Powszechne jest zdanie, ze diabel tkwi w szczegolach. Narzeka ciocia, ze w bibliotekach pojawia sie szmira. Zal czasem sciska, ze niektore dziela szkoda wydawac albo inaczej na zagranice posylana jest taka nedza. Moze co lepsze sa wypozyczane, bo kazdy ma prawo pisac i zakladac wydawnictwa jak to sie kazdemu, zyw nie podoba. Nie kwestionuje to co tam kazdy pisze tylko ubolewam, ze tak malo pojawia sie klasykow. Wszystko co bylo do przeczytania juz zostalo przeczytane. Nie chce sie ani wywyzszac ani tez umniejszac bibliotekom miejskim ale to chyba celowe dzialanie do siegania po obcojezyczne wydania albo zakup i dalej brniecie w swojskie bagienko. Az do wczoraj. Zostala mi jeszcze jedna biblioteka miejska. Tam gdzie diabol mowi dobranoc. Doslownie. Gdybym sie tam obudzila po impreze, zakrzyknelabym, ze jestem na Croydon w Londku. Multi kulti w rozkwicie. Do tego biedota szkocka.
Blokowiska, posrodku kino. Liczne tanie sklepy z zywnoscia mrozona. Do tego kilka szmatexow. Jakas kawiarnia, fryzjer i najwazniejsze osrodek kultury z biblioteka wlacznie. Jakiez mnie rozczarowanie ogarnelo pozytywnie. Szerokie horyzonty. Wielkie przestrzenne sale z ogromem nowych pozycji. Kilka szafek rezerwacji- znak to, ze pozycje akademickie. Kilka telewizorow, komputery i gry okupowane przez chlopcow i grajacych namietnie w wirtualna pilke. Do tego stoisko gdzi mozna kupic ksiazki polskie i nie tylko. Wypozyczyc mnostwo przewodnikow nowych (a to raczej nie spotykane) plus albumy, plyty z muzyka, filmami itp. Do tego kilka stolow z siedziskami i nowe kanapy, ktore az sie prosily o nasz tylek. Najwazniejsze pozycje polskie. I tu czulam sie jak zwierzatko co dopiero spuszczone ze smyczy. Lapy az mnie swierzbily, by zabrac wszystko. No i kochani to przyzwolenie informujace o moznosci wypozyczenia az 12 pozycji jednorazowo. Szczescie przeogromne. Widac tam pieniadze wkladane okropne. Zostaje tylko wspominac i dziekowac miejskiemu zarzadowi o tak dobre dopieszczanie emigrantow.
Czytelnicy jak i klienci okolicznych sklepow nie naleza do bogatych ani majacych swe korzenie w Wielkiej Brytfannie. Ostatnimi czasy wybuchla dyskusja nad zawlaszczaniem sobie szkol brytyjskich przez islamistow. Wiadomo Oni byli tu zawsze jednak z tym co ostatnio buchnelo to fakt wypierania przez spolecznosc muzulmanska praw Darwina, nauce o rozrodzie czy tez nawolywania o okreslonym czasie na modlitwy. Dzialo to sie wszystko w Birmingham. Wiadomo, ze wszystko jest absurdalne ale to jest fakt.
Z drugiej jednak strony jak zauwazyl Newsweeek Polska, ze
Większość Brytyjczyków-muzułmanów zajmuje się tym czym większość Polaków, Chińczyków i Szwedów - katolików, taoistów i wyznawców Latającego Potwora Spaghetti czyli zarabianiem pieniędzy na rodzinę. Od czasu do czasu chodzą do kościołów i meczetów, albo i nie chodzą, bo w wolne dni tygodnia padają ze zmęczenia. Mniejszość tylko ludzi bawi się kąciku zapałkami ideologii umaczanymi w benzynie religii. Bogu niech będą dzięki.
Nie chodzi mi tu tylko o skrajny dżihad - to oczywiste niebezpieczeństwo. Groźniejsze jest to co ukryte, chronione przez opacznie pojętą tolerancję i wcale nie marginalne: agresywny ortodoksyjny islam, który w środku świeckiego europejskiego społeczeństwa brytyjskiego buduje sobie religijne getta, a nawet jak się okazuje przejmuje niektóre państwowe instytucje. Spróbujcie tak potraktować chrześcijaństwo w Arabii Saudyjskiej a nawet w Dubaju!
Trudno nie opowiadać się, oczywista oczywistość, za tolerancją i rozsądną wielokulturowością. Nie uważam, że piętnowanie społeczności religijnych czy etnicznych ma jakikolwiek sens. To poza wszystkim barbarzyństwo.
