Wednesday, 27 April 2016

Dzieci pod tęczą
Z badań wynika, że najlepsze, co homopara może zrobić dla wychowywanych przez siebie dzieci, to zawrzeć formalny związek. W Polsce, gdzie takich dzieci jest ok. 50 tys., to wciąż niemożliwe.

W ostatnich latach również i w Polsce wzrasta akceptacja dla les-mam i ojców-gejów.
Andriy Sarymsakov/PantherMedia
W ostatnich latach również i w Polsce wzrasta akceptacja dla les-mam i ojców-gejów.
Jozef Polc/PantherMedia
Wysokiej jakości rodzicielstwa sprzyja też to, że dzieci w homorodzinach to zwykle dzieci bardzo chciane.
CZYTAJ TAKŻE
Dwie mamy: biologiczna (Anna Stępniewska) i ta druga, nazywana „społeczną”, (Kasia), razem od kilku lat. Jedna córka – 5-letnia Lena. – Wyczekane, wymarzone dziecko – mówi Anna, która urodziła dzięki nasieniu znajomego mężczyzny. Egoizm? –Jeśli kobieta nie chce mieć dzieci, to też oskarża się ją o egoizm – mówi. Początkowo rodzinie, zwłaszcza ojcu Anny, trudno było pogodzić się z tym, że jedyna wnuczka będzie dorastać w takimdomu. Ostatecznie wygrało dziecko – dziadkowie rozpieszczają Lenę do granic możliwości.
Półtoraroczna dziś Zosia była próbą ratowania małżeństwa. Nie udało się. Kiedy dziecko przyszło na świat, mama i tata nie mieszkali już razem. Rozwód sfinalizowali dwa miesiące później. Mama, 30-letnia Karolina, przyznawała się właśnie sama sobie i światu, że tak na prawdę od lat kocha kobietę.– I zaraz pojawiły się pytania: A co z dzieckiem? – wspomina.
Homorodziny powstają na wiele różnych sposobów. Po prostu są – i żadne zakazy nie mogą tego zmienić.
Kampania Przeciw Homofobii podaje w raporcie, że ponad 50 tys. polskich dzieci wychowuje się w homorodzinach – czyli jakieś 0,7 proc. W Stanach Zjednoczonych takich dzieci jest około 2 mln – 2,7 proc. Te spore różnice mogą brać się z nieprecyzyjności statystyk (bo ukrywanie się, bo trudność definicji homorodziny), ale też z tego, że w Polsce osoby homoseksualne wciąż są bardziej piętnowane niż w wielu krajach Zachodu, więc nie decydują się na dzieci, żeby ich nie narażać na szykany. W Polsce z sejmowych mównic usłyszeć można, że „powierzenie dziecka pod opiekę dwóm panom albo dwóm paniom byłoby dla malucha jeszcze większą traumą niż odebranie go biologicznym rodzicom” (posłanka Beata Mazurek z PiS podczas głosowania nad poprawką Senatu do ustawy o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej). Na blogach i forach internetowych również roi się od wrogich deklaracji. Jak napisała jedna użytkowniczka portalu kafeteria.pl: „Pedałom i lesbom powinno odbierać się dzieci. Tacy ludzie mogą wychować nowe pokolenie chorych umysłowo”.
A jednak w ostatnich latach również i w Polsce wzrasta akceptacja dla les-mam i ojców-gejów. W sondażu CBOS z 2006 r. związek gejów lub lesbijek wychowujących wspólnie dziecko uważało za rodzinę tylko 9 proc. respondentów. W 2013 r. odsetek ten wzrósł do 23 proc., łatwiej zwłaszcza o akceptację dla kobiet, wychowujących wspólnie.

