a wyemigrowaly najlepsze i najgorsze)
Odrzucają konstrukty kulturowe w rodzaju matka Polka katoliczka. Mówią też, że dziewczynki w Polsce wychowuje się do posłuszeństwa, a one chcą być wolne- rozmowa z badaczką literatury dr Anną Kronenberg
Chyba pierwsza zdiagnozowała moje uzależnienie od tego kraju. » Jesteś młoda, inteligentna, z wykształceniem i mieszkaniem w Polsce, dlaczego więc tu siedzisz i sprzątasz u starych ludzi i leniwych matek z dziećmi. Myślisz, że to normalne?” Nie potrafiłam odpowiedzieć, tak jak nie potrafiłam wyjechać. To było jak jakiś rzucony na mnie czar. Zresztą nie byłam sama w tym uzależnieniu. Magda rzuciła studia na prawie, miała wzrost modelki, ubierała się oryginalnie, w Anglii wykonywała jedynie fizyczne prace, () nie potrafiła odpowiedzieć, dlaczego woli to od studiów i siedzenia w Polsce. Maria pracowała zawsze fizycznie, miała wykształcenie wyższe, ale sprzątała w szkole, pilnowała dzieci i sprzątała u ludzi. Nie chciała wracać do Polski” - pisze Małgorzata Białecka w pamiętniku zamieszczonym w antologii „Wyfrunęli”.
Przeczytała pani około setki powieści, pamiętników i dzienników napisanych przez Polki, które po wejściu Polski do Unii Europejskiej wyjechały do Wielkiej Brytanii i Irlandii. Naprawdę nie chcą wracać? Dlaczego?
Niektóre wróciły, ale większość zostanie. Z wielu powodów: ekonomicznych, kulturowych, społeczno-politycznych. Od 2012 roku badamy na Uniwersytecie Łódzkim najnowszą twórczość emigracyjną. Pomysłodawczynią i koordynatorką projektu jest Joanna Kosmalska, a kierownikiem prof. Jerzy Jarniewicz.
Ja zajmuję się twórczością literacką i działalnością społeczno-kulturalną Polek emigrantek, które stanowią mniej więcej połowę polskiej emigracji. Badałam ponad 50 powieści, 40 fragmentów dzienników i pamiętników wydanych w trzech antologiach oraz twórczość około 20 poetek.
To często owoce konkursów literackich, w których emigranci i emigrantki opisują swoje doświadczenia. Zwykle dwie trzecie biorących w nich udział to kobiety. Polki stanowią też większość wśród osób organizujących wydarzenia artystyczne, festiwale, stowarzyszenia, fundacje, polskie centra i szkoły. Przeprowadziłam z nimi wywiady w Anglii, Szkocji i Irlandii.
Czemu Polacy na emigracji nie są równie aktywni społecznie?
Mogę mówić tylko o emigracji po 2004 roku do Wielkiej Brytanii i Irlandii, bo tę badałam. Tutaj mężczyźni też się angażują, współpracują, ale to Polki są w większości liderkami, mają wizję, zakładają szkoły, organizacje i stowarzyszenia: artystyczne, kulturalne, edukacyjne, pomocowe, które zajmują się rodakami, organizują kursy angielskiego i pomoc psychologiczną, jak np. Together-Razem Centre w Cork w Irlandii.
Pewnie ma na to wpływ także wychowanie dziewcząt do ról związanych z opieką i troską. W Polsce w organizacjach pozarządowych i wolontariacie też jest więcej kobiet, zwłaszcza w tych zajmujących się ochroną zdrowia, pomocą społeczną, edukacją i kulturą.
Z twórczości emigrantek i moich z nimi rozmów można też wysnuć wniosek, że mają mniej kłopotów z integracją. Są bardziej otwarte na różnorodność kulturową, współpracują z lokalnymi organizacjami. Chcą im pokazywać współczesną polską kulturę, ale też tradycję.A jaką mają publiczność pisarki? Bo tylko jedna emigrantka, Wioletta Grzegorzewska, nominowana do nagród literackich Nike i Gdynia, została w Polsce zauważona przez krytykę.
