Tuesday, 16 June 2015

Słońce na Maderze Świeci tej cholerze czyli ciocia dopiela swego- odwiedzila Marszalka Jozefa Pilsudskiego




 Marszalek Jozef Pilsudski na Maderze. Ciocia az paluchy zaciskala, zeby obejrzec pomnik tego wielkiego Polaka w stolicy Madery. Tym bardziej wazne to bylo na fakt 80 - tej rocznicy zgonu Marszalka. Pomnik Jozefa Pilsudskiego usytuowany jest na glownej arterii Funchal przy budynku parlamentu. Na pomnik mozemy z latwoscia trafic. Centrum jest ladne i kojarzy sie z Lisbona. Nie n darmo bo to taka mala Lisbona wlasnie. 
Ponizej daje wierszyk, dlaczego on powstal i kochani w jaki sposob Jozef Pilsudski znalazl sie na wyspie i dlaczego w towarzystwie pieknej lekarki. 

Słońce na Maderze
Świeci tej cholerze
A cholera śpi
I o Brześciu śni...
To anonimowy poznanski wierszyk przeciwnikow Pilsudskiego. Dla tych nie ma jednego Pilsudskiego. Widzimy czarne i biale strony Marszalka. 
 "Nie ma jednego Piłsudskiego". Wodza, do dokonań którego odwoływał się Lech Wałęsa, a także Lech Kaczyński czy Bronisław Komorowski. Dobrze również przypominać jego słowa, nie tylko pierdelserdel i burdel, ale i te, które padły w 1920 roku w czasie wizyty Marszałka w Lublinie -
"Jednym z przekleństw naszego życia, jednym z przekleństw naszego budownictwa państwowego jest to, żeśmy się podzielili na kilka rodzajów Polaków, że mówimy jednym polskim językiem, a inaczej nawet słowa polskie rozumiemy, żeśmy wychowali wśród siebie Polaków różnych gatunków, Polaków z trudnością się porozumiewających [...]"
Wierszyk powstal przy akcji pisania pocztowek dla Marszalka. 

                                
Pilsudczycy nie dali marszałkowi spokoju nawet podczas wypoczynku. Przed traktowanymi jak święto państwowe imieninami Piłsudskiego (19 marca) ogłoszono wielką akcję pisania pocztówek do marszałka. Każdy Polak winien przesłać hołd Pierwszemu Obywatelowi Polski – ogłoszono. Z całego kraju wysłano ponad milion (!) pocztówek. Dostarczyć je na Maderę miał nie byle jaki statek, ale „Wicher”, najnowszy polski niszczyciel, świeżo ukończony we Francji.
Milion kartek pocztowych pod jeden adres; tego jeszcze nie miała poczta na Maderze, ba, w całej Portugalii, a może i na świecie.
Tymże „Wichrem” Piłsudski miał wrócić do Polski. 23 marca niszczyciel odcumował i popłynął do Europy. Admirał Jerzy Świrski, dowódca marynarki wojennej miał nadzieję, że rejs nowoczesnym okrętem spowoduje zmianę niechętnego stosunku Piłsudskiego do floty wojennej.
Udało się częściowo, bo co prawda Piłsudski zgodził się na budowę niszczycieli „Grom” i „Błyskawica”, ale już okręty podwodne „Orzeł” i „Sęp” były budowane ze składek społeczeństwa.
29 marca 1931 roku Piłsudski powrócił do Gdyni. Oczywiście i tu musiała być pompa. Na spotkanie niszczyciela wyszły trzy kanonierki, a po zawinięciu do portu wszystkie okręty podniosły galę banderową a Piłsudskiego powitało 19 salw armatnich. Według starej tradycji tyle przysługuje premierowi. Prezydenta Kaczyńskiego żegnało 21 salw, powitanie bądź śmierć króla ogłaszają 33 wystrzały, a cesarza – aż 101.