Podobnie – dzieci z takimi samymi problemami i sukcesami jak inne

Na świecie wpływ nietradycyjnych wzorców w domu na rozwój dzieci obserwuje się uważnie od kilkudziesięciu lat. – Kiedy w latach 70. zaczynaliśmy nasze badania, wciąż żywe były przekonania, że takie dzieci będą miały problemy psychologiczne, że ich tożsamość płciowa będzie zachwiana – mówi prof. Susan Golombok, psycholożka z Uniwersytetu w Cambridge. – Dziś jest już zupełnie jasne, że dzieci wychowywane przez rodziców tej samej płci radzą sobie równie dobrze, co dzieci z rodzin heteroseksualnych. Nie oznacza to, że nigdy nie mają problemów, ale że mają problemy równie często jak reszta dzieci. Golombok porównała 5–7-latki z niemal dwustu brytyjskich homorodzin z innymi dziećmi. Okazało się, że pociechy les-mam mają równie wysoką samoocenę, z podobną częstotliwością cierpią na problemy psychiatryczne i równie często sprawiają problemy, co ich rówieśnicy z rodzin heteroseksualnych. Podobnie było w przypadku dzieci wychowywanych przez dwóch ojców.
Z kolei analiza danych z amerykańskiego biura statystycznego Cenzus, opublikowana w 2010 r. w piśmie „Demography”, przekonuje, że również w szkole dzieci z homorodzin wypadają podobnie jak dzieci z domów tradycyjnych. A gdy naukowcy z University of Virginia poddali w 2010 r. testom psychologicznym dzieci kilkudziesięciu ojców-gejów, matek-lesbijek i par heteroseksualnych, okazało się, że to nie orientacja seksualna rodziców ma znaczenie dla rozwoju dziecka, lecz jak szczęśliwi w swoim związku czują się rodzice. Im lepszy związek rodziców, tym lepiej dzieci na tym wychodzą.
Wielokrotnie i wnikliwie badano też wpływ wzorców homoseksualnych na orientację dzieci. Jedyna wykryta zależność polegała na tym, że choć finalnie w przeważającej większości (i w podobnych proporcjach jak cała populacja) deklarują się jako osoby heteroseksualne, dziewczynki z rodzin jednopłciowych we wczesnej młodości częściej niż te z tradycyjnych eksperymentowały z osobami tej samej płci.
Seksuolog dr Alicji Długołeckiej z Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie nie dziwi, że to właśnie dziewczynki z homorodzin są bardziej otwarte na relacje homoseksualne. – Orientacja seksualna kobiet jest o wiele bardziej płynna, bardziej biseksualna niż u mężczyzn – mówi. – Im bardziej kobiety są niezależne ekonomicznie i im wyższy mają poziom wykształcenia, tym bardziej się to ujawnia. Homorodzice pozwalają dzieciom na więcej seksualnej wolności, są zwykle bardziej tolerancyjni – co prowadzi do tego, że ta seksualna „płynność” częściej wychodzi na jaw. Nie ma to jednak nic wspólnego z homoseksualną orientacją rodziców per se. W końcu, jak mówi Długołęcka: Nie da się wychować osoby homoseksualnej.Dowodów na to, że dzieci z homorodzin dorastają zupełnie normalnie, znaleziono tak wiele, że już w 2005 r. Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne ogłosiło: „Ani jedno badanie nie wykazało, by dzieci lesbijek czy gejów były w jakikolwiek sposób poszkodowane w porównaniu z dziećmi rodziców heteroseksualnych”.

Lepiej – rodzice bardziej opiekuńczy

Za to jest płaszczyzna, na której pary homoseksualne wypadają w rolach rodziców nawet lepiej niż tradycyjne. Do takich wniosków doszła w 2003 r. Susan Golombok. W obserwowanej przez nią grupie les-mamy miały bliższy kontakt z dziećmi, częściej się z nimi bawiły i rzadziej wymierzały klapsy niż mamy heteroseksualne. W kolejnym badaniu Golombok (z ubiegłego roku) zarówno les-mamy, jak i ojcowie-geje wykazywali więcej ciepła w relacjach ze swoimi dziećmi niż rodzice z domów tradycyjnych. Do podobnych wniosków doszli też w tym roku naukowcy z Włoch – tamtejsze homorodziny wypadły korzystniej od heterorodzin pod względem jakości komunikacji z dziećmi.
Skąd się to bierze? – Chyba z troskiże ktoś inny mógłby wyrządzić dziecku krzywdę przez to, że żyje w homorodzinie – mówi Karolina, mama półtorarocznej Zosi. – Może jest to jakiś sposób rekompensowania? Z tą opinią zgadza się dr hab. Dorota Majka-Rostek, socjolog z Uniwersytetu Wrocławskiego: – Zachodni terapeuci piszą, że często muszą przekonywać matki homoseksualne, że też mają prawo popełniać błędy. Takie matki wpadają w tor rodzica doskonałego, próbują pokazać światu, że nie mają żadnych słabych punktów – twierdzi Dorota Majka-Rostek.
Wysokiej jakości rodzicielstwa sprzyja też to, że dzieci w homorodzinach to zwykle dzieci bardzo chciane. – My chcemy być rodzicami, a nie musimy, bo tak być powinno: najpierw ślub, potem dziecko –tłumaczy Anna Stępniewska. Zdaniem dr Jowity Wycisk z Instytutu Psychologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu w grę wchodzi jeszcze jeden czynnik – wiek. – Rodzice w planowanych rodzinach tego typu są zwykle starsi niż rodzice heteroseksualni, mają więc bardziej ustabilizowaną sytuację zawodową i finansową, są też zwyczajnie bardziej dojrzali do roli rodzicielskiej – mówi.

