Absurd goni absurd a telewizornia sprytnie unika powaznych tematow. Tzn moze i sa te tematy poruszane ale w poznych pasmach programowych albo dla dociekliwych na kanalach swiatowych lub tez interent. Ten kazdemu daje nieograniczone poklady wiedzy. Tej madrej i tej mniej madrej. Do czego pije? Rok minal od zbrojnego konfliktu na Ukrainie. Nic w tym celu swiat nie zrobil Sankcje jak to sankcje mozna uniknac. Owszem PayPal i Microsofit i Mastercard sie wycofaly z Krymu ale ani Unia nic nie zroila a nasz Putin co rusz zawiera sojusze z coraz to lepszejszymi przywodcami czesci ababskiej i wymienia prezenciki w postaci slodkich kalaszkow AK 47 ofiarowanych prezydentowi Egiptu Abdelowi- Fattahowi el - Sisi.
Atak na redakcje pisma Charlie Hebdo zbiegl sie z atakiem na autobus i przystanek we Wolnowacha. Cala Ukraina powiedziala; Je suis Wonowacha- ale swiat w przeciwienstwie do akcji we Francji nie odpowiedzial nic.
Omija sie to i owo. Tematy zapchajdziury w kazdej prasie i telewizornii dominuja. Szkoda, ze wiadomosci lokalne o zatruciach dzieci w szkole sa wazniejsze niz sytuacja na froncie ukrainskim a skazanie Roberta Buczka winnego smierci jednej kobiety jest wazniejsze niz 100 europejczykow. W spoko koko kraju tematy wojny sa poruszane ale jakby juz ucichaly a przewodniczacego EU mr. Tuska raczej broni sie przed atakami mr. Farage`a.
Szkoda, ze swiat zlem sie kreci ale nic sie na to nie poradzi a szol ma trwac wiecznie.
Na dodatek szczury wychodza kiblami a anakondy wslizguja sie tam gdzie swiatlo nie dochodzi. Wszystko w obecnosci sekty spod 666!
Omija sie to i owo. Tematy zapchajdziury w kazdej prasie i telewizornii dominuja. Szkoda, ze wiadomosci lokalne o zatruciach dzieci w szkole sa wazniejsze niz sytuacja na froncie ukrainskim a skazanie Roberta Buczka winnego smierci jednej kobiety jest wazniejsze niz 100 europejczykow. W spoko koko kraju tematy wojny sa poruszane ale jakby juz ucichaly a przewodniczacego EU mr. Tuska raczej broni sie przed atakami mr. Farage`a.
Szkoda, ze swiat zlem sie kreci ale nic sie na to nie poradzi a szol ma trwac wiecznie.
Na dodatek szczury wychodza kiblami a anakondy wslizguja sie tam gdzie swiatlo nie dochodzi. Wszystko w obecnosci sekty spod 666!
Poszedłem się w nocy załatwić, a tu szczur próbuje wyskoczyć z mojego sedesu. Kiedy chciałem go przegonić, ugryzł mnie w palec. Zdenerwowałem się, złapałem i udusiłem szkodnika – opowiada o swoim przeżyciu poszkodowany mieszkaniec Pabianic.
Szczur w śmietniku, pabianiczanin w szpitalu
Pan Jacek wyniósł szczątki zwierzęcia do osiedlowego śmietnika, wsiadł w samochód i ruszył na pogotowie. Tam został opatrzony, podano mu zastrzyk przeciwtężcowy oraz odmówiono zastrzyku przeciw wściekliźnie.
- Sądzę, że lekarz podjął dobrą decyzję. Mówił, że tego typu zastrzyki są dość inwazyjne i lekarze rutynowo ich nie podają, kiedy nie ma pewności, czy dane zwierzę było chore na wściekliznę. Poradził mi również, abym oddał resztki szczura do kontroli - tłumaczy pan Jacek.
Starsza pani przeżyła ogromny szok, gdy w swojej toalecie zobaczyła dwumetrowego węża.
Anakonda rurami kanalizacyjnymi podróżowała w jednej z kamienic przy ul. Nowowiejskiej.