Blokowiska, posrodku kino. Liczne tanie sklepy z zywnoscia mrozona. Do tego kilka szmatexow. Jakas kawiarnia, fryzjer i najwazniejsze osrodek kultury z biblioteka wlacznie. Jakiez mnie rozczarowanie ogarnelo pozytywnie. Szerokie horyzonty. Wielkie przestrzenne sale z ogromem nowych pozycji. Kilka szafek rezerwacji- znak to, ze pozycje akademickie. Kilka telewizorow, komputery i gry okupowane przez chlopcow i grajacych namietnie w wirtualna pilke. Do tego stoisko gdzi mozna kupic ksiazki polskie i nie tylko. Wypozyczyc mnostwo przewodnikow nowych (a to raczej nie spotykane) plus albumy, plyty z muzyka, filmami itp. Do tego kilka stolow z siedziskami i nowe kanapy, ktore az sie prosily o nasz tylek. Najwazniejsze pozycje polskie. I tu czulam sie jak zwierzatko co dopiero spuszczone ze smyczy. Lapy az mnie swierzbily, by zabrac wszystko. No i kochani to przyzwolenie informujace o moznosci wypozyczenia az 12 pozycji jednorazowo. Szczescie przeogromne. Widac tam pieniadze wkladane okropne. Zostaje tylko wspominac i dziekowac miejskiemu zarzadowi o tak dobre dopieszczanie emigrantow.
Czytelnicy jak i klienci okolicznych sklepow nie naleza do bogatych ani majacych swe korzenie w Wielkiej Brytfannie. Ostatnimi czasy wybuchla dyskusja nad zawlaszczaniem sobie szkol brytyjskich przez islamistow. Wiadomo Oni byli tu zawsze jednak z tym co ostatnio buchnelo to fakt wypierania przez spolecznosc muzulmanska praw Darwina, nauce o rozrodzie czy tez nawolywania o okreslonym czasie na modlitwy. Dzialo to sie wszystko w Birmingham. Wiadomo, ze wszystko jest absurdalne ale to jest fakt.
Z drugiej jednak strony jak zauwazyl Newsweeek Polska, ze
Większość Brytyjczyków-muzułmanów zajmuje się tym czym większość Polaków, Chińczyków i Szwedów - katolików, taoistów i wyznawców Latającego Potwora Spaghetti czyli zarabianiem pieniędzy na rodzinę. Od czasu do czasu chodzą do kościołów i meczetów, albo i nie chodzą, bo w wolne dni tygodnia padają ze zmęczenia. Mniejszość tylko ludzi bawi się kąciku zapałkami ideologii umaczanymi w benzynie religii. Bogu niech będą dzięki.
Nie chodzi mi tu tylko o skrajny dżihad - to oczywiste niebezpieczeństwo. Groźniejsze jest to co ukryte, chronione przez opacznie pojętą tolerancję i wcale nie marginalne: agresywny ortodoksyjny islam, który w środku świeckiego europejskiego społeczeństwa brytyjskiego buduje sobie religijne getta, a nawet jak się okazuje przejmuje niektóre państwowe instytucje. Spróbujcie tak potraktować chrześcijaństwo w Arabii Saudyjskiej a nawet w Dubaju!
Działo się to w dzielnicach zdominowanych przez islam i społeczności muzułmańskie. To częste zjawisko. Co ósmy mieszkaniec Wielkiej Brytanii to imigrant. W Birmingham mieszka około 20 proc. imigrantów z Azji. 15 proc. to muzułmanie. Dzielnice, gdzie dominuje islam to nie fatamorgana prawicowej prasy tylko rzeczywistość: realna, namacalna i trudno jej nie zauważyć. Świadczą o niej także pojawiające się często informacje o stosowaniu prawa koranicznego podczas niektórych procesów w brytyjskich magistratach i sądach. Prawo to w oryginalnej wersji ma ciekawy przelicznik: zeznania dwóch kobiet równe zeznaniom jednego mężczyzny. Oczywiście polityczna poprawność nakazuje udawać, że fakt, że pięć kilometrów od londyńskiego City można się poczuć jak w Pakistanie nie rodzi żadnych problemów związanych z integracją i pielęgnowaniem wartości spajających jakoś całe społeczeństwo.
Białe prostytutki
Ta sama beztroska sprawia, że jedna ze szkół w Birmingham odwołała szopkę, w innej podczas spotkania w auli z uczniami nauczyciele muzułmanie potępiali „białe prostytutki”, w jeszcze innej megafony na boisku wzywały uczniów muzułmanów do modlitwy.