Mimo takiej różnorodności emigracyjna twórczość Polek przechodzi prawie niezauważona, mimo że porusza bardzo ważne tematy i mogłaby sprowokować publiczną debatę na temat pozycji kobiet w Polsce.
Jak popatrzymy na różne dyskusje na temat emigracji i emigrantek, to często w roli ekspertów wypowiadają się mężczyźni. A to przecież Polki emigrantki są ekspertkami w sprawie emigracji kobiet! Mają doświadczenie i dzielą się nim na tysiącach stron swoich książek.
To w większości twórczość autobiograficzna, bardzo różnorodna, ale można wyodrębnić typy bohaterek literackich i właściwe im typy emigracji. Na szczycie jest niewielka grupa bohaterek z najwyższym kapitałem społecznym i kulturowym.
To singielki, mają 25-30 lat, wykształcenie wyższe i pracują w zawodzie. Tu można mówić o mobilności zawodowej, a nie emigracji. Na przykład Magda, bohaterka "Madame Mephisto" A.M. Bakalar.Ta powieść nie jest wprost autobiograficzna, ale ciekawa z mojego punktu widzenia, ponieważ autorka ukazała proces wyzwalania się młodej Polki z tradycyjnej polskości - narzuconych przez rodzinę, społeczeństwo i Kościół ról i oczekiwań.
Najliczniejszą grupą bohaterek literackich są Polki w wieku 20-30 lat, też młode singielki, z wykształceniem średnim lub wyższym. Zaczynają od pracy fizycznej, głównie w tzw. sektorze prac opiekuńczych - jako sprzątaczki, opiekunki, nianie, pomoce domowe.
To ciągle głównie kobiece zajęcie.
Tak, co więcej - opiera się na nim gospodarka krajów rozwiniętych. Kobiety z krajów biedniejszych obsługują gospodarstwa domowe miejscowej klasy średniej i wyższej.
My robimy to u Brytyjczyków, u nas robią to Ukrainki.
Tak. Badaczki feministyczne uważają, że ten nieformalny sektor gospodarki służy tak naprawdę mężczyznom i utrwaleniu patriarchatu. Biedne kobiety wyręczają bogate w pracach domowych, w zajmowaniu się dziećmi i niedołężnymi rodzicami, a dzięki temu te bogate mogą skupić się na pracy poza domem. Ale to kobiety wciąż wyręczają mężczyzn i państwo (też rządzone w większości przez mężczyzn) w ich obowiązkach opiekuńczych.
Czyli to dla kobiet z biedniejszych państw z jednej strony emancypacja i usamodzielnienie się, ale z drugiej - niemożność wyjścia z zaklętego kręgu prac domowych? Tylko trochę trudno sobie wyobrazić, żeby takie prace wyeliminować. Jak np. ogarnąć we dwójkę wielki dom z ogrodem?
To problem raczej wyższej klasy średniej. Pochodzę ze wsi, gdzie ludzie mają nie tylko domy z ogrodami, ale uprawiają warzywa, sady, czasem hodują zwierzęta i pracują w mieście, tak jak moi rodzice. Nie pamiętam pomocy domowych, raczej pomoc sąsiedzką.
Zresztą bohaterki i autorki tej emigracyjnej twórczości także często wywodzą się z małych miasteczek lub wsi. Zaczynają od prac fizycznych, ale są zdeterminowane i odnoszą sukces. Kończą kursy językowe, zawodowe, rozwijają się. W końcu, po wielu perypetiach, zdobywają pracę zgodną z wykształceniem, a w życiu prywatnym nawiązują romanse, mniej lub bardziej udane, i tworzą wspierające się kręgi kobiet, czasem z różnych pokoleń, które zastępują im rodzinę.
To świadczy o otwartości społeczeństwa i gospodarki brytyjskiej.
Tak, ale też o tym, że ta twórczość to w dużej mierze tzw. historie sukcesu. Z badań socjologicznych wynika, że trudno jest awansować, gdy utknie się jako służąca w prywatnym domu. Taka osoba nie ma wolnego czasu, więc jak może uczęszczać na kursy, podnosić kwalifikacje?
