Ciocia jak to ciocia snupie w tym komputrze i cos tam zawsze znajdzie.
Namowiona Instytucja Zony pomysl podchwycila i zamowila wielkie dwa bilety po Oceanie Atlantyckim, replika statku Krzysztofa Kolumba Santa Maria.
Statek ten wchodzil w pierwsza wyprawe Kolumba do Indii w roku 1492 roku. Wlascicielem Santy Marii byl Juan de la Cosa.
Santa Maria byla karaka, o dlugosci ok 21 metrow i byla okretem najwiekszych z pozostalych. Marynarzy na niej bylo 40. Poczatkowo okret nazywal sie Galicyjka czyli La Gallega.
Na czesc Galicii, gdzie zbudowano statek.
Okret posiadal trzy maszty, statek moze i nie najszybszy ale swietnie przygotowany do przemierzania Atlantyku. 25 grudnia 1492 roku okret osiadl na mieliznie w poblizu Hispanioli.
Odtad nie nadawala sie do dalszej ekspolatacji. Deski z okretu posluzyly do budowy osady La Navaid.
Do naszych czasow nie zachowaly sie zadne dokumenty o statku. Na swiecie istnieje kilka replik Santy Marii. Jeden stoi w Puszczykowie w Muzeum im. Arkadego Fiedlera.
Nasza Sante Marie wybudowal Holender Robert Wijntje, pomiedzy czerwcem 1997 a lipcem 1998 w wiosce Camara de Lobos przy Funchal.
Tu tez stoi w porcie i stad sa wycieczki. Okret pierwotnie wybudowany na Expo 98 w Lisbonie. Santa Maria co tysiace zadowolonych turystow. Discovery Chanel uzyla Santy Marii w programie The quest for Columbus.
Dziennie odbywaja sie dwa kursy statku. Rejs trwa 3 godziny. Najpierw silniki((( odpalone i wyplyniecie zdala portu. Potem cel to Cabo Girao by podziwiac wysokie klify.
Podplyniecie w bezpieczna odleglosc. Piraci ze statku skacza pierwsi wybieraja odwaznych do skoku ze statku.
Instytucja Zony a jakze skacze na nogi. Plywa z resztoma ludzmi. Potem hop na poklad. Wycierac sie, zdac relacje. Poczestunek ciastem coca de madeira, plus dwa kielichy wina. Wracamy do portu.
Delfiny sie wylaczyly. Nie chcialy umilic ciocia drogi. Ciocia juz czerona jak rak siedziala w cieniu i podziwilaa hen dalekie otwarte wody, hen do hameryki.
Choc Santa Maria tylko raz rozwinela zagle. Za to widok wspanialy.
Replika zaopatrzona w armaty, kopie, barek z dolnym pokladem z gablotkami i oltarzykiem swietnie sie spisywala i sprawiala, ze przez chwile byla ciocia gdzie indziej.
Dechy skrzypai, spod nich wychodzi lepik, liny prawdziwe konopiane. Stary hamak, stara mapa, tylko ludzie jak to turysci smazacy sie na pokladzie nudni. Nic to.
Kolejna frajda za nami. I nie wazne, ze urzadzenia sa sprytnie ukryte pod pokladem a sternik dzielnie kreci kolem))).
Zadne trojkatne zagle, gafle i srafle nie zastapia prostokatnych zagli zisajacych z rei. Krzyz czerwony napial sie podmuchem wiatru i przez chwile bylo cicho)) Tak to bylo to- to bylo
10 w skali Beauforta - eh do czorta!!!
No comments:
Post a Comment
Note: only a member of this blog may post a comment.