcow, imigantow. Ten drugi jeszcze Zydow. Paszkwile, ktorych dopuszczal sie i dopuszcza Macierewicz wywoluja niechec wsrod zwyklych myslacych. U tych sliniacych sie do prezesa wywoluje orgazm.
Co zrobic jak oba gabinety angielski i polski wylonila biedota, dol spoleczny czyli patologia. Zla na wszystko i chcaca zasilkow i zycia w spokoju. Nasz patologia chce jeszcze zemsty, rozliczen, potu i krwi. Lewakow, zdrajcow, ojczyzny. Tych, ktorzy nie chca wymiawiac apelu poleglych, gdy tam nie znajdzie sie zapis o ofiarach smolenskich.
Pierwszy gabinet nie lubil homo, potem zmienil zdanie. Upiera sie o imigrantow Commonbiedoty ale ja toleruje. Pierwszy lubil tez uchodzcow ze spoko koko kraju dziesiec late temu a teraz juz nie. Szczescie jest zmienne i czasem jest a czasem i lubimy Zydow za pieniadze i za gesie pipki a w XXI wieku juz zydostwo trzeba na nowo tepic. Do tego potrzebne sa Protokoly Medrcow Syjonu. Zaprzeczenie o pogromie kieleckim i o tym by udowadniac kazdemu jego semickie pochodzenie.  Nie moge przytaczac tu obrazkow ani kolorowanek innych bo ich po prostu nie bede promowac. Brzydzi mnie to i odstrecza!
Pstre szczescie tez takie, ze trzeba morde trzymac i czekac co tez psychole polscy wymysla w negocjacjach z May.

– May zadeklarowała, że „Brexit oznacza Brexit”, jednak zaznaczyła, że uruchomienie procedury art. 50 TUE nie może być pochopne i musi zostać poprzedzone starannymi pracami nad pozycją negocjacyjną UK, w tym konsultacjami z partnerami z UE –  Można się spodziewać profesjonalnego prowadzenia negocjacji z UE, w tym dołożenia starań aby wykorzystać przyszłoroczne wybory parlamentarne i prezydenckie we Francji, parlamentarne w Niemczech oraz brytyjska prezydencję UE – zwraca uwagę.

Co niezwykle ważne dla Polski, pozycja negocjacyjna premier May przewiduje otwarte potraktowanie kwestii imigracji.

– May jako minister nie zdołała dostatecznie ograniczyć imigracji, co stało się jedną z przyczyn porażki rządu w referendum – przypomina ekspert. – May już zastrzegła, że ograniczenie migracji, a zwłaszcza jej kontrola, jest obecnie samodzielnym celem UK. Ewentualne ustępstwa na rzecz UE będą musiały zatem zostać odwzajemnione w negocjacjach. Będzie to bardzo duże wyzwanie dla rządu RP. Przypomnijmy, że migracje z UK do UE to 1,3 mln ludzi, przede wszystkim do Hiszpanii i Francji (głownie emeryci), zaś z UE do UK to ok. 3 mln osób, głównie z Polski (800 tys.) i Rumunii (200 tys.) – zwraca uwagę współpracownik CA KJ.
http://mediumpubliczne.pl/2016/07/theresa-may-bedzie-grac-unia-kwestia-imigrantow-wyzwanie-dla-polski/

Oto skladanka rzadu. Obrazliwy wierszyk, skorupa, ktora brzydzi sie mna jako lesbijka i jako imigrantka. No wspaniale rzec mozna!

Boris Johnson
Nowy szef Foreign Office, Boris Johnson, to jeden z liderów ruchu na rzecz Brexitu. Ze stanowiska burmistrza Londynu ustąpił w maju br., po wygranej w wyborach polityka Partii Pracy, Sadiqa Khana. 52-letni Johnson rządził brytyjską stolicą przez osiem lat, wprowadzając szereg reform, m.in. mobilne wypożyczalnie rowerów miejskich, i reformując system komunikacji miejskiej, a także przygotowując igrzyska olimpijskie w 2012 roku.
W przeszłości był m.in. dziennikarzem dziennika "The Times", korespondentem gazety "Daily Telegraph" w Brukseli i redaktorem naczelnym tygodnika "Spectator". Wielokrotnie krytykowany był za niewyparzony język i niepoprawnie polityczne wypowiedzi, a także retoryczne wyolbrzymienia. W niewybredny sposób krytykował m.in. prezydenta USA Baracka Obamę apelującego do Brytyjczyków o pozostanie w Unii, a przedtem ubiegającą się o ten urząd Hillary Clinton. Ostatnio wygrał tysiąc funtów w konkursie na obraźliwy wiersz o tureckim prezydencie Recepie Tayyipie Erdoganie.
Jest autorem kilku książek, w tym biografii Winstona Churchilla, i poliglotą, który zna m.in. francuski i hiszpański. Był posłem w latach 2001-2008; do parlamentu wrócił w 2015 roku tuż przed zakończeniem kadencji burmistrza Londynu. Hammond, który obejmie resort finansów, był ministrem spraw zagranicznych w rządzie Davida Camerona od 2014 roku, wcześniej odpowiadał za obronę narodową i transport. 60-letni polityk jest absolwentem Uniwersytetu Oksfordzkiego i posłem od 1997 roku. Przed karierą w polityce spędził osiemnaście lat na różnych stanowiskach w sektorze prywatnym, a także jako doradca Banku Światowego ds. Ameryki Łacińskiej.
W przeszłości zasłynął z kontrowersyjnych wypowiedzi dotyczących kryzysu finansowego z 2008 roku; mówił, że odpowiedzialność za niego ponoszą nie tylko banki, ale też kredytobiorcy. Był również jednym z czterech ministrów w rządzie Camerona, który nie poparł legalizacji małżeństw homoseksualnych, wstrzymując się od głosu.
Amber Rudd
Amber Rudd zajmowała od ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych stanowisko minister ds. energetyki i zmian klimatu, a także była jedną z czołowych postaci kampanii za pozostaniem Wielkiej Brytanii w UE. Jest absolwentką Uniwersytetu Edynburskiego i posłanką od 2010 roku. W przeszłości pracowała m.in. w firmie finansowej JP Morgan, a także jako dziennikarka i rekruterka. Uczestniczyła w produkcji znanej brytyjskiej komedii "Cztery wesela i pogrzeb", gdzie została podpisana jako "koordynatorka ds. arystokracji".
W listopadzie ub.r. 52-letnia Rudd zapowiedziała, że brytyjski rząd planuje zamknąć istniejące elektrownie węglowe do 2025 roku i zbudować nową infrastrukturę energetyczną "na miarę XXI wieku". W parlamencie brała udział m.in. w pracach komisji zwalczającej obrzezanie kobiet.
David Davis
Theresa May powołała również nowego ministra ds. wyjścia z Unii Europejskiej, eurosceptyka Davida Davisa. 67-letni polityk, który dwukrotnie wcześniej ubiegał się o przywództwo w Partii Konserwatywnej i przegrał w 2005 roku z Cameronem, będzie odpowiedzialny za negocjacje dotyczące wyjścia z UE. Premier poinformowała też, że swoje stanowisko zachowa dotychczasowy minister obrony Michael Fallon. Na stanowisko ministra ds. handlu międzynarodowego powołała 54-letniego Liama Foxa, byłego ministra obrony i swojego rywala w niedawnych wyborach następcy Camerona na stanowisku szefa Partii Konserwatywnej. Pozostałe nominacje na stanowiska w rządzie May mają być ogłoszone jeszcze w tym tygodniu.