- 20 września ok. godz. 10. policjanci otrzymali zgłoszenie, że w jednym z mieszkań na Śródmieściu jest dużej wielkości wąż - mówi Krzysztof Zaporowski z biura prasowego wrocławskiej policji.- Po przybyciu na miejsce policjanci w muszli klozetowej znaleźli dwumetrową anakondę.
Wąż został przewieziony do wrocławskiego zoo.
- Anakonda była bardzo wyziębiona - mówi Andrzej Miozga, pracownik wrocławskiego zoo.- Najprawdopodobniej uciekła komuś z domu.
Policja wyjaśnia sprawę gada. Sprawdza czy wąż uciekł komuś z hodowli czy na przykład zostało przez kogoś wyrzucone.
To rodzina z czwórką dzieci. Nowi lokatorzy organizują w mieszkaniu modły, nie dają spać, a zza ich drzwi słychać rozpaczliwy dziecięcy płacz. Tak mówią sąsiedzi
Słyszy pani? - pyta mnie mieszkanka z pierwszego piętra.
Gładko uczesana blondynka zamyka za mną drzwi od mieszkania. Wewnątrz panuje gęsta cisza, nawet pies patrzy na mnie, ale nie szczeka. Na kanapie siedzi kilkuletni chłopiec, w rękach ma Furby'ego, interaktywną zabawkę. Furby zaczyna gadać po swojemu. - Ciii... - matka odbiera dziecku futrzaka. - Ojciec śpi po nocce, a ja rozmawiam z panią.
Teraz słyszę. Puk, puk, łup. - Codziennie o szóstej budzi nas huk. Mąż śmieje się: "O, znowu lodówka im spadła ze stołu!". I tak cały dzień - moja rozmówczyni wzdycha ciężko.
Umawiamy się na wieczór. Będzie więcej osób, opowiedzą mi o swoich przeżyciach z ostatnich miesięcy.
Where is the church?
Plomba na Jeżycach to spory blok, ale we wspólnocie mieszkaniowej znają się prawie wszyscy. Gdy dzieci były małe, dorośli pełnili dyżury przy piaskownicy. Mieszkańcy robią sobie nawzajem zakupy, odbierają paczki na poczcie.
Siedzimy w mieszkaniu sąsiadów spod trójki. Mieszczańskie wnętrze, książki po sufit, stół z koronkową serwetą, nad nim fotografie przodków. Mieszka tu małżeństwo z dorosłą córką. Ich mieszkanie nie styka się bezpośrednio z mieszkaniem nowych lokatorów.
Nad nowymi sąsiadami mieszka pani spod ósemki, drobna kobieta o dużych przerażonych oczach, mama nastolatki.
Pod nowymi mieszka pani spod czwórki, blondynka, z którą rozmawiałam przed południem. Jej syn grzecznie ogląda album o skrzatach.
Wszystko zaczęło się 1 maja ubiegłego roku, gdy pod szóstkę wprowadzili się nowi. Pani spod czwórki miała wrażenie, że przez cały dzień nad jej głową trwa przemeblowanie. - Nie spodziewałam się, że to będzie się odbywało codziennie.
- Huk przez sprężyny materaca niesie się prosto do ucha. Zostawiam na noc włączony telewizor, żeby rano zagłuszał hałasy - przytakuje pani spod ósemki.
- No i jeszcze te nabożeństwa! - przypomina córka pani spod trójki.
Z początku rytuały nowych lokatorów wydawały się nawet ładne. Gdy zaczynali śpiewać, sąsiadka spod czwórki dostawała gęsiej skórki. Ale ileż można? - Wychodzę na balkon i słyszę, jak on ćwiczy sobie przemowy:
oł lord łołołoł łułułu - pani spod czwórki naśladuje tubalny męski głos.
Uczestnicy modlitw czasem się mylą, wchodzą do mieszkań sąsiadów, pytają: "Where is the church?", zadeptują klatkę schodową. Po spotkaniu wychodzą, trzaskając drzwiami. - Nie potrafią używać klamki - mówi pani spod trójki.
W mieszkaniu nr 8 słychać każdy dźwięk - twierdzą jego lokatorzy. Dwie godziny dyskusji, modłów, śpiewów, bębenków. Nie wiadomo nawet, co to za religia. Syn właścicielki mieszkania powiedział, że nowy lokator jest pastorem Kościoła zielonoświątkowego. Córka pani spod trójki natychmiast zadzwoniła do pastora poznańskich zielonoświątkowców. - Powiedział, że w ogóle o nim nie słyszał - relacjonuje.
