-Jakoś dziwnie wyglądasz. Chyba Cię coś bierze...
-No. Kurwica.
Na depresje laskotanie czyli smiech na stronie. W gabinetach lekarskich nie zmienilo sie od stuleci nic. Lecza naparami, smiechem i dobra rada. Ceny tylko sie nie zmienily i pierscienie na paluchach.
Posadź pacjenta przed sobą, twarzą do słońca, i każ mu otworzyć usta. Poleć jednemu mężczyźnie służącemu, aby trzymał jego głowę z tyłu, a drugiemu, by przycisnął język. Wyciągnij migdałek za pomocą haka, nie wydobywając razem z nim żadnych błon ani innych części. Odetnij migdałek nożyczkami przy podstawie i zatamuj krwawienie.
Do takich zabiegów trzeba było oczywiście się dobrze przygotować. Utrzymanie w ryzach cierpiącego pacjenta nie było łatwe, dlatego nawet podręczniki medycyny zalecały lekarzom korzystaniem z usług krzepkich pomocników.
Jeden z autorytetów średniowiecznej medycyny, chirurg Henri de Mondeville, radził, aby postępować z potrzebującymi pomocy... jak najostrzej.
Tacy chirurdzy, którzy traktują cierpiących szorstko i bez miłosierdzia i takoż opatrują ich rany i nie mają dla nich więcej litości niż dla psów, uważani są obecnie za wspaniałych, biegłych i zdecydowanych ludzi.
Dziś takie traktowanie wywołałoby wielki skandal, ale wtedy - w średniowieczu - nie było niczym dziwnym.
ŁASKOTANIE
Najlepszy sposób na depresję? Łaskotanie - odpowiadał niejeden średniowieczny lekarz. Wśród nich Jan z Gaddesden, autor poczytnego traktatu "Rosa Medicinae" z 1314 roku. Badacz był zdania, że zaburzenia, które dziś nazwalibyśmy psychicznymi, powinno się leczyć m.in. upuszczaniem krwi albo... wprawianiem w dobry nastrój.
Zwiąż lekko ich kończyny i rozetrzyj mocno wnętrze dłoni oraz podeszwy stóp; włóż im stopy do osolonej wody, pociągnij za włosy i nos, ściśnij mocno palce u nóg i rąk oraz postaraj się, żeby świnie zakwiczały im do uszu. Otwórz żyłę na głowie, nosie lub czole i odciągnij krew z nozdrzy szczeciną wieprza. Włóż do nosa pióro lub słomkę, aby wywołać kichnięcie, i spal ludzki włos lub inną brzydko pachnącą rzecz pod ich nosem. Wsuń im pióro do gardła i ogol tył głowy.
Autor znał się też ponoć na innych chorobach. Na paraliż pomóc miał gotowany pies, z kolei na zatrucie żołądkowe - posiłek sporządzony m.in. z gęsich odchodów. Rzecz jasna, nikt z jedzących nie musiał o tym wiedzieć.
PRZYPALANIE w sumie, kurwa - pauza - to cię trochę nie rozumiem
Kiedy zawodził napar z ziół, a lekarz uznał, że chory nadaje się jeszcze do leczenia (bo jego przypadek nie jest li tylko karą za grzechy), stosowano inne metody. Jedną z nich było przyżeganie, czyli przypalanie ciała delikwenta za pomocą rozgrzanych prętów. Zabieg ten miał ogólnie poprawiać samopoczucie, ale kontakt z rozgrzanym żelastwem mógł skończyć się nie po myśli chorego.
Każ ogolić choremu głowę; potem niech usiądzie przed tobą ze skrzyżowanymi nogami, trzymając ręce na piersi. Następnie rozgrzej żegadło z główką w kształcie oliwki i przyłóż je zdecydowanym ruchem do zaznaczonego miejsca. Gdy zobaczysz, że ukazało się trochę kości, odsuń rękę; w przeciwnym razie powtórz czynność, aż odsłonisz tyle kości, ile zaleciłem.
MOCZ NA ZDROWIE!ilość wypitego alkoholu jest podwójnie proporcjonalna do tragedii jaką przeżywasz, ale to wciąż mało
Średniowieczni medycy zastanawiali się, jak wykorzystać cudowne, jak wierzono, właściwości ludzkiej uryny. Zapach odstręczał, ale sam płyn miał w przeświadczeniu ówczesnych gwarantować odporność i dobrą kondycję.
Między innymi to po wnikliwej obserwacji koloru moczu lekarze wystawiali diagnozy na temat zdrowia. O leczeniu moczem (urynoterapii) rozprawiano na katedrach uniwersyteckich. Egidiusz, szanowany XII-wieczny medyk z Francji, był takim zwolennikiem terapii za pomocą ludzkiej uryny, że nie miał "litości" dla swoich studentów. Aby zaliczyć przedmiot, każdy przyszły lekarz musiał nauczyć się wiersza swego mentora o wymownym tytule "O moczu".
DOBRE WIEŚCI
Dla chorego tylko dobre informacje. Tę praktykę stosuje się także dziś, ale nie chodzi w tym przypadku tylko o mówienie o rychłym powrocie do zdrowia. Średniowieczni medycy zachodzili w łeb, jak tu podnieść samopoczucie swoich pacjentów. I znaleźli sposób: najlepiej mówić w ich obecności o... klęskach, krzywdach i innych okropnościach, jakie przydarzyły się najbliższym wrogom chorych.
Dobra mina nie wystarczała i doskonale zdawał sobie z tego sprawę choćby wspomniany już de Mondeville. Podkreślał, że podczas wizyty pacjenta, można pokazać mu napisane wcześniej "fałszywe listy o śmierci jego wrogów lub tych, których zgon uważa za wydarzenie korzystne". Nic tak nie poprawia humoru, jak niespodziewana, ale dobra wieść...
metoda "chuj mnie to obchodzi" jest najlepszą, by przetrwać na tym świecie.NALEŻY SIĘ ZAPŁATA!
Chorego można odwiedzać nie tylko w szpitalu, ale i w domu. Taką wizytę trzeba było już dobrze zaplanować, bo w grę wchodziły... pieniądze. Jak radził XII-wieczny urolog Gilles de Corbeil, lekarze powinni przyjmować zapłatę od potrzebującego od razu. Inaczej - w miarę ustępowania bólu - mogą srogo się zawieść.
Na wizycie domowej należało też dobrze się prezentować, ogólnie rzecz biorąc - sprawiać dobre wrażenie.
http://natemat.pl/161581,pij-mocz-zjedz-psa-zaplac-z-gory-w-sredniowieczu-chorzy-slyszeli-od-lekarzy-naprawde-dziwne-rzeczyNiechaj lekarze dobrze odziani chodzą na wizytęA klejnoty im błyszczą na dłoniach nieskryteBo kiedy strojnie ubrani i wyglądają ładnieWtedy im w ręce większa suma wpadnie