                                      
Piłsudski od dawna planował zimowy wypoczynek w ciepłym klimacie. W 1928 roku przeszedł atak apopleksji i właściwie już nigdy nie powrócił do dawnej sprawności fizycznej. Prowadził niezdrowy tryb życia, pracował głównie nocami, wówczas również przyjmował wzywanych polityków.
   Prowadziło to czasem do zabawnych sytuacji, kiedy goście Komendanta nie wiedzieli, jak traktować takie wizyty. Znany z nienagannych manier książę Janusz Radziwiłł długo zastanawiał się, jaki strój włożyć (był zaproszony na drugą w nocy). Odpowiedni na wieczór, czy też właściwy dla godzin porannych?
   Niezdrowy tryb życia niszczył organizm marszałka, sypiał tylko kilka godzin na dobę, palił olbrzymią ilość papierosów. Dłuższy wypoczynek stawał się więc koniecznością, a pomysł z portugalską wyspą podsunęły Piłsudskiemu jego córki.
   Marszałek zaplanował pobyt na Maderze wyłącznie w towarzystwie Eugenii i doktora Woyczyńskiego. Otoczenie Komendanta miało jednak inne zdanie na ten temat i na wyspie pojawił się kapitan Mieczysław Lepecki - znany pisarz i podróżnik. Wysłał go tam podpułkownik Józef Beck (późniejszy minister spraw zagranicznych), oczywiście bez wiedzy Piłsudskiego. Lepecki miał zaaranżować przypadkowe spotkanie z marszałkiem (jako podróżnik mógł tam przecież przebywać) i wejść w jego otoczenie.
   W jakim celu Beck wysłał Lepeckiego śladami swojego pryncypała? Marszałkowi towarzyszyły przecież wyłącznie osoby prywatne, niezwiązane z polityką. Czy chciał inwigilować Piłsudskiego? Absurd. Czy zatem chodziło o Woyczyńskiego? Kilka lat później został on zdymisjonowany - podobno jego żona utrzymywała kontakty z wywiadem sowieckim. Bardziej prawdopodobne jest podejrzenie, że Lepecki miał obserwować relacje pomiędzy Piłsudskim a jego kochanką. W napisanych kilka lat później pamiętnikach, które miały się ukazać na jesieni 1939 roku, kapitan Lepecki nie wspomniał jednak ani słowem o obecności Lewickiej na Maderze. A przecież przez kilka tygodni mieszkał z nią pod jednym dachem. O pobycie panny Eugenii na Maderze wielokrotnie informowała prasa, skąd zatem to dziwne przemilczenie? Czyżby Lepecki wziął udział w intrydze przeciwko Lewickiej?
   Pobyt na Maderze zakończył romans Piłsudskiego z piękną lekarką. Do dzisiaj nie ustalono, co właściwe tam zaszło, ale Eugenia Lewicka skróciła pobyt i samotnie wróciła do kraju. Marszałek z Woyczyńskim i Lepeckim pozostali jeszcze miesiąc (powrócili na pokładzie niszczyciela „Wicher" pod koniec marca 1931 roku). Piłsudski po powrocie nie utrzymywał już kontaktów z Eugenią i do dzisiaj nie wiadomo, jakie były tego przyczyny. Przecież nie po to wyjeżdżał z kochanką na odległą wyspę w bardzo kameralnym gronie, aby zakończyć romans. Czy Eugenia dowiedziała się, że nie ma już wyłączności na uczucia Ziuka? A może po prostu marszałek odmówił żądaniom drastycznego rozwiązania sytuacji rodzinnej, na co mogła nalegać pani doktor?

