tak to nazywa sie to! dzis gruchnela wiesc taka, ze o malo co nie spadlam z krzesla!
Nie, nie ok! od poczatku! To nie tak)
Projekt powstawal dlugo. Ciocia zostala tam zaproszona. Ba nawet miala miec rubryke, ale przez moze i tchorzostwo, moze i przez jakies tam zobowiazania wzgledem @intelygencji@ polonijnej a moze i nawet sprowadzenie do poziomu messowej chaly, bzdurnosci zycia, opowiadania. Podjelam kroki pojscia po bandzie.
Na nic ograniczenia, trzeba zmierzyc sie z potworami. Poznac swa wartosc. Utrzec nosa i miec wszystko gdzies. Nadarzyl sie moment i couming outu i @narzekanai@. Co do wywiadu i wstepniaka to widac nutke porozumienia;)
Osad pozostawiam Wam.
tu jest link do calego wywiadu ze ma! zachecam do polubienia Open Scotland na Fejsie
http://issuu.com/interactivepublishing/docs/open_polish_magazine_issue_03?mode=embed&viewMode=presentation&layout=http%3A%2F%2Fskin.issuu.com%2Fv%2Fcolor%2Flayout.xml&backgroundColor=2A5083&showFlipBtn=true,
CIOCIA, SAME ZŁO!
O kowbojach, Indianach, Rzymianach, Szkotach, Polakach, homoseksualizmie i polityce z wrażliwą Elą Rygas, miłośniczką tatuaży, rozmawia Damian Biliński.
O kowbojach, Indianach, Rzymianach, Szkotach, Polakach, homoseksualizmie i polityce z wrażliwą Elą Rygas, miłośniczką tatuaży, rozmawia Damian Biliński.
DB: Jako dziecko z utęsknieniem czekałem, aż w telewizji publicznej pokażą kolejny western. Dobrzy lub źli kowboje kontra dobrzy lub źli Indianie. Jednak to Indianie utrwalili się w mojej świadomości głębiej. Być może dlatego, że stosowali mniej cywilizowane sposoby uśmiercania wroga. Pamiętasz jakie to były sposoby?
Ela Rygas: Nie lubiłam westernów, a nawet, w pewnym sensie nienawidziłam tych sobót. Western był dla mnie okropną torturą. Wiecznie to samo: koń, kowboj i pogoń za Indianami. Za to styl kowbojski uwielbiam. Największy sentyment mam do butów kowbojskich. Koniecznie wysokie, z podbitym obcasem. Prawdopodobnie ściąganie skalpu jako trofeum było najokropniejsze.
DB: Głowy też obcinano.
E.R: I pewnie skręcano penisy! Tak, Indianie byli źli!, ale na szczęście to jeden z najgorszych stereotypów. Zawsze dziwiłam się oglądając te nudne filmy, dlaczego kowboje ze strzelającymi kijami gonią Indian i po co? Jednym z nielicznych westernów, który obejrzałam do końca był Tańczący z wilkami. Dziwne, nawet z braćmi nie bawiłam się w kowbojów i Indian. Za to bawiłam się w wojnę.
DB: O wojnę też chciałem zapytać. W Starożytności Juliusz Cezar opisywał między innymi plemiona celtyckie. Rzymianie nawet odgrodzili się od Kaledonii murem Hadriana, zbudowanym właśnie po to, by odgrodzić obszary zajęte przez Rzymian od nieujarzmionych plemion piktyjskich i Goidelów, zwanych też Szkotami, których Rzymianie uważali za nieustraszonych i dzikich wojowników. Ale ty chyba nie bawiłaś się w Rzymskie wyprawy to jakie to były wojny?
E.R: Wielki Mur Chiński i Mur Berliński też miały chronić, na szczęście tylko jeden przetrwał i widać go z kosmosu. Drugi rozpadł się bo zabrakło tej Fukujamowej historii (śmiech). Najpierw Ptolemeusz i Szlak Bursztynowy z racji Calisii potem Rzymianie, a i owszem nie bawiłam się w rzymskie wyprawy. Raczej komiksy, np.: Kajko i Kokosz; czarne piwko naprzeciwko, a potem kopanie piłki. Zawsze stawiali mnie na bramce. Poza tym z racji tego, że nie miałam ani kolegów ani koleżanek zabawy ograniczały się do spędzania czasu samej z sobą: czytanie, oglądanie, słuchanie i samochody. Czasem przeszkadzałam w warsztacie, cała usmarowana od smarów, grzebałam w skrzynce z narzędziami taty. Jak wspominała moja mama, byłam wszędzie, nawet w kredensie dziadków. Jeśli chodzi o zabawki to, miałam dwa zielono metalowe czołgi, ołowiane żołnierzyki, kolekcję egzotycznych zwierzątek oraz dwa samoloty ze znaczkami Lufthansy! Potem były puszki, po piwie.
D.B: Nie wygląda to na trudne dzieciństwo, ale określiłbym je raczej jako twarde?
E.R: W dzieciństwie byłam strasznie smutnym dzieckiem, bo ani koleżeńskim ani rozchwytywanym przez inne dzieci! Potem gdzieś przeczytałam, że człowiek inteligentny nigdy się nie nudzi. I nigdy się nie nudziłam. Zawsze sama wymyślałam sobie zajęcie. Dzieciństwo twarde, bo ani się sama z sobą nigdy nie cackałam ani nie oczekiwałam na przychylność i poklask. W szkole podstawowej jedynym czym mogłam uwieść rówieśników było opowiadanie o duchach, ale potem przychodzili inni i psuli zabawę.
D.B: Nie cackałaś się ze sobą, tzn?
E.R: Gdy się nudziłam to były zwierzęta i mój świat czyli nauka i książka. Nie narzekałam mamie, że mnie nie lubią. Człowiek trochę popłakał, ale rano trzeba było wstać i pójść do szkoły! Generalnie nie lubię swojego dzieciństwa. Odżyłam dopiero w liceum. Tam spotkałam fajnych ludzi i wypłynęłam towarzysko. Spotkałam wspaniałych nauczycieli. Zawiązały się przyjaźnie na lata, a nawet małżeństwa. Mamy po 36 lat, a mogę powiedzieć, że znamy się 21 lat! To jest niesamowite!