Sąsiedzi szacują, że pod szóstką spotyka się kilkadziesiąt osób. Raz w tygodniu, w każdą środę, od godz. 19 do 21.
Na krzyk jestem wyczulona
Pani spod ósemki: - W czasie nabożeństw przynajmniej dzieci nie płaczą.
Gdy nowi wprowadzali się, ich najmłodsze dziecko było noworodkiem wożonym w samochodowym nosidle. Jest jeszcze dwójka przedszkolaków i najstarszy chłopak, gimnazjalista.
Dzieci są śliczne, wołają "dzień dobry". Ale jaka krzywda im się dzieje w domu? - Od lat wraz z rodzicami udzielamy się w organizacji pomagającej dzieciom. Dziecięcy płacz jest tym, czego nie potrafię znieść. Niech ktoś wreszcie wyjaśni, co tam się dzieje - apeluje córka pani spod trójki.
- Dzieci zawodzą rozpaczliwie, czasem nawet po kilkadziesiąt minut. Która matka by coś takiego wytrzymała? Nie wzięła na ręce, nie przytuliła? - pyta pani spod ósemki.
Żadna z sąsiadek nie poszła jednak sprawdzić, co dzieje się z dziećmi, gdy płaczą. Sąsiadka spod ósemki wręcz sztywnieje, gdy przechodzi koło numeru sześć.
Sąsiedzi proponowali: kupimy waszym dzieciom kapcie, oryginalne crocsy, by guma wyciszyła tupot. Gdy kołyska uderzała o podłogę, sąsiadka spod czwórki zaniosła piętro wyżej karimatę. Niech podłożą, będzie ciszej. Po dwóch godzinach karimata stała obok jej drzwi. Dzwoniła też domofonem. Kobieta podnosząca słuchawkę, z początku była miła, przepraszała. Aż kiedyś nakrzyczała: "Mam dzieciom buzie taśmą pozaklejać?". Dlatego dziś raczej uderza w kaloryfer.
- I jeszcze się nas posądza o rasizm! - zauważa pani spod trójki.
Bo nowy sąsiad i czwórka dzieci mają ciemną skórę. Tylko kobieta jest biała.
W bloku mieszkali już przedstawiciele różnych narodowości. - Chińczycy i Wietnamczycy, aż uprzedzająco mili, przepraszali, nawet gdy nic nie zrobili. Wyższa kultura, podobnie jak Ukraińcy. A jakie piękne Arabki tu wynajmowały! Nawet Niemców mieliśmy za sąsiadów. Sami też nie wszyscy jesteśmy chrześcijanami - wyliczają sąsiedzi. - Czy to kolor skóry hałasuje? Straszy mnie na schodach? Rasiści? Dobre sobie!
O tej porze, owszem, u Murzynów - jak mówią o nich sąsiedzi - jest cisza. Po godz. 21 nowych lokatorów jakby nie było. Ale za dnia odechciewa się żyć.
Wyłączę telewizor to zaczną się bawić
Drzwi pod szóstką otwiera szatynka o zmęczonym spojrzeniu. Jest ósma rano, pięcioletnia córka powinna być w zerówce, ale się rozchorowała. Dziewczynka z dziesiątkami warkoczyków na głowie leży przed telewizorem machając gołymi piętami. Młodszy o dwa lata brat, ubrany w piżamkę, skacze po kanapie. Roczne niemowlę drepce po pokoju, od czasu do czasu uderza piąstką w szafę, w komodę. - Nie wolno - matka bierze chłopczyka na ręce.
- Już pierwszego dnia sąsiadka z dołu przyszła zwrócić uwagę, że się głośno wprowadzamy - wspomina. - Po paru dniach znowu przyszła, przeszkadzały jej biegające dzieci. One z natury są ruchliwe, uwagi powtarzały się więc co parę dni. Potem zaczęła skarżyć się sąsiadka z góry: że jej się balkon trzęsie. Kajałam się, przepraszałam, wreszcie nie wytrzymałam: "Ja mam czwórkę dzieci. Co mam zrobić według pani?".