Minister edukacji Michael Gove zapowiedział powrót do pomysłu lotnych inspekcji, które mogłyby sprawdzać, czy brytyjskie szkoły mają jeszcze cokolwiek wspólnego z Wielką Brytanią czy też może więcej z Pakistanem i Arabią Saudyjską. Chodzi tu o specyficzny rodzaj szkół tzw. akademie, gdzie nie obowiązuje formalnie program, dyrekcje i nauczyciele mają ogromną dowolność doboru przedmiotów i tematów zajęć. Ideą tych szkół jest polepszenie jakości edukacji, ideą przejmujących je przy okazji tego eksperymentu muzułmańskich fanatyków jest budowanie w środku Wielkiej Brytanii fundamentów „Państwa Islamu”, która jak wiadomo ma ambicje zwycięstwa na całym świecie.
Brytyjski islam ma mnóstwo kapitalnych osiągnięć. Ma także dobrze zintegrowane społeczności, które musiały przeżywać wstrętne akty agresji po 11 września. Ma grupę genialnych uczonych, intelektualistów i polityków. Ma dzielnice takie jak londyński Ealing, gdzie w płatnych katolickich szkołach nie dziwi nikogo widok dziewczynek w muzułmańskich chustach (nie przejmują religii tylko wiedzę, by robić karierę - muzułmańska elita w Wielkiej Brytanii dba o naukę dzieci). Dzieci nie muszą brać udziału w nabożeństwach, ale akceptują sale wykładowe z krucyfiksami.
Trudno nie opowiadać się, oczywista oczywistość, za tolerancją i rozsądną wielokulturowością. Nie uważam, że piętnowanie społeczności religijnych czy etnicznych ma jakikolwiek sens. To poza wszystkim barbarzyństwo.
Nigdy nie zapomnę zdjęcia prasowego z tego okresu po atakach 7 lipca 2007 r. w Londynie - twarzy stojącej w oknie muzułmanki nastolatki z wylęknionymi oczami, dziewczynki uwięzionej w swoistym areszcie domowym. Tyle tylko, że to zdjęcie nasuwa mi też inną, drugą refleksję: tej muzułmance mieszkającej w Wielkiej Brytanii bardziej niż osobny basen od chłopców przyda się zastrzyk brytyjskich wartości, znajomość chrześcijańskich świąt, europejskiej literatury. Ci którzy chcą ją zaklajstrować w religijnym getcie i poddać terrorowi antykobiecych interpretacji islamu robią jej taką samą krzywdę jak chuligani rzucający nocą cegły w okna muzułmanów i napastnicy demolujący meczety.
Coraz częściej w Wielkiej Brytanii słychać prostą prawdę: osiedlając się w jakimś kraju trzeba podjąć próbę integracji i akceptacji jego reguł, a nie budować własne państwo, a raczej getto w państwie. Taktyka tolerancji wobec takich działań prowadzi do powstania magazynów bomb i sal katechetycznych terrorystycznego instruktażu w meczetach, tak było kiedyś w londyńskim Finsbury Park.
W tej sprawie zabrał głos wicepremier liberał Nick Clegg. Mówił w radiu BBC 4, że pewien dekalog wiedzy i wartości kojarzonych z Europą i Wielką Brytanią powinien być obowiązkowy dla wszystkich szkół, niezależnie od ich nazwy, dzielnicy i miasta, gdzie się znajdują.
Jeszcze dobitniej napisał o tym w „Daily Telegraph” konserwatysta Charles Moore, który przypomniał, że po 11 września i atakach bombowych na Londyn w lipcu 2007 r. ortodoksyjne organizacje muzułmańskie próbowały wprowadzić prawny zakaz łączenia islamu z terroryzmem. Dżihad stał się w imię politycznej poprawności przypadkiem kulturowym, broń boże nie religijnym. Czy da się tak oddzielić obie sprawy w przypadku islamu?
Polska, gdzie emigracja z konieczności za lat kilkanaście będzie jedynym wyjściem z kryzysu rąk na rynku pracy, powinna śledzić to co dzieje się w Wielkiej Brytanii i wyciągać wnioski. Społeczeństwo szacunku dla wielu kultur - tak! Społeczeństwo, które pozwala na imigranckie getta i rozwój ekstremizmów? To niekoniecznie. Nawet kosztem napięć.
Zdanie z apelu w szkole w Birmingham o „białych prostytutkach” może świadczyć o tym, że monopolu na rasizm nie ma żadna rasa, kultura ani religia.
http://opinie.newsweek.pl/meczety-w-brytyjskich-szkolach-newsweek-pl,artykuly,341308,1.html
Kto chce sie zajmowac radykalizmem zajmuje sie ciagle dla normalnych zjadaczy fish & chips`ow jest to straszne a tytulowy multi kulti moze stac sie niebawem multi ale kill!
Kto chce sie zajmowac radykalizmem zajmuje sie ciagle dla normalnych zjadaczy fish & chips`ow jest to straszne a tytulowy multi kulti moze stac sie niebawem multi ale kill!