D.B: Często, gdy dzieciństwo nie przebiega poprawnie, odreagowanie przynosi kłopoty. U ciebie też były?
E.R: Zero. Nigdy się nie spóźniałam. Sama wstawałam. Na wagarach byłam może dwa razy; raz gdy przyszłam w spódniczce, wtedy chyba pół szkoły wyszło mnie podziwiać, a drugi raz chyba nie poszłam na rysunek techniczny, bo nie miałam projektu. Papierosy dopiero w ostatniej klasie, a alkohol tak jak wszyscy w okolicach 18-stki. Nie byłam buntowniczką. Bałam się milicji, a potem policji.
D.B: Pytałem o plemiona Indian, plemiona celtyckie, twarde życie nie bez powodu. W pewnym sensie łącznikiem jest walka. Twarda walka, ale czasami nie musi to być walka z przeciwnikiem, ale z rzeczywistością albo samym sobą Czy można pokusić się o twierdzenie, że musiałaś o swoje walczyć?
E.R: Jeśli chodzi o walkę to mam nowe powiedzenie (śmiech). Nie jestem zupą pomidorową i nie każdy mnie lubi. Nigdy nie walczyłam ani o uznanie ani o poklask nie zabiegałam. Owszem, lubię bywać w centrum zainteresowania, ale to raczej domena kochliwych strzelców.
DB: Co było pierwsze: tatuaż czy...?
E.R: Oczywiście tatuaż!
DB: Jak się zaczęła twoja przygoda z tatuażem?
E.R: Pierwszym tatuażem, a raczej nieudolnym korzonkiem była różyczka na lewym przedramieniu. Straszna chała! Ale i tak dumna byłam, że zrobiłam pierwszy krok. Mama tylko spojrzała i wskazała miejsce, gdzie powinnam zrobić sobie tatuaż. Zamazanie tej pierwszej pracy odbyło się już tutaj, w Edynburgu. Potem była kolejna praca i tak już poleciało: ozdobiłam nogi, następnie przedramiona, klatkę piersiową, kark, biodra, ramiona i plecy - choć ta praca jeszcze jest nie ukończona! Ale to z powodu bólu. Tam najbardziej bolało, albo czas był nieodpowiedni? Każdy ma inna strefę bólu i każdy reaguje inaczej. Prawda u kobiet jest taka, że ciało inaczej reaguje na tatuaż przed i po menstruacji. Ale prawda jest też taka, że części zewnętrzne ciała bolą najmniej. Najbardziej wrażliwe miejsca to pachwiny, żebra, piersi, szyja i głowa. Dlatego mam ogromny szacunek dla wszelkich tatuaży w takich miejscach. Jedno z większych wyzwań to czaszka. Trzeba znieść nakłuwanie i drganie przez całą pracę. To jak najgorsza chińska tortura.
DB: Dawniej, aby posiadać tatuaż trzeba było dokonać czegoś wielkiego, wzniosłego albo po prostu okrutnego np: zdobyć wspomniany skalp albo nawet całą głowę. We współczesnym świecie (jeszcze niedawno) też trzeba było się wykazać albo na ulicy, więzieniu albo przynależąc do gangu. Dzisiaj każdy może zrobić sobie tatuaż, gdzie chce, kiedy chce i jaki chce. Kiedyś tatuaż coś oznaczał a dzisiaj?
E.R: Pierwszy tatuaż w jakim się zakochałam był mojego wuja. Stara szkoła, którą miał z wojska. Wzór straszny, ale opowiadał mi o tym jaki wycisk dostał po jego zrobieniu. To było coś! Drugi, który zrobił na mnie wrażenie to trzy gwiazdki u mężczyzny wynoszącego śmieci! Wiadomo ile spędził czasu w zakładzie karnym. I trzecia grupa szacunkowa to ludzie, którzy czerpią zyski ze swego hobby, czyli tatuatorzy. Maszynka to nie ołówek z gumką. Tuszu nie można wymazać gumka! Ostatnio wielki plus dla mnie maja młodzi potomkowie osób, którzy przeżyli Holocaust. Młodzi Izraelczycy tatuują sobie numery obozowe dziadków. Wspaniała inicjatywa. Obecnie, jeśli chcesz dobry tatuaż to dajesz z siebie wszystko czyli czas, pieniądze i ciało, albo idziesz za modą, ale wtedy wychodzą motylki, psy i koty lub imiona ukochanych na karku, ewentualnie przynależność państwowa lub klubowa. Jeśli jest się na serio z tatuażem to robisz to dla ulepszania swego wnętrza. Wszak, ty, to świątynia, więc dlaczego by nie ozdobić ścian!
D.B: Nie rozumiem. Tatuaż robi się dla ulepszenia własnego wnętrza, czy miałaś na myśli, żeby to wnętrze uzewnętrznić?
E.R: Nie, raczej nie. Nie robię się przez to ani lepsza ani atrakcyjniejsza, no, możne mnie trochę dziary bronią (śmiech) poprzez zaklinanie. Ale dorabianie jakiejś szczególnej ideologii raczej nie! Nie czuje się wyróżniona, że mam tatuaż, i że jestem lepsza od innych. Nie, to nie leży w mojej naturze. Wszak ludzie są z natury dobrzy.
D.B: Jednak, wciąż mnie zastanawia dlaczego?
E.R: Kochany, jak raz zaczniesz to nie przestaniesz, to jak papierosy albo chodzenie po bagnach, a bagna wciągają. Jak raz się zacznie to trudno przestać. Reakcja na ból oraz samo zaangażowanie w projekt. Wybór tatuatora i chęć sprawdzenia jego na sobie. Potem realizacja, aż w końcu duma, że jest następny tatuaż. To adrenalina spowodowana chęcią coraz większą ilością tatuaży. To podnieta na nowy wzór, obmyślanie, konsultacja z tatuatorem, sposób wykonania, to jest cel.
DB: Mogłabyś opisać swoje tatuaże?