Za komputerem siedzi czarnoskóry mężczyzna, pochłonięty pracą. - Mąż jest nauczycielem angielskiego. Wcześniej mieszkaliśmy u moich rodziców na zachodzie Polski, przyjechaliśmy, gdy mąż został wybrany pastorem jednego z Kościołów zielonoświątkowych w Poznaniu - wyjaśnia pastorowa. - To jeszcze młody kościół, niewielki w porównaniu z innymi zgromadzeniami. Niedzielne nabożeństwa odbywają się w wynajętej sali, a w środę przychodzi do nas kilka osób na spotkania biblijne. Rozmawiamy o Bogu, czytamy Biblię, modlimy się własnymi słowami. Emocje są przy tym bardzo żywe. Odkąd dowiedziałam się, że sąsiadom przeszkadzają nasze modlitwy, uciszam uczestników. Nie używamy instrumentów, nie śpiewamy. Na próbach spotykamy się w bloku na Winiarach, tam się możemy rozśpiewać, nikogo to nie drażni.
Niemowlę płacze, ojciec idzie ułożyć je do snu. A trzylatek natychmiast siada przed komputerem. - Tak, możesz sobie włączyć "Świnkę Peppę" - zgadza się matka. - Pozwalam im na więcej niż kiedyś. Jeśli wyłączę telewizor, zaczną się bawić. A to oznacza hałas.
Zbudujemy dom z kanapy
Pastorowa pamięta wieczór, gdy sąsiadka przyniosła im regulamin porządku domowego. Zdenerwowała się, przecież przestrzegają ciszy nocnej. - Mąż powiedział: "Nie martw się, porozmawiam z nimi" i zszedł piętro niżej. Po chwili usłyszałam krzyki: "Ratunku!". Krzyczała sąsiadka spod ósemki. Następnego dnia przyjechała policja, chciała wziąć męża na komisariat. Po raz pierwszy poczułam lęk. Jak łatwo jest rzucić fałszywe oskarżenie. Sąsiadka jednak się wycofała. Musimy tu znosić pukanie, trąbienie wuwuzelą pod naszymi drzwiami, wizyty policji, głuche domofony wyrywające nas ze snu. Nie mam dowodów, że to sąsiedzi, ale z nikim innym nie mamy konfliktu. Dzieci biegną po schodach, uchylają się drzwi: "Zamknijcie gęby!" - słyszą. Dzielnicowy doradził mi, by iść na policję. Poszłam na komisariat - dali namiar na dzielnicowego. Na początku grudnia ktoś nam spuścił powietrze z kół samochodu i porysował karoserię. Przed świętami, gdy piekliśmy pierniczki, domofon odebrała moja mama: "Dzieciom taśmą buzi nie pozaklejam!". Sąsiadka wezwała MOPR. Na początku stycznia: znów rysa na samochodzie. Policja pyta, kto to mógł być. Wskazałam sąsiadów. I wkrótce po tym znów wizyta MOPR.
Kobieta przerywa opowieść, bo trzyletni syn przybiega, wyjąc rozpaczliwie. Ojciec wrócił do pokoju i wyłączył mu "Świnkę Peppę". Matka przytula chłopca, ale to nie pomaga. - Płaczliwy się zrobił. A córce śni się, że sąsiadka każe nam oddać dzieci do schroniska. Oni mogą donosić na policję, do opieki społecznej. A ja nie mogę normalnie wychowywać dzieci. Wciąż powtarzam dzieciom: nie stukajcie, nie tańczcie, nie śpiewajcie. Wiem, że nie należy reagować, gdy próbują coś wymusić płaczem. Ale nie chcę być posądzana o katowanie dzieci. Teraz sąsiedzi zaczęli grozić właścicielce, że zlicytują jej mieszkanie. Żyję w stresie. Prawnik uprzedził, że może być trudno, gdy przeciw nam zeznają trzy rodziny. Jedna z tych sąsiadek jest nawet sympatyczna, kiedyś myślałam, że mnie rozumie. Ale wykazując to zrozumienie mogłaby stracić koleżanki.
- Mamo, a mamy jeszcze żelki? - przerywa córka. - Wszystkie zjedliście wczoraj - odpowiada matka. Widząc nadąsaną minę córki, uśmiecha się szelmowsko: - Ale za to dzisiaj zbudujemy sobie dom z kanapy.