Gorzej – brak wzorca płci przeciwnej i więcej lęków społecznych

To wszystko nie oznacza jednak, że ten typ rodzicielstwa nie zmierzy się z charakterystycznymi dla siebie problemami. Zdaniem Joanny Drosio-Czaplińskiej, psycholog z Centrum Rozwoju Psychologicznego Nasza Strefa w Warszawie, pewne problemy u dzieci z rodzin les-mam i ojców-gejów mogą pojawić się w wieku około 1012 lat, czyli w okresie identyfikacji płciowej. Wtedy niezwykle ważne jest, by dziewczynki miały wśród bliskich jakiś wzorzec kobiecy, a chłopcy – męski.
– Kiedy chłopiec wchodzi w okres nastu lat, pojawia się duży wyrzut hormonów i to się bardzo często wiąże z agresją. Bardzo dobrze jest, jeśli chłopak ma wtedy jakiegoś fajnego wujka czy kolegę mam, który będzie dla niego autorytetem – mówi Drosio-Czaplińska. A co, jeśli takiego wzorca nie ma? Może się to odbić na relacji z matkami, ale też jakości przyszłych relacji partnerskich takiego dziecka, które jako dorosły nie bardzo wie, czego oczekiwać od osób odmiennej płci. Oczywiście tego typu wyzwania nie są wynikiem homoseksualności rodziców jako takiej – ale jednopłciowości opiekunów. – To tak samo jakby dziecko wychowywała matka z babcią – mówi Joanna Drosio-Czaplińska.
Wyzwaniem dla homorodzin może być też ostracyzm ze strony dalszej rodziny, a szczególnie dziadków. Brak wtedy tej specyficznej miłości, rozpieszczania, którego maluchy potrzebują. – Tymczasem ta międzypokoleniowość jest dla rozwoju człowieka bardzo ważna. Jeśli wypada to jedno ogniwo, to brakuje bardzo istotnej części, która buduje naszą tożsamość, poczucie bezpieczeństwa. To dodatkowa, niepowtarzalna więź – tłumaczy Drosio-Czaplińska.
Kolejnym poważnym wyzwaniem jest podwyższony na stałe poziom lęku u rodziców. W badaniach polscy rodzice żyjący w związkach homoseksualnych często mówią o udawaniu, o ukrywaniu się – choćby na sali porodowej czy przy zapisach do żłobka, kiedy to ta druga mama, społeczna, przedstawia się jako ciocia, żeby uniknąć szykan. –Wszystkie matki biorące udział w badaniu, które niedawno prowadziłam, wyrażały obawy dotyczące potencjalnej niechęci innych ludzi wobec ich dzieci – mówi dr Jowita Wycisk.– Dla jednej z par obawy te były na tyle silne, że stały się głównym motywem emigracji.Zdaniem Drosio-Czaplińskiej problemem – i to dużym – może być, jeśli rodzice ukrywają swoją orientację przed dziećmi, jeśli kłamią albo każą kłamać. Bo dziecko nie może dźwigać tajemnic – nie jest do tego emocjonalnie ani poznawczo gotowe. To generuje stres, który obciąża je ponad miarę. –Ważne, by na odpowiednim etapie i odpowiednim językiem powiedzieć dziecku, że niektórzy mają mamę i tatę, a u nas jest tak, że się kochamy, ale jest mama i mama albo tata i tata. Dziecko samo decyduje, czy dzieli się tym ze swoimi rówieśnikami– mówi.
Jednak to dzielenie się z otoczeniem także stanowi ogromne wyzwanie i jest powodem bardzo silnego stresu u dziecka. Szczególnie ważną rolą homorodziców jest, by ten stres sprowadzić możliwie do minimum, nawet jeśli miałoby to oznaczać zmianę szkoły czy wręcz miejsca zamieszkania: – Narażanie dziecka na życie w miejscu, gdzie jest bardzo dużo wrogości, to zły pomysł. Trzeba stworzyć mu bezpieczne dzieciństwo – mówi psycholożka.
Jak to się więc dzieje, że stres wywołany społecznym ostracyzmem zdaniem naukowców nie przekłada się od razu na żadne problemy psychologiczne u dzieci, które byłyby wyłapywane w przytaczanych badaniach? Być może zachodnie społeczeństwa są jednak bardziej tolerancyjne wobec homorodzin, być może odpowiedzią jest wyłapane w badaniach proporcjonalnie częstsze niż w innych rodzinach szczególne zaangażowanie rodziców. –Przynależność do jakiejkolwiek mniejszości jest potencjalnie doświadczeniem trudnym, ale pod pewnymi warunkami każda trudność może zostać przekuta w rodzaj rozwojowej korzyści – tłumaczy Jowita Wycisk. Te korzyści to choćby umiejętność radzenia sobie ze stresem, większa tolerancyjność itd. Jeśli homoseksualni rodzice włożą dużo wysiłku w to, by dziecko na dyskryminację przygotować, można osłabić skutki negatywne, a wzmocnić rozwojowe.