E.R: Szczególne upodobania mam w maskach i kobietach, te znajdują się na prawej ręce. Strona zewnętrzna to moja pocahontas jak to znajomi określają lub Matka Boska z opaską i cierniami. We wnętrzu jest twarz z szufladkami. To ukłon w stronę Dalego, bo mnie nie można zaszufladkować, a z szafy też już wyszłam. Symbol lambdy i napis Born this way. U góry po stronie przeciwnej kwiaty, lilia czyli czystość i pnącza, że czasem też błądzimy. Banda cierniowa, a na karku symbol Re. To akurat pierwsze litery imienia i nazwiska i taki ukłon w stronę Egiptu i techniki prac bardzo dobrego tatuatora Toffiego. Plecy to feniks, a ten powstaje z popiołów. Lewa ręka to sowa z kompasem czyli cierpliwość plus miłość do podroży. Siła smoka z ciepłem słońca to wyżej. Na sercu leci wesoło świnka, to chiński znak żony. A na przeciw na lewej nodze syczy mój znak węża. No i kwiaty: hibiskus lub róża chińska dość subtelnie i chryzantem czyli wieczność. To mój ulubiony kwiat ale niedoceniany przez niektórych i kojarzony przede wszystkim ze Świętem Zmarłych. Lewa noga to Futura. Dwie postacie złączone pępowiną. I postać gorgona z burzą węży zamiast włosów, za to z twarzą Madonny. Prawa noga idąc ku górze to postac smutnego anioła w oknie gotyckim z lukiem przyporowym, manswerkiem i rozeta. Gotyk i katedry to mój ulubiony temat. Z racji magisterki i jako stylu w architekturze. Pośrodku klepsydra z refleksami światła. Free hand, ale jaki zręczny temat. Po stronie wewnętrznej jest natomiast figura pól anioła, pól złego. Dalej zwiędłe liście, a pośrodku, to temat z zamku św. Anioła z Rzymu. To pomysł z wyjazdu do Rzymu i okładka do książki i filmu Anioły I Demony. Pośrodku oko opatrzności w glorii. Na udzie mój faworyt. Głęboko schowany i najlepszy. Portret Marlene Dietrich zmanierowany z papierosem w ustach i cylindrze. Słowem samo zło.
D.B: Czy mogę zapytać o miejsca intymne?
E.R: Możesz, ale tam nie mam zakusów. Za intymne sprawy. Poza tym bardzo boli, no i trzeba znaleźć odpowiednią osobę do projektu. Raczej szanujący się artysta odmawia tego typu prac. No wiesz, gdy pracujesz na penisie, to dla faceta hetero trzymającego obcego penisa w rekach i ciągle nabrzmiałego, to chyba trochę krepujące.
D.B: Powiedziałaś, że pierwszy był tatuaż, a żona? Czy twojej żonie podobają się tatuaże?
E.R: Bardzo, jest zagorzałą fanką. Gdy do mnie pierwszy raz przyjechała od razu zafundowała sobie tatuaż. Zresztą sama jest szczęśliwą posiadaczką kilku, a że jest tak samo zaangażowana, więc wzajemnie sobie doradzamy i wybieramy wzory. Tak, tatuaż był pierwszy. Kobiety były później. Pierwszy poważny związek był na studiach. Jednak ku uciesze wszystkich skończył się 2 lata po ich ukończeniu, a wyjazd na emigrację ostatecznie uciął znajomość. Pierwszym krachem był wyjazd do Niemiec do pracy. Ale dopiero tutaj w Szkocji zaczęłam nowy etap w życiu, i od razu wiedziałam, że musi to być dziewczyna z Polski. Dlaczego? Każdy chyba zna odpowiedz. Szybko po przyjeździe poznałam żonę.
D.B: Chciałem zapytać o stopień tolerancji. Powiedziałaś, że pierwsza dziewczyna była w Polsce, później wyjechałaś do Niemiec, a teraz mieszkasz w Szkocji z żoną. Jakie są różnice między tymi krajami w postrzeganiu osób o orientacji homoseksualnej?
E.R: W Niemczech byłam za krótko. Wiedziałam, że nie zapuszczę tam korzeni. Dlatego ani nie chciałam się wiązać ani nikogo nie szukałam. Tak naprawdę, Niemców bardziej od homoseksualizmu interesują problemy i trudności związane z ludnością etniczną, a także problemy z walutą Euro. Różnorodność kulturowa miała łączyć społeczeństwo ale okazało się, że to nie działa. Poza tym, Niemcy nie mają problemu z orientacją seksualną określonej grupy obywateli. Oczywiście w naturze społeczności zawsze znajdzie się przyzwolenie na dowcipy czy uszczypliwości, ale poprawność polityczna zabrania mieszania się w intymne sprawy drugiej osoby. Zresztą w Szkocji jest tak samo. To nie jest problem osoby homoseksualnej, a osoby, która z powodu jakieś tam ideologi nie przyjmuje do świadomości odmienności nie tylko ideologicznej ale odmienności jakiejkolwiek, w tym homoseksualizmu.
W środowisku polonijnym temat homoseksualizmu wygląda dość skrajnie, bo albo jest się dobrym, albo jest się złym. Nie ma nic pośrodku. Niektórym Polakom brakuje tego fermentu różnorodności, o wiedzy na temat homoseksualizmu nie wspomnę. Polska w tym wymiarze odstaje dość znacząco od reszty świata. Postulaty katolickie powodują, że Polsce bliżej jest do średniowiecza niż do sąsiadów zza Odry. Zastanawiające jest to, że bardzo katolicka Portugalia jest bardziej ucywilizowana w kwestii homoseksualizmu, niż zdawać by się mogło rozmodlona Polska. Przypomnę tylko, że osoby tej samej płci mogą zawierać małżeństwa w Belgii, Holandii, Portugalii, Hiszpanii, Szwecji, a od połowy czerwca ubiegłego roku także w Danii. Spoza Unii Europejskiej, w takich krajach jak Islandia i Norwegia również istnieje możliwość wiązania się osób homoseksualnych. W wyżej wymienionych krajach – z wyłączeniem Portugalii – możliwe jest także wspólne adoptowanie dzieci. W takich krajach nikt nie potrzebuje akceptacji, bo ona po prostu istnieje. Poza tym, my homoseksualni, nie potrzebujemy na siłę ani respektu ani tego, żeby nas ktoś lubił. To jest nasze życie i jednego czego oczekujemy to spokoju i jako obywatele równouprawnienia.