Wielodzietność nie jest dobrze widziana
Pastor pochodzi z Nigerii, do Polski przyjechał studiować marketing i zarządzanie. - Znajomi ostrzegali mnie, że w Polsce jest wielu rasistów, ja jednak zawsze spotykałem się z ciepłym przyjęciem - przyznaje. Po przeprowadzce chciał poczęstować sąsiadów afrykańską przekąską. Tak robi się w Nigerii. - Żona powstrzymała mnie: "Nie lubią nas tu. Jeszcze pomyślą, że chcemy ich otruć" - mówi. - Podczas spotkań biblijnych staramy się być maksymalnie spokojni. Czemu to ludziom przeszkadza? Przecież nie spotykamy się przy wódce, a przy Biblii.
W kuchni toczy się głośny spór dzieci o płatki śniadaniowe. - Też czasem tęsknię za spokojem. Ale dzieci nie da się na siłę uciszyć. W Polsce wielodzietność nie jest dobrze widziana. Sytuacja, z którą się tu zmagamy, bardzo mnie przygnębia. Ale może to Bóg przysłał nas, by ci ludzie mogli poznać mroczne strony swojej natury? - zastanawia się.
Kilka dni później kontaktuje się ze mną jedna z sąsiadek. Znalazła w internecie tekst o działalności pastora w poprzednim miejscu, jak relacjonuje: pod pozorem lekcji angielskiego, miał werbować do sekty. Klikam w artykuł. Nigeryjczyk opisany jest w nim jako aktywny działacz lokalnej społeczności. Jadowite wypowiedzi pojawiają się w anonimowych komentarzach.
Pracownice stwierdziły konflikt
- Znam sąsiadkę spod ósemki, zalałem jej kiedyś garaż. Machnęła ręką: przeschnie. To bardzo sympatyczna osoba, na pewno nie szukająca waśni. A czarnoskórego sąsiada widziałem raz, szedł z dziećmi, wszyscy śpiewali. Sympatyczna rodzinna scena - mówi sąsiad z klatki obok. Opowiada też, że z niszczeniem samochodów mieszkańcy jeżyckiej plomby zmagają się od dwudziestu lat. Nie ma auta, które by nie zostało porysowane.
Pracownice socjalne z MOPR nie stwierdziły pod szóstką przemocy wobec dzieci. Przychodziły bez zapowiedzi, w towarzystwie pedagoga i policjantki. - Zastały czyste mieszkanie, zadbane dzieci, lgnące do matki - mówi Lidia Leońska, rzeczniczka prasowa MOPR.
Pracownice socjalne stwierdziły natomiast konflikt sąsiedzki. Leońskiej przypomina się historia z innej części miasta. - Sąsiedzi donieśli, że matka znęca się nad niemowlęciem. Kontrola wykazała, że znęcania nie ma. Jest za to nastoletni syn, który grając na bębnach, irytuje sąsiadów - wspomina Leońska.
Pastor zbiera świetne oceny w szkołach i w przedszkolach, w których pracuje. Przedszkole "Biedroneczka" przedłuża z nim umowę, bo ma dobry kontakt z dziećmi, tańczy, śpiewa. Rodzice zapisują dzieci do niego na prywatne lekcje. - Jest popularnym native speakerem. Trudno było nam się wpasować w napięty terminarz. Sąsiadom może się wydawać, że dużo siedzi w domu, ale lektorzy pracują w innym rytmie - mówi Piotr Białecki z Open School.
Pastor zaprasza znajomych i współpracowników na nabożeństwa. Jedni idą z ciekawości, inni odmawiają. Nigdy nie nalega.
Czy grupa, z którą modli się, to Kościół zielonoświątkowy? Piotr Wisełka, pastor Kościoła zielonoświątkowego w Poznaniu, ma wątpliwości. Nigdy o pastorze z Jeżyc nie słyszał, dotarły do niego tylko skargi sąsiadów. Kościół, któremu przewodniczy pastor z Jeżyc, jest filią kościoła nigeryjskiego. W Polsce zarejestrowany jako fundacja. Nie ma obowiązku wpisywania go na listę związków religijnych. Polska konstytucja gwarantuje wolność wyznania.
