Wczoraj dostala ciocia karte do glosowania w wyborach na urzad Prezydenta RP. Nie zawahalam sie jej uzyc.Nie zartuje sobie ani z powagi sytuacji ani z funkcji ani wyborow. Byl to trudny czas i przyznaje, ze ciezko bylo mi przekreslic czyjekolwiek nazwisko. Boje sie i chcialabym lepszego jutra.
Kampania jak wiemy byla slaba. Kandydaci marionetki oprocz juz urzedujacego prezydenta. Nie wiem czy robie dobrze, skreslajac mojego kandydata. Nikt nie jest doskonaly. Czy oddac glos pusty? Wtedy dodaje glos na wygranego. Gdy glosuje zle. Daje szanse temu, ktory szansy nie ma? Wsrod kandydatkow faszysci, marionetki, kiepscy aktorzy, ktorzy bez wyuczonych rol, nie maja swojego zdania. Sterowane to wszystko i zaslepione.
Oczywiscie posypia sie gromy, ze emigracja glosuje ale po co. Skoro jest nie u siebie i niech swoje glosy oddaje ale w liczeniu talerzy na zmywaku.
W wyborach w Wielkiej Brytfannie jest jasno i na temat. Serce mam po prawej stronie i jestem za stona tych u ktorych mieszkam. Dali mi duzo. Dzieki emigracji jakos pracuje, mieszkam, z poczatku dostalam i pieniadze. Mam tu opieke, dobra czy nie. Jacys lekarze tez tu sa. Mniejsza o to czy lecza czy nie. Tak jak wszedzie. Mozliwosc slubu i nie wtracanie sie urzednikow ani osob postronnych w moje zycie.
Jak chce to wkorwiam sie na glupote autochtonow. Jak nie chce to korzystam z ich parkow, zamkow, powietrza, gor, morza, widokow lub ich kuchni, ciekawosci, nawykow i przywar. Czasem tez wkorwiam sie tu na pobratyncow a jak nie chce tutejszych to czasem i wyjezdzam do kraju rodzinnego. Czasem uciekam tam, gdzie nikogo nie ma ani wyspiarzy ani krajan.
Ludzie sa ludzmi i czasem wszyscy wkorwiaja albo i nie. Ktos kiedys powiedzial, ze ludzie z natury sa dobrzy. Odnosze to do wyborow. Mysle, ze po wyborach tu czy w spoko koko kraju- bedzie jednak dobrze.
Wracamy z dalekiej podrozy. Takiej szkockiej Route 66 na wzor tej amerykanskiej zrobionej. Az hen zza Inverness. Juz koniec swiata widac i tylko porty a stamtad statki na wyspe Isle of Harris i Stornoway odplywajace.
Byl piekny dzien. Pogoda dopisywala. Dojezdzamy na skraj Wielkiejj brytfanny. Obejrzalysmy latarnie morska na Stoer. Klify wielgachne. Wiatr ciagnacy od morza. Posejdon, moze nie szaleje ale miota falami. Zwiedzilysmy, wten przed nami wyrasta krzyz? Zdziwnieni, bo nikt tu w miejscach tragicznych krzyzy nie stawia. prze sekunde, przemknela mi dosc niepowazna mysla. Moze Polacy? Nie, nie moze byc. Podchodzimy blizej. Krzyz, metalowy. Pospawany. Na ramionach wyspawany napis jest utworzony. Iwona i Krzysztof. Sp 2007.
Od razu przyszla nam mysl, ze spadli, cos sie stalo. I do diabla jak to sie moglo stac?
Nie dawalo nam to spokoju. W hotelu kontynuuje poszukiwania. jakis to mogl byc cel w postawieniu krzyza. Cytuje wiadomosci polonijne.
Byl piekny dzien. Pogoda dopisywala. Dojezdzamy na skraj Wielkiejj brytfanny. Obejrzalysmy latarnie morska na Stoer. Klify wielgachne. Wiatr ciagnacy od morza. Posejdon, moze nie szaleje ale miota falami. Zwiedzilysmy, wten przed nami wyrasta krzyz? Zdziwnieni, bo nikt tu w miejscach tragicznych krzyzy nie stawia. prze sekunde, przemknela mi dosc niepowazna mysla. Moze Polacy? Nie, nie moze byc. Podchodzimy blizej. Krzyz, metalowy. Pospawany. Na ramionach wyspawany napis jest utworzony. Iwona i Krzysztof. Sp 2007.