D.B: Czy w związku z twoją orientacją seksualną miałaś jakieś nieprzyjemności?
E.R: Generalnie nie, żadnych. Raczej zdziwienie. Czasem pytania. Chociaż wiem, że za plecami obgadują, ale co tam myślą już mnie nie obchodzi!
DB: Czyli nie masz jakiś bezpośrednich komentarzy w stosunku do swojej osoby i twojego związku?
E.R: Takie pytania są nie na miejscu i staram się omijać dyskusję, a jeśli nawet pojawiają się pytania to, jest to zbyt intymny temat, żebym chciało ochoczo o tym rozmawiać. Nikt nie ma prawa wchodzić z butami do mojego łóżka, a ludzi, którzy opowiadają o swoich wyczynach po prostu nie szanuje. Chełpienie się wyczynami i zrzucanie na karb tego, że: życie jest krótkie, że lata lecą, że nie ma czasu, że trzeba brać do łóżka wszystko jak leci, uwłacza nie tylko rozumowi, ale i godności ludzkiej. Rozmowa ze Szkotami jest krótka, natomiast z Polakami zaczynają się podchody. Zawsze jest jakieś ale.
D.B: Znośniej żyje się ze Szkotami, niż z Polakami?
E.R: Tak, zdaje się, że życie tutaj w Szkocji jest znacznie znośniejsze, niż w Polsce. Trzeba trzymać się słów Aleksandra Wielopolskiego, który był sceptyczny wobec rodaków. Dla Polaków można czasem coś dobrego zrobić, ale z Polakami nigdy. Stereotypy trudno przełamać. Tym bardziej, że często „KK” swoimi atakami na odmienność określa jako uzasadnione i usprawiedliwione. Mentalność, kompleksy, podatność na manipulację generują taki stan rzeczy. Człowiek jest tzw. zwierzęciem stadnym i boi się często mieć inne zdanie niż większość otoczenia. Zwłaszcza, że nierzadko grozi mu swoisty lincz za tą odmienność poglądów. Dzielą nas lata świetlne od krajów zachodnich, gdzie nikomu nie przeszkadza widok pary nie hetero na ulicy. Zaledwie 10% Polakow stac na otwartosc a przekonanie reszty do swych postulatow to trudna droga. Najlatwiej jest okreslic kogos po wygladzie zewnetrznym. Tak lepiej i bezpieczniej dla konserwy prawicowej.
E.R: Wielki Mur Chiński i Mur Berliński też miały chronić, na szczęście tylko jeden przetrwał i widać go z kosmosu. Drugi rozpadł się bo zabrakło tej Fukujamowej historii (śmiech). Najpierw Ptolemeusz i Szlak Bursztynowy z racji Calisii potem Rzymianie, a i owszem nie bawiłam się w rzymskie wyprawy. Raczej komiksy, np.: Kajko i Kokosz; czarne piwko naprzeciwko, a potem kopanie piłki. Zawsze stawiali mnie na bramce. Poza tym z racji tego, że nie miałam ani kolegów ani koleżanek zabawy ograniczały się do spędzania czasu samej z sobą: czytanie, oglądanie, słuchanie i samochody. Czasem przeszkadzałam w warsztacie, cała usmarowana od smarów, grzebałam w skrzynce z narzędziami taty. Jak wspominała moja mama, byłam wszędzie, nawet w kredensie dziadków. Jeśli chodzi o zabawki to, miałam dwa zielono metalowe czołgi, ołowiane żołnierzyki, kolekcję egzotycznych zwierzątek oraz dwa samoloty ze znaczkami Lufthansy! Potem były puszki, po piwie.
D.B: Nie wygląda to na trudne dzieciństwo, ale określiłbym je raczej jako twarde?
E.R: W dzieciństwie byłam strasznie smutnym dzieckiem, bo ani koleżeńskim ani rozchwytywanym przez inne dzieci! Potem gdzieś przeczytałam, że człowiek inteligentny nigdy się nie nudzi. I nigdy się nie nudziłam. Zawsze sama wymyślałam sobie zajęcie. Dzieciństwo twarde, bo ani się sama z sobą nigdy nie cackałam ani nie oczekiwałam na przychylność i poklask. W szkole podstawowej jedynym czym mogłam uwieść rówieśników było opowiadanie o duchach, ale potem przychodzili inni i psuli zabawę.
D.B: Nie cackałaś się ze sobą, tzn?
E.R: Gdy się nudziłam to były zwierzęta i mój świat czyli nauka i książka. Nie narzekałam mamie, że mnie nie lubią. Człowiek trochę popłakał, ale rano trzeba było wstać i pójść do szkoły! Generalnie nie lubię swojego dzieciństwa. Odżyłam dopiero w liceum. Tam spotkałam fajnych ludzi i wypłynęłam towarzysko. Spotkałam wspaniałych nauczycieli. Zawiązały się przyjaźnie na lata, a nawet małżeństwa. Mamy po 36 lat, a mogę powiedzieć, że znamy się 21 lat! To jest niesamowite!
D.B: Często, gdy dzieciństwo nie przebiega poprawnie, odreagowanie przynosi kłopoty. U ciebie też były?
E.R: Zero. Nigdy się nie spóźniałam. Sama wstawałam. Na wagarach byłam może dwa razy; raz gdy przyszłam w spódniczce, wtedy chyba pół szkoły wyszło mnie podziwiać, a drugi raz chyba nie poszłam na rysunek techniczny, bo nie miałam projektu. Papierosy dopiero w ostatniej klasie, a alkohol tak jak wszyscy w okolicach 18-stki. Nie byłam buntowniczką. Bałam się milicji, a potem policji.
D.B: Pytałem o plemiona Indian, plemiona celtyckie, twarde życie nie bez powodu. W pewnym sensie łącznikiem jest walka. Twarda walka, ale czasami nie musi to być walka z przeciwnikiem, ale z rzeczywistością albo samym sobą Czy można pokusić się o twierdzenie, że musiałaś o swoje walczyć?
