"¡SOCIALISMO O MUERTE!".. Socjalizm albo smierc!
albo "socialismo es muerte" co znaczy socjalizm jest smiercia!
Viva la revolucion-skonczona! Umarl wielki diabol - Fidel Castro. Idealista, wieczny przywodca socjalistycznej Kuby. Dla jednych rzeznik. Dla drugich wybawiciel.
Mowi sie powszechnie, ze o zmarlych nie mowi sie zle. Na pogrzeby trzeba chadzac. Oddac szacunek zmarlemu.
Na pogrzebie Fidela Castro nie pojawili sie wielcy tego swiata. Barack Obama nie wyslal delegacji rzadowej. Theresa May tak jak i Boris Johnson oraz Jeremy Corbyn odmowili przyjazdu na uroczystosci pogrzebowe.
Hugo Chavez i Simon Perez po smierci tez wywolywali niemale zamieszanie.
Chavez, slowami Mahmuda Ahmadizeada wroci w towarzystwie Jezusa Chrystusa. Lider Iranu, podpadl tym islamskim przywodcom, wyglaszajac polomienista mowe pogrzebowa.
Na pogrzen Simona Pereza byli wszyscy poza sasiadami Izraela. Pryncypal Recep Erdogan tez nie byl.
Nie bede tu wspominac o pogrzebach Broza Tity i Ferdynanda Marcosa. To byly cyrki.
W pogrzebie wzięli za to udział zaprzyjaźnieni oficjele z innych państw Ameryki Południowej i Środkowej: legendarny piłkarz Diego Maradona, prezydent Wenezueli Nicolas Maduro, prezydent Boliwii Evo Morales, prezydent Nikaragui Daniel Ortega, były brazylijski prezydent Luiz Inacio Lula da Silva, a także była pani prezydent Brazylii Dilma Rousseff.
Fidel jaki byl, taki byl. Nigdy nie szastal pieniedzmi. Przezyl ok 400 zamachow na swoje zycie. Podobno mial dziecko w kazdej wsi. Byl na poczatku krwawym dyktatorem. Tlumil wolnosc. Pod koniec zycia rozwiazal troche swobod obywatelskich. Wyksztalcil tysiace w cholere dobrych lekarzy. Socjalizm byl na strasznym poziomie ale ludzie jakos zyli.
Teraz Kube zadeptaja hamerykanscy turysci. Gospodarka nabierze rozmachu. Loty do hameryki juz sie pojawily od 50 lat.
Owszem ze spokojem mozna leciec. Tak zlo kiedys sobie obiecalo. Nie z walizka pieniedzy ale polskich ksiazek oczywiscie!
Castro to jeden ze skromniejszych przywodcow swiata. Nie szasta pieniedzmi ani nie obnosil sie nigdy z bogactwem. Wierny idealom rewolucji a moze glupi?
Skromny. Nie pozwolil nazwac niczego swoim imieniem. To jest rzecz niebywala i niespotykana. Zostal takze wprowadzony zakaz manifestowania wszelkich przejawow kultu jednostki.
Choc zaloba trwala dziesiec dni to kubanczycy zalowali jedynie, ze nie moga sie bawic w piatkowa noc. Nikt az tak mocno nie przywiazywal rangi do smierci el Comandante.
Na pogrzebie nie stawila sie siostra Fidela- Juanita. Ona, tak jak i tysiace uciekla z Wyspy. Opowiedziala sie po stronie emigrantow, a przeciw rezimowi brata, nigdy nie wrocila Kube, I nie zamierzam teraz tego robic. Dodaje 83 letnia Juanita.
Caly swiat wprawil w oslupienie premier Kanady, Justin Trudeau. Mlody czlowiek pieje peany na temat Fidela. Premier nie ukrywa podziwu dla dyktatora. Nazywa go, legendarnym rewolucjonista i mowca, ktory wydatnie poprawil system edukacji i opieki zdrowotnej na Kubie. Dodaje, ze Castro byl energicznym przywodca, ktory sluzyl swemu narodowi przez blisko pol wieku.
Jak oświadczył Trudeau, Fidel „był postacią kontrowersyjną, ale zarówno zwolennicy, jak i krytycy Castro przyznają, że kochał i był ogromnie oddany kubańskiemu narodowi, który żywił długie i głębokie uczucie dla swojego el Comandante”.
Na głowę premiera błyskawicznie posypały się gromy. Skrytykowała go opozycja. „Premier powinien się za siebie wstydzić. Musi wycofać te słowa i przeprosić” – komentowała Lisa Raitt z partii konserwatywnej. Nawet liberalna prasa, na co dzień raczej życzliwa wobec „Mr Trudeau”, nie mogła powstrzymać się od gorzkich komentarzy.
Ale niedowierzanie i absmak wyszły daleko poza kanadyjskie podwórko. Jak podało CNN, „świat przeciera oczy ze zdumienia” słowami premiera. Szczególnie głośno protestowali Amerykanie, w tym senator Marco Rubio kubańskiego pochodzenia, który napisał: „Wstyd i zażenowanie”.