Czyli to trochę takie opowieści o Kopciuszku?
Tak. Interesujące jest to, że w tych powieściach i dziennikach z jednej strony widać światopogląd liberalny, czyli wiarę w to, że jeśli weźmie się los w swoje ręce, to odniesie się sukces. Z drugiej strony autorki widzą mechanizmy dyskryminacji ze względu na płeć, pochodzenie, klasę czy rasę. Ta emigracja jest nie tylko zarobkowa, ale i rozwojowa, kulturowa, emancypacyjna.
Kolejna grupa bohaterek literackich to "żony przy mężu": emigrują za partnerami mającymi wysoką pozycję społeczną. Z pamiętników i powieści wynika, że to zamknięcie w sferze prywatnej przeżywają jako frustrujące i degradujące: tęsknią za pracą, jaką miały w Polsce, za przyjaciółmi i rodziną, jak bohaterka trylogii Anny Łajkowskiej.
Często wbrew woli męża podejmują próbę wyjścia z tej złotej klatki. Paradoksalnie, w lepszej sytuacji są bohaterki singielki. Nawet jeśli zaczynają jako sprzątaczki czy nianie, to gdy powoli pną się po drabinie społecznej, rośnie także ich samoocena, poczucie sprawczości i kontroli nad swoim życiem. Autorka jednego z dzienników, gdy wreszcie znalazła pracę i wyszła z roli pani domu, napisała: "Realizuję się, rozwijam, mam po co żyć, mam sens, cel i nadzieję".
Podejrzanie łatwo jest pani udowodnić tezę, że z Polek na emigracji robią się nagle wielkie feministki. Czy dzienniki nie są przypadkiem dobierane do antologii pod tym kątem? Albo może autorki wyczuwają, że takie tematy mają szansę się spodobać redaktorkom?
Feminizm jako wabik dla wydawcy i czytelniczek? W Polsce? Nie sądzę. Jeśli mówię, że ta twórczość jest feministyczna, to bardziej mam na myśli to, że autorki poruszają wiele ważnych i przemilczanych problemów społecznych, z którymi zmagają się kobiety.
Piszą wprost, jak wiele rzeczy w Polsce im się nie podoba i jak wiele jest dla kobiet zagrożeń na emigracji. Nawet jak pierwszoplanowym bohaterkom udaje się odnieść sukces, to te drugo-, trzecioplanowe nie mogą opuścić zawodowego getta prac opiekuńczych, są wyzyskiwane przez rodziny w kraju, którym wysyłają cały zarobek, albo spotyka je przemoc fizyczna, psychiczna lub ekonomiczna ze strony partnerów, jak np. Danutę, Izabelę i Marlenę z powieści "Ślady hamowania" Magdaleny Zimny-Louis.Potwierdzają to również badania socjolożki Sylwii Urbańskiej, która w swojej książce "Matka Polka na odległość" pisze, że połowa kobiet, z którymi przeprowadzała wywiady, uciekła za granicę przed przemocą domową.
Wnioski z badań doktor Urbańskiej są podobne do moich, chociaż materiał badawczy miałyśmy różny. Sugeruje to, że zjawiska, o których piszą emigracyjne pisarki w powieściach, to naprawdę poważne problemy społeczne. Zresztą nie wszystkim emigrantkom udało się od tego uciec. Jak pisze np. Ewa Winnicka w swoich reportażach, bolączką Polonii na Wyspach jest alkoholizm i przemoc mężczyzn wobec kobiet i dzieci.Autorki dzienników i powieści piszą także o Polkach, które padły ofiarą seksbiznesu: zaginęły, zostały zamordowane. O problemie molestowania seksualnego w życiu zawodowym Polek i w kraju, i na emigracji - np. szef domaga się seksu za awans, za posadę lub oferuje pracę w seksbiznesie, nawet jeśli bohaterka szuka zatrudnienia w magazynie lub sklepie.
Krytykują zjawiska społeczne wynikające z patriarchatu: pornografię, prostytucję, seksualizację kobiet w mediach i reklamie, ponieważ mają one wpływ także na ich pozycję na rynku pracy. Podsumowując: można tę twórczość nazwać feministyczną, ponieważ upubliczniła, a dzięki temu i upolityczniła to, co dotąd pozostawało w sferze prywatnej.