E.R: Jeśli chodzi o walkę to mam nowe powiedzenie (śmiech). Nie jestem zupą pomidorową i nie każdy mnie lubi. Nigdy nie walczyłam ani o uznanie ani o poklask nie zabiegałam. Owszem, lubię bywać w centrum zainteresowania, ale to raczej domena kochliwych strzelców.
DB: Co było pierwsze: tatuaż czy...?
E.R: Oczywiście tatuaż!
DB: Jak się zaczęła twoja przygoda z tatuażem?
E.R: Pierwszym tatuażem, a raczej nieudolnym korzonkiem była różyczka na lewym przedramieniu. Straszna chała! Ale i tak dumna byłam, że zrobiłam pierwszy krok. Mama tylko spojrzała i wskazała miejsce, gdzie powinnam zrobić sobie tatuaż. Zamazanie tej pierwszej pracy odbyło się już tutaj, w Edynburgu. Potem była kolejna praca i tak już poleciało: ozdobiłam nogi, następnie przedramiona, klatkę piersiową, kark, biodra, ramiona i plecy - choć ta praca jeszcze jest nie ukończona! Ale to z powodu bólu. Tam najbardziej bolało, albo czas był nieodpowiedni? Każdy ma inna strefę bólu i każdy reaguje inaczej. Prawda u kobiet jest taka, że ciało inaczej reaguje na tatuaż przed i po menstruacji. Ale prawda jest też taka, że części zewnętrzne ciała bolą najmniej. Najbardziej wrażliwe miejsca to pachwiny, żebra, piersi, szyja i głowa. Dlatego mam ogromny szacunek dla wszelkich tatuaży w takich miejscach. Jedno z większych wyzwań to czaszka. Trzeba znieść nakłuwanie i drganie przez całą pracę. To jak najgorsza chińska tortura.
DB: Dawniej, aby posiadać tatuaż trzeba było dokonać czegoś wielkiego, wzniosłego albo po prostu okrutnego np: zdobyć wspomniany skalp albo nawet całą głowę. We współczesnym świecie (jeszcze niedawno) też trzeba było się wykazać albo na ulicy, więzieniu albo przynależąc do gangu. Dzisiaj każdy może zrobić sobie tatuaż, gdzie chce, kiedy chce i jaki chce. Kiedyś tatuaż coś oznaczał a dzisiaj?
E.R: Pierwszy tatuaż w jakim się zakochałam był mojego wuja. Stara szkoła, którą miał z wojska. Wzór straszny, ale opowiadał mi o tym jaki wycisk dostał po jego zrobieniu. To było coś! Drugi, który zrobił na mnie wrażenie to trzy gwiazdki u mężczyzny wynoszącego śmieci! Wiadomo ile spędził czasu w zakładzie karnym. I trzecia grupa szacunkowa to ludzie, którzy czerpią zyski ze swego hobby, czyli tatuatorzy. Maszynka to nie ołówek z gumką. Tuszu nie można wymazać gumka! Ostatnio wielki plus dla mnie maja młodzi potomkowie osób, którzy przeżyli Holocaust. Młodzi Izraelczycy tatuują sobie numery obozowe dziadków. Wspaniała inicjatywa. Obecnie, jeśli chcesz dobry tatuaż to dajesz z siebie wszystko czyli czas, pieniądze i ciało, albo idziesz za modą, ale wtedy wychodzą motylki, psy i koty lub imiona ukochanych na karku, ewentualnie przynależność państwowa lub klubowa. Jeśli jest się na serio z tatuażem to robisz to dla ulepszania swego wnętrza. Wszak, ty, to świątynia, więc dlaczego by nie ozdobić ścian!
D.B: Nie rozumiem. Tatuaż robi się dla ulepszenia własnego wnętrza, czy miałaś na myśli, żeby to wnętrze uzewnętrznić?
E.R: Nie, raczej nie. Nie robię się przez to ani lepsza ani atrakcyjniejsza, no, możne mnie trochę dziary bronią (śmiech) poprzez zaklinanie. Ale dorabianie jakiejś szczególnej ideologii raczej nie! Nie czuje się wyróżniona, że mam tatuaż, i że jestem lepsza od innych. Nie, to nie leży w mojej naturze. Wszak ludzie są z natury dobrzy.
D.B: Jednak, wciąż mnie zastanawia dlaczego?
E.R: Kochany, jak raz zaczniesz to nie przestaniesz, to jak papierosy albo chodzenie po bagnach, a bagna wciągają. Jak raz się zacznie to trudno przestać. Reakcja na ból oraz samo zaangażowanie w projekt. Wybór tatuatora i chęć sprawdzenia jego na sobie. Potem realizacja, aż w końcu duma, że jest następny tatuaż. To adrenalina spowodowana chęcią coraz większą ilością tatuaży. To podnieta na nowy wzór, obmyślanie, konsultacja z tatuatorem, sposób wykonania, to jest cel.
DB: Mogłabyś opisać swoje tatuaże?
E.R: Szczególne upodobania mam w maskach i kobietach, te znajdują się na prawej ręce. Strona zewnętrzna to moja pocahontas jak to znajomi określają lub Matka Boska z opaską i cierniami. We wnętrzu jest twarz z szufladkami. To ukłon w stronę Dalego, bo mnie nie można zaszufladkować, a z szafy też już wyszłam. Symbol lambdy i napis Born this way. U góry po stronie przeciwnej kwiaty, lilia czyli czystość i pnącza, że czasem też błądzimy. Banda cierniowa, a na karku symbol Re. To akurat pierwsze litery imienia i nazwiska i taki ukłon w stronę Egiptu i techniki prac bardzo dobrego tatuatora Toffiego. Plecy to feniks, a ten powstaje z popiołów. Lewa ręka to sowa z kompasem czyli cierpliwość plus miłość do podroży. Siła smoka z ciepłem słońca to wyżej. Na sercu leci wesoło świnka, to chiński znak żony. A na przeciw na lewej nodze syczy mój znak węża. No i kwiaty: hibiskus lub róża chińska dość subtelnie i chryzantem czyli wieczność. To mój ulubiony kwiat ale niedoceniany przez niektórych i kojarzony przede wszystkim ze Świętem Zmarłych. Lewa noga to Futura. Dwie postacie złączone pępowiną. I postać gorgona z burzą węży zamiast włosów, za to z twarzą Madonny. Prawa noga idąc ku górze to postac smutnego anioła w oknie gotyckim z lukiem przyporowym, manswerkiem i rozeta. Gotyk i katedry to mój ulubiony temat. Z racji magisterki i jako stylu w architekturze. Pośrodku klepsydra z refleksami światła. Free hand, ale jaki zręczny temat. Po stronie wewnętrznej jest natomiast figura pól anioła, pól złego. Dalej zwiędłe liście, a pośrodku, to temat z zamku św. Anioła z Rzymu. To pomysł z wyjazdu do Rzymu i okładka do książki i filmu Anioły I Demony. Pośrodku oko opatrzności w glorii. Na udzie mój faworyt. Głęboko schowany i najlepszy. Portret Marlene Dietrich zmanierowany z papierosem w ustach i cylindrze. Słowem samo zło.