Pokrętniej – problemy życia w nieprzyjaznym otoczeniu

To wszystko oznacza jednak, że homorodzice dostają zadanie, które w Polsce może okazać się ponad miarę. Zwłaszcza że homorodzicom w kraju szczególnie trudno jest zwrócić się o pomoc. Przed szukaniem porady psychologa szkolnego, terapeuty w poradni, uczestnictwem w warsztatach dla rodziców (a jest ich wiele w większych miastach – na przykład dla matek samotnie wychowujących synów), powstrzymuje ich wstyd lub lęk. Trudno im konfrontować się z ocenami, że trudności wychowawcze uznane zostaną przez kogoś za oczywistą konsekwencję modelu rodziny – a więc ich winę. Oraz z uprzedzeniami – że skoro dwóch gejów wychowuje dziecko, to z pewnością są oni pedofilami.
Także polskie prawo nie pomaga tym rodzinom, przeciwnie, rzuca kłody pod nogi. – W Polsce w kontekście instytucjonalnym takie dzieci są niewidzialne – mówi Dorota Majka-Rostek. Przedszkola czy szkoły nie są przygotowane na dzieci wychowywane przez dwie mamy czy dwóch ojców, podobnie jak kultura nie jest na nich gotowa. Choć rzeczywistość zna rodziny jednopłciowe, jedyny model rodziny, jaki jest prezentowany w podręcznikach, na szkolnych apelach, to mama plus tata. Do tego dochodzi – ważniejsza jeszcze – prawna niewidzialność rodziców społecznych. – W sytuacji kiedy realnie opiekę tę sprawują dwie osoby, ale tylko jedna z nich jest prawnym opiekunem dziecka, to potencjalne konsekwencje śmierci, rozłąki, nieuregulowanych spraw rodzinnych, są negatywne dla dziecka. Jest to kwestia istotna i nieobecna w debacie publicznej – mówi Jowita Wycisk.
W raporcie z 2013 r. Amerykańska Akademia Pediatryczna otwarcie wzywa do legalizacji małżeństw homoseksualnych, argumentując, że to, co jest istotne dla dobrobytu dzieci, to prawna stabilizacja związku rodziców oraz idące za tym instytucjonalne i społeczne wsparcie. „Małżeństwo kończy stygmatyzację dzieci – piszą autorzy raportu.  Brak możliwości zawierania związków małżeńskich przez pary tej samej płci przyczynia się do stresu w ich rodzinach, odbija negatywnie na zdrowiu i dobrobycie wszystkich domowników”. W jakiejś mierze – przyczynia się też do trwałości par. Jeśli nic ich nie trzyma, na czele z brakiem wsparcia społecznego, tych wszystkich „w każdym małżeństwie są gorsze momenty”, „dacie radę”, „przecież to twój mąż” – każdy kryzys łatwiej może związek wywrócić. A wówczas – w najgorszym położeniu są dzieci, którym żaden sąd nie zagwarantuje ani alimentów, ani prawa do widywania się z drugim, kochanym przecież rodzicem.
Amerykańska Akademia Pediatryczna powołuje się m.in. na wyniki badań przeprowadzonych w Massachusetts: po legalizacji małżeństw homoseksualnych w tym stanie aż 93 proc. nowo poślubionych par przyznało, że zawarcie przez nich małżeństwa wyraźnie przyczyniło się do szczęścia ich dzieci. Według 84 proc. par dzięki statusowi małżeństwa lepiej też współpracuje im się z nauczycielami w szkole córki czy syna. Anna Stępniewska ma nadzieję, że i u nas kiedyś związki homoseksualne zostaną zalegalizowane – i że będzie mogła poślubić drugą mamę Leny. Jak w katolickiej Irlandii – która właśnie dołączyła do grona krajów akceptujących małżeństwa ludzi jednej płci.
***
Kontrowersyjny badacz
Na podstawie ankiet przeprowadzanych na bardzo małej próbie osób amerykański psycholog Paul Cameron głosił, że dzieci homoseksualistów często same wyrastają na dorosłych o orientacji homoseksualnej, mają problemy z identyfikacją płciową i – o zgrozo! – częściej niż inne dzieci miewają stosunki seksualne z opiekunami lub innymi członkami rodziny. Cameron został wyrzucony z Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego za łamanie zasad etycznych tej organizacji, a Kanadyjskie Towarzystwo Psychologiczne oficjalnie się od niego odcięło, oświadczając, że „stale fałszywie interpretował i przedstawiał badania nad seksualnością, homoseksualizmem i lesbianizmem”

No comments:

Post a Comment

Note: only a member of this blog may post a comment.