World Press Photo Edynburg 2016

Nie jestem mila. Jestem zla.


World ​Press Photo of the Year 2016
"Rozbiłem namiot razem z uchodźcami. Spędziłem z nimi pięć dni na granicy. Grupa około dwustu osób przeniosła się pod drzewa wzdłuż linii ogrodzenia. W pierwszej kolejności granicę przekraczały kobiety i dzieci, a następnie przedostawali się przez nią ojcowie i starsi mężczyźni. Przez całą noc graliśmy z policją w kotka i myszkę. Byłem wyczerpany, kiedy robiłem to zdjęcie. Było około trzeciej nad ranem i nie mogłem użyć lampy błyskowej, ponieważ policja próbowała znaleźć tych ludzi. Mogłem wykorzystać jedynie światło księżyca" – opowiada Warren Richardson, który jest niezależnym węgierskim fotografem.



"Od samego początku, gdy patrzyliśmy na to ujęcie, wiedzieliśmy, że jest ważne. Ma wielką moc ze względu na swoją prostotę, zwłaszcza symbolikę drutu kolczastego. Zdjęcie z ogromną wizualną siłą oddaje to, co dzieje się z uchodźcami. Myślę, że to zdjęcie ponadczasowe" – mówi Francis Kohn, przewodniczący jury konkursu.


The World Press Photo exhibition is the world's leading international contest for photo journalists, now in its 59th year, the annual World Press Photo Contest features 141 moving and thought provoking images taken during the course of 2015.
Led by Francis Khon, Director of Photography at Agence France-Presse (AFP), the jury awarded the overall prize to Australian photographer Warren Richardson for his powerful image of refugees crossing the border from Serbia into Hungary, near Horgos (Serbia) and Roszke (Hungary).
 1. miejsce w kategorii Przyroda, cykl. Fot. Tim Laman
Nazwa "orangutan" w języku indonezyjskim dosłownie znaczy "człowiek lasu" (orang –człowiek, hutan – las). Rządy Malezji i Indonezji dokładają starań, by orangutany żyły i rozmnażały się bezpiecznie. Jednym z elementów prowadzonej polityki ochrony są parki narodowe opiekujące się gatunkiem. Takim parkiem, w którym dodatkowo istnieje program rehabilitacyjny dla jednostek odebranych ludziom i przywracanych środowisku, jest Bukit Lawang, niedaleko Medan na Sumatrze w Indonezji. 



3. miejsce w kategorii Przyroda, zdjęcie pojedyncze. Fot. Sergio Tapiro
Spektakularna erupcja wulkanu Colima w Meksyku.



popatrz w wode. moze tam trup

 1. miejsce w kategorii Projekty długoterminowe. Fot. Mary F. Calvert
Seria portretów kobiet, które zostały zgwałcone lub były molestowane seksualnie podczas służby w siłach zbrojnych USA. Obecnie tylko jeden na dziesięć zgłoszonych przypadków przemocy seksualnej trafia do sądu.


 1. miejsce w kategorii Zdarzenia, zdjęcie pojedyncze. Fot. Mauricio Lima
Lekarz nakłada maść na poparzone ciało 16-letniego bojownika Państwa Islamskiego. W tle plakat Abdullaha Ocalana, przywódcy Partii Pracujących Kurdystanu. Szpital na obrzeżach Al-Hasaki, Syria.



1. miejsce w kategorii Ludzie, zdjęcie pojedyncze. Fot. Matic Zorman
Obóz uchodźców w Preševie, Serbia. 
 1. miejsce w kategorii Zdarzenia, cykl. Fot. Sergey Ponomarev
Uchodźcy. Lesbos, Grecja.


 czarno to widze
http://www.swiatobrazu.pl/polska-premiera-wystawy-world-press-photo-2016-33453.html