D.B: Czy mogę zapytać o miejsca intymne?
E.R: Możesz, ale tam nie mam zakusów. Za intymne sprawy. Poza tym bardzo boli, no i trzeba znaleźć odpowiednią osobę do projektu. Raczej szanujący się artysta odmawia tego typu prac. No wiesz, gdy pracujesz na penisie, to dla faceta hetero trzymającego obcego penisa w rekach i ciągle nabrzmiałego, to chyba trochę krepujące.
D.B: Powiedziałaś, że pierwszy był tatuaż, a żona? Czy twojej żonie podobają się tatuaże?
E.R: Bardzo, jest zagorzałą fanką. Gdy do mnie pierwszy raz przyjechała od razu zafundowała sobie tatuaż. Zresztą sama jest szczęśliwą posiadaczką kilku, a że jest tak samo zaangażowana, więc wzajemnie sobie doradzamy i wybieramy wzory. Tak, tatuaż był pierwszy. Kobiety były później. Pierwszy poważny związek był na studiach. Jednak ku uciesze wszystkich skończył się 2 lata po ich ukończeniu, a wyjazd na emigrację ostatecznie uciął znajomość. Pierwszym krachem był wyjazd do Niemiec do pracy. Ale dopiero tutaj w Szkocji zaczęłam nowy etap w życiu, i od razu wiedziałam, że musi to być dziewczyna z Polski. Dlaczego? Każdy chyba zna odpowiedz. Szybko po przyjeździe poznałam żonę.
D.B: Chciałem zapytać o stopień tolerancji. Powiedziałaś, że pierwsza dziewczyna była w Polsce, później wyjechałaś do Niemiec, a teraz mieszkasz w Szkocji z żoną. Jakie są różnice między tymi krajami w postrzeganiu osób o orientacji homoseksualnej?
E.R: W Niemczech byłam za krótko. Wiedziałam, że nie zapuszczę tam korzeni. Dlatego ani nie chciałam się wiązać ani nikogo nie szukałam. Tak naprawdę, Niemców bardziej od homoseksualizmu interesują problemy i trudności związane z ludnością etniczną, a także problemy z walutą Euro. Różnorodność kulturowa miała łączyć społeczeństwo ale okazało się, że to nie działa. Poza tym, Niemcy nie mają problemu z orientacją seksualną określonej grupy obywateli. Oczywiście w naturze społeczności zawsze znajdzie się przyzwolenie na dowcipy czy uszczypliwości, ale poprawność polityczna zabrania mieszania się w intymne sprawy drugiej osoby. Zresztą w Szkocji jest tak samo. To nie jest problem osoby homoseksualnej, a osoby, która z powodu jakieś tam ideologi nie przyjmuje do świadomości odmienności nie tylko ideologicznej ale odmienności jakiejkolwiek, w tym homoseksualizmu.
W środowisku polonijnym temat homoseksualizmu wygląda dość skrajnie, bo albo jest się dobrym, albo jest się złym. Nie ma nic pośrodku. Niektórym Polakom brakuje tego fermentu różnorodności, o wiedzy na temat homoseksualizmu nie wspomnę. Polska w tym wymiarze odstaje dość znacząco od reszty świata. Postulaty katolickie powodują, że Polsce bliżej jest do średniowiecza niż do sąsiadów zza Odry. Zastanawiające jest to, że bardzo katolicka Portugalia jest bardziej ucywilizowana w kwestii homoseksualizmu, niż zdawać by się mogło rozmodlona Polska. Przypomnę tylko, że osoby tej samej płci mogą zawierać małżeństwa w Belgii, Holandii, Portugalii, Hiszpanii, Szwecji, a od połowy czerwca ubiegłego roku także w Danii. Spoza Unii Europejskiej, w takich krajach jak Islandia i Norwegia również istnieje możliwość wiązania się osób homoseksualnych. W wyżej wymienionych krajach – z wyłączeniem Portugalii – możliwe jest także wspólne adoptowanie dzieci. W takich krajach nikt nie potrzebuje akceptacji, bo ona po prostu istnieje. Poza tym, my homoseksualni, nie potrzebujemy na siłę ani respektu ani tego, żeby nas ktoś lubił. To jest nasze życie i jednego czego oczekujemy to spokoju i jako obywatele równouprawnienia.
D.B: Czy w związku z twoją orientacją seksualną miałaś jakieś nieprzyjemności?
E.R: Generalnie nie, żadnych. Raczej zdziwienie. Czasem pytania. Chociaż wiem, że za plecami obgadują, ale co tam myślą już mnie nie obchodzi!
DB: Czyli nie masz jakiś bezpośrednich komentarzy w stosunku do swojej osoby i twojego związku?
E.R: Takie pytania są nie na miejscu i staram się omijać dyskusję, a jeśli nawet pojawiają się pytania to, jest to zbyt intymny temat, żebym chciało ochoczo o tym rozmawiać. Nikt nie ma prawa wchodzić z butami do mojego łóżka, a ludzi, którzy opowiadają o swoich wyczynach po prostu nie szanuje. Chełpienie się wyczynami i zrzucanie na karb tego, że: życie jest krótkie, że lata lecą, że nie ma czasu, że trzeba brać do łóżka wszystko jak leci, uwłacza nie tylko rozumowi, ale i godności ludzkiej. Rozmowa ze Szkotami jest krótka, natomiast z Polakami zaczynają się podchody. Zawsze jest jakieś ale.
