Wednesday, 17 August 2016

zlote usta ds. dialogu miedzynarodowego

Dzis min hamerykanskie wybitne wypowiedzi corki generala Wladyslawa Andersa!!!!

Czasem naprawde trzeba sie nie odzywac? Maria Anders pelnomocnik Prezesa Rady Ministrow do spraw dialogu miedzynarodowego.  (Urzad ten zrobiono na sile). Na sile tez sciagnieto z Londka Pania Anders. Pani tez nie ma szacunku dla siebie. Pozwala siebie obrazac bo jest kobieta. Nakazuje podnosic na siebie reke. Bic sie. Stawiac mur. Nie miec litosci dla migrantow. Nie miec przyzwoitosci dla placzacych dzieci. Lubic bankrutow, rasistow kochac i nie miec pojecia o biznesie. Gardzic pracownikami. Nie dawac podwyzek. zabierac im przerwy na jedzenie. Krecic machloje i byc zenujaca kreatura! To dla pani Marii Anders jest przyzwoity kandydat.

Z Reagana też się podśmiewano – mówi Anna Maria Anders, pełnomocnik premier ds. dialogu międzynarodowego. Jej zdaniem prezydent Republikanin dobrze wpłynąłby na relacje z Polską, ale w przypadku Trumpa wszystko zależy od tego jakich dobierze współpracowników.

Anders, sama będąca zadeklarowanym wyborcą republikanów, delikatnie chwali, ale ma także zastrzeżenia wobec Donalda Trumpa. Pozytywni mówi na temat Mike’a Pence’a, kandydata na wiceprezydenta. Według niej to konserwatywny, spokojny człowiek. 

– Uważam, że jeśli Trump dobierze sobie dobrych ludzi i będzie ich słuchał, może być świetnym prezydentem - wyjaśnia Anders, która w USA spędziła 20 lat, a Trumpa zna osobiście.



Witold Orlowski dla Rzeczpospolitej
Świat przeżywa właśnie dreszczowiec, którego kulminacja nastąpi 8 listopada. Dreszczowiec o nazwie: wybory prezydencie w USA. Wbrew sondażom, sugerującym wyraźną przewagę Hillary Clinton, wynik wyborów jest dziś niemożliwy do przewidzenia (podobnie, jak niemożliwy do przewidzenia był wynik głosowania w sprawie Brexitu). A stawką mogą być nie tylko nerwy, ale przyszłość światowej gospodarki.



W programie gospodarczym Donalda Trumpa pada wiele miło brzmiących dla ucha ogólników: niższe i prostsze podatki, mniej biurokracji, korzystniejsze warunki dla biznesu. Ale pada też wyraźna propozycja zerwania z dotychczasową polityką otwartości na handel, a zwłaszcza zerwania umów o swobodnej współpracy gospodarczej USA z krajami Ameryki i basenu Pacyfiku. A w tle tego wszystkiego – perspektywa wojny handlowej z Chinami. Jeśli Trump rzeczywiście wygrałby wybory, i jeśli rzeczywiście zacząłby konsekwentnie prowadzić taką politykę, skutki mogłyby być naprawdę dalekosiężne. Mówiąc najkrócej – świat, do którego przyzwyczailiśmy się, świat globalizacji i swobody transgranicznego ruchu towarów i kapitału, mógłby się skończyć szybciej niż sądzimy. 

"Mieszkaniec Londynu mógł zamówić przez telefon, pijąc w łóżku poranną herbatę, produkty z całego świata w dowolnej ilości i oczekiwać ich dostawy w rozsądnym terminie; mógł w tym samym czasie za pomocą tych samych narzędzi zainwestować swój majątek w zasoby naturalne lub nowe firmy w jakimkolwiek zakątku Ziemi; lub mógł zdecydować o tym, by związać swoje losy z mieszkańcami jakiegokolwiek miasta na dowolnym kontynencie". Słowa te napisał sto lat temu John Maynard Keynes, wspominając jak wyglądał świat w roku 1914 – świat przyzwyczajony do globalizacji i uważający ją za coś naturalnego i niemożliwego do odwrócenia. Gdyby zastąpić słowo "telefon" przez "internet", zdanie to mogłoby równie dobrze być napisane na początku XXI wieku. Jednak pięć lat później z globalizacji nie było już śladu: dramatyczne wydarzenia polityczne i społeczne spowodowały, że na kolejne kilkadziesiąt lat granice się zamknęły, handel światowy niemal zamarł, a wspomniany mieszkaniec Londynu zamiast beztrosko popijać rano herbatę i zamawiać produkty z całego świata, z lękiem wyglądał przez okno, widząc za nim jednym razem długie kolejki bezrobotnych, a innym nadlatujące bombowce Luftwaffe.


