To byl weekend. 7 podobno szczesliwy? Choc ta liczba w zdrapkach loteryjnych nigdy szczescia nie przynosi. 7 to takze liczba, za ktora w malzenstwie uchodzi za przelomowa. Czy tak jest to nie wiem?
Lodowke dalej dzieli sie na pol, sprzatanie tez, zakupy jak i zycie tez. Dzieci i zwierzeta - brak!
Czlowiek odslania wiele twarzy. Byle do przodu i byle dobrze bylo.
Lozko rowniez nie dzieli a laczy. To dla niedowiarkow, uzupelniam wiedze.
W sobote przypadala cioci i Instytucji Zony siodma rocznica zawarcia zwiazku partnerskiego. Teraz juz slubu po przekonwertowaniu. Jako pierwsza zyczenia zlozyla nasza mama. Kochana mama!
Obchody zaczely sie juz w piatek. Liczne muzea a tak z golymi babami tez! Sobota uczuciowo wystawy, domy religijne (zeby i diablu ogarek i swieczke cos tam cos tam) No i Juliette Binoche oczy mnie sie snily. Antygona obejrzana i pod wrazeniem wielkiej aktorki nadal jestem.
Oj tak wedrowka zaulkami Ediego. Mala knajpka. Piwo bagienne po wrazeniach festiwalowych itp.
Perly przed wieprzki i swietne zakonczenie soboty.
Na zakonczenie calego weekendu i podsumowanie szczesliwej 7. Haslo, ktore przyswieca galerii Modern of Art- Everything is going to be alright.
i piosenka na koniec
Stoooo lat, stooo lat