Druga ważna zmiana jest taka, że autorki pochodzą z różnych klas społecznych i środowisk. To nowość, bo do tej pory literaturę emigracyjną tworzyły kobiety bardziej uprzywilejowane.
Te, które miały "własny pokój", czas i miejsce na tworzenie, jak w głośnym eseju Virginii Woolf?
Wykształcone, wykonujące wolne zawody, wyjeżdżające na stypendia, jak np. Manuela Gretkowska i inne, które wyemigrowały w latach 90.
Teraz powoli do głosu dochodzą także kobiety pracujące fizycznie, starsze, zmuszone do emigracji przez bezrobocie. I to jest kolejna wyróżniona przeze mnie grupa autorek i bohaterek literackich. O ich doświadczeniach opowiada np. Łucja Fice w powieściach "Przeznaczenie", "Wyspa starców" i w tomie poetyckim "Opiekunka". O emigracji zarobkowej Fice mówi: "To nie jest bułka z masłem, raczej bułka z gównem".Jej bohaterka Gabriela Mrozińska nie mogła znaleźć pracy w kraju przez lata, wykonywała różne zawody: prowadziła butik z odzieżą, pracowała w biurze, ale w jej miasteczku po prostu nie było pracy dla kobiet w wieku 50 plus. To jest najczęstszy powód emigracji.
Większość opowieści młodych i starszych Polek zaczyna się tak samo: szukanie pracy, wyzysk przez nieuczciwych pracodawców, niskie płace, spychanie do szarej strefy i bezrobocie. Bohaterka Fice, by utrzymać rodzinę, zdecydowała się zostać opiekunką w Walii.
Pisarka przełamuje więc społeczne tabu samotności i umierania osób starych oraz potwornie obciążającej fizycznie i psychicznie pracy opiekunki. Ta twórczość jest ważna także dlatego, że w Polsce brakuje systemowych rozwiązań problemu opieki nad osobami zależnymi.
Każda rodzina rozwiązuje go tak, jak może, najczęściej przy pomocy kobiet - np. Polki zostają opiekunkami w Niemczech, by móc opłacić opiekę Ukrainki nad swoimi starymi i chorymi rodzicami oraz opiekę sąsiadki nad swoimi dziećmi.
A to, dlaczego Polki chętnie rodzą na Wyspach dzieci, też znajduje odzwierciedlenie w ich twórczości?
Piszą o tym i mówią w wywiadach. To problem, o którym już mówiłam - państwo oddało rynek pracy pracodawcom, którzy często zatrudniają przez lata na śmieciowych umowach, płacą niskie pensje. I tak stworzyli prekariat: grupę pozbawioną stabilności zatrudnienia oraz ubezpieczeń społecznych.
Sama od lat jestem prekariuszką. I to nie jest mój wybór, ale jedyna dostępna forma zatrudnienia. Wracając do pytania o kryzys demograficzny w kraju: jak kobieta pracująca przez lata na śmieciówkach i pozbawiona ubezpieczeń społecznych może zdecydować się na dziecko lub znaleźć kilkadziesiąt tysięcy złotych na leczenie bezpłodności? Justynę Cwojdzińską, która prowadzi duży i popularny Polish Art Festival w Limerick w Irlandii, spotkałam, gdy była w ciąży z trzecim dzieckiem. Nie przeszkadzało jej to w organizowaniu wielkiego festiwalu, także dlatego - jak mówi - że chciała wyrazić swoją wdzięczność za tak dobre przyjęcie w nowej ojczyźnie. Macierzyństwo może więc być czasem twórczym i wnoszącym wiele do życia wspólnoty, ale potrzebuje wsparcia państwa.
Czyli kobieca emigracja jest także swoistym drenażem mózgów? Wyjeżdżają te, którym w Polsce "za ciasno" ze względów obyczajowych czy politycznych?
Przede wszystkim te, które szukają godnej pracy i płacy i nie znalazły jej w Polsce. Ale kwestie kulturowe, obyczajowe i światopoglądowe też są ważne.