To fantastyczna okazja
- Członkowie wspólnoty uważają, iż cała sprawa ma podłoże obyczajowe. Może jest i tak, że nowa rodzina zachowuje się inaczej niż przywykli do tego mieszkańcy, a przynajmniej jako taka jest postrzegana. Ale czy podobnie krytycznie odnoszonoby się do hałasów dochodzących z mieszkania polskiej wielodzietnej rodziny, która uczęszcza do tego samego kościoła co wszyscy? - zastanawia się prof. Michał Buchowski, antropolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. - Istnieje pojęcie rasizmu kulturowego. Rasizm w klasycznym rozumieniu jest powszechnie potępiany, współcześnie ludzie podtrzymują podziały, mówiąc o niedających się pogodzić kulturach. Nie możemy rzecz jasna stwierdzić, że z czymś takim mamy do czynienia w tym przypadku. Niemniej widać, iż tę odmienność kulturowo-religijną rozmówcy bezustannie podkreślają, argumentując niemożność współżycia z "innymi".
Pracownice MOPR zasugerowały mediacje. Pastorowa jest sceptyczna: - Nie jesteśmy i nie będziemy tu mile widziani.
Niechętni są też sąsiedzi. - Oni są najemcami, my właścicielami, to oni powinni się dostosować. Dlaczego mamy mediować? Jest przecież regulamin i w nim zapisane, jak się należy zachować.
Beata Kolska-Lach z Komitetu Ochrony Praw Dziecka tłumaczy, że mediacje są ważne, przede wszystkim ze względu na dzieci i to z obu stron: - Dorośli pokazaliby, że spory to coś, co się zdarza, ale warto to rozwiązywać. Warto dzieci uczyć uważności na argumenty drugiej strony i poszanowania dla inności. A może ktoś wpadłby na pomysł i "nowe" dzieci zaprosił, by wspólnie usmażyć naleśniki, albo pograć w grę komputerową? Bo pomyślmy, jak czują się dzieci spod szóstki. Może to, czego doświadczają to obawy o wyśmianie, nazwanie ich sektą, wytykanie palcami? Dla wszystkich mieszkańców bloku to okazja, by pokazać dzieciom, jak należałoby się w takiej sytuacji zachować. I że sposobem na konflikt nie jest zamiatanie problemu pod dywan lub topór wojenny, ale chęć porozumienia. To trudne. Ale warto. Dzieci mogą później niejeden raz w życiu przypomnieć sobie tę lekcję.
Ta lekcja już się jednak nie odbędzie. Rodzina pastora znalazła nowy dom. Wkrótce wyprowadzą się z Jeżyc.
Idę zobaczyć nabożeństwo "tajemniczej sekty". Pastor wyjechał, modlitwę zaczyna więc dziewczyna w zielonej chustce na głowie. Zamyka oczy: - Ojcze, zapewniamy cię o miłości - intonuje psalm. Dołączają kolejne osoby. Po kilku minutach śpiew cichnie, a pokój wypełnia gwar modlitw. Słychać podziękowania za błogosławieństwa, prośby o zdrowie dla bliskich. Poza gospodynią w spotkaniu biorą udział cztery osoby. Wszyscy są czarnoskórzy.
Wszystko to mozna przezyc bedac na haju. LSD, kokaina, opiaty tym karmi sie wojsko. Zeby nie narzekalo i bylo posluszne. Pamietacie male jedno i dwu osobowe lodzie podwodbne. Marynarze byli tam za swoja zgoda. jednak im troche w tej decyzji pomagano. 80% procent zalog nie przezywalo misji. Hmm dlaczego. Piekne wykresy, schematy i historia armi karmiacej sie narkotykami. To wszystko w dokumencie War on Prescription.
Od I do II az po konflikt w Iraku i Iranie. Opowiesci od ludzi uzaleznionych. Samych naukowcow, wojskowych i szeregowcow, ktorzy testowali specyfiki. Na setki kilogramow mozna mierzyc tablety ktorymi sie farzerowalo zolnierzy. A moze sie nadal wojsko faszeruje?
Pocieszala nas wtedy kucharka Zanuaria, ktora ocierala lzy z zezowatych oczu Isaury!
Series addict lub Odurzeni serialami. Poleca ciocia bardzo!!!!
No comments:
Post a Comment
Note: only a member of this blog may post a comment.