D.B: Znośniej żyje się ze Szkotami, niż z Polakami?
E.R: Tak, zdaje się, że życie tutaj w Szkocji jest znacznie znośniejsze, niż w Polsce. Trzeba trzymać się słów Aleksandra Wielopolskiego, który był sceptyczny wobec rodaków. Dla Polaków można czasem coś dobrego zrobić, ale z Polakami nigdy. Stereotypy trudno przełamać. Tym bardziej, że często „KK” swoimi atakami na odmienność określa jako uzasadnione i usprawiedliwione. Mentalność, kompleksy, podatność na manipulację generują taki stan rzeczy. Człowiek jest tzw. zwierzęciem stadnym i boi się często mieć inne zdanie niż większość otoczenia. Zwłaszcza, że nierzadko grozi mu swoisty lincz za tą odmienność poglądów. Dzielą nas lata świetlne od krajów zachodnich, gdzie nikomu nie przeszkadza widok pary nie hetero na ulicy. Zaledwie 10% Polakow stac na otwartosc a przekonanie reszty do swych postulatow to trudna droga. Najlatwiej jest okreslic kogos po wygladzie zewnetrznym. Tak lepiej i bezpieczniej dla konserwy prawicowej.
D.B: Zaściankowość, hipokryzja, zazdrość, a może mesjanizm?
E.R: Tak, to walka z polską nieomylnością i znaniu się na rzeczy lepiej niż ktokolwiek inny. Prawda jest jak dupa, jak mawiał klasyk, każdy ją ma, tylko, że Polacy na tej prawdzie znają się oczywiście lepiej. Jednak nie przyznawanie się do porażek, próba wywyższania i oceniania wszystkiego jak najgorzej, przeraża w Polakach najbardziej. Dodatkowo malkontenctwo i przeświadczenie, że Polska jest Chrystusem narodów na dłuższą metę męczy! Największą chyba pomyłką jest emigracja ludzi o ugruntowanym prawicowym pochodzeniu. Ale przypominam, że tutaj jest Szkocja! Kraj otwarty i tolerancyjny. Tymczasem Polacy zamykają się w polskich gettach, a następnie szukają winnych chaosu w świecie, rzecz jasna po swojemu. Dodatkowo przygnębiająca jest Polska zazdrość. Jeśli coś mnie się nie udało to, dlaczego komuś innemu ma się udać? No i tłumienie marzeń i ciągle wojenki podjazdowe toczone w środowisku polonijnym. Nie mówię tu o zjednoczeniu emigracji, bo to utopia, ale wyłuskanie chociażby jednego swojego lidera do reprezentowania naszych interesów byłoby naszym wspólnym sukcesem. Niestety, Polacy jednoczą się tylko wtedy, gdy ktoś ich...
D.B: Polacy, Polska, to dziwny kraj? Jakbyś skomentowała niedawne głosowanie w sprawie legalizacji związków partnerskich?
E.R: To był najsmutniejszy dzień dla demokracji. Morze jadu i zaciekłości wylatującej z gęb katoterrorystów, którzy próbują narzucić swoją wizję społeczeństwa. Prawicowcy przywdziewają postać owiec, gdy w rzeczywistości są zdeprawowanymi oszustami. 3 ustawy o wynagrodzeniu przeszły bez echa, drugą o związkach partnerskich odrzucono, a 3 o przywróceniu funduszu kościelnego po cichutku uchwalono! Wielu gorączkuje się „pedałami”, a nie patrzy co tak naprawdę weszło w życie. To dodatkowe pieniądze wyrzucone na kościół. Podczas gdy pary żyjące w konkubinacie mogłyby spokojnie rozliczać się i przynosić gospodarce dochód. Rząd wypiął się na obywateli, ale przynajmniej pokazał swoje oblicze. Rozgoryczenie z traktowania ludzi i dzielenie na kategorie, odbije się niezadowoleniem społecznym w następnych wyborach. Zostaliśmy okłamani. Jest mi strasznie smutno, tak jak i większości niezadowolonych Polaków. Mam nadzieje, że idąc tropem choćby Czechów ustawa przejdzie choćby i w 5 głosowaniu. To niedopuszczalne by 60 - letnia singielka o dewocyjnym spojrzeniu wraz z 63 - letnim małym i osieroconym ostatnio przywódcą nakazywali każdemu jak ma żyć! Pospólstwo i małomiasteczkowość dały znać o sobie. Mnie pozostaje pluć jadem, zaciskać groźnie brew. Współczuć rodakom i popierać deklaracje rozpowszechniane na FB.
D.B: Ela Rygas, a raczej „Ciocia, same zło” nie przebiera w słowach. Skąd wzięłaś pomysł, aby tak się określać?
E.R: Pierwotnie miało być Dzieje Grzechów Świata. To wcześniejszy performance pisany w formie listów do przyjaciół. Potem Eluta, ale to było za krótkie. Następnie miało by Matka, bo jak matka dobre rady daję i żywność i wikt. Jednak rola Matki mnie przerosła. Nie jestem tak opiekuńcza jak większość matek. Więc padło na Ciocia, bo z nią nie ma pitu pitu, i wchodzenia między wódkę a zakąskę! Słowem Ciocia, samo zło! (śmiech). To i tak lepsze niż nazwa np.: Klub mola książkowego.
D.B: Reasumując: Ciocia, same zło!, z mocnymi tatuażami na 60% ciała, a do tego żonata lesbijka to...
E.R: Życie to żart! Nie można być takim samym. Nie można być nudnym. Moja matematyczka kiedyś mocno zdenerwowana wyrzuciła z siebie: „a jakbyś zjadła pól kilo kiełbasy i pól kilo kaszanki to co, zerzygałabyś się?!” Ja ani nie zachęcam do zerzygiwania się ani na mnie ani tym bardziej na siebie, ale wyrzucić z siebie to, co zalega w głowie i ciele jest zdrowym podejściem. Po ablucji czujemy się czyści. Mnie nie przeszkadza ani to, że mam tatuaże ani to, że jestem lesbijką, a że większość utożsamia lesby babochłopy o groźnym spojrzeniu, w dodatku wydziarane, to jego problem. Ciocia, same zło!, jak każda ciocia, dba, żeby było dobrze, bo jednak ludzie są z natury dobrzy, nawet jeśli powierzchniowo (redakcja celowo usunęła słowo), nic na to nie wskazuje.