Te w większości wykształcone Polki w kraju czują się wyrzucone poza nawias dominującej narodowo-katolickiej narracji, a polską wersję katolicyzmu odbierają jako opresyjną. Autorki i liderki, z którymi przeprowadziłam wywiady, określały swoją emigrację, oprócz ekonomicznej, jako: kulturową, obyczajowo-społeczną, rozwojową, intelektualną, wolnościową, egzystencjalną, edukacyjną, naukową, a nawet polityczną (uważają, że w Polsce są łamane prawa kobiet) i cywilizacyjną.
Na pytanie, czemu wyjechały, mówiły: "Przestałam czuć się dobrze we własnym kraju", "Bezrobocie i Kaczyńscy to było dla mnie za dużo", "Nie chciałam, by moje dzieci wychowywały się w atmosferze wrogości wobec inności, w zaściankowym kraju, w którym rządzi kler i służący mu politycy", "Nie chcę, by moje dziecko było bite, gdy okaże się inne", "Teraz do Polski jeżdżę jak do obcego kraju".
Odrzucają konstrukty kulturowe w rodzaju matka Polka katoliczka. Zastanawiają się, kim jest Polka i czym Polska dla nich osobiście. Mówią też, że dziewczynki w Polsce wychowuje się do posłuszeństwa, a one chcą być wolne.
Częsty jest w tej twórczości motyw kosztów, jakie ponoszą bohaterki, gdy próbują przejąć kontrolę nad swoim życiem, seksualnością, ciałem. Na przykład gdy decydują się na in vitro albo nie decydują się na założenie rodziny, zostają odrzucone przez religijnych rodziców.
Bohaterka "Madame Mephisto" zdecydowała się na aborcję w młodości, potem chciała dokonać aktu apostazji - co spowodowało prawie całkowite zerwanie więzi z religijną matką i konflikty w rodzinie.
Jedna z bohaterek z Anglii jedzie do Tajlandii, potem do Australii, szuka swojego miejsca. Tymczasem rodzina oczekuje od niej wypełniania roli matki, żony, znalezienia "porządnej pracy". Wraca do Polski z poczuciem porażki, bo presja rodzinna jest zbyt silna, a ona nie umie wytrwać w tym alternatywnym modelu życia.
Aż się boję zapytać, jak emigrantki patrzą na polskich mężczyzn.
Nie trzeba się bać, bo autorki najczęściej mają dużo serca dla Polaków, natomiast martwi je patriarchalna kultura. Dlatego pytają: ile nas kosztuje "polski twardziel"? Okazuje się, że dużo: przemoc, wypadki drogowe, uzależnienia.Na przykład mąż bohaterki powieści "Emigracja uczuć" Agnieszki Bednarskiej pobił szefa za to, że ten go nie awansował. Potem roztrwonił oszczędności w klubach i uciekł w nałóg alkoholowy. Jego żona, niepracująca, z małym dzieckiem, znalazła się w dramatycznej sytuacji. Jej przyjaciółka Róża mówi tak: "Dla mnie rycerzem jest facet, który przychodzi zmęczony po pracy i zamiast usiąść w fotelu, obiera ziemniaki, jak mój Lesio. () Czasy się zmieniły, ale oni tego nie zauważyli".Grażyna Plebanek w "Przystupie" pokazuje związek między uzależnieniem od pornografii a przemocą wobec żony i dziecka. Inny jej bohater bije synka po twarzy, bo ten nie chce wziąć udziału w polowaniu. Kolejnym problemem jest alkoholizm mężczyzn.
Dlatego Anglicy, Szkoci i Irlandczycy mogą być atrakcyjniejszymi partnerami, gdyż są bardziej równościowi, nie mylą męskości z seksizmem.
Autorki krytykują też rasizm Polaków. W jednej z powieści w polskim urzędzie pracuje czarna kobieta, a mężczyźni chodzą ją oglądać jak egzotyczną seksualną zabawkę.
