Anna Kaminska, Simona. Opowiesc o niezwyczajnym zyciu Simony Kossak. Czy wiecie co to wycior czy ciota? To nazwy ani obrazliwe ani tez smieszne? Simone Kossak dopiero teraz poznalam. Nie sluchalam jej w radio ani nie widzialam w telewizji. Szkoda, bo to robila Simona Kossak przechodzi ludzkie pojecie. Kobiete te, stawiam na rowni z malzenstwem Gucwinskich.
Simona, buntowniczka, pustelniczka to jedna z najslynniejszych potomkin wielkiego rodu Kossakow. Simona to takze wielka propagatorka przyrody i ochrony srodowiska w Polsce. Simona byla osoba trudna i kontrowersyjna. Nie brak jej bylo i charyzmy. Stala sie czarownica z Puszczy Bialowieskiej.
Wielka szkoda, ze pani Simony nie ma juz wsrod zywych i pozostaje tylko Jej sposcizna. Ksiazke Anny Kaminskiej czyta sie lekko i przyjemnie. Autorka posiada niezwykly dar snucia opowiesci. Simone, goraco polecam tym, ktorzy bohaterke nie znali i nigdy nie slyszeli. Dzielo Kaminskiej to dla tych, ktorzy zyja po swojemu ale maja i wiele cierpliwosci dla innych.
Patrycja Pustkowiak, Nocne zwierzeta. Zycie Tamary Mortus pelne jest balang, picia, kacow i nieprzyswajalnej tresci. Za duzo przegadana, przemyslana, chyba za duzo jednak alkoholu choc to nie o alkoholu. Mial byc drugi Pod Mocnym aniolem wyszlo srednio. Kilka wtracen Tamary do przyjecia reszta rozwlekla i troche jestem zawiedziona ta pozycja. Za duzo tych wywodow a za malo czarnego humoru. Przydaloby sie jeszcze to cos, jakas iska, ktora by bardziej wciagnela. Sam motyw morderstwa nie wystarczyl i pozostaje drobne nieporozumienie. Dla koneserow wielkich korporacji.
Camilla Lackberg, Pogromca lwow. Przygotowywalam sie na ciekawa lekture. Ta ruszyla z kopyta. W srodku zwolnila i zaczela sie rozlazic. Pod koniec ruszylo i czuje sie dopieszczona. Trup kladl sie czesto. Historia mieszala sie z cierpieniem ofiar. Tajemnica rodziny zostala namierzona. Daje mocnego plusa za wartka fabule i czekam na wiecej trupow ze strony Camillii Lackberg. Pogromca lwow to dopiero mocna rzecz w Fjabllace.
Robert Rient, Swiadek. Mocna rzecz daje slowo. Robert Rient nalezal do kociej wiary. Wspolczulam zawsze jednemu chlopcu z mojej klasy, ktory nie chodzil na religie. Stal pod drzwiami. Obijal sie o sciany i wyzywany przez reszte od kocich jakis taki byl niewidoczny?
Wspolczuje tez Robertowi za to co przezyl. Chocby i to, ze nigdy nie mial imienin ani gwiazdki. Wspolczuje bohaterowi w jego walce o utrzymanie Boga w sercu a jednoczesnie chcacy wyrwac ten ciern z siebie. Ja nie probowalam wyrywac ani ulegac pokusom ani wiary ani ludziom.
Ciesze sie, ze zycie tak pokierowalo Robertem, ze jest silny, napisal ksiazke i na swoj sposob obchodzi te swoje Gwiazdki.
Swiadka czyta sie interesujaco. Z uwaga sledzi poczynania tego co jest zapisane w pamietniku. Radoscia jest poczytanie o Jeleniej Gorze, Poznaniu i imprezach. Przytlaczaja *troche* reozsterki i narkotyki bohatera ale ciesza postepy w samorealizacji i brniecie do przodu do celu do spokoju wewnetrznego.
Ta cienka ksiazeczka otwiera oczy na pozor szczesliwe zgromadzenie Swiadkow Yehowy. Szczesliwych ale jakze polskich. Wady zostaja zawsze takie same- polskie, ludzkie, ze az strach pomyslec gdyby wszyscy byli tak gleboko wierzacy i zaslepieni- tak po polsku i to nie w Boga.