Friday, 17 May 2013

lana banana i jej fanek relacja


The elaborate stage set for Lana Del Rey's European tour is an art deco marvel framed by a pair of lion statues that look as if they were half‑inched from The Great Gatsby. Yet the 26-year-old glides out to a very different movie theme: Giorgio Moroder's grim synth madrigal from Scarface. Perhaps it shouldn't be that surprising. Both are classic American texts about glamour, excess and reinvention.
Since her breakthrough in 2011, Del Rey has been roughed up by critics obsessed with her authenticity, unwilling to be seduced by her sultry repackaging of curves-and-chrome Americana. If the artist formerly known as Lizzie Grant is indeed a ruthless gloom-pop replicant perfected in a record industry laboratory, the public seems unbothered. Del Rey's debut, Born to Die, has shifted over 3.5m units.
She begins with the sullen Cola, a track with an already notorious opening line that the audience sings along with her, although their reading is far less aloof. Perhaps most striking is how poised Del Rey remains, highlighted by continuous video close-ups. She sings huskily, adopts characters, throws in some Spanish – but every frame projected on to the giant screens could double as a cover shoot. It's a remarkably controlled performance. She even manages to keep a straight face while singing, on Body Electric: "Elvis is my daddy, Marilyn's my mother, Jesus is my bestest friend."
There are missteps. Any subversive David Lynchian subtext is made text during a soporific cover of Blue Velvet. But Young and Beautiful, her contribution to the Gatsby soundtrack, sounds magnificent. After an enthusiastic reaction to Video Games, National Anthem initially seems an underwhelming finale. But then Del Rey hops down from the stage to facilitate cameraphone portraits with dozens of fans. She gives great Gatsby but takes even better selfies.
Wszystko zostalo napisane. Tylko upalu brak. Drinkow i zachodu slonca. Zloto zmierzchu odbija sie milo we wlosach dziewczyn leniwie lezacych na piasku. Tak z grubsza mozna sobie wyobrazic sobie i Lane i jej muzyke. Tak jak pisala Wyborcza i ciocia w malym teksciku w Open falszywe usta Lany del Rey to tesknota za Ameryka miniona. Za czasami utraconymi. Wokalistka dala swietny show. Udana scena rodem art deco. Bowiem koncert zbiegl sie z premiera Filmu Wielki Gatsby. Dwa posagi lwow po kazdej stronie sceny. Draperia, zyrandole, palmy, tapestra, zloto, blask, przepych. Piekne rzeczy i zawrotne swiatla mieniace sie od zlotego do niebieskiego. Zachowanie i przeboje wykonywane przez artystke byly sliczne. Lana juz czarnula.



Ubrana byla w biala krotka koronkowa sukienke. Do tego pasek brazowy z wytloczonym napisem fashion. Buty grube wysokie i raczej toporne. Dwie bransoletki zlote na prawej rece, jedna na lewej. Dlugi zloty rozaniec swobodnie przechadzal sie po smuklym biuscie solistki. Dwa napisy na obu dloniach.  Wlos piekny, pazur w kolorze bladorozowym. Dlugie i spilowane  rowniez. Makijaz matowy lekko rozowawy. Usta nie duze? lekko musniete szminka.  Bo po co 26 latce az taki wielki makijaz. Jeden przeciagly ruch ustoma i gladkie sapniecie a wszyscy juz i tak dostaja spazmow.



Ciocia wraz z Instytucja Zony stala na lewo sceny. Bez scisku. Za to w srodku istne pieklo rozgorzalo pod natlokiem nastolatek. Raczej nacpanych i pijanych. Niektorzy z rodzicami. Pelen gejow rozwrzeszczanych i wiecznie sie calujacych. Niektorzy maja ksiazki, plyty, kwiaty. Kilka dziewczyn ma wianki na glowie. Niektore panny przesadzily i z ubiorem i z butami i napojami. Ale to show- utrata niewinnosci i milosci.


Wokalistka sprawia wrazenie, ze nie przygotowala sie do wystepu. Nuci co innego niz to co podaja smyczki. Kontrabas nadaje ton. Klawiszowiec, multinstrumentalista wyczynia cuda. Perkusista rowniez dobry w tym co robi. Na dodatek ze swoich piosenek przechodzi a to do knock, knock knocking on the heaven`s door a to do swojej smutnej i rozdzierajacej interpretacji blue velvet. Napomne tu o tej piosence do kampanii H&M (Chujowo i modnie).


 Lana schodzi do publiki i wita sie chetnie z ludzmi trzy razy. Na koniec schodzi calkowicie. Tam na zakonczenie chetnie  sie fotografuje. Daje calusy. Rozdaje autografy. Gdy komus spada telefon nakazuje podniesc ochronie i dac wlascicielowi. Jesli podpisala okladke plyty i chce dac w publike chwile sie zastanawia czy oby trafia do wlasciciela. Gdy juz obiescila orkiestra koniec. Lana pozbierala kartki oraz kwiaty, ktore podarowali jej fani. Niesmialo, prawie uciekla ale coz nic nie jest wieczne.


Nigdy, przenigdy nie widzialam by gwiazda tak chetnie siedziala z publika. Lana nie zrazona, niezmanieryzowana dala swietny popis talentu. Brawo jestesmy urzeczone i tekstami smutnymi co tragicznymi i przeciaglymi daaaajjjmooondddss. Diamenty to czeste slowo i one jak wiadomo sa kobiety jedynymi przyjacielami.


Lana jest diamentem!


No comments:

Post a Comment

Note: only a member of this blog may post a comment.