Zresztą w moich rozmowach z Polakami na emigracji pojawiał się motyw nacjonalistyczno-rasistowsko-mizoginistyczny: "Jak te Polki mogą umawiać się z mężczyznami z krajów arabskich, z Indii i z Afryki?". Niektórzy emigranci wypowiadali się o Polkach źle, wulgarnie, traktowali je jak swoją własność i chcieli kontrolować.
Mnie się jednak ciągle wydaje, że to "za piękne, żeby było prawdziwe". W twórczości kobiet nie ma nurtu konserwatywnego? Czy może te konserwatywne nie wyjeżdżają także dlatego, że przytoczone przez panią problemy uważają za wyolbrzymiane.
Autorki mogą być konserwatywne i nie zgadzać się na dyskryminację kobiet i niesprawiedliwy rynek pracy. Są przecież nawet zakonnice katolickie, które mówią, że ich powołaniem jest feminizm - pisze o tym teolożka Zuzanna Radzik. To się nie wyklucza. Niektóre emigracyjne liderki współpracują z lokalnym Kościołem katolickim. Inne są otwarcie antyklerykalne, jak np. A.M. Bakalar. Czasem bohaterka emigrantka otrzymuje pomoc w Kościele, czasem odwiedza go z powodów towarzyskich, ale często nawet do głowy jej nie przyjdzie szukać Kościoła w nowej ojczyźnie - bo to jest symbol tego, od czego uciekła na Wyspy.A tymczasem na Wyspach wybory wygrał Kukiz. Czy to nie obala pani tez?
Na Wyspy wyjechało z Polski około miliona osób. Mogę mówić o pisarkach i działaczkach, których jest może setka. To absolutna awangarda, ale i wśród nich znalazłyby się zwolenniczki różnych partii. Mam też wrażenie, że wybory polityczne w Polsce nie są podejmowane świadomie.
Na przykład czarni raczej nie głosują na rasistów, prawda? A Polki głosowały na Korwina. Jednak gdyby je zapytać, czy naprawdę są za odebraniem kobietom praw obywatelskich, toby się zdziwiły.
Polacy na emigracji z jednej strony korzystają w Wielkiej Brytanii i Irlandii z tolerancji i otwartości społeczeństwa oraz z dobrej polityki socjalnej, a jednocześnie część z nich odmawia tego swoim rodakom w ojczyźnie, głosując na prawicę.
Podsumowując: przydałoby się nam wsłuchać w głos Polek emigrantek, bo mogą porównać Polskę z innymi krajami, a poza tym dają gotowe odpowiedzi na pytanie, jak by mógł wyglądać nasz kraj, gdyby dać kobietom lepsze szanse na rozwój?
Zdecydowanie! Literatura to przecież sposób, w jaki opowiadamy świat. I to od nas zależy, jak sobie ten świat opowiemy, jaką nakreślimy wizję, jakie wybierzemy wartości. Literatura emigrantek opowiada Polskę w nowy sposób.
Można powiedzieć, że tworzy projekt nowoczesnej demokracji - liberalnej światopoglądowo, z dobrą polityką społeczną, w której równość jest podstawą. Dlatego feministyczne pisanie kobiet może zmienić świat. Już zmienia. Uważam, że ta twórczość, a może i sama emigracja Polek, jest lub też z czasem staje się polityczna. To ich bunt przeciwko niskiej pozycji społecznej i dyskryminacji.
Moja znajoma, doktor filozofii zajmująca się studiami gender, zamierza wystąpić o azyl polityczny do króla Norwegii. Skoro prawa kobiet w Polsce są łamane, szczególnie prawa reprodukcyjne, a badanie tych zagadnień wkrótce może zostać zakazane, jak zapowiada to PiS, to przecież możemy mówić o łamaniu praw obywatelskich i dyskryminacji ze względu na płeć i światopogląd. I w konsekwencji - o emigracji politycznej.
Anna Kronenberg - badaczka literatury, współautorka projektu "Polska literatura emigracyjna w Wielkiej Brytanii i Irlandii po roku 2004"
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,80530,19712411,emigrantki-dlaczego-nie-chca-wracac.html?disableRedirects=true
No comments:
Post a Comment
Note: only a member of this blog may post a comment.