D.B: Zapomniałem zapytać o twoje hobby, ale może następnym razem? Dziękuję za rozmowę.
E.R: Tak, to walka z polską nieomylnością i znaniu się na rzeczy lepiej niż ktokolwiek inny. Prawda jest jak dupa, jak mawiał klasyk, każdy ją ma, tylko, że Polacy na tej prawdzie znają się oczywiście lepiej. Jednak nie przyznawanie się do porażek, próba wywyższania i oceniania wszystkiego jak najgorzej, przeraża w Polakach najbardziej. Dodatkowo malkontenctwo i przeświadczenie, że Polska jest Chrystusem narodów na dłuższą metę męczy! Największą chyba pomyłką jest emigracja ludzi o ugruntowanym prawicowym pochodzeniu. Ale przypominam, że tutaj jest Szkocja! Kraj otwarty i tolerancyjny. Tymczasem Polacy zamykają się w polskich gettach, a następnie szukają winnych chaosu w świecie, rzecz jasna po swojemu. Dodatkowo przygnębiająca jest Polska zazdrość. Jeśli coś mnie się nie udało to, dlaczego komuś innemu ma się udać? No i tłumienie marzeń i ciągle wojenki podjazdowe toczone w środowisku polonijnym. Nie mówię tu o zjednoczeniu emigracji, bo to utopia, ale wyłuskanie chociażby jednego swojego lidera do reprezentowania naszych interesów byłoby naszym wspólnym sukcesem. Niestety, Polacy jednoczą się tylko wtedy, gdy ktoś ich...
D.B: Polacy, Polska, to dziwny kraj? Jakbyś skomentowała niedawne głosowanie w sprawie legalizacji związków partnerskich?
E.R: To był najsmutniejszy dzień dla demokracji. Morze jadu i zaciekłości wylatującej z gęb katoterrorystów, którzy próbują narzucić swoją wizję społeczeństwa. Prawicowcy przywdziewają postać owiec, gdy w rzeczywistości są zdeprawowanymi oszustami. 3 ustawy o wynagrodzeniu przeszły bez echa, drugą o związkach partnerskich odrzucono, a 3 o przywróceniu funduszu kościelnego po cichutku uchwalono! Wielu gorączkuje się „pedałami”, a nie patrzy co tak naprawdę weszło w życie. To dodatkowe pieniądze wyrzucone na kościół. Podczas gdy pary żyjące w konkubinacie mogłyby spokojnie rozliczać się i przynosić gospodarce dochód. Rząd wypiął się na obywateli, ale przynajmniej pokazał swoje oblicze. Rozgoryczenie z traktowania ludzi i dzielenie na kategorie, odbije się niezadowoleniem społecznym w następnych wyborach. Zostaliśmy okłamani. Jest mi strasznie smutno, tak jak i większości niezadowolonych Polaków. Mam nadzieje, że idąc tropem choćby Czechów ustawa przejdzie choćby i w 5 głosowaniu. To niedopuszczalne by 60 - letnia singielka o dewocyjnym spojrzeniu wraz z 63 - letnim małym i osieroconym ostatnio przywódcą nakazywali każdemu jak ma żyć! Pospólstwo i małomiasteczkowość dały znać o sobie. Mnie pozostaje pluć jadem, zaciskać groźnie brew. Współczuć rodakom i popierać deklaracje rozpowszechniane na FB.
D.B: Ela Rygas, a raczej „Ciocia, same zło” nie przebiera w słowach. Skąd wzięłaś pomysł, aby tak się określać?
E.R: Pierwotnie miało być Dzieje Grzechów Świata. To wcześniejszy performance pisany w formie listów do przyjaciół. Potem Eluta, ale to było za krótkie. Następnie miało by Matka, bo jak matka dobre rady daję i żywność i wikt. Jednak rola Matki mnie przerosła. Nie jestem tak opiekuńcza jak większość matek. Więc padło na Ciocia, bo z nią nie ma pitu pitu, i wchodzenia między wódkę a zakąskę! Słowem Ciocia, samo zło! (śmiech). To i tak lepsze niż nazwa np.: Klub mola książkowego.
D.B: Reasumując: Ciocia, same zło!, z mocnymi tatuażami na 60% ciała, a do tego żonata lesbijka to...
E.R: Życie to żart! Nie można być takim samym. Nie można być nudnym. Moja matematyczka kiedyś mocno zdenerwowana wyrzuciła z siebie: „a jakbyś zjadła pól kilo kiełbasy i pól kilo kaszanki to co, zerzygałabyś się?!” Ja ani nie zachęcam do zerzygiwania się ani na mnie ani tym bardziej na siebie, ale wyrzucić z siebie to, co zalega w głowie i ciele jest zdrowym podejściem. Po ablucji czujemy się czyści. Mnie nie przeszkadza ani to, że mam tatuaże ani to, że jestem lesbijką, a że większość utożsamia lesby babochłopy o groźnym spojrzeniu, w dodatku wydziarane, to jego problem. Ciocia, same zło!, jak każda ciocia, dba, żeby było dobrze, bo jednak ludzie są z natury dobrzy, nawet jeśli powierzchniowo (redakcja celowo usunęła słowo), nic na to nie wskazuje.
D.B: Zapomniałem zapytać o twoje hobby, ale może następnym razem? Dziękuję za rozmowę.
Ale chetnie odpowiem. Hobby z zona mamy wspolne. Obok tatuazy tematu dominujacego w rozmowie sa podroze. Jestesmy gleboko nieszczesliwe, gdy dluzej posiedzimy w domu. Umrzec i nie widziec Akropolu czy Rzymu- dla nas bylo by to tortura! Wreszcie wypady na koncerty i spotkania. Jednym slowem utracjuszki.