W obecnej globalizacji wiele rzeczy może się nie podobać. Możemy narzekać na zalew chińskiego importu, na duże nierówności dochodowe, na nierówny podział owoców rozwoju między krajami i wewnątrz krajów. Ale miejmy nadzieję, że Donald Trump nie zacznie tego wszystkiego radykalnie zmieniać. Bo konsekwencje mogą być trudne do przewidzenia.

rada na nadcisnienie wynikly z wkurwu idzmy do kosciola!

Trwaja spekulacje ze, Najdzel idiota Faradz, byl w niemieckiej ambasadzie po wniosek o obywatelstwo. Ma zone Niemke, zaprzeczyl pogloskom. Nie wasz ...komentarz ryczal do dziennikarzy.



Sighted: Nigel Farage in the queue at the German embassy with me and my fellow European citizens. I guess he realised he really kinda screwed us over and is quickly trying to also get some dual citizenship. I say we start a petition to NOT ALLOW THIS. The best part was that at the counter he apologised for not having some kind of document with the sentence 'as you might have noticed I've been a bit busy lately". Ehm excuse me with what? After the referendum I haven't seen you around much.

Oh and also his moustache indeed looks shit.



Zenada, chanba taka sama jak dawanie 25- latkom orderu za zalugi dla POlski za to, ze nosilo sie parasolke za drugim nadmozgiem Macierewiczem.
Posypaly sie zlote medale. Anita Wlodarczyk dziekuje Bogu za wygrana. Dziekuje niezyjacej juz Kamili Skolimowskiej. Nasza zwyciezczyni z Rio rzuca ta sama rekawica co Kamila Skolimowska.
Brawo. Brawo za rekord. Tylko dlaczego tyle odniesien do Boga. Anito! Ty takze mialas w tym swoj udzial!!!


Bieganie, dobra dieta, rozsądna ilość alkoholu – co jeszcze można zrobić, żeby zachować dobre zdrowie. Chodzić do kościoła, wynika z najnowszych badań. 


Eksperymentu dokonali naukowcy z Norwegii, a ich efekty ukazały się w periodyku International Journal of Psychiatry in Medicine.




Przebadano 120 tysięcy mieszkańców tego skandynawskiego kraju i ustalono, że regularne chodzenie do kościoła zmniejszało ciśnienie krwi osobom, które cierpiały na nadciśnienie tętnicze.

– Ludzie, którzy zgłosili, że chodzą do kościoła co najmniej trzy razy w miesiącu mieli ciśnienie krwi, które było średnio o jeden do dwóch punktów niższe niż ci, którzy w ogóle nie chodzą do kościoła – twierdzą autorzy raportu.





Nie tylko regularne wizyty w kościele pomagały na ciśnienie krwi. Nawet ludzie, którzy zaglądali od jednego do trzech razy w miesiącu wykazywali jego jednopunktową redukcję, a ci którzy bywali w świątyni raz w miesiącu i rzadziej – półpunktową. 

Naukowcy, którzy brali udział w badaniu, są zdumieni. Głównie z powodu faktu, że Norwegia to mocno zlaicyzowany kraj, gdzie chodzenie do kościoła nie jest popularne. Uważają, że korelacja między zdrowiem i wiarą nie jest jeszcze dokładnie zbadane i będą prowadzone dalsze eksperymenty w tym kierunku. 
Źródło: Wiedzoholik