Friday, 19 December 2014

wyznania milosne



Reaching for the Moon to nie tylko piosenka Elli Fitzgerald ale takze cudowny film pod tym samym tutulem. Opowiada o losach i tragicznej milosci dwoch wielkich kobiet. Brazylijskiej archite Loty de Macedo Soares i amerykanskiej poetki Elizabeth Bishop. Rezyseria Bruno Barreto. Niemiceka produkcja z dofinansowaniem kinomatografii brazylijskiej. Stad ten pomysl. Ano dlatego, ze Loty plany urbanistyczne bylt wykorzystywane w calej brazylii a naczelnym jej dzielem byl park rekracyjny Flamengo Park w Rio de Janeiro.                       
Lota de Macedo Soares a prawdziwe nazwisko to Maria Carlota Costallat de Macedo Soares urodzona 16 marca 1910 w Paryzu. Zmarla 25 wrzesnia 1967 roku. Znana glownie z tego, ze byla kochanka Elisabeth Bishop, amerykanskiej poetki, zdobywczyni literackiej nagrody Pulitzera. O milosci dwoch kobiet wiemy z ksiazki Rare and Commonplace Flowers autorstwa Carmen Lucia de Oliveira.
Zwiazek Loty z Bishop trwal od 1951 roku az do samej smierci Loty w 1967 roku. Lota przezyla zalamanie nerwowe ale przed smiercia poleciala do Nowego Yorku do Elisabeth i tam dokonala zywota.

                                         
Na zdjeciu wyzej twarda Lota i jej dom, Samabaia, ktory dzielila z Elisabeth. Byl to takze jej podarek dla Ciasteczka jak nazywala pieszczotliwie Bishop. Lota z poprzednia partnerka, z ktora mieszkala obok Samabaia zaadoptowaly dziewczynke. Lota chciala by ja dziecko nazywalo- babcia)

                                            .The house Elizabeth Bishop shared with Lota de Macedo Soares on the Fazenda Samambaia. (Photo by Katrina Dodson.
Na podstawie ksiazki, rezyser Bruno Baretto nakrecil film, ktory jest wiernym odzwierciedleniem zycia obu kobiet. Milosci tak silnej, ze zwyciezy nawet alkoholizm i dzielenie sie jedna osoba.
Jak wiemy Elisabeth Bishop byla poetka. Nad tym sie nie rozwodze bo i nie umiem oceniac poezji. Za to co wiem byla Bishop byla alkoholiczka, ktora i tak przezyla Lote. Mowi sie o Bishop, ze nalezy do genialnej trojki, w historii angielskiej poezji - Emily Dickinson, Sylvia Plath i wlasnie Bishop.


Na marginesie dodam, ze wszystkie byly lesbijkami i mialy wieksze lub mniejsze problemy z alkoholem i glowa. tak jak ciocia -tylko ja przyznaje sie do poparcia w slowach wislawy Szymborskiej, ze od Absyntu zanik talyntu;-)

Film jest genialny. Poludniowa dusza kontra, angielski smutek. I ta pasja, ten zywiol. Bedziecie zniewoleni Brazylia i klimatami. Obiecuje Wam to.

                           4967 55a2
Elisabeth Bishop 1911 - 1979, amerykanska poetka, tlumaczka, powiesciopisarka i niestety tez chimeryczna i humorzasta. Moze to wplyw jej matki, ktora byla chora psychicznie a ojciec Bishop zmarl wkrotce po jej urodzeniu. Debiut to North & South. W roku 1956 wspomniany Pulitzer za North&South - A Cold Spring.
Z tego tez tomiku prezentuje wiersz Elisabeth Bishop - Jedna Sztuka w przekladzie Stanislawa Baranczaka.

                9060 5e1d
Jedna sztuka

przełożył Stanisław Barańczak

W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy; 
tak wiele rzeczy budzi w nas zaraz przeczucie straty, 
że kiedy się je traci - nie ma sprawy. 

Trać co dzień coś nowego. Przyjmuj bez obawy 
stracone szanse, upływ chwil, zgubione klucze. 
W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy. 

Trać rozleglej, trać szybciej, ćwicz -wejdzie ci w nawyk 
utrata miejsc, nazw, schronień, dokąd chciałeś uciec 
lub chociażby się wybrać. Praktykuj te sprawy. 

Przepadł mi gdzieś zegarek po matce. Jaskrawy blask dawnych domów? 
Dzisiaj blady cień, ukłucie w sercu. W sztuce tracenia łatwo dojść do wprawy. 

Straciłem dwa najdroższe miasta - ba, dzierżawy ogromniejsze: 
dwie rzeki, kontynent. Nie wrócę do nich już nigdy, ale trudno. Nie ma sprawy. 

Nawet stracę Ciebie (ten gest, śmiech chropawy, który kocham), nie będzie w tym kłamstwa. 
Tak, w sztuce tracenia nie jest wcale trudno dojść do wprawy; 
tak, straty to nie takie znów (Pisz!) straszne sprawy.

Czy chce jeszcze cos dodac do milosci szalonej i tragicznej. Otoz tak - proponuje dwa filmy. Pierwszy to Before I go to sleep. W rolach glownych  Colin Firth  i Nicole Kidman. O kobiecie, ktora nie wie kim jest. A maz okazuje sie nie tym za kogo sie podaje i drugi film Gone girl z Benem Afleckiem jako strasznym mezem tez.


Mezowie graja cos przed swoimi zonami. Te nie sa dluzne. Miks dziwnych sytuacji z ktorych widz czasem widzi siebie. Malzenstwo rozbierane jest na kawalki. Instytucja dwoch osob nazwiazuje dziwna gre. Do tego wciagnieci sa i rodzina i przyjaciele. Zawiazuje sie dziwna relacja kata - ofiary co czyni dwa filmy tak niesamowite, ze ciocia siedzi i nie moze sie nadziwic, ze faktycznie mozna i tak robic. Dlaczego nie. Oklamujemy sie, scielimy scieme, czasem sie tolerujemy a czasem nie mozemy na siebie patrzec. Tylko po co od razu miewac romanse i zabic kochanka?


Kochani mozna i miec zrabana psychike i nasowa sie pytanie czy rezyser juz gdzies instytucje malzenstwa zbadal czy moze wiedziony przypadkami wyrazil swoje wlasne obserwacje.
Tak czy inaczej oba filmy sa, okreslane mianem ...zrytych. Do tego zdania i ja sie podpisuje. Jednak filmy te strasznie polecam i obiecuje, ze bedziecie siedziec troche zmieszani.
Taka prawda ekranu, prawda czasu.
A teraz to juz do slubu, czas mi pojsc)))



4846 6909