Trudno uwierzyć, że elegia na odejście Fidela była spontanicznym komentarzem, jakiego premier udzielił bez namysłu na wieść o jego śmierci. Trudeau gościł z wizytą na Kubie niecałe dwa tygodnie temu. Poza tym nie tylko ważniejsze media, ale i biura prasowe mają przecież zawsze przygotowane odpowiednie nekrologi i sylwetki znaczących osób. Takie materiały i oświadczenia przygotowuje się zawczasu, bez presji – i publikuje, gdy przyjdzie ich czas. Trudno uwierzyć, że taki dobór słów to przypadek.
ZMIANA TONU
Nie słychać, czy Trudeau od razu z hukiem zwolnił swego speechmakera. Ale już dało się zauważyć, że zmienił ton. Choć za swoje słowa przepraszać nie zamierza.
„Faktem jest, że Fidel Castro miał głęboki i długotrwały wpływ na naród kubański. Z pewnością był postacią, która dzieliła, i na pewno istnieją poważne wątpliwości co do przestrzegania praw człowieka” – skomentował w niedzielę premier, który przebywa z wizytą na Madagaskarze, gdzie nawołuje do przestrzegania praw człowieka. To ironia losu, mówią kanadyjskie media, że z tych samych ust padają takie wolnościowe apele i jednocześnie pochwały dyktatora, który latami prawa człowieka miał za nic.
Premier dodał jednak, że nigdy nie unika kampanii o prawa człowieka i poruszał tę kwestię także podczas podróży na Kubę. „Kanadyjczycy wiedzą, że zawsze mówię o prawach człowieka – tak wczoraj [na Madagaskarze], jak podczas rozmów z Raulem Castro dwa tygodnie temu, a także wszędzie tam, gdzie jestem w świecie” – zapewnił.
Tłumaczył, że jego wcześniejsze oświadczenie odnosiło się do odejścia byłej głowy państwa, z którym Kanadę łączy głęboka i trwała przyjaźń. Ale w tych słowach widać wyraźny dystans. Nie ma już mowy o tym, że „ja i Sophie przekazujemy kondolencje”, „mój ojciec i ja”, „uważam, że”. Akcent przeniesiony jest na relacje pozapersonalne, na poziom międzypaństwowy.
Na zadane wprost pytanie dziennikarki, czy uważa on Castro za dyktatora, Trudeu odpowiedział krótko: tak. Ale nie dało się nie zauważyć krótkiego zawahania. Dlaczego?
KONTYNUACJA
W krytykowanym oświadczeniu Trudeau odniósł się do swojego ojca, Pierre’a Trudeau, pierwszego przywódcy Zachodu, który wybrał się na Kubę w 1976 roku: „Wiem, że mój ojciec z dumą nazywał go swoim przyjacielem i po jego śmierci miałem okazję sam spotkać Fidela. Prawdziwym zaszczytem był spotkanie jego trzech synów i jego brata, prezydenta Raula Castro, podczas mojej niedawnej wizyty na Kubie”.
Kanadyjskie media szeroko relacjonowały tę wizytę – począwszy o od kameralnej i nieformalnej atmosfery przyjęcia, po nazwanie Raula „moim przyjacielem”, aż po pytania, jak czuje się Justin, idąc po hawańskich śladach swego ojca. Bo od pamiętnej wizyty Trudeau seniora na Kubie relacje między tymi krajami uważa się za co najmniej dobre. Żaden z późniejszych kanadyjskich rządów nie przyłączył się do amerykańskiego bojkotu wyspy. Relacje dyplomatyczne były nienaruszone, niezależnie od embarga i politycznej izolacji, jaką stosowały Stany. To prztyczek w amerykański nos, który zresztą drażni Amerykanów od 40 lat.
Teraz, gdy Donald Trump zapowiada ochłodzenie relacji z Kubą i zamknięcie ambasady w Hawanie (po 54 latach przerwy otworzył ją rok temu Barack Obama), Kanada pokazuje, że może grać w kontrze.
„Globe and Mail”, największy kanadyjski dziennik, zauważa, że po wyborach w Stanach Trudeau z jednej strony po oświadczył, że zamierza cieszyć się współpracą z nową amerykańską administracją. Ale nikt nie ma złudzeń, że Ottawa jest zszokowana i zmartwiona wygraną Trumpa. W praktyce kanadyjski rząd pokazuje, że jeśli Trump na serio będzie podważał zachodnie sojusze i rozpocznie wojnę handlową z Chinami (z którymi Kanada właśnie się układa), to oni zamierzają prowadzić politykę po swojemu. Dziennik broni premiera, mówiąc, że pochwała Castro może pewnego dnia być widziana jako pierwszy krok na drodze do rozprzężenia kanadyjsko-amerykańskich relacji.
Media zauważają, że Justin zachowuje się dziś jak nieodrodny syn swego ojca, który ustanowił dobre relacje z Kubą. Warto dodać, że Fidel Castro był jednym z gości honorowych na pogrzebie Pierre’a Trudeau. Czyzby szykowal sie socjalizm w Kanadzie?