Od razu przyszla nam mysl, ze spadli, cos sie stalo. I do diabla jak to sie moglo stac?
Nie dawalo nam to spokoju. W hotelu kontynuuje poszukiwania. jakis to mogl byc cel w postawieniu krzyza. Cytuje wiadomosci polonijne.
Kochani na zdjeciu widzicie Stoer i sami zdajecie sobie sprawe, ze skaly, woda, nieprzyjazne powietrze. I do diabla jak tam mozna bylo zejsc? Rece mi opadaja na glupote! Wiem, ze zmarlych nie powinno sie oczerniac. Ale smierc tych ludzi nominuje w nagrodzie Darwina za bezmozgowie ofiar.
Dwoje polskich turystów - 26-letni mężczyzna i jego 18-letnia szwagierka - utonęło w sobotę w północno-zachodniej Szkocji.
Miało to miejsce, gdy wysoka fala ściągnęła ich ze skalistego brzegu w morze - poinformował w poniedziałek dziennik "Glasgow Herald".
Tragedia ta rozegrała się przy latarni morskiej Stoer u nasady nazywającego się tak samo półwyspu, który rozdziela zatoki Enard i Eddrachillis. Mężczyznę znaleziono martwego w morzu, natomiast jego towarzyszka jest nadal zaginiona.
Żona mężczyzny i zarazem siostra drugiej z ofiar zaalarmowała służby ratownicze w sobotę około godziny 20.40 czasu lokalnego. Mężczyznę znaleziono w niecałą godzinę później i przetransportowano śmigłowcem na ląd, lecz nie dawał on już oznak życia. Poszukiwania zaginionej kobiety kontynuowano z użyciem sprzętu czułego na podczerwień, ale o godzinie 2. nad ranem w niedzielę pogoda zmusiła ratowników do przerwania akcji.
Wznowiono ją w cztery godziny później, jednak po bezskutecznej penetracji dziesięciokilometrowego odcinka wybrzeża i sięgającego 15 kilometrów w głąb morza akwenu intensywność poszukiwań zmniejszono. Według miejscowej policji, przez najbliższe dni podejmowane będzie "okresowe sprawdzanie wybrzeża".
Według rzecznika straży nadbrzeżnej, "możliwość przeżycia przy takiej temperaturze wody jest nawet w obecnej porze roku niezwykle ograniczona".
To samo sie tyczy Cabo da Roca w Portugali. Klif 140 - cio metrowy. W pizdu wiatr. Widac juz Rio de Janeiro, ale nie trzeba zrobic sobie idiotycznych zdjec. Wszystko to odbywalo sie po naszej tam wizycie, wiec niemozliwe sa jakiekolwiek uskoki, wyskoki, wychylania sie. Z natura nie wygrasz. Z glupota ludzka tez nie.
Skalisty Przylądek Roca stanowi najdalej na zachód wysunięty punkt lądu stałego Europy. Klif na Cabo da Roca ma wysokość 140 metrów nad poziomem Oceanu Atlantyckiego. Przylądek znajduje się ok 40 kilometrów od Lizbony.
Dwoje Polaków mieszkających w Portugalii zginęło spadając z klifu Cabo da Roca. Małżeństwo spadło w przepaść gdy robiło zdjęcia - podają portugalskie media.
Przedstawiciel zespołu ratunkowego poinformował, że polskie małżeństwo spadło z wysokości ponad 80 metrów i poniosło śmierć na miejscu. Wyjaśnił, że akcja mająca na celu dotarcie do ciał turystów, rozpoczęta niedługo po zaalarmowaniu straży przybrzeżnej, na razie nie przyniosła rezultatów.Jak powiedział PAP kapitan Dario Moreira z komendy policji morskiej w Cascais, wypadek nastąpił na Cabo da Roca w pobliżu miejsca, które jest najbardziej na zachód wysuniętym punktem kontynentalnej Europy. Miejsce, w którym Polacy spadli z klifu, nie było ogrodzone barierkami.
Na miejscu wypadku były dzieci ofiar. Mają 5 i 6 lat. Obecnie znajdują się pod opieką psychologów - dodał Moreira.
I te krzyze- polskie takie? Zboczenie w nadawianiu krzyzy? Krzyzawica jakas? Martyriologia chrystusowo - polska siega juz jak najdalej, poza te klify, bezgraniczna taka keine grenzen jak to spiewal kiedys Ich Troje.