                                        
   Możliwa jest również inna hipoteza. Jak już wspominałem, kilka tygodni przed śmiercią marszałka dymisję otrzymał inny uczestnik wyprawy na Maderę - Marcin Woyczyński. Jego żonę podejrzewano o kontakty z wywiadem sowieckim (nie wiadomo, czy była to prawda), co wystarczyło do oddalenia doktora z otoczenia Piłsudskiego. A może Beck zaaranżował podobną intrygę z udziałem Lepeckiego wobec panny Eugenii? Do 1923 roku przebywała w Rosji Sowieckiej, co mogło stanowić materiał do podejrzeń. A może po prostu wmówiono marszałkowi, podając zapewne jakieś przykłady, że Lewicka utrzymuje kontakty z osobami usiłującymi wywierać wpływ na Komendanta? Piłsudski nie znosił podobnych sytuacji i reagował na nie wyjątkowo nerwowo. Całą prawdę znały wyłącznie cztery osoby (Piłsudski, Lewicka, Beck i Lepecki), może jeszcze doktor Woyczyński. Żadna z nich jednak nie podzieliła się informacjami, zabierając tajemnicę do grobu.
   Niebawem po powrocie Lewickiej do kraju złożyła jej wizytę Aleksandra Piłsudska. Nie wiemy, o czym panie rozmawiały, ale zapewne nie była to miła pogawędka. Spotkanie to nabrało specjalnego znaczenia w kontekście wydarzeń, które nastąpiły w najbliższych miesiącach.
   27 czerwca 1931 roku (cztery miesiące po powrocie Piłsudskiego z Madery) Eugenię Lewicka znaleziono nieprzytomną w budynku Urzędu Wychowania Fizycznego na warszawskich Bielanach. Przewieziono ją do szpitala, gdzie po dwóch dniach zmarła, nie odzyskując przytomności. Lekarze stwierdzili, że przyczyną zgonu było zatrucie środkami chemicznymi nieznanego pochodzenia.
   Warszawa dosłownie wrzała od plotek - szeptano, że panna Lewicka została zamordowana przez otoczenie Piłsudskiego, aby go w ten sposób uchronić przed skandalem. Inni uważali jednak, że było to samobójstwo. Co dziwne, wyjątkową powściągliwość zachowywali dziennikarze, nawet reprezentujący tytuły opozycyjne wobec obozu belwederskiego. Niewykluczone, że obawiano się reakcji Piłsudskiego (marszałek potrafił być brutalny), możliwe, że przedstawiciele władz zasugerowali ostrą reakcję na prasowe śledztwo. Nawet związana z endecją „Gazeta Warszawska" zadowoliła się beznamiętną relacją, określając zmarłą jako „przyjaciółkę rodziny ministra spraw wojskowych", co nie odpowiadało prawdzie.
   Józef Piłsudski unikał uroczystości religijnych - nie był nawet obecny na pogrzebie swojej pierwszej żony. W przypadku pogrzebu Eugenii Lewickiej zachował się jednak inaczej. W kościele na warszawskich Powązkach marszałek pojawił się tuż przed rozpoczęciem mszy żałobnej w towarzystwie Woyczyńskiego, Sławoja Składkowskiego, Wieniawy-Długoszowskiego i Walerego Sławka. Usiadł w jednej z dalszych ławek, ale po kwadransie wstał i wyszedł ze świątyni wraz z osobami towarzyszącymi. Do końca uroczystości pozostali natomiast premier, wysocy urzędnicy państwowi, oficerowie. A był to przecież pogrzeb lekarki zatrudnionej w jednej z państwowych instytucji, a nie osobistości z życia polityki czy kultury.

                                

   Interesująca jest relacja znajomego Eugenii Lewickiej, profesora Stanisława Malinowskiego. Naukowiec spotkał piękną panią doktor na warszawskiej ulicy kilkadziesiąt godzin przed jej śmiercią. Zauważył, że była „w dobrym nastroju, pogodna, spokojna. Nie wyglądała na osobę, która nosi się z samobójczym zamiarem". Malinowski dobrze znał Lewicką, ale czy można do końca odgadnąć, co dzieje się w duszy drugiego człowieka? Czy każdy samobójca musi mieć swój zamiar wypisany na twarzy?
   Warto zwrócić uwagę na jeden aspekt ostatnich lat życia marszałka. Od chwili powrotu z Madery Piłsudski starzał się w błyskawicznym tempie. Zmiany fizyczne dokumentują zdjęcia, na zachowanych fotografiach widać, jak jego twarz (sylwetka również) podlega negatywnej ewolucji. Na pewno miały na to wpływ choroby, a przede wszystkim postępująca choroba nowotworowa. Swoje robił również tryb życia, pogłębiająca się skleroza, ale można pokusić się o hipotezę, że znaczenie mogła mieć również śmierć Eugenii Lewickiej. Może nawet nie sama śmierć, ale wydarzenia na Maderze, które spowodowały gwałtowne zerwanie znajomości. Marszałek bez wątpienia był zaangażowany uczuciowo i zakończenie związku musiał odczuć dotkliwie. A starzejący się mężczyzna odbiera niepowodzenia uczuciowe boleśniej od młodzieńca. Wie, że nie ma już czasu i każdy związek może być ostatni.

SŁAWOMIR KOPER
http://www.marhan.pl/index.php/biblioteka/51-ludzie/2957-kobiety-jego-zycia-jozef-pisudski-cz-7-tajemnica-pobytu-na-maderze

                                     

https://www.radiolodz.pl/posts/14525-slonce-na-maderze-swieci-tej-cholerze-czyli-rozmyslania-o-demokracji-pisze-wiec-jestem-joanna-sikorzanka

No comments:

Post a Comment

Note: only